Dzieci są różne- musimy w nie po prostu wierzyć
W metodzie Domana trzeba wierzyć w dziecko jak potwierdziła Jordan Christian z Doman International w jednym z webminarów (jeśli jeszcze nie oglądaliście znajdziecie je w linkach pod artykułem) i z doświadczenia wiem, że niektórzy rodzice mają to szczęście, że ich maluch jest pokazywaczem i praktycznie od początku mają niezbite dowody na to, że metoda działa, a inni muszą uzbroić się w cierpliwość.
Czasem dostaję nagrania rodziców, w których maluch czyta na głos słowa zaledwie po kilku sesjach z kartami do czytania globalnego. Wywiad z Sarą – absolwentką medycyny, która tak właśnie nauczyła się czytać pokazuje, że też była dzieckiem, które szybko pokazało, co potrafi. Do takich dzieci należy też jeden z synów Natalii Minge, co do którego rodzice nie mieli żadnych wątpliwości , że czyta, bo jako dwulatek czytał już na głos całymi zdaniami. W naszej grupie na Facebooku: Metoda Domana i nie tylko -grupa wymiany doświadczeń dla rodziców też od czasu do czasu jest bardzo motywacyjnie. Mamy dzielą się postępami swoich maluchów, które bardzo wcześnie pokazują, że czytają. Pewnie jakbyśmy przeglądnęli Internet to byśmy znaleźli więcej takich dzieci, bo wiadomo rodzice lubią się chwalić umiejętnościami swoich maluchów. Natomiast mam wrażenie, że jednak większość taka nie jest. Mało tego…nasza Maja taka nie jest.
A co jeśli my już działamy od pewnego czasu i nic? Przecież oczekiwaliśmy efektu dziecka X lub Y, a nasz maluch ani myśli nam pokazać, że czyta. Ba, czasem pokazuje coś wręcz przeciwnego. Tutaj bardzo ważne jest nasze podejście.
Przede wszystkim nie należy się nastawiać na mega szybkie i spektakularne efekty. Owszem, w przypadku niektórych dzieci takie będą, ale w przypadku innych przyjdzie nam poczekać. Traktujmy wszystkie nagrania, na jakie się natkniemy i efekty innych motywacyjnie, jako potwierdzenie, że czytanie metodą Domana działa. W żadnym wypadku nie porównujmy naszego malucha z innymi. W tym miejscu przypomnę wywiad z Krzysztofem Kwietniem- tatą, który domanował swojego syna, który mówi, żeby nie patrzeć na innych, nie zaczynać działania tylko z tego powodu, że widzimy, że komuś się udało. Działajmy sami dla siebie i naszego malucha nie oglądając się za bardzo na innych.
Najlepiej będzie jak na dłuższy czas skupimy się jedynie na prezentacjach coraz to nowego materiału, co dla według Glenna Domana jest dawaniem prezentu dziecku i przestaniemy wypatrywać jakichkolwiek rezultatów oraz sprawdzać, bo sprawdzanie jest według twórcy metody jak żądanie zapłaty za ten prezent. Zresztą większość dzieci nie lubi być sprawdzana a metoda Domana to w dużej mierze dawanie. Na taki okres zupełnie bez sprawdzania, dawania opcji wyboru, czy nawet w zabawie polecam zapisywanie każdego i tu podkreślam dosłownie każdego przebłysku geniuszu dziecka nie tylko w zakresie czytania, bo ćwiczenie tej umiejętności rozwija inne o czym rodzice często nie wiedzą. To tak motywacyjnie, bo wiem, że niektórzy rodzice potrzebują widzieć cokolwiek. Nigdy to nie jest tak, że nie ma żadnych efektów. Nawet jak maluch jeszcze jasno nie pokazuje, że załapał czytanie to pokazuje mnóstwo innych postępów rozwojowych. One też są ważne.
Skrót tego jak to było z naszym “niepokazywaczem” – istna mieszanka informacji zwrotnych od dziecka
1. Początek z czytaniem globalnym
Wczesną naukę czytania zaczęliśmy, gdy Maja miała około 8/9 miesięcy. Wtedy globalnie był wprowadzany tylko język angielski. Język polski wkroczył równiutko na rok. Z nowym maluchem na pewno zacznę wcześniej z uwagi na to, że dopóki maluch nie nauczy się chodzić jest łatwiej. Maja zaczęła chodzić późno, bo na 13,5- miesiąca i wtedy dopadł nas kryzys, który jak widzicie przetrwałam.
Już jako 10-miesięczny maluszek, nasza córeczka często wybierała właściwą kartę z dwóch do wyboru i po kryzysie też mamy nagranie z 16/17-miesięczną Mają, w którym pokazuje, że rozpoznaje pojedyncze wyrazy w języku polskim. Znajdziecie je w jednym z artykułów podsumowujących pierwsze efekty wczesnej nauki czytania.
2. Kontynuacja i totalnie sprzeczne informacje zwrotne ze strony dziecka – nie czyta…a może jednak czyta…
Od tego wspomnianego nagrania bardzo długo nic. Piszę to, żeby Was uświadomić, że czasem naprawdę długo trzeba czekać. No może nie takie zupełne nic, bo mała Maja opanowywała jednocześnie dwa języki i czytanie globalne też miała w dwóch językach, więc w jej głowie na pewno mnóstwo się działo. Natomiast dla kogoś postronnego nie było nic co by wskazywało na to, że czyta. Raczej w drugą stronę. Opcje wyboru nie wchodziły w grę, a jak już się udało uzyskać jakiś wybór – mała często wybierała złą kartę. W zabawie z 9 kartami, którą proponował Glenn Doman sprawiała wrażenie, że zupełnie nie rozpoznaje słów. Czyżby celowo, żeby mama dała sobie spokój ze sprawdzaniem?
A mama mocno wierząca w to, że metoda Domana działa łapała i zapisywała wszelkie czytelnicze i nie tylko przebłyski i to co maluszek zechciał ujawnić tak spontanicznie, nagle, z zaskoczenia począwszy od zainteresowania samym wyrazem (to znak, że dziecko zdaje sobie sprawę, że te znaczki mają znaczenie), poprzez “Tu wpisuje “cup”” dwulatki zwracającej uwagę na angielski napis na swoim kubku i odczytywanie słowa “ZAKOPANE” na jednej z maskotek oraz słowa “HOME” w naszym mieszkaniu na wyjeździe, a kończąc na właściwym wskazywaniu słów w książkach (od czasu do czasu oczywiście, żeby jednak tej pewności nie było). Niby niewiele, ale jednak coś. Jeszcze tu powinnam dopisać spontaniczne odczytanie słowa “bathroom” naklejonego w łazience na ścianie, gdyby nie to, że w późniejszym czasie na tą samą naklejkę zmyślała różności.
Udało się też zrobić kilka nagrań, które znajdziecie w poprzednim podsumowaniu, ale w mojej ocenie to było trochę takie na siłę chociaż pokazują Maję wskazującą właściwe słowa np. na listach zakupów, czy spryskującą właściwe karty. Musiałam się sporo nakombinować, żeby cokolwiek pokazała chociażby dać spryskiwacz. To wszystko było takie planowane, że dla mnie osobiście nie było dowodem w żadnym kierunku, ani na czytanie, ani na nieczytanie.
Zaniechałam wszelkich prób nagrania czegokolwiek na dłuższy czas, chociaż wiadomo kusiło ze względu na bloga i skupiłam się tylko i wyłącznie na prezentacjach kart. Na jednym wyjeździe wakacyjnym, gdzie pilnowałam męża z językiem polskim podbiliśmy poważnie liczbę zaprezentowanych słów. Co ciekawe wtedy Maja miała 28 miesięcy i działaliśmy z trzema językami w programie czytania globalnego. Do polskiego i angielskiego doszedł język włoski. Z racji pracy i ogólnie mojej małej kreatywności, jeśli chodzi o wymyślanie zabaw z kartami u nas jak na lekarstwo. Generalnie postawiłam na szybkie prezentacje kart.
3. Konsultacje z Bożeną Bejnar-Sławow
W trakcie czterodniowego szkolenia, o którym przeczytacie w osobnym artykule słyszałam kilkukrotnie, że odniosłam sukces. Chwileczkę…ale jaki sukces? Na jakiej podstawie tak mówi? Przecież w ankiecie opisałam całą naszą czytelniczą sytuację, z której w sumie nic nie wiadomo.
Przełomem były konsultacje z Bożeną, które dały mi porządnego kopa motywacyjnego. Nie wiem, czy ona umie hipnotyzować dzieci, ale w trakcie sprawdzania czytania Maja była zupełnie inna niż zwykle. Bezbłędnie, ze 100% skutecznością wybierała właściwe zdania, nawet gdy Bożena poszła na całość pytając po angielsku o zdanie polskie. Diagnoza – Maja jest początkującym czytelnikiem. Zyskała oznaczenie F, czyli funkcjonalne w najwyższym poziomie rozwoju ścieżki wzrokowej na Profilu Rozwoju Człowieka opracowanym przez Glenna Domana (skan profilu w tłumaczeniu Bożeny możecie zobaczyć w artykule dotyczącym samych konsultacji) a ja zalecenie prezentowania powiązanych ze sobą słów w celu poszerzenia wiedzy Mai o świecie.
A’propos samej Bożeny Bejnar-Sławow czuję się tu w obowiązku napisać, że o ile samo szkolenie było mega, konsultacje dla nas też (niestety nie dla wszystkich miała tyle czasu) to zupełnie zniknęła po wszystkim zostawiając nawet dzieci poważnie chore (porażenie mózgowe) pomimo tego, że każdy uczestnik miał mieć zagwarantowane 6 miesięcy opieki online. Do tej pory cisza, a minął już rok. Poza tym w Instytutach była tłumaczem, nie przeszkolonym specjalistą. Jeśli potrzebujecie pomocy z Waszym maluchem polecam Doman International (linki do strony instytucji oraz do mojego artykułu o nich pod niniejszym artykułem). Pomagają we wszelkich problemach związanych z neurologią począwszy od niepowodzeń szkolnych (np. problem z nauką czytania) po poważne uszkodzenia mózgu np. porażenie mózgowe, autyzm. Cenowo szkolenie online jest zbliżone do tego z Bożeną. Poza tym mnóstwo wskazówek dają za darmo, jak możecie usłyszeć na trzech webminarach, które z nimi miałam.
4. Jak działałam z Mają w wieku 31 miesięcy – 3,5 roku
31 miesięcy- 34 miesiące
W tym okresie przejawiały się różności i kombinowanie po swojemu, bo z wrażenia nie zapytałam Bożeny o co jej dokładnie chodziło z tą prezentacją powiązanych ze sobą słów. Na początku wzięłam to dosłownie i starałam się aby Maja w każdym z trzech języków, które wtedy mieliśmy miała sesje z 10-cioma słowami z tej samej kategorii np. rodzaje drzew. Listę wszystkich kategorii, które tak zaprezentowałam znajdziecie w poprzednim podsumowaniu czytelniczym. Potem doszłam do wniosku, że bez ilustracji prezentacja niektórych kategorii średnio ma sens, bo owszem do programu czytania się nadaje, ale do poszerzania wiedzy o świecie już nie. Zaczęłam robić książeczki, jednak jako pracująca mama szybko przestałam to ogarniać.
Euforia po szkoleniu i konsultacjach z Bożeną nieco opadła. Mąż na wieść, że Maja jest początkującym czytelnikiem przestał się angażować w prezentacje kart w języku polskim o ile to co robił do tej pory można nazwać jakimś zaangażowaniem. Na szczęście nadal dużo Mai czytał książek i to na plus. A uparta mama działała dalej, chociaż zdarzał się tydzień lub dwa przerwy od wszystkiego. Czasem to był czas na zorganizowanie się i przemyślenie wszystkiego, a czasem przyczyną była praca.
Z czasem doszłam do wniosku, że Bożenie chodziło po prostu o bity inteligencji i kiedy tylko miałam czas to drukowałam a mężowi podsuwałam te co kiedyś zaprezentowałam po angielsku, żeby przedstawił po polsku. Zapisywałam sobie, które kategorie wzbudziły zainteresowanie Mai, żeby do nich dorobić programy inteligencji, czyli najprościej mówiąc fakty. Wtedy zupełnie zaprzestałam pokazywania pojedynczych słów na kartach w języku polskim i angielskim. W tych językach były tylko bity oraz książki. Z czasem z uwagi na pracę przestałam ogarniać przygotowywanie bitów po polsku dla męża. Nie zawsze też drukowałam nowe dla siebie. Tutaj wspierałam się prezentacjami online:
- Maluch Czyta – platforma wspierająca wczesną naukę czytania w języku polskim wraz z bitami inteligencji (wszystkie karty do prezentacji online oraz z możliwością wydruku)
- Rightbrainlibraryeducation – platforma wspierająca wczesną naukę czytania głównie w języku angielskim (nie do końca domanowa) oraz przede wszystkim skupiająca się na rozwoju i stymulacji prawej półkuli mózgu (wracałam do już kiedyś tam pokazanych kart, aby pokazać np. 200 naraz na najszybszej prędkości, co bardziej idzie w kierunku azjatyckich metod prawopółkulowych: Heguru oraz Shichidy)
Cały czas prezentowałam pojedyncze słowa w języku włoskim pisane na szybko na zmywalnych kartach, podobnie jak programy w języku angielskim. Włoski się utrzymał, bo mogłam przygotowywać karty bez korzystania z komputera. Przygotowywanie faktów na kartach szybko zostało zaniechane, bo staram się, żeby Maja mnie nie widziała przed ekranem, a wieczorem musiałam się przygotować do pracy na drugi dzień i czasem nie było kiedy znaleźć i spisać ciekawe fakty.
W języku włoskim mam zapisaną jedną opcję wyboru, w której Maja pewnie posadziła poduszkę-owieczkę na właściwym słowie. Pytałam o to jak się dzisiaj czuje owieczka. Maja mi powiedziała, że jest szczęśliwa. Poprosiłam, żeby w takim razie wskoczyła na kartę z napisem “felice” (“szczęśliwy”) no i wskoczyła. Więcej nie opcji wyboru dawałam, żeby nie zatrzeć dobrego wrażenia. Poza tym w języku angielskim odczytała na głos jedno wyrażenie z wcześniej czytanej książki. Jeśli chodzi o język polski – kompletna cisza.
Pod koniec 34 miesiąca Mai wprowadziłam program czytania w języku hiszpańskim wraz w wprowadzeniem tego języka też w mowie raz w tygodniu. Od tej pory codziennie Maja miała 1 sesję z Brillkids Little Reader. Bardzo sporadycznie zdarzały się dwie.
34 miesiące- 3,5 roku
W tym okresie zdecydowanie było mniej prezentacji papierowych kart (jedynie język włoski) a więcej komputerowych:
- Wspomniany wcześniej Maluch Czyta pomagał z językiem polskim, z którego zupełnie już wyłączył się tata. Nie było i nie ma tutaj żadnego systemu, którym się kierujemy. Czysty chaos. Zwykle przypadkowe 3 prezentacje, w tym jedna bez ilustracji.
- Wspomniany wcześniej program do nauki czytania (u nas w języku hiszpańskim) Brillkids Little Reader
- Wspomniana wcześniej prawopółkulowa biblioteka: Rightbrainlibraryeducation
- Prawopółkulowa platforma TweedleWink
Wydawałoby się, że za dużo tego komputerowego czasu, ale oczywiście nie korzystaliśmy ze wszystkich możliwości codziennie. Regularnie tj. codziennie Maja miała jedną prezentację z hiszpańskim Brillkids Little Reader + prezentację z programu Maluch Czyta (zwykle 3 tematy) lub prezentację matematyczną z Brillkids Little Math lub nagranie z TweedleWink lub matematykę/ prezentacje z Rightbrainlibrary.
Zaraz przed 3 urodzinami Maja sama z siebie pokazała mi motywacyjnie, że to co robię ma sens:
- Sama przyniosła i odczytała na głos maleńkie “am” w języku angielskim na magnesie, po czym wypowiedziała zdanie z tym słowem: “I am Maja” (“Jestem Maja”). Maleńki napis nie był wsparty żadną ilustracją.
- Z zadziwiającą dokładnością bawiła się w wybór właściwej planszy w języku hiszpańskim w programie Brillkids Little Reader, a ja walczyłam ze swoją intuicją, która mi podpowiadała, że po zaledwie kilku sesjach z programem ogarnęła czytanie w języku hiszpańskim. W programie Little Reader czasem jest wybór z 2, a czasem nawet z 6 kart.
Akurat wtedy byłam na etapie pisania e-maila z pytaniami do Doman International poprzez Jordan Christian (po ślubie Jordan Ernest), z którą webminary możecie wysłuchać w podlinkowanych artykułach poniżej. Oczywiście oprócz pytań od niektórych rodziców napisałam swoje własne. Potwierdzili, że to możliwe, że Maja tak szybko ogarnia hiszpański (podobny do włoskiego). W tym momencie zrezygnowałam z pojedynczych słów w języku włoskim na rzecz wprowadzenia kolejnego języka w czytaniu- języka niemieckiego, z którym na żywo Maja miała niewielki kontakt dzięki nowej koleżance i jej mamie.
Od tej pory Maja miała następujący program czytania:
- Język polski – książki czytane przez tatę, 3 prezentacje z programu Maluch Czyta (w wybrane dni)
- Język angielski – książki czytane przez mamę, prezentacje z programu TweedleWink lub Rightbrainlibrary (w wybrane dni)
- Język hiszpański – prezentacje z programu Brillkids Little Reader (codziennie)
- Język włoski- książki czytane przez mamę
- Język niemiecki- prezentacje kart tworzonych przez mamę, z czasem zestaw książek, kart i płyt z Your Baby Can Learn oraz Little Pim
Dodatkowo odkąd Maja skończyła 3 latka od czasu do czasu bawiłyśmy się w układanie słów z magnetycznych liter zamówionych u Kreatywnej Kropki. W sumie to bardziej ja się bawiłam. Maja układaniem słów nie była zainteresowana, chociaż jej początkowe zainteresowanie (bo zobaczyła jak koleżanka układa) sprawiło, że je kupiłam. Niemniej jednak patrzyła na moje poczynania z zainteresowaniem. Z zaciekawieniem też obserwowała na zmieniane codziennie napisy/ instrukcje na magnetycznej tablicy. Przykład możecie zobaczyć na Instagramie. Zaznaczę tutaj, że nie uczyłam jej liter. Bardziej pokazywałam, że z liter budujemy słowo jako całość. Oczywiście “codziennie” do czasu jak to ze wszystkim.
Gdy Maja miała ok. 3 lata 3 miesiące nastąpił pewien przełom, mianowicie mama udająca do tej pory, że nie rozumie polskiego z ust Mai i nie czytająca w ogóle w języku polskim (zdarzyło się sporadycznie na prośbę Mai, ale z wielkimi obawami ze strony mamy) zmieniła podejście. Wymagał tego przyśpieszony rozwój językowy malucha. Teraz Maja może liczyć na to, że jak nie zna jakiegoś słowa po angielsku i powie po polsku – mama przetłumaczy. Wcześniej Maja musiała kombinować jak dane słowo opisać, żeby mama zgadła o co chodzi. Poza tym mama zaczęła się delikatnie angażować w program czytania w języku polskim, w którym od dawna poza książkami całą robotę odwalał program Maluch Czyta w zastępstwie taty. W sumie był na to czas bo wakacje. Oczywiście w zakresie języków angielskiego i polskiego nadal jest przestrzegana metoda OPOL (jeden rodzic, jeden język) poza programem czytania.
Do punktów, które wymieniłam wyżej doszła zabawa na szybko tworzonymi kartami z byle jakimi szkicami z tyłu, ze słowami z przodu. Za każdym razem 9 kart. Codziennie w innym języku, bo postanowiłam poszerzyć słownictwo Mai, również w językach, w których program czytania jako taki na kartach był zakończony. Czasem Maja sobie wybierała język, w którym chce zabawę. Pomysł jej bardzo przypadł do gustu może też przez pewną nowość jaką była mama odczytująca słowa w języku polskim. Przykładowe karty w języku niemieckim możecie zobaczyć na Instagramie. Karty były prezentowane globalnie, po czym w kolejnej prezentacji z każdą albo mama albo Maja układały zdanie…często śmieszne. W kolejnej “sesji” Maja szukała słów i upewniała się na szkicach z tyłu kart, czy znalazła właściwą kartę. Zabawa nie trwała długo -może 2-3 tygodnie, bo mama w ciąży dosłownie padła na długi czas.
W tym czasie zgłębiłam publikację Janet Doman “Learning to Read Independently” (“Nauka samodzielnego czytania”), o której kiedyś napiszę więcej. Rodzice, którzy kupili książeczki do czytania globalnego, które przygotowałam we współpracy z Anetą Łukasik dostali też skrót tej publikacji. Na dzień dzisiejszy informacja o nich jest tylko na fanpage na Facebook’u: Wszechstronne wspieranie rozwoju dziecka. Jak się okazuje nie można nigdzie kupić tej publikacji. Mam ją dzięki szkoleniu z Bożeną Bejnar-Sławow. Program Janet zakłada powrót do znanych pojedynczych słów w ilości ok. 30, ponowne ich prezentacje lub zabawy z nimi i zrobienie książeczek w 100% opartych o te słowa. W następnej kolejności należy je czytać za każdym razem omijając pewną część.
Okazało się, że łatwiej zrobić książeczkę i wypisać z niej słowa niż odwrotnie. Jedną książeczkę zrobiłyśmy nieco od tyłu, w sensie treść wymyśliła Maja, ja zapisałam, wydrukowałam, potem pokazałam pojedyncze słowa. Jako,że treść znała wcześniej to nie bardzo było zgodne z programem Janet, bo powinna znać słowa, ale treści nie. Powstała też książeczka po polsku, którą Maja zobaczyła dopiero po prezentacji i zabawie z pojedynczymi słowami. Doszłam do wniosku, że zajmuje to dużo czasu a w sumie nie ma różnicy, czy robię normalne globalne książeczki bez jakiegoś programu z nimi związanego czy z nim. Tak, czy tak Maja mi nie pokazuje, że potrafi je sama przeczytać.
Po tym miałyśmy dość długi okres zastoju. Mama nie miała na nic siły. Maja często nawet godzinę i więcej zajmowała się sama sobą. Czasem miała jedynie prezentacje online z programami, które wymieniłam wcześniej i na tym koniec. Oczywiście czytanie książek było cały czas.
W kierunku samodzielnego czytania – trzylatka czyta zdania w języku polskim
Mieszany zbieg okoliczności w ciągu 1 miesiąca
3,5 roku skończone przez Maję na zawsze zostanie w naszej pamięci, bo zbiegło się z kilkoma wydarzeniami. Niemalże zaraz po tym miała poważny wypadek rowerowy- nie chcąc hamować (umie jeździć, ale cieszy ją prędkość i z hamowaniem problem), jadąc ślepą uliczką przeskoczyła krawężnik i wskoczyła na główkę do betonowego rowu. Tata goniący ją na rolkach nie zdążył jej złapać. Kask nie pomógł, bo ucierpiała głównie buzia. Miała sporo szyć na znieczuleniu ogólnym. Piszę o tym, bo dla mnie to niesamowite, że zaczęła po raz pierwszy czytać na głos zdaniami niedługo po wyjściu ze szpitala. To też dla nas potwierdzenie, że neurologicznie wszystko jest w porządku.
Okres rekonwalescencji Mai zbiegł się z okresem lepszego samopoczucia ciężarnej mamy, z rozmową ze Spencerem Domanem, z której wynikało, że można Maję już uczyć pisania oraz z zupełnie przypadkowym odkryciem pierwszej wersji metody Domana. Dodam jeszcze tutaj, że na szczęście mniej więcej tydzień przed pobytem w szpitalu Maja zupełnie odstawiła się od piersi. I tak w szpitalu sobie o tym przypomniała, ale przez rany i szycia wewnątrz ust karmienie nie było możliwe.
Może to nie ma najmniejszego związku z czytaniem, ale Maja nie bardzo zainteresowana do tej pory puzzlami tj. jak była malutka układała te kilkuelementowe, ale potem poszły w odstawkę, po powrocie ze szpitala stała się prawdziwą miłośniczką puzzli. Wcześniej w sumie patrzyła w sumie jak układam, ale zupełnie nie garnęła się, żeby sama to robić, więc przestałam to robić. Gdzieś w bałaganie swojego pokoju odnalazła 15-elementowe. W mig umiała układać na pamięć. Wyciągnęłam jej 24-elementowe z oznaczeniem 3+i trochę z pomocą na początku, później już układała sama. Idąc za moim maluchem kupiłam jej kolejne w podobnym stylu, ale z postaciami z ulubionej bajki “Kraina Lodu.” To był szał. W mig umiała układać i poszły kolejne…mniejszego rozmiaru 60-elementowe i 30-elementowe. Przypadkiem z Allegro przyszły też 100-elementowe, z którymi ja też mam problem (oznaczenie 5+). Po kilku próbach ułożenia zaczęła mi pomagać.
Z prywatnej rozmowy ze Spencerem Domanem
Zacznę od samego początku, czyli od rozmowy ze Spencerem Domanem. Jedna z mam, z którą mam w miarę bieżący kontakt pokazała córce tysiące słów w języku polskim (o wiele więcej niż ja, bo u nas z uwagi na mnogość języków żaden nie był realizowany aż tak intensywnie), oczywiście też mnóstwo książeczek i jako, że jej trzylatka jeszcze nie czyta dopadły ją wątpliwości, czy aby na pewno zacznie czytać bez znajomości liter. Owa mama wypatrzyła, że jedno z dzieci innej blogerki pokazywane jako dwulatka nauczona czytać metodą Domana miało elementy metody sylabowej i na jednym filmiku pokazuje, że zna litery. Hmm…ciekawe, ale prawda jest taka, że ten ktoś mógł mieć w tym jakiś interes. Rodzice, którzy zgodzili się podzielić swoim doświadczeniem w wywiadach na tym blogu żadnych korzyści z tego nie odnieśli, a potwierdzają, że to działa…jedynie jedna mama łączy czytanie globalne z pokazywaniem liter. Maja na ten czas umiała już od dawna napisać na klawiaturze komputera “mama,” “tata” i “Maja.” Nauczył ją tata.
Napisałam do Spencera, że ja całym sercem wierzę, że metoda Domana działa i wiem, że pewnie jedne dzieci zaczynają czytać szybciej…inne później i na takie prawdziwe czytanie mojej 3,5-latki tj. całymi zdaniami muszę pewnie poczekać, tym bardziej, że mieszankę z pięcioma językami jej robię. Zapytałam czemu tak jest, że jedne dzieci pokazują, że są czytelnikami szybciej…innej później. Akurat wtedy dostałam filmik od jednej mamy, której dwuletni synek odczytywał głośno wszystkie słowa zaledwie po dwóch powtórzeniach. Nie byłoby w tym nic niesamowitego, gdyby nie to, że … oni dopiero co zaczęli program czytania globalnego. Moja córeczka nigdy w ten sposób się nie popisała. Cały czas mieliśmy sytuację, jaką opisałam wcześniej. Od czasu do czasu prezentuje mi jakiś przebłysk i daje pewność, że czyta, ale innego dnia pokazuje zupełnie coś przeciwnego. Jako, że miałam okazję zapytałam nawet, czy fakt, że jeszcze nie jest zupełnie niezależnym czytelnikiem oznacza, że może ma jakieś uszkodzenie mózgu i potrzebuje programu pełzania i raczkowania. Oczywiście to pytanie od rozwijaną od dawna trzylatkę, bo wiadomo nie oczekiwałabym umiejętności czytania nawet u pięciolatki, która nie jest otoczona książkami, nie ma okazji, żeby nawet sama się nauczyć.
Akurat wtedy ktoś mnie o to pytał więc zapytałam o średni wiek, w którym dzieci osiągają poziom samodzielnego czytania metodą Domana.
Spencer zgodził się na publikację odpowiedzi, ale z formułką, że “To była spersonalizowana rekomendacja Spencera dla Mai i może nie odnosić się do wszystkich dzieci” (“This was Spencer’s “personalized” recommendation for Maja and may not apply to all children”), więc ją tu zamieszczam, żeby nie było. Najpierw oryginalna wersja z Messengera, a zaraz pod nią tłumaczenie:
“First, some kids do learn words faster than others. Also, some kids read words aloud and others choose not to. But also, usually around 3-4 years of age, I will start to introduce letters to a child. Not so much for reading, but for writing, because letters are necessary to organize to create words when writing or typing. For some kids this review of letters can help reading ability.
For that mother, I would recommend she starts letters. But that she shouldn’t feel like her work was a waste. All those words surely made an important difference in her understanding and comprehension as well as speaking, vocabulary and maturity. Not sure if the mom did many sentences and homemade books as well. Many parents focus too much just on words and don’t show enough homemade books.”
(“Po pierwsze, niektóre dzieci uczą się szybciej niż inne. Niektóre czytają na głos, inne tego nie robią. Ponadto, zwykle w wieku 3-4 lat zaczynam wprowadzać dziecku litery. Nie tyle do czytania, ale do pisania bo litery są konieczne do tworzenia słów przy pisaniu. Zapoznanie z literami wspomaga proces czytania w przypadku niektórych dzieci.
Jeśli chodzi o tą mamę, radziłbym, żeby zaczęła wprowadzać litery. Niemniej jednak, nie powinna czuć, że jej praca poszła na marne. Wszystkie te słowa, które zaprezentowała na pewno wpłynęły pozytywnie na jej rozumienie jak również na mowę, zasób słownictwa i na dojrzałość. Nie jestem pewien, czy ta mama wprowadziła również dużo zdań i książeczek domowej produkcji. Wielu rodziców skupia się za bardzo na pojedynczych słowach nie pokazując wystarczającej ilości książeczek.”
Po tych słowach przypomniałam sobie, że Bożena Bejnar-Sławow na szkoleniu mówiła coś takiego, że w przypadku niektórych dzieci pisanie przyśpiesza czytanie, ale jakoś nie skojarzyłam wtedy tego z uczeniem liter. Oczywiście na pytanie o to czy z Mają wszystko w porządku usłyszałam, że tak, bo to, że jeszcze nie pokazuje, że czyta nic nie oznacza. A średni wiek zupełnie samodzielnych czytelników, którzy nauczyli się czytać metodą Domana to …4-5 lat, co niektórych może bardzo zaskoczyć, bo metoda Domana jest często kojarzona z czytającymi 2-3 -latkami, czy nawet młodszymi dziećmi. Ten średni wiek potwierdza mama pięciorga dzieci z ostatniego wywiadu. Pod pojęciem samodzielne czytanie należy rozumieć, że dziecko rozwikłało zasady rządzące tekstem pisanym na tyle, że przeczyta każdy, nawet zupełnie nowy tekst dostosowany do jego wieku, jak możecie przeczytać z wypowiedzi Spencera poniżej:
“So for Maja, the fact that she is not reading independently doesn’t mean there is any developmental issue with her. You could begin activities to teach her word spellings where she needs to organize letters into words. Letters could be on 5x5cm cards. Average age of independent readers with our program is 4-5 years. When I say independent, I mean they can pick up a book and read it. Not necessarily any level of content , but an appropriate book level.“
(“Jeśli chodzi o Maję, fakt, że jeszcze nie jest niezależnym czytelnikiem nie oznacza żadnego problemu neurologicznego. Możesz zacząć ją uczyć budowy słów poprzez zadania, w których będzie układać słowa z liter. Litery powinny być na kartach 5×5 cm. Średni wiek samodzielnych czytelników, którzy ukończyli nasz program to 4-5 lat. Pisząc samodzielnych mam na myśli to, że potrafią wziąć i przeczytać książkę. To musi być książka na odpowiednim poziomie.“)
Przyznam się, że chowałam litery przed Mają, kiedy było zainteresowanie nimi…może z rok temu. Jedną książkę z alfabetem tak schowałam, że do dzisiaj nie mogę jej znaleźć 😛 Starałam się skupić jak najdłużej tylko na całych słowach. A tu nagle słyszę, bo to akurat z wiadomości głosowej:
“Teaching letters is a very important part. It’s essential part of teaching kids to write and for some kids who don’t pick up Doman Method reading very quickly it can also help strengthen their reading skills.”
“Uczenie liter jest bardzo ważne, jest niezbędne do nauki pisania. W przypadku niektórych dzieci, które nie łapią czytania Metodą Domana tak szybko, to pomaga im wzmocnić umiejętność czytania.”
Odkrycie prawdziwego oryginału książki Glenna Domana “How to Teach Your Baby to Read” (“Jak nauczyć małe dziecko czytać”)
Od czasu do czasu tym czym się dzielę na blogu rządzi kompletny przypadek. Tym razem po prostu byłam w szoku. Ślę w tym miejscu specjalnie podziękowania dla mamy, która wysłała mi kiedyś książkę o czytaniu Glenna Domana w języku włoskim. Ot tak…z wdzięczności za bloga…do kolekcji…bo akurat była na jakimś targu we Włoszech i o mnie pomyślała. To bardzo miłe z jej strony i strasznie żałuję, że w gąszczu piszących do mnie jej nie znajdę, żeby jej podziękować osobiście. Okładka książeczki spodobała się Mai, więc jej kilka stron kiedyś przeczytałam na dobranoc. I w sumie na tym koniec, bo doszłam do wniosku, że po prostu dołączę do kolekcji domanowych książek i nie będę jej czytać skoro to jest to samo co w oryginale. Czyżby?
Wiele miesięcy później ktoś mnie pytał o coś z programu czytania. Chciałam odpowiedź skonsultować z tą książką w wersji angielskiej, czyli z moim oryginałem, bo Doman był Amerykaninem. Niestety nie mogłam jej nigdzie w moim bałaganie znaleźć i w ręce wpadła mi włoska. Jako, że tą pozycję znam już na pamięć stwierdziłam, że znajdę we włoskiej. Nie pamiętam już o co chodziło, ale …nie dość, że nie znalazłam to jeszcze odkryłam taką oto stronę:
Natychmiast rzuciłam inną lekturę, którą wtedy zgłębiałam i przeczytałam włoską wersję Domana od A do Z. Okazało się, że jeden rozdział został znacznie zmieniony w stosunku do tego, co znamy. Na okładce tylko Glenn Doman jako autor. Jeśli chodzi o tą, którą znamy jest autorstwa Glenna Domana i jego córki Janet Doman. Tak dziwnie w artykule posiłkować się włoskim tłumaczeniem Domana (swoją drogą chwała Bogu, że znam ten język), więc dotarłam przez Amazon do pierwszej edycji…tak na ślepo nieco, bo kupując po okładce i czekałam z tym artykułem aż przyjdzie. W sumie kupiłam dwie wersje, a o trzecią poprosiłam znajomą ze Stanów, bo nie było opcji wysyłki do Polski. Dziękuję. Kupując “po okładce” i sugerując się tylko tym, żeby był jeden autor – Glenn Doman i jak najstarszą datą publikacji nie miałam pewności, która jest tą, której szukam.
W angielskiej wersji nie ma ilustracji z literami, ale ten krok 7 – alfabet jest. Zerknijcie na zdjęcia.
Kiedyś napiszę osobno porównanie tych dwóch książek tj. wersji “How to Teach Your Baby to Read” (“Jak nauczyć małe dziecko czytać”), którą znamy autorstwa Glenna Domana i Janet Doman oraz pierwszej wersji tej książki autorstwa Glenna Domana, a teraz w skrócie:
- Glenn Doman proponował początkowo o wiele mniej intensywny program czytania, praktycznie nie było tam propozycji żadnego harmonogramu, a raczej jakieś zupełne minimum, które może robić rodzic, żeby nauczyć dziecko czytać.
- Pisał, że najłatwiej jest uczyć czytać …dwulatka, ale jeśli nie boimy się wyzwań to oczywiście poleca zacząć o wiele wcześniej, nawet z kilkumiesięcznym dzieckiem.
- Poleca fajny sposób na pierwszą książeczkę domowej produkcji łączoną jednocześnie z etapem zdań oraz …z czytaniem wersji dostępnej na rynku.
- Podobnie jak w wersji, którą znamy podkreślał, żeby nie zaczynać od alfabetu, jednocześnie jednak dając zielone światło na wprowadzenie alfabetu, ale nie wcześniej niż po przerobieniu pierwszej książeczki. Tak się składa, że jako, że cała rozpiska była raczej z założeniem, że zaczynamy z dwulatkiem to akurat ten czas wypadał na 3 lata. Tu mamy zbieg okoliczności z tym, co mówił Spencer o nauce pisania na 3-4 lata.
10 intensywnych dni zabawy w czytanie i pisanie
Jako, że Maja miała dokładnie 3,5 roku postanowiłam wprowadzić jej litery i dołożyć swoją cegiełkę do programu czytania w języku polskim. Napisane na szybko na różnych kartkach, ręcznie, pismem zbliżonym do drukowanego, małymi literami. Na żaden rozmiar nie zwróciłam uwagi po tym jak przeczytałam w tej włoskiej wersji Domana, że w przypadku trzylatków już się tak rozmiarem nie przejmujemy. Owszem litery powinny być większe niż standardowo w książkach, ale nie muszą już mieć np. 5 cm. Myślę, że ok. 2 cm dla dużych liter na początek powinno być ok, jeśli wcześniej działaliśmy na większych i stopniowo zmniejszaliśmy. Jestem w posiadaniu publikacji Janet Doman “How to Teach Your Baby to Write” (“Jak nauczyć małe dziecko pisać”), której nie miałam czasu przeczytać. Najpierw działanie po swojemu.
Oto co sobie wymyśliłam:
- Skupienie tylko i wyłącznie na języku polskim w programie czytania, ale z uwagi na to, że ja do Mai po polsku nie mówię robiłam to po angielsku jak zresztą możecie usłyszeć na filmiku niżej. Wydawałoby się, że stwarzam totalny chaos i mieszankę językowo-czytelniczą mojej trzylatce, a jednak ogarnęła. Może potrzeba było zaangażowania mamy.
- Pokazywałam litery na kartkach prawopółkulowo tj. szybko x razy ile tylko Maja zechciała patrzeć. Nie liczyłam ile. Litery to jednak abstrakcja więc tutaj nie sugerowałam się ilością powtórzeń na kartę z pojedynczym słowem.
- Za x razem jak mi tam wypadło pytałam ją o ich nazwy. Dawno nie testowana Maja nie protestowała, ale inny maluch mógłby zareagować buntem na takie sprawdzanie. Odkładałam te, które już znała.
- Jednocześnie z literami pokazywałam jej w prezentacjach słowa z nich złożone też x razy dopóki patrzyła.
- Układałam jej słowa z liter magnetycznych od Kreatywnej Kropki, o których wspominałam wyżej. Czasem prosiłam, żeby odtworzyła jakieś słowo, ale bez jakiegoś ciśnienia na to. Generalnie zaczynało się już od rana, bo na stoliku, przy którym je śniadanie zawsze był ułożony jakiś napis.
Po 10 dniach:
- Zdołałam jej pokazać tylko 14 liter, z czego pokazała mi, że zna 9: m, a, o, s, t, b, d (często się myląc w przypadku tych dwóch ostatnich), m, w (czasem się myląc w przypadku tych dwóch, chociaż “m” raczej pewnie…”w” wiązała z “m”). Na widok litery “c” zawsze uparcie odpowiadała, że to “k.” W sumie w angielskim, hiszpańskim i włoskim najczęściej tak się ją czyta. Na widok “y” zawsze słyszałam odpowiedź “you” (“ty”) w języku angielskim. Nic się z tym nie dało zrobić.
- Pokazałam na kartach 28 słów złożonych z liter, które pokazałam: Maja, mama, tata, to, jaja, ja, owca, most, ma, mam, cyc, cycy, kot, koty, kotek, baca, jama, dom, bada, bajka, Caban, dodo, jest, jak, nos, moje, jem, mewa.
- Maja w tym czasie sama z siebie często prosiła o kalkę i przepisywała po śladzie słowa z wybranych książek.
Litery i słowa tak po prostu wyszły. Z przypadku. To nie jest jakaś magiczna i przemyślana lista. Na samym początku ułożyłam jej jeszcze zdania z kilkoma słowami na zasadzie: “Maja ma owcę.” Potem zaniechałam i skupiłam się tylko na słowach.
Efekty wczesnej nauki czytania
Po 10 dniach dość intensywnej pracy nad polskim Maja przyniosła książki Anety Czerskiej, które kiedyś recenzowałam i pokazała mi, że potrafi czytać zdania. Ostatni kontakt z tymi książkami miała dobre kilka miesięcy wcześniej, ale wtedy choćbym na głowie stanęła o żadnym czytaniu na głos nie było mowy. Zresztą do niedawna nie było o głośnym czytaniu mowy w żadnym języku. Ba…nie było też mowy o jakimkolwiek spontanicznym nagraniu czegokolwiek związanego z programem czytania. Wygląda na to, że te 9 liter coś w niej otworzyło. Sami zobaczcie:
Hiszpański wkradł się tutaj zupełnie przez przypadek podobnie jak samo pisanie długopisem w dodatku liter drukowanych, bo plan był żeby ćwiczyć litery pisane. Jest jak jest…ważne, że działa. Maję tak zmotywowało przeczytanie pierwszej książeczki, że zaraz były kolejne i kilka dni po tym filmiku pokazała, że czyta 5 kolejnych po po polsku. Ta po hiszpańsku z nagrania jest raczej śpiewana chociaż dość świadomie, bo wie, gdzie się kończy tekst na stronie.
Na nagraniach udało się uchwycić kilka ważnych rzeczy poza samym czytaniem, od którego zaczyna się wideo:
1. Pisanie (jak się okazuje nawet “na niby”) wspiera czytanie. Zaczęło się od pokazania do czego służy kalka, a potem już inicjatywa samej Mai, która czasem przybierała również taką czarodziejską formę jak pokazałam na Instagramie
2. Trzylatka już spokojnie może ogarnąć mniejsze litery. Takie podejrzenia były, ale i tak wszystko co było tworzone dla niej miało ogromne litery tak na wszelki wypadek. Pokazała, że niepotrzebnie.
3. Tata bez problemu akceptuje gdy Maja wtrąca angielski zwrot do polskiego, bo nie wie jak to nazwać po polsku. Po ostatnim podsumowaniu mowy w podobny sposób może się zwracać do mamy, z tym, że mama zwykle od razu tłumaczy i prosi o powtórzenie.
4. Dzieci często ujawniają swój potencjał późną nocą (zwróćcie uwagę na to, że Maja na pierwszym nagraniu i nieco dalej jest w piżamie). To wtedy po raz pierwszy zaczęła czytać zdania na głos.
5. Mniej więcej pod koniec 8 minuty udało się zarejestrować coś megaciekawego. Maja poproszona o przeczytanie udaje, że nie wie o co chodzi. Natomiast jak chwilę później zapisała całe zdanie, na pytanie co napisała pięknie czyta. Możliwe, że uznaje stwierdzenie, że coś napisała jako pochwałę, a prośbę o przeczytanie jako nacisk, któremu się próbuje sprzeciwić.
6. Podekscytowanie sięgało zenitu w pierwszy dzień i mama przesadziła z pytaniami i widać zniecierpliwienie malucha w pewnym momencie. Po tym czasie sprawdzania trzeba na razie zupełnie zaprzestać na dłużej, żeby Maja się nie zniechęciła.
Pamiętajcie, że dzieci mogą czytać o wiele wcześniej zanim zaczną czytać na głos, czy jakoś inaczej nam pokazywać. Nawet zanim zaczną mówić. Zresztą do czytania na głos nie powinniśmy w żaden sposób zachęcać o ile dziecko już samo z siebie nie zaczęło tego robić. Wiadomo, że dla rodzica to ostateczne potwierdzenie, że to co robi działa, ale tak jak mówiła podczas jednego webminaru Jordan z Doman International, po prostu musimy wierzyć w swoje dzieci. A dzieci są różne. Ja sama czasem dostaję filmiki od rodziców, których dzieci czytają na głos już po kilku sesjach z kartami. A na głośne czytanie zdań przez mojego malucha trzeba było czekać …. nieco ponad 2,5 roku. Tak czy tak 3,5 roku to fajny wiek.
Problemem może być literowanie, nie sama znajomość alfabetu
Gdybym wiedziała to co wiem teraz pokazałabym litery ok. pół roku wcześniej, ale na pewno nie przed ukończeniem przez Maję 3 lat, chociaż kto wie…być może bym nie ukrywała wszystkiego z literami gdy była młodsza i o niektóre pytała. Na pewno celowe pokazanie liter nie wcześniej niż 3 lata. Tak się składa, że te 3-4 lata zbiega się z zaleceniami Doman International, z pierwszą wersją książki o czytaniu Glenna Domana, w której w tym wieku proponuje nauczyć alfabetu oraz …z metodą Marii Montessori, uważa 4 lata za tzw. okres wrażliwy, czyli w sumie najlepszy na pisaniem bo w tym okresie przychodzi najłatwiej, chociaż wspomina też o przypadkach zaczynających pisanie 3,5-latków.
Poza tym mam niezwykle cenny feedback od mamy pięciorga dzieci, z którą był ostatni wywiad. Jej młodsze dzieci, które nauczyły się czytać tradycyjną metodą w szwedzkim przedszkolu do dzisiaj czytają szybciej w języku polskim, w którym były uczone tylko metodą globalną i alfabet wprowadzony o wiele później. W obu językach czytały wcześnie, natomiast tutaj kluczową kwestią jest tempo.
Przede wszystkim w metodzie Domana zalecenie jest takie, że nie zaczynamy od alfabetu. Myślę, że jeśli ten artykuł czyta rodzic 3-latka, z którym dopiero co zaczął program czytania globalnego to przed wprowadzeniem alfabetu bym odczekała około roku. Z 4-latkiem już nieco mniej, ale tak czy tak wstrzymałabym się z literami. Tym bardziej, że poznanie liter nie gwarantuje umiejętności czytania. Jest mnóstwo dzieci, które znają litery a nie czytają.
Tak się zastanawiam, czemu wzmianka o tym kroku siódmym metody Domana czyli o alfabecie została usunięta. Podejrzewam, że może przez to, że rodzice widząc taki wpis zaczynali przedwcześnie uczyć literowania i to zaburzało dotychczasowe osiągnięcia uzyskane metodą globalną. Dla mnie wprowadzenie alfabetu w żadnym wypadku nie oznacza uczenia dziecka, że “mama” to “m-a-m-a.” Jeśli układamy to słowo z liter to po prostu czytam całościowo. Jeśli Maja przestawi jakąś literę mówię, że “a” chyba powinno być w innym miejscu. To też ważne, żeby nazywać litery fonetycznie,tak jak występują w słowach, czyli “m” to nie żadne “em,” a “w” to nie żadne “wu.” O tym fonetycznym nazywaniu liter pisze też Maria Montessori.
Nie dopytałam tej mamy ze Szwecji o szczegóły nauki liter w przedszkolu, ale mam mocne podejrzenia, że skoro się uczyli liter to też literowali i to w tym tkwi problem. Domanowi na pewno o to nie chodziło. W końcu pisze tylko o zaprezentowaniu dziecku alfabetu. I podkreślam tu słowo “przedwcześnie,” bo w odpowiednim wieku literowanie nie powinno być już problemem. Tak samo wydaje mi się, że jak maluch w pewnym okresie pyta o litery, spokojnie możemy zaspokoić jego ciekawość. Znając życie i tak nie zapyta o wszystkie. Możliwe, że ciekawią go tylko wybrane. Po prostu nie uczmy celowo alfabetu młodszego dziecka niż 3 lata, a z literowaniem poczekajmy przynajmniej do wieku 4 lat jak w metodzie Montessori. Wydaje mi się, że jeśli zaczęliśmy czytanie globalne we najwcześniejszym okresie 4-latek będzie już czytający. Możliwe też, że o wiele wcześniej.
Co do samego “literowania” to nie uważam tego za jakieś kompletne zło tylko po prostu przedwcześnie wprowadzone według mnie może spowolnić czytanie. W końcu takie literowanie słów literka po literce proponuje w swojej książce “La scoperta del bambino” (“Odkrycie dziecka”) Maria Montessori zaczynając naukę pisania, bo u niej zaczynamy od pisania a nie od czytania, ale od pisania np. m-a-n-o (“ręka” w języku włoskim). Z tym, że weźmy pod uwagę, że chodzi tutaj o 4-letnie dzieci i myślę, że to dobry moment. U nas zainteresowanie literami było bodajże na 2 lata lub mniej. Uważam, że za wcześnie na naukę pisania i na wprowadzanie liter.
Owszem, jak komuś bezwględnie zależy na tym, żeby dziecko bardzo wcześnie czytało na głos np. na 2 lata, przy czym tempo czytania uważa za czynnik zupełnie nieistotny to jeśli dziecko jest neurologicznie zorganizowane możliwe, że zacznie czytać, jeśli właśnie robiąc przeciwnie do metody Domana zaczniemy od liter. Sama znam dziewczynkę, która już na rok rozpoznawała słowa, a odkąd umie mówić, czyli od ok. 2 roku życia czyta na głos. Kiedyś przyniosłam do nich nasze karty do niemieckiego, żeby poćwiczyć wymowę i normalnie czytała np. “Auto.” Była uczona od samego początku na zasadzie “a-u-t-o” i zaraz potem “Auto.” Według Doman International u dzieci, które już znają alfabet można przyśpieszyć czytanie właśnie prezentując słowa w sposób globalny, ale nie sądzę, żeby rodzic dumny ze swojego czytającego malucha zaprzątał sobie tym głowę. Co innego jak zna litery i ma problem z czytaniem, co zdarza się nawet u dzieci szkolnych.
Następny krok- wczesna nauka pisania, elementarz i wsparcie innych języków
Po pokazie czytania Maja dostała ode mnie “Elementarz” Falskiego do którego mam sentyment ze swojego dzieciństwa. Zaczęłam jej prezentować litery w formie pisanej, ale już widzę, że nie ma potrzeby. Wystarczyło, że w “Elementarzu” jej pokazałam, że to słowo obok to jest to samo tylko, że literami pisanymi. Unikam literowania, więc zupełnie omijamy tą część “Elementarza.” Mówię jej tylko, że tu są słowa rozbite na literki, żebyśmy mogli je zapisać. Skupiamy się na całości tekstów.
Z pisaniem u nas trochę od tyłu. Kiedyś o tym napiszę o tym szczegółowo i o tym jak jest w zaleceniach. Na pewno powinniśmy poćwiczyć pojedyncze literki, wcześniej może jakieś szlaczki, ale zaczęliśmy od całych zdań po śladzie. Na dzień dzisiejszy nie da się oduczyć kierunku pisania liter, którego nauczyła się sama poprawiając litery przez kalkę. Mam upartego maluszka. Doczytałam do końca książkę “Scoperta del Bambino” (“Odkrycie dziecka”) Montessori i jej program pisania mnie przekonuje. Zastanawiam się nad kupnem tzw. szorstkich liter, bo do zrobienia chyba nigdy się nie zabiorę z moim zapałem do wszelkich DIY.
W temacie pisania czasem generuję tekst podpowiadany przez Maję. To nie do końca jest widoczne na nagraniu, ale rozmiar liter jest o wiele większy niż w tradycyjnych zeszytach. W końcu to trzylatka. Innym razem na życzenie Mai kropkuję wybrane przez nią słowo i ona poprawia. To nie jest w żadnym wypadku regularna, planowa aktywność tylko spontan i inicjatywa Mai.
Opracowałam swój własny plan intensywnego wspierania każdego z języków, które mamy w programie czytania w wybrane dni. Nacisk jest oczywiście na polski i angielski, ale pasuje, żeby Maja też zaczęła oficjalnie czytać po włosku, hiszpańsku i niemiecku. Praktycznie od razu po zdaniach w polskim pokazała mi, że czyta na głos słowa w języku angielskim – zostawiłam otwartą prezentację na komputerze i mi powiedziała, co jest napisane. I to nie jednorazowo.
Resztę liter w języku polskim wprowadziłam jej megaszybko, prawopółkulowo prezentując je na kartach, szybko…maksymalnie 3 razy każdą i na tym skończyła się nauka alfabetu u nas. Czasem jej zwracam uwagę na litery, których nie ma w naszym języku, ale w sumie jeszcze nie doszłam do ich zaprezentowania. Po prostu na razie mówię, że danej litery nie ma w języku polskim i jest np. tylko w języku niemieckim.
Skrót tego, co działo się po nagraniach
Co prawda pojawił się u nas alfabet, ale ja nie wierzę, że Maja zaczęłaby czytać sama z siebie po opanowaniu zaledwie 9 liter. Nie wierzę też, że zaczęłaby tak szybko czytać nawet znając cały alfabet gdybyśmy wcześniej nie przerobili programu czytania według Glenna Domana. Jestem ciekawa Waszych przemyśleń na ten temat.
Wydaje mi się, że to mega testowanie Mai przez 10 dni w październiku ją zniechęciło do głośnego czytania zdań w książkach (test to pytanie o słowa, o litery i w końcu nagranie). Poszła na prawie miesiąc w “udawanie,” że czyta i totalne zmyślanie. Na początku głównie po polsku, potem też po angielsku. Sama zresztą mówi, że chce udawać. Był okres może dwóch tygodni, że nie dawała ani mi ani tacie czytać, bo zaraz zabierała książkę i “udawała.” Poprawiana, bo przy “udawaniu” wskazywała za każdym razem tekst denerwowała się i mówiła, że ona tylko udaje. Przyznam, że nieco frustrujący okres po wcześniejszej euforii, ale stwierdziłam, że o tym też napiszę. Nie jestem pewna, ale być może to jakiś normalny etap rozwoju. U nas takie monologi z książką potrafią trwać nawet około godziny. W sumie od tego czasu mam więcej czasu wolnego, gdy jestem z Mają. A jak się zaszyje na ten czas w swoim pokoju to ja mogę nawet na laptopa na parterze zerknąć, bo staram się, żeby nie widziała ile spędzam przy nim czasu. W ogóle stała się prawdziwym molem książkowym. Aż dziwne mi się to wydaje, żeby trzylatka tyle czasu w książkach spędzała.
Końcem listopada wygląda na to, że zabawa w “udawanie” przeradza się w pokazywanie prawdziwego czytania, bo co do tego, że potrafi już czytać przynajmniej po polsku i po angielsku nie mam żadnych wątpliwości. Po prostu na jakiś czas zdecydowała się zrobić przerwę od pokazywania. Zdarzyło się, że chciałam jej przeczytać książkę, oczywiście mi ją zabrała mówiąc, że chce poudawać. No to ja zaczęłam czytać swoją. W pewnym momencie podczas udawania, prawdziwe czytanie pojedynczych słów w tekście..chwila przerwy i takie zabawne zerkanie z ukosa na mnie, czy to widzę. Oczywiście, że tak. Jeszcze mi pokazała palcem co dokładnie przeczytała. I znowu radość. Innym razem zrobiła to z książką angielską. Kolejnego dnia wybrane krótkie zdania z Elementarza. Zdarzyło się też, że pochłonięta własną lekturą nie zwróciłam uwagi na to, że udawanie przerodziło się w czytanie. Wtedy Maja od razu przywołała moją uwagę mówiąc, że właśnie coś naprawdę przeczytała i mi pokazała co.
Strofuje mnie, że … za głośno się cieszę 😛 Ale jak tu nie chwalić dziecka i się nie cieszyć. Dość niedawno z liter magnetycznych ułożyłam imię jej ulubionej postaci z bajki “Roszpunka.” Oglądała ponoć u babci po polsku z tatą, a tytuł to “Zaplątani,”więc niemożliwe, że gdzieś to słowo wcześniej widziała. Mąż mówił, że jej jeszcze nie zdążył przeczytać. Pytam co jest napisane, a ona do mnie “Rapunzel,” czyli nie dość, że przeczytała to od razu mi przetłumaczyła, bo my nie rozmawiamy ze sobą po polsku.
Tak jak pisałam przebłyski są głównie wieczorem, a raczej w nocy. Wczoraj po raz pierwszy przeczytała na głos kilka stron z Elementarza. Czekam na następną okazję, bo być może uda się to nagrać.
Wiem, że nie bardzo jest zalecane pokazywanie słów palcem w tekście, ale od pewnego czasu Maja to robi sama za każdym razem gdy pozwala, abym jej coś przeczytała. Zdarzyło się też, że mnie prosiła, żebym tak pokazywała albo kierowała moim palcem słowo po słowie, linijka po linijce. W części angielskich książek (recenzowana przeze mnie seria LeapFrog) pomaga jej mówiący i czytający pisak. Sama mi powiedziała, że to jest dziwne, ale ona przez tego pisaka się uczy. Raz się wyładował i ja musiałam go zastąpić głosem, a ona palcem. Też komentowała, że czytanie jej wchodzi przez palec do głowy.
W ostatnich dniach zdołała się też popisać językiem włoskim, bo inspirując się jedną zabawą po przeczytaniu książki “La scoperta del bamnino” Marii Montessori piszę jej słowa częściowo układając litery i proszę o dokończenie np. “owiecz…” i Maja kończy “ka” a ja dokładam “k” oraz “a.” Wyłączyłam w sobie wszelkie zachęcanie do głośnego czytania, więc po prostu czytam głośno ten ułożony fragment. Natomiast niedawno zaczęłam układać słowo z ulubionej piosenki Mai w języku włoskim: “volare” (“latać”). Najpierw miało postać “vola…” i zanim ja zdążyłam je przeczytać przebiegła koło mnie Maja mówiąc coś co brzmiało jak “vuola,” ale możliwe, że sobie jaja robiła przekręcając słowo, żebym się za bardzo nie cieszyła.
Na koniec wiadomość z wczoraj. Pomimo to, że Maja twierdziła dość niedawno, że poniższy tekst z Elementarza jest dla niej odpowiedni wielkościowo (duże litery mają ok 1 cm), a te słowa nieco mniejszym drukiem tj. malutki-malutka, milutki-milutka już są za małe, zaskoczyła mnie na malutkim angielskim tekście.
O dziwo podobnej wielkości tekst, ale w ilości zaledwie jednej linijki jest dla niej w porządku.
A oto czym mnie zaskoczyła. Po okresie, o którym pisałam, czyli fazie na kompletne udawanie powoli znowu czytamy razem. Wczoraj po raz pierwszy przeczytałam od A do Z książkę przeznaczoną raczej dla starszych dzieci (zobaczcie ile tekstu). Książeczki z tej serii są u nas od dawna, ale ta czytana może 2…może 3 razy na raty np. po 1 stronie. Wczoraj musiałam przeczytać całą, co zajęło mi ….ponad 2 godziny, bo oczywiście czytanie przerywane milionem pytań Mai.
Po przeczytaniu ponad połowy książki byłam mniej więcej w połowie powyższego tekstu, kiedy Maja wskazała mi angielskie słowo “how” na końcu i głośno przeczytała. No i znowu aż skuliła się słysząc mój śmiech i radość. Ewidentnie tego nie lubi. Według niej jestem za głośna.
Polecam zaglądnąć też tutaj:
Spis treści artykułów dotyczących czytania globalnego metodą Domana
Pierwszy webminar z Jordan Christian z Doman International
Drugie konsultacje dla rodziców z Jordan Christian z Doman International
Wywiad z Sarą- absolwentką medycyny, która w dzieciństwie nauczyła się czytać metodą Domana
Wywiad z Natalią Minge o jej doświadczeniu z czytaniem globalnym z jej dziećmi
Wywiad z Krzysztofem Kwietniem część 1
Dwulatka czyta globalnie – podsumowanie wczesnej nauki czytania metodą Domana
Konsultacje z Bożeną Bejnar-Sławow
Doman International – instytucja, która pomaga dzieciom o potrzebach specjalnych
Rightbrainlibraryeducation- platforma prawopółkulowa
Brillkids Little Reader- program wspierający wczesną naukę czytania (u nas w języku hiszpańskim)
Kreatywna Kropka- litery na zamówienie
Książki Anety Czerskiej do czytania globalnego – recenzja
Wywiad z domanującą mamą pięciorga dzieci
Recenzja angielskiej serii LeapFrog
Uważasz artykuł za przydatny? Podziel się z innymi. Jeśli masz jakieś pytania dotyczące czytania globalnego metodą Domana napisz w komentarzu.
Zapraszam też do grupy dla rodziców wplatających metodę Domana w wychowaniu swoich dzieci, sama ją założyłam na Facebook’u: Metoda Domana i nie tylko- grupa wymiany doświadczeń dla rodziców. Dołączając do grupy możecie liczyć na sporą dawkę motywacji, na naprawdę ciekawą wymianę doświadczeń oraz na pomoc w nurtujących Was kwestiach.