fbpx

CZEMU TAK RZADKO PISZĘ O CZYTANIU GLOBALNYM W JĘZYKU POLSKIM ?

Jeśli śledzicie tego bloga od jakiegoś czasu to pewnie wiecie, że skończyłam program czytania globalnego w języku angielskim jeśli chodzi o gotowy zestaw kart i że wkroczyliśmy w etap specjalnych książek. Nie oznacza to jednak, że nie przedstawiam mojej córeczce kolejnych słów.

Muszę powiedzieć, że uzależniłam się pozytywnie od tego, co robię już ponad rok. Zainspirowana różnymi pozycjami, które czytam np. ostatnio książką “Jak kreatywnie wspomagać rozwój dziecka” autorstwa państwa Minge, o której wspomniałam tutaj, wprowadzam mojej córeczce nowości. To co teraz robimy spełnia co najmniej podwójny cel, czyli nie tylko uczy czytać globalnie. Pewnie jesteście ciekawi, co takiego wymyśliłam, ale o tym napiszę innym razem.

Jako, że o czytaniu globalnym w języku polskim piszę stosunkowo rzadko, a wiem, że wielu rodziców zagląda na tego bloga właśnie dlatego, że jest tym zainteresowana postanowiłam temu poświęcić dzisiejszy wpis. Jak wiecie, u nas za rozwój języka polskiego jest odpowiedzialny tata (moja strategia dwujęzycznego wychowania Mai wiąże się z tym, że ja po prostu nie mogę prezentować polskich kart). Mój mąż ma nieco inny stosunek niż ja do edukacji maluszka i jest o wiele mniej zorganizowany, o czym pisałam chociażby tutaj porównując nasze odmienne podejścia.

Nie skupiam się na tak szczegółowym opisywaniu czytania globalnego w języku polskim, jak to było i jest w języku angielskim z następujących powodów:

– kolejne etapy programu są dokładnie takie same, jak w języku angielskim, więc musiałabym powielić treść części wpisów zastępując jedynie przykłady angielskie, polskimi, 

– program czytania globalnego w języku polskim jest u nas realizowany mniej systematycznie i o wiele wolniej niż w języku angielskim, więc nawet chcąc zrobić częściej jakieś podsumowanie nie miałabym po prostu o czym pisać.

SYSTEMATYCZNIE, ALE INACZEJ 

Podchodzę zupełnie na luzie do tego jaki mój mąż ma zwłaszcza ostatnio stosunek do wczesnej edukacji naszego maluszka. Tata od jakiegoś czasu nie wykazuje własnej inicjatywy (ja przypominam o prezentacjach i codziennie przygotowuję karty), ale potrafię nawet w takim nastawieniu zobaczyć plusy. Fajnie, że jest inaczej.  W przyszłości będziemy mogli porównać, czy realizacja programów w języku polskim i angielskim da takie same rezultaty. Jak na razie pierwszą książką, którą Maja z własnej inicjatywy “przeczytała” w wieku 21 miesięcy jest książka w języku angielskim. Nagranie możecie zobaczyć na Facebooku

Systematyczność w miarę jest, bo prezentacje odbywają się codziennie, ale jeśli chodzi o ilość prezentowanych słów zdecydowaną przewagę ma język angielski. Poza tym ostatnio nie ma praktycznie dnia, w którym tata zdążyłby swój zestaw zaprezentować wymagane 3 razy, więc często jest tak, że 2 prezentacje są jednego dnia, a 3-cia kolejnego i dopiero po niej odkładam karty i zmieniam je na nowe.

Przez pewien czas odkładałam po 2 karty dziennie i dodawałam nowe, bo takie było tempo nauki mojego maluszka. Po około dwutygodniowej przerwie chorobowej wróciłam do podmieniania jednej karty dziennie i na razie nie widzę potrzeby zwiększania intensywności. Jak będziecie swoje dzieci uważnie obserwować też będziecie wiedzieć, kiedy przyśpieszyć z wprowadzonym materiałem.

Przy próbach odkładania tylko 1 karty każdego dnia i zamieniania ją na 1 nową notowaliśmy znaczny spadek zainteresowania. Był czas, że przeszło mi nawet przez myśl odkładać po 3 karty dziennie i dokładać 3 nowe, żeby jeszcze zwiększyć zainteresowanie Mai, które w tym miesiącu znowu spadło. Możliwe, że przez to, że na kartach z dłuższymi zdaniami brakuje ilustracji. To by oznaczało, że w zestawie, który składa się z 5 kart jedną kartę by czasem widziała tylko przez 1 dzień. Za krótko? Wcale nie. Sam Doman pisze, że punkt wyjścia, który opiera się na prezentowaniu 1 karty 3 razy dziennie przez 5 dni należy dopasować do dziecka i modyfikować intensywność wprowadzanego materiału. 

Przez długi czas tacie tak fajnie się z Mają pracowało, że aż mu pozazdrościłam. Mogę się przyznać, że czekałam na mały moment kryzysu, żeby na chwilę przerwać program czytania globalnego, aby tata mógł przedstawić naszej córeczce cyfry w języku polskim. Nie wiem do dzisiaj, czy to była dobra decyzja, czy nie, a pisałam o tym tutaj przedstawiając pierwsze efekty matematycznej edukacji mojej córeczki. Powrót do czytania globalnego był udany, ale dość szybko okazało się, że standardowe “domanowskie” prezentacje zwykle się nie sprawdzają.

WPŁYW NASTAWIENIA RODZICA NA ZAINTERESOWANIE DZIECKA, CZYLI NIE NACISKAJ I NIE POKAZUJ, ŻE CI ZALEŻY

Nie wiem jak to jest, ale jak ja prezentuję karty w języku polskim, a tata tylko czyta, to zainteresowanie Mai jest większe. Może wyczuwa moje mega pozytywne nastawienie do całego przedsięwzięcia, czy może moje zaufanie, że ona to wszystko chłonie, nawet jak jeszcze nie chwali się tym, co wie. My z mężem z braku czasu (oboje pracujemy) i z braku nacisku na tą część programu Domana raczej w ogóle nie sprawdzamy, ile Maja zapamiętała i czy rozpoznaje karty. Opieramy się na samych prezentacjach nowych słów, wyrażeń i zdań. Ostatnio takie sprawdzanie w postaci możliwości wyboru odpowiedniej karty w języku polskim robiliśmy na potrzeby filmiku podsumowującego pewien etap z metodą Domana. Raz z ciekawości zakryłam obrazek w książce do czytania globalnego w języku polskim i zapytałam Maję co to za słowo i odpowiedziała poprawnie: “miś.” 

Teraz równolegle z kartami ze zdaniami w języku polskim idą karty w języku angielskim, którymi jest zainteresowana i utrzymałam to zainteresowanie nawet prezentując słowa do jednej z książek do czytania globalnego, które możecie pobrać tutaj, a do których nie zrobiłam rysunków, a po moim sierpniowym wpisie wydawać by się mogło, że rysunki są niezbędne, aby utrzymać zainteresowanie dziecka.

Ale ja się wygłupiam, zadaję pytania, czy nawet coś opowiadam przed pokazaniem karty poszerzając kontekst, ale o tym napiszę wkrótce w poście poświęconym kolejnym zabawom z kartami i nie tylko, czyli niestandardowej, ciekawej dla nieco starszego dziecka prezentacji. Już nie raz wspominałam, że potwierdzam słowa Domana, że im wcześniej zaczniemy tym lepiej. Niemowlak wszystko przyjmie. Nie musimy nic wymyślać. Standardowo migamy kartami zgodnie z zasadą, żeby to robić jak najszybciej  i to wystarczy, żeby utrzymać zainteresowanie. 

Mój mąż z przyzwyczajenia dąży do złapania wzroku Mai i szybkiego przetasowania kart. Według mnie takie prezentacje się sprawdzają u szkrabów maksymalnie do roku. Często go upominam, że to nie może być tak, że on biegnie za Mają i jej podsuwa karty i mówi, żeby patrzyła. To nie o to chodzi! Ona ma sama z siebie spojrzeć. Ma ją zaciekawić, zaintrygować tak, żeby sama zerknęła na plansze. Takie podsuwanie kart na siłę pod oczy malca nic nie zdziała.

Nic na siłę! To powinna być naczelna zasada wszystkich rodziców bawiących się we wczesną edukację dziecka. Rodzic musi być naprawdę cierpliwy i przy tym radosny, bo nie wypada okazywać zniecierpliwienia przy takim maluszku, żeby przypadkiem nie wyczuł, jak bardzo nam na jego edukacji zależy. To oczywiste, że nam zależy i mi też bardzo zależy, ale musimy pamiętać, że to nie szkoła i że w przeciwieństwie do uczniów, nasze dziecko ma nieograniczoną ilość czasu na opanowanie materiału, więc nie powinno być w tym względzie żadnej presji.

W sytuacji, gdy dziecko wyczuje, jak bardzo chcemy, żeby wszystko przyswoiło i jeszcze się najlepiej, żeby się pochwaliło przed nami, a może nawet przed naszymi znajomymi tym co wie, może nam dać dobitnie do zrozumienia, że ma to wszystko w głębokim poważaniu. Niech nam gdzieś z tyłu głowy przyświeca myśl, że naszym zdaniem jest prezentowanie nowych informacji w ilości i z częstotliwością jaką my jesteśmy w stanie ogarnąć utrzymując zainteresowanie malucha. Wymagań nie stawiamy żadnych: nie wymagamy zainteresowania wtedy, kiedy akurat nam pasuje (próbujemy w późniejszym czasie, jak dziecko jest zajęte albo po prostu nie chce), nie wymagamy ujawniania tego, co dziecko już umie (uwierzcie mi, pokaże nagle i was kompletnie zaskoczy, jak moja Maja piosenką czy książką anglojęzyczną), a tym bardziej aby dziecko wybierało karty przed znajomymi, czy innymi członkami rodziny na pokaz (szczegółowo o sprawdzaniu wiedzy dziecka pisałam tutaj).

Mam fajny przykład pokazujący, że nie warto na dziecko w żaden sposób naciskać. Nie dotyczy on czytania globalnego, ale uznałam, że się nadaje aby zobrazować złą postawę rodzica. Otóż w jednej z grup Facebookowych, którą podpatruję, dość niedawno zdesperowana mama 4-latki prosiła o pomoc, bo bodajże po 3 miesiącach nauki literek jej córka nadal ich nie znała. Nazywała je nazwami przez siebie wymyślonymi na zasadzie, że literka K to dla dziewczynki było “bla bla” (mój wymysł, bo dokładnego języka wymyślonego przez dziewczynkę nie pamiętam, a post zniknął). Owa mama porównywała ją z innymi dziećmi, które już  w tym wieku znały litery i czytały.

A ja oczarowana ideologią Domana powiem wam tak:  jestem pewna, że dziewczynka znała wszystkie litery i jeśli tylko miała kontakt z czcionką o odpowiedniej wielkości na pewno potrafiła już czytać, ale widząc jak mamie zależy, jak mama ją ciśnie do tego czytania, przekornie robiła wszystko, żeby mamę zniechęcić.

Przypomnę tutaj, że w programie czytania globalnego według Domana wystarczy jedną kartę z jednym słowem, wyrażeniem, czy zdaniem prezentować 15 razy, co zgodnie z domanowskimi zasadami prezentacji zajmuje 5 dni. Jeśli dziecko potrzebuje można jedną kartę prezentować mniej razy i szybciej wymienić na nową, o czym pisałam na przykład w tutaj.

Możemy teraz przełożyć to na naukę alfabetu, czyli odnieść się do przykładu z dziewczynką, która nazywała literki po swojemu. W polskim alfabecie mamy 32 litery. Zakładając, że każdą wystarczy pokazać dziecku tylko 15 razy, 3 razy dziennie, a jednorazowo prezentujemy zestaw składający się z 5, przedstawienie wszystkich zajmie nam nieco ponad miesiąc. A biorąc pod uwagę, że mamy do czynienia z czterolatką bardzo możliwe, że o wiele szybciej. Skoro wyżej wspomniana mama prezentowała alfabet aż przez 3 miesiące oznacza to, że robiła bardzo dużo powtórek, a według Domana powtórki są nudne. Co innego z powtarzaniem tego samego, ale zupełnie inaczej.

Mamom takim jak ta przeze mnie tutaj wspomniana, czyli uczącym alfabetu, radziłabym zaprezentować alfabet zgodnie z zasadami prezentacji Domana, pobawić się literkami i słowami na ile dziecko chce i uwierzyć, że dziecko to wszystko zapamiętało. Jeśli dziecko chce kontynuujemy zabawę słowami czekając cierpliwie aż nagle, z dnia na dzień nam coś przeczyta, a jeśli nie chce, odpuszczamy na jakiś czas i cierpliwie czekamy zajmując się czymś innym i nie dobierając sobie do głowy, że jeszcze nie czyta. Pamiętajmy tutaj, że nie zaleca się wprowadzania liter dzieciom poniżej 3 roku życia, chyba, że dziecko samo wykazuje inicjatywę w tym kierunku i bardzo nas “ciśnie.”

A jak to się ma do podejścia mojego męża? Te dwa podejścia łączy presja. Bo u taty to nie jest tak, że mu jakoś zależy na efektach. Tacie zależy często, żeby zrobić szybko “sesyjkę” z planszami słownymi i iść grać w FIFĘ, czyli zależy mu na tym aby wszystko odbyło się szybko, bez żadnego nakładu ani czasu, ani pracy. Powoli zmieniam jego myślenie, do którego się przyzwyczaił jak zaczynał z kartami. Jak Maja miała roczek takie standardowe, szybkie prezentacje się sprawdzały. Oczywiście “szybko” nadal obowiązuje, ale  dotyczy samej prezentacji, jak już uda się ją przeprowadzić. Nie chodzi o to, że szybko musi do niej dojść i to dokładnie wtedy kiedy my chcemy. 

Mój mąż i wszyscy z nas muszą pamiętać, że nie ma mowy przerywaniu zabawy ani czegokolwiek, co dziecko aktualnie robi. Nie ma mowy o jakimś negatywnym komentarzu odnośnie kart, gdy proszę o ich pokazanie. Tak się kilka razy zdarzyło z moją mamą. Daję jej karty ze zdaniami w języku polskim, a ona od razu “wypaliła” z krytyką, czemu nie ma rysunków. W tym momencie zabrałam karty. Pisałam już tutaj, że dzieci są jak małe radarki i wyczuwają emocje. Prezentacje kojarzone z negatywnymi emocjami  nie mają sensu. Dziecko od razu wyczuje, że dorosły się denerwuje, że chce szybko zrobić prezentację i zająć się czymś innym, a jak mu nie wychodzi to zdenerwowanie, czy po prostu zniecierpliwienie jeszcze większe. Jestem pewna, że moja dziewczynka rozumie, kiedy ktoś krytykuje karty. W takiej sytuacji lepiej odpuścić.

„Sesje” z kartami robimy tylko wtedy, gdy naprawdę mamy czas dla dziecka i podkręcone maksymalnie pozytywne myślenie: 

1. teraz mój maluch jest zajęty, więc spróbuję za jakiś czas i to nie jest dla mnie żaden problem

2. widzę, że mój maluch ma chwilkę wolnego np. idzie do mnie, to teraz spróbuję, ale jak nie będzie zainteresowany to spróbuję innym razem, bardziej kreatywnie, bo przecież nie zawsze trzeba szybko przełożyć karty przed oczami dziecka.

Maluch nie może czuć, że my tak bardzo chcemy, żeby mu pewne informacje „wtłoczyć” do głowy. Tak jak pisałam wyżej dzieci przekornie będą robiły wszystko, żeby nam pokazać, że tej wiedzy nie chcą, jeśli wyczują presję. To tak samo jak z ambicjami rodziców, żeby się pokazać i pochwalić dzieckiem, o czym pisałam tutaj. W przypadku taty niby luz z programem, bo nawet nie próbuje sam z siebie prezentować zdań, ale częsty brak luzu, jeśli chodzi o same prezentacje, chociaż w tym względzie często mu pomagam i go instruuję i uświadamiam że często już standardowo się nie da.

ILUSTRACJE NIE SĄ ZAWSZE KONIECZNE, ALE PRZYDAJĄ SIĘ

Jak widać więcej zależy od podejścia rodzica niż od samego zestawu kart, bo przecież te w języku polskim od początku praktycznie były atrakcyjniejsze. W ostatnim wpisie poświęconym właśnie językowi polskiemu pisałam, że po wprowadzeniu pierwszych słów napisanych czerwoną czcionką, pojawiły się pojedyncze słowa na kartach wzbogaconych ilustracjami. Chociaż Doman w swojej książce „How to Teach Your Baby to Read” wspomina jedynie o ilustrowaniu kolorów to ja uważam, że obrazki są często niezbędne w przypadku dzieci starszych, czyli bardziej mobilnych. Gdy zaczynamy z kilkumiesięcznym maluchem, spokojnie sprawdzą się karty do czytania globalnego wydawnictwa WczesnaEdukacja, z których ja korzystałam w języku angielskim. Oczywiście wydawnictwo to ma też zestawy w języku polskim.

Gdyby nie to, że przypadkiem dostaliśmy karty do czytania globalnego w języku polskim z zupełnie innego wydawnictwa, o czym pisałam tutaj, pewnie bym kupiła podobny zestaw również w tym języku. Czytanie globalne w języku polskim zaczęliśmy jak Maja miała rok, więc niedługo przed tym jak nabyła umiejętność chodzenia. Z dzieckiem, które umie chodzić już metodę należy modyfikować i urozmaicać chociażby rysunkami, które można stworzyć samemu na odwrocie kart (narysować lub nakleić obrazek lub zdjęcie), chociaż i u nas są pewne okresy czasu, w których nawet w języku polskim rysunki nie są potrzebne. 

CZYTANIE GLOBALNE W JĘZYKU POLSKIM, CZY CO UDAŁO SIĘ ZROBIĆ OD SIERPNIA

W sierpniowym wpisie dotyczącym programu globalnego czytania w języku polskim pisałam jeszcze o pojedynczych słowach. Od tego czasu tata zdążył zaprezentować:

wyrażenia dwuwyrazowe

Kiedy uczyć czytać
Wyrażenia dwuwyrazowe w czytaniu globalnym
Czytam globalnie
Ilustrowane karty do czytania globalnego

zdania składające się z dwóch wyrazów

Zdania i czytanie globalne
Krótkie zdania w czytaniu globalnym
Obrazki w czytaniu globalnym
Krótkie zdania z obrazkiem

zdania składające się z trzech słów

Mamo poczytam ci
Coraz dłuższe zdania
Ilustracje w czytaniu globalnym
Coraz dłuższe zdania

dłuższe, bardziej opisowe zdania

Karty do czytania globalnego w języku polskim
Metoda Domana w języku polskim
Metoda Domana opinie
Czytanie globalne w języku polskim

 

Przy tych ostatnich już nie mamy obrazków, więc sama coś tam z tyłu dorysowywałam po swojemu, chociaż ostatnio z tego zrezygnowałam i tata daje radę. Nie śmiejcie się, ale taki właśnie reprezentuję poziom rysowania 😛 Celowo zamieściłam ostatnie zdjęcia w innej kolejności niż poprzednie. Wcześniej mieliśmy prezentacje zgodnie z zasadami Domana dotyczącymi odpowiednich książek. Tata najpierw prezentował tekst, a potem część karty z tekstem i ilustracją. Przez dłuższy czas żeby zaciekawić Maję musiał robić dokładnie odwrotnie, czyli pokazać np. rysunek kota, a następnie odwrócić kartę i powiedzieć, że “Koty lubią mleko.” Z uwagi na moje wątpliwe umiejętności plastyczne rysunki ograniczyłam do minimum i nie do końca ilustrują całe zdanie, a jedynie jego część. Jednakże ostatnio zrezygnowałam z rysunków i poinstruowałam tatę, żeby spróbował prezentować tylko część ze zdaniem, bez odwracania karty i żeby robił to jak najszybciej. Od kilku dni udaje się prezentować karty w standardowy, domanowski sposób. Ciekawe jak długo.

Tak jak pisałam wcześniej dużo zależy od podejścia rodzica. Tacie muszę pomagać czasem rysunkami, podczas gdy ja daję często radę prezentować moją angielską część materiału zupełnie bez rysunków, chociaż, nie powiem, że po skończeniu całego gotowego zestawu kart do czytania globalnego w języku angielskim nie korzystam z ilustracji. Artysta ze mnie żaden, ale Majce się podoba. Zdania z kart zapadają jej w pamięć np. „boli brzuch” po prezentacji karty „Kubę boli brzuch.” opatrzonej przeze mnie nieporadnym rysunkiem płaczącego Kuby, który zresztą możecie zobaczyć na zdjęciu. Maja wydaje się bardzo wrażliwa na sytuacje, w których kogoś coś boli lub gdy jakiś bohater jej książki płacze bądź ma jakiś upadek, czy stłuczkę. Pewnie dlatego “boli brzuch” powtarzała długo po prezentacji tej karty.

Moje doświadczenie okazało się przydatne? Jeśli tak, udostępnij i podziel się z innymi.  A może masz podobne odczucia i przemyślenia co do kwestii, które poruszam? Trochę tutaj skrytykowałam mojego męża, ale i tak się cieszę, że coś robi z moim maluszkiem i zwykle go chwalę. A jak wasi mężowie? A może są tutaj wśród moich czytelników tatusiowie i chcą się wypowiedzieć? Będzie mi  bardzo miło, jeśli zostawisz komentarz i podzielisz się swoim doświadczeniem.

Jeśli chcecie być na bieżąco zapraszam do śledzenia fanpage na Facebook’u i do subskrypcji (okienko na stronie głównej tego bloga). 

Jako, że nie znalazłam grupy dla rodziców wplatających metodę Domana w wychowaniu swoich dzieci, sama ją założyłam na Facebook’u. Na razie „raczkujemy,” ale liczę na to, że niedługo nasze grono się rozrośnie i będziemy mogli wymieniać się doświadczeniami. Widząc, ilu rodziców dołączyło w ciągu dwóch dni od jej powstania, zapowiada się ciekawie.

4 CommentsClose Comments

4 Comments

  • Olka
    Posted 25 stycznia 2018 at 19:38 0Likes

    Przede wszystkim jestem pod wrażeniem Waszego podejścia do nauki Waszej pociechy. Nie dość, że sami zdobywacie na temat różnych metod nauczania stosowną wiedzę, to jeszcze wykazujecie się sporą kreatywnością. Wśród moich znajomych nie znam nikogo, kto mając dzieci, aż tyle z nimi pracuje (choć słowo pracuje jest tu chyba złym określeniem). Niemniej brawo!

    • Posted 25 stycznia 2018 at 20:42 0Likes

      Bardzo miło nam to słyszeć 🙂 Szczerze mówiąc ja też nie mam wśród znajomych nikogo, kto tyle czasu poświęca dzieciom. Mało tego, większość twierdzi, że na przykład nie ma czasu zrobić niczego dla siebie. Hmmm…a ja i bawię się i uczę z Mają, piszę bloga, uczę się włoskiego, szlifuję akcent w angielskim, czytam, wyciskam ciężary, pracuję więcej niż mój mąż 😛 i mnóstwo innych rzeczy. Moja doba ma chyba więcej niż 24 godziny 😀

  • Sylwia Wośkowiak-Kierepka
    Posted 25 stycznia 2018 at 21:10 0Likes

    Jestem pod wrażeniem! Mam dwoje dzieci, poświęcam im sporo czasu, ale nie w taki sposób jak Ty! Gratuluję podejścia.

Leave a comment