fbpx

O moim gościu: tata na tacierzyńskim, który wychował syna z metodą Domana

Chciałabym wam przedstawić Krzysztofa Kwietnia. Już samo to, co o nim napiszę niektórym z was powinno otworzyć oczy co do tego, że we wczesnym wspieraniu rozwoju dziecka nie chodzi o harmonogramy i stricte metodyczne postępowanie. To poza wywiadem, bo w trakcie rozmowy live przedstawił się krótko, ale mam zgodę na publikację. Oto, co o sobie mówi tata, który sam był wychowywany według filozofii Glenna Domana:

“Jestem efektem Domanowania, chociaż Tata nie pokazywał nam (z bratem bliźniakiem) kropek ani nie uczył czytać kartami. Cała reszta była wypisz wymaluj z Domana. Dziwiłem się po co pani w pierwszej klasie każe mojej mamie czytać nam “Plastusia,” bo przecież “Plastuś” jest jakiś taki nudny i dawno go znam.

Na początku pierwszej klasy podstawówki nie wiedziałem do czego służy biblioteka szkolna bo na szkoleniu bibliotecznym Pani nam mówiła, że tego i tamtego nie wolno. Okazało się, że nie wolno właściwie nic. Pokazywała nam jak wypełniać karty biblioteczne a nic nie powiedziała o szukaniu ciekawych książek i buszowaniu między regałami. Dowiedziałem się parę tygodni później od kolegi z klasy. Mijałem go na korytarzu kiedy wracał z piętra bibliotecznego i spytałem go co ma pod pachą. Okazało się że książkę. Miał prawdziwą książkę! Nie taką jaką kazali nam czytać na lekcjach. Spytałem skąd ma a on odpowiedział, że z biblioteki szkolnej. Do końca życia będę pamiętał własne zdziwienie. Powiedział mi że mam iść do biblioteki i poprosić o “Pana Samochodzika i Templariuszy.” Poszedłem, poprosiłem, dostałem i w trzy dni przeczytałem.

W szkole średniej nawet kwiaty w bibliotece naprzeciwko naszego bloku podlewałem, bo stanie trzy godziny między regałami trochę jednak mnie męczyło i chciałem się, nie wychodząc z biblioteki trochę poruszać. Pewnego dnia grzebałem wśród półek i wpadł mi w ręce “Mróz” Thomasa Bernharda. Przeczytałem jakoś tak pół i pani powiedziała, że muszę wypożyczyć, żeby dokończyć bo oni już zamykają. Zakochałem się w Bernhardzie od pierwszego wejrzenia. Dopiero długo potem dowiedziałem się że Bernhard jest trudny.

Matematyka jest mi jeszcze bliższa bo w domu Tata miał warsztat projektanta. Deska kreślarska (pełny Pulmann z full wyposażeniem) w kuchni była używana na co dzień. Znałem aksonometrię już w przedszkolu. Jeżeli szukasz dorosłych wychowanych z metodą Domana to śmiem twierdzić, że jestem jednym z nich. Kropki i karty to tylko prosta technika a jak mówi Doman “magia nie leży w technice, magia leży w Dziecku, i w Tobie.” Jestem przykładem zupełnie innych technik i identycznej filozofii jak u Domana. Mój Tata gadał o Dzieciach z koleżankami z pracy tak jak my gadamy o naszych Dzieciach.

Wracając do naszej kuchni, była duża a Tata był mechanikiem konstruktorem, projektantem, szefem prototypowni itp. Gdyby nie komuna to żyłbym z procentów od patentów i tantiem i tak dalej. W wieku przedszkolnym turlaliśmy się z Tatą po trawnikach i skakaliśmy przez płoty. Od przedszkola chodziłem na treningi (łyżwiarstwo figurowe i judo). Wszystko jak u Domana.
Tylko z muzyką nie wyszło bo zaprowadził nas na zwykły egzamin do zwykłej muzycznej podstawówki a ja byłem w szoku i zamurowany siedziałem na stołku fortepianowym bo po pierwsze: “To oni mnie mają nauczyć tej muzyki a nie egzaminować od pierwszego dnia.” a po drugie: “To który dźwięk jest “wyższy” a który “niższy” jest kwestią nazewnictwa a nie naturą dźwięku. Wiem co słyszę ale przecież nie znam nazw muzycznych, bo dopiero mam iść do szkoły muzycznej a oni mi robią egzamin końcowy na wejściu.” Strasznie mi się to nie podobało. Nadrobiłem 15 lat później, jak już wiedziałem jak sprawy stoją i zdałem do muzyka po swojemu.
Co do “języczności” to Mama tak długo szukała w okolicznych szkołach aż zaprowadziła nas z bratem na dwa języki: niemiecki i angielski. Chodziliśmy do dwóch różnych szkół, wieczorami po zajęciach. Fajnie było. Byliśmy w pierwszej klasie podstawówki czyli mieliśmy po 7 lat. Byliśmy najmłodsi, ale to był czad. Niemiecki nie przetrwał bo kolega podłożył pani korki pod krzesło i jak usiadła to krzesło wybuchło. Nie wytrzymała nerwowo a nikt inny nie chciał uczyć, a wtedy nie było to popularne. A angielski przetrwał wiele lat.
Tata też grał w szachy i brał udział w zawodach w brydża sportowego. Brydża trochę tylko daliśmy radę, ale szachy od razu mi się spodobały i w szkole podstawowej byłem mistrzem szkoły. Na żadne zajęcia szachowe nie chodziłem. Tyle co w domu. Pod koniec podstawówki znalazłem sobie wakacyjne zajęcia z szachów z Klubie Kolejarza w Bydgoszczy – akurat tam chodziłem na przedstawienia jak był Konkurs Monodramu (widziałem monodram Andrzeja Grabowskiego z pierwszego rzędu, 4 metry od aktora – szkoda, że się skiepścił do TV) i przypadkiem trafiłem na szachy. Graliśmy symultanę na 54 szachownice z Mistrzem Polski i koleś w pewnym momencie zaproponował mi remis !!!! Ja oczywiście byłem przekonany, że wygram więc odmówiłem i parę ruchów później już wiedziałem, kto wygra.
A w ogóle to grałem też monodramy a właściwie jeden (na podstawie tekstu Harasymowicza “Central Harasymowicz Park”) i dotarłem do pierwszego miejsca w województwie w młodzieżowym konkursie recytatorskim i monodramu w Bydgoszczy, jednocześnie ucząc się w technikum elektronicznym (to nie jest łatwa szkoła ale jakoś nie mieliśmy z bratem trudności – olimpiady matematyczne i fizyczne i w ogóle) i wieczorami chodząc do PSM II stopnia na fagot. I jeszcze judo i w ogóle. I jakoś nigdy mi nie brakowało czasu.”

Nasz domanowany tata sam został tatą i po lekturze książek Domana zdecydował się poświęcić kilka lat na edukację i zabawę z synem. Od 6 miesiąca życia syna Michała jest z nim w domu. Przez pierwsze 6 lat życia syna przebywał na tacierzyńskim i całą swoją uwagę skupiał na dziecku.
Odkąd Michał skończył 6 lat pracuje z domu. Nową pracę musiał sobie sam wymyślić i zorganizować, bo wiadomo, że po 6 latach nieobecności na rynku pracy nie ma do czego wracać. Oczywiście decyzji o rezygnacji z pracy i poświęceniu kilku lat czasu dla syna nie żałuje. Wręcz przeciwnie- uważa ją za najlepszą w swoim życiu. W sumie nie ma się co dziwić, bo sam Doman pisze, że praca rodzica to praca dająca najmniejsze możliwe wynagrodzenie i największą satysfakcję. Z niczym nie da się porównać.
I jeszcze na koniec tego megadługiego wstępu słowa Krzysztofa:
“Jak mnie Mamy mówią, że musza wracać do pracy po roku, żeby się realizować to już nawet często nie tłumaczę, że nie ma większej realizacji niż rozwojowanie Dziecka przez pierwsze ileś tam lat. Przecież w tej pracowej realizacji żadna Mama nie Ryczy z Radości nawet jak dostanie podwyżkę lub nagrodę. A jak się zorientujesz, że Maja te książki z półki bierze i zanim odłoży ma przeczytane a Ty myślałaś, że ona tylko tak ogląda to gwarantuję, że łza się pojawi. Może nawet nie jedna.” Jeszcze nie wykryłam, że całe książki tak właśnie czyta, ale przyznam się, że łzy poleciały jak się dowiedziałam, że czyta na konsultacjach z Bożeną Bejnar-Sławow, o których szerzej napiszę innym razem. W takim byłam szoku, że łzy pojawiły się później, a wracając do domu tak z wrażenia się zgubiłam, że musiałam jakieś 40 km nadrobić, na szczęście autostradą.
Pierwsza rozmowa z Krzysztofem Kwietniem
Cały wywiad możecie odsłuchać i oglądnąć w załączonym wideo na samym dole. Polecam chociażby z uwagi na przekaz emocji. Według mnie sposób w jaki wypowiada się Krzysztof jest niesamowity. Minusem oglądania będzie jakość, bo mieliśmy trochę pecha i czasem przerywało na łączach.
Jeśli ktoś jednak preferuje czytanie to dodam, że przy przepisywaniu usunęłam nieistotne fragmenty np. pytania techniczne o jakość połączenia i tym podobne, w niektórych miejscach zmieniłam poprawność gramatyczną. Poza tym w niektórych miejscach, w których niestety połączenie było słabe poskładałam strzępki informacji w całość lub to, czego się nie dało rozszyfrować pominęłam. W wypowiedziach Krzysztofa trzymam się jego stylu pisania Dziecko i Rodzic wielką literą – tak jak pisze też Glenn Doman.

Teachyourbaby:
Może na początek spróbuj się przedstawić. Ty to zrobisz najlepiej.

Krzysztof:
Krzysztof Kwiecień. Koniec.

Teachyourbaby:
A może jeszcze kilka słów dla tych, którzy oglądają a nie znają mojego bloga i nie wiedzą o co chodzi?

Krzysztof:
(uśmiech)

Teachyourbaby:
To może ja powiem.

Krzysztof:
Dobrze, a potem ja ewentualnie coś dodam.

Teachyourbaby:
Dla tych, którzy mnie nie znają przedstawię się. Nazywam się Agnieszka Basta i jestem autorem bloga teachyourbaby. Uczę swoją córkę różnych rzeczy metodą Domana i nie tylko, ale mam tutaj kilka takich wątpliwości i pytań. Zresztą pytań to mam mnóstwo i pewnie nie zdążę wszystkich zadać (śmiech). Moim gościem jest Krzysztof Kwiecień, który wychował syna na tej metodzie i jest pasjonatem tej metody jakiego nigdy wcześniej nie spotkałam. Zmienia zupełnie myślenie nawet po jednej rozmowie. Chodzi o rozumienie Domana. Czy jeszcze chciałbyś coś dodać na swój temat?

Krzysztof:
Krótko, bo mamy rozmawiać o Dzieciach i ich rozwoju. Raczej o rozwoju niż wychowaniu. Ja generalnie jestem zwolennikiem zaangażowania się Rodzica w rozwój dziecka. To, że jest to akurat Doman w pewnych obszarach życia albo ktoś inny np. Korczak albo jakakolwiek inna metoda, czy system…cokolwiek to akurat dlatego, że tak jest w danej sytuacji, w danym społeczeństwie. Na przykład w Japonii może się okazać, że Doman w ogóle jest nieskuteczny, bo ma dziwne nazwisko i nie lubią wysokich. Nie tyle Doman i nie tyle konkretna metoda ma znaczenie, bo w ogóle samo określenie “metoda” jest już dziwne i implikuje parę niedobrych dla Dziecka rzeczy, co po prostu Rodzic, który jest zaangażowany.
Schemat na całym świecie jest między innymi taki, że rodzimy dziecko (mówię tu o całej rodzinie)  jak tylko się da to oddajemy do placówki, do instytucji, dlatego, że w instytucji pracują fachowcy, którzy się na Dzieciach znają. A my pewnie się nie znamy, bo jesteśmy tylko Rodzicami. I to jest podstawowy błąd. Jeżeli tego się Rodzic szybko nauczy, że lekarz, nauczyciel, pediatra, czy ktokolwiek inny z zewnątrz nie zna mojego Dziecka tak jak ja, to już Dziecko ma do przodu pół życia. Zostaje drugie pół. Ja jestem pasjonatem rozwoju Dziecka, czy w ogóle rozwoju człowieka, bo Dziecko też jest człowiekiem tak jak mówił nam o tym albo próbował powiedzieć Korczak. Większość z nas tego nie zrozumiała mimo, że minęło już 100 lat. Dzieci i to jak się rozwijają fascynuje mnie praktycznie od przedszkola. Z drugiej strony ciągle mnie zaskakują dorośli jak bardzo Dzieciom, najczęściej nieświadomie robią krzywdę.
Przytoczę może jeszcze dwie sytuacje z mojego życia, które mi się przypomniały. Przykładowo w przedszkolu lubiłem robić takie eksperymenty pedagogiczne, że jeżeli pani twierdziła zgodnie z wytycznymi, że szpinak jest zdrowy, a mi akurat nie smakował to zrobiłem eksperyment pod tytułem: “Zobaczymy, kto wytrzyma dłużej.” Okazywało się, że pani nauczycielka-przedszkolanka ma głowę napchaną teoriami, ale w starciu ze zwykłym czterolatkiem, który po prostu się uparł jest przegrana już na starcie.
Co do matematyki, bo pewnie też o matematyce będzie to też jestem nią zafascynowany od przedszkola, a w pierwszej klasie podstawówki dawałem już korepetycje z geometrii wykreślnej, bo tak akurat wyszło. Może później powiemy dlaczego tak wyszło, a na razie tyle. Jedźmy z tymi pytaniami, które dotyczą Dzieci i ich rozwoju.

Teachyourbaby: 
Mi się już na usta ciśnie jedno, jak powiedziałeś o tych korepetycjach, ale z tym poczekamy. Podzieliłam sobie pytania na kategorie podobnie jak to było w przypadku wywiadu z Natalią Minge, ale oczywiście starałam się przygotować nieco inne pytania. Przede wszystkim jestem ciekawa tego, jak uczyłeś czytać globalnie swojego syna. Czy podążałeś za schematem Domana, czy bardziej po swojemu? Jaką mieliście liczbę powtórzeń na początku: taką jak Doman zaleca, czy od razu mniej i jak szybko zmniejszałeś, bo ja cały czas się boję pokazać słowa, wyrażenia czy zdania mniejszą ilość razy. Na razie tkwię w tych trzech powtórzeniach na kartę, bo tak mi jakoś wyszło, że tyle Maja potrzebuje. W sumie wykryłam to dzięki komputerowi. Zresztą komputerowo 2 powtórki dla Mai to maks. Na kartach niby jej daję 3. Niemniej jednak tak intuicyjnie czuję, że powinnam jej zmniejszyć o jedno, ale się boję to zrobić.Po czym poznać, że czas zmniejszyć ilość powtórzeń i być tego pewnym, że zrobiliśmy dobrze? Czy może po prostu to jest tak, że nigdy nie jesteśmy tego pewni? Jak to u Ciebie wyglądało.

Krzysztof: Już odpowiedziałaś sama sobie na pytanie przed chwilą. Intuicyjnie czujesz, że powinnaś zmniejszyć.


Teachyourbaby: 
Tak.

Krzysztof: 
Tak powiedziałaś przed chwilą i to jest odpowiedź. Doman to nie jest schemat mechaniczny. Techniki są niczym. Po wielu badaniach, po latach całych z tysiącami Dzieci, Doman doszedł do pewnego schematu, ale to jest ogólny schemat, a każde dziecko jest inne. Jeżeli intuicja ci podpowiada, że trzeba zmniejszyć, to znaczy, że trzeba zmniejszyć. Doman też pisze na przykład o tym, że intuicja matki prawie zawsze daje dobrą podpowiedź, a lekarz prawie zawsze się myli. Najczęściej pytamy fachowców. Powiedzmy, że ja jestem fachowcem, a ty się mnie pytasz, ale ja nie znam twojego Dziecka.

Teachyourbaby:
Zgadza się. Nie znasz (śmiech).

Krzysztof:
Dlaczego ty się mnie pytasz o swoje Dziecko? Nie masz podstaw, żeby się mnie pytać o swoje Dziecko. Intuicja ci tak mówi, więc tak po prostu zrób natychmiast. Zapomnij o tym co było i jedziecie dalej.

Teachyourbaby:
Aha, czyli we wszystkim po prostu należy słuchać intuicji. W sumie ja tak robiłam tylko, że na przykład ostatnio tej intuicji posłuchałam o jakieś półtorej miesiąca za późno. Pisałam na blogu, że coś mi się wydaje i dopiero jak się Maja zbuntowała to miałam taki moment potwierdzenia: “Oo…potwierdziło się to, co zauważyłam miesiąc temu.” Dobrze wiedzieć, że tu nie ma co się trzymać schematów.

Krzysztof:
Powtórzę to, co mówiłem już tysiące razy. Doman to jest filozofia rozwoju człowieka. Jest jakiś tam schemat, ale on jest tylko po to, żeby mieć jakiś punkt wyjściowy, żeby się o coś oprzeć, żeby jakoś zacząć, a potem podstawowa rzecz to jest obserwowanie Dziecka. Dziecko nam wszystko mówi. Rzadko używa słów, jeżeli zaczniemy od pierwszego dnia życia, ale używa gestów, mimiki twarzy i tysiąca różnych rzeczy. Minus czasów, w których przyszło nam żyć jest taki, że nasza cywilizacja oduczyła nas czytania z naszej intuicji. Chodzi tutaj na przykład o umiejętność odczytywania gestów. Wolimy raczej stwierdzić, że nie wiemy o co chodzi i w tym momencie odwracamy się od Dziecka, bo zaczynamy szukać w książce, czy u ekspertów. Trzeba cały czas patrzeć na Dziecko. Dlatego się pokazuje karty twarzą do Dziecka. W ogóle karty to jest rzecz bardzo wtórna. Pokazuję, bo pokazuję, ale patrzę cały czas na Dziecko i wyłapuję, co ono mi mówi w trakcie, kiedy się bawimy.

Teachyourbaby:
Rozumiem. Teraz wszystko jest jasne. A zdradzisz nam w jakim wieku zaczynałeś z synem? Na tych filmikach, które u ciebie oglądałam wydawało mi się, że twój syn był w wieku mojej Mai. Miał 2 latka, czy był młodszy?

Krzysztof:
Zacząłem późno. Generalnie to nie był pierwszy tydzień życia. Różne rzeczy zaczynaliśmy w różnym okresie. Matematyka chyba była na samym końcu. Nie pamiętam, ale program intelektualny  Domana zaczęliśmy około 2 roku życia. Po pierwsze Doman i cała jego ekipa jest związana z dziesiątkami tysięcy dzieci. Na tej dużej grupie w latach 70-tych były prowadzone badania. To, że mnie się coś udało albo naszej rodzinie się udało to nie ma żadnego znaczenia. To nie jest dobra droga, gdy zaczynamy, bo spojrzymy na sąsiada, któremu się udało i myślimy, że skoro jemu się udało to ja też zacznę. Nie należy patrzeć na to, że jednemu dziecku się udało, a innemu nie. Doman przećwiczył swoją metodę na dziesiątkach tysiącach dzieci i to jest wystarczający powód, żeby zacząć. Możemy zacząć w dowolnym wieku byleby szybko potem jechać do przodu. My zaczęliśmy późno …

Teachyourbaby:
I chociaż zaczęliście dopiero jak syn miał dwa lata to rozumiem, że też jesteś zadowolony z efektów.

Krzysztof:
To nie ma żadnego znaczenia. Można zacząć w wieku 2 lat, 3 lat, 4 lat. Im wcześniej tym lepiej, a najlepiej pierwszego dnia życia. Niemniej jednak nigdy nie jest za późno. Można w wieku 4 lat, można w wieku 6 lat. Jeżeli już ktoś się zorientuje, że trzeba robić inaczej niż wszyscy, inaczej niż społeczeństwo mówi (żeby wysłać do placówki i zapomnieć) to od tego momentu trzeba szybko jechać do przodu, bo Dziecko z rozumiem nie czeka. To jest niestety minus, ale też plus, bo przez to rozwija się szybko.

Teachyourbaby:
Dobry komentarz, bo ja nieraz na blogu zalecam, że im wcześniej zaczniemy tym lepiej i w naszej grupie nieraz mamy dzieci 16-17-miesięcznych pytają mi się czy nie za późno.

Krzysztof:
Nie jest za późno. Nigdy nie jest za późno. W jednej z książek Domana jest podany przykład Clary Caputo. Ona jest na zdjęciu książki o rozwoju fizycznym. Clara Caputa zaczęła jak miała 4 lata i w ciągu dwóch lat osiągnęła naprawdę dużo: skrzypce, czytanie w dwóch językach, gimnastyka i tak dalej. Takich Dzieci jest dużo. To naprawdę nie jest tak, że 4 lata to za późno. Lepiej późno niż wcale.

Teachyourbaby:
Dokładnie: lepiej późno niż wcale. W sumie to się nie dowiedziałam, jakie były wasze początki. Zaczynałeś przypuśćmy w wieku 2 lat. Zastosowałeś od początku jakiś swój własny schemat, czy próbowałeś iść za zaleceniami Domana, które na bieżąco modyfikowałeś?

Krzysztof:
Generalnie w schemacie, który podaje Doman wiele modyfikacji nie potrzeba. Najważniejsze jest przyspieszanie. Doman już w początkowym etapie tłumaczenia, że tempo jest najważniejsze. Największy błąd jaki popełniamy to jest prezentowanie kart zbyt wolno. Jak widziałem, że coś jest nie tak to przyśpieszałem lub wyrzucałem wszystkie słowa i tworzyłem nowy materiał. Generalnie wielu poprawek przy Domanie nie trzeba robić. Najważniejsze, żeby zrozumieć filozofię i nauczyć się komunikacji z własnym Dzieckiem i odczytywania znaków. Można dojść dojść do wprawy w zgadywaniu tego co Dziecko chce mi powiedzieć. Doman to są dwie rzeczy: rzecz bardzo prosta, czyli technika pokazywania kart – to jest prościzna – wystarczy przeczytać książkę i już.

Teachyourbaby:
No tak…pokazujemy jak najszybciej i tyle w kwestii technicznych. Reszta to intuicja. Ja Mai dwa dni temu wprowadziłam czytanie w języku włoskim i się zastanawiałam, czy zaczynać od zera, czyli od 15 powtórzeń na kartę, czy iść tym schematem, którym działamy w pozostałych językach, który sprowadza się do zaledwie trzech powtórzeń na kartę. Wybrałam 3 powtórzenia. Mam nadzieję, że usłyszę od Ciebie, że dobrze i że nie ma co wracać do początku, chociaż to jest u nas nowość i początki tego języka w czytaniu globalnym.

Krzysztof:
A propos 3 zamiast 15 całkiem możliwe, że to jest o 2 za dużo.

Teachyourbaby:
Też mam takie podejrzenie.

Krzysztof:
No to już tylko raz pokazujesz i koniec. W książce, którą w połowie napisała Janet Doman o bitach, czyli o wiedzy encyklopedycznej, jest napisane, że możemy zacząć od nawet 30 powtórzeń na kartę, ale celem jest jednokrotne pokazanie każdej z kart. Dziecko cały czas szybko się rozwija. Dziecko też się uczy uczyć. Uczy się zapamiętywać. To jest proces, który też trwa. To nie o to chodzi, że dziecko tylko i wyłącznie zapamiętuje obrazki, ale ono też się uczy uczyć. Uczy się między innymi, że potrafi zapamiętać i ta ilość, jeśli będziemy uważnie obserwować dziecko, to nie ma mocnych – ona  na pewno będzie się zmniejszać. Musimy wyczuć ile razy możemy coś pokazać zanim wystąpi znudzenie. Możemy spokojnie bardzo szybko dojść do jednego pokazania karty. To nie jest źle. Wręcz przeciwnie, jak do tego dojdziemy to bardzo dobrze.

Teachyourbaby:
Ja się boję do tego dojść (śmiech).

Krzysztof:
A dlaczego się boisz? Bo masz z tyłu czaszki naleciałości z 40 pokoleń. Reklamy oglądasz niepotrzebnie. Słuchasz ekspertów.

Teachyourbaby:
Nie, nie oglądam.

Krzysztof:
No to jeden plus już jest. Czego się boisz? Żeby nie za szybko? Że twoje Dziecko się za szybko rozwinie? Tak?

Teachyourbaby:
Bo to trochę takie nie do uwierzenia się trochę wydaje, że jej wystarczy jedno powtórzenie. Ja pokazałam jej ptaki i nie pamiętam ich nazw, a to były jeszcze nasze początki z bitami, więc nieco większa ilość powtórzeń.

Krzysztof:
Niestety jesteśmy wszyscy nauczeni, że dzieci jak się rodzą to są głupie. My dorośli tak niestety mamy. Możemy sobie czytać książki i tak dalej, ale podświadomość nas ciągnie w dół. Jeżeli chcemy, żeby nasze Dzieci miały szczęśliwe życie musimy natychmiast skończyć z przekonaniem, że dziecko jak się urodzi nie jest człowiekiem, że dopiero się nim staje w procesie wychowania. Tak pedagogika cała mówi: dziecko nie jest człowiekiem, to my musimy je nauczyć bycia człowiekiem. Musimy wlać w nie człowieczeństwo. Sorry, ale jest dokładnie na odwrót. Dziecko się rodzi i już jest gotowym człowiekiem. Już w momencie poczęcia, a może nawet o wiele wcześniej. To przekonanie jak najszybciej trzeba przejąć.
Jeżeli w końcu rodzic uwierzy, że dziecko rodzi się już genialne i my ewentualnie niestety tak jak mówił Doman i tak jak Doman cytował Fullera mówiąc, że dziecko rodzi się genialne, a my przez pierwsze 6 lat skutecznie usuwamy ten geniusz. Niestety, z nielicznymi wyjątkami, tak działa prawie każde społeczeństwo. Przede wszystkim usuwamy z dziecka geniusz mówiąc “Nie rób tego,” “Nie rób tamtego,” zwalniamy, czekamy z nauką do 3 albo 6 roku życia. W jednej z książek Doman analizuje pojęcie gotowości. W pedagogice istnieje pojęcie gotowości: dziecko jest gotowe do czytania, jest gotowe do chodzenia i do tego i do tamtego i do miliona rzeczy musi się przygotować i dopiero po jakimś czasie jest gotowe. Tak naprawdę w momencie urodzenia Dziecko do wszystkiego jest gotowe. Na nic nie trzeba czekać. Idea gotowości jest stworzona przez nauczycieli i dla nauczycieli.

Teachyourbaby:
A tak się składa, że ja jestem nauczycielem (śmiech).

Krzysztof:
No to przykra sprawa. Ale tu nie chodzi o zawód, tylko o sposób myślenia. Rodzice też często niestety zachowują się jak nauczyciele. Nauczyciele też często potrafią się zachowywać rodzice – tacy fajni rodzice, zaangażowani. Chodzi o to, żeby nie czekać aż dziecko będzie gotowe, bo pojęcie gotowości jest nieludzkie, jest niehumanitarne. Odsyłam do książek Domana.

Teachyourbaby:
Należy po prostu iść za dzieckiem i za intuicją.

Krzysztof:
Tak.

Teachyourbaby:
Nie wiedziałam, że Janet Doman wydała książkę. To będzie kolejna na mojej liście do przeczytania.

Krzysztof:
Nie, nie. Oni działali wspólnie od pewnego momentu. Córka wychowywana w Filadelfii, w Instytucie w pewnym momencie zaczęła “pracować” z rodzicami, a potem zaczęła też współuczestniczyć w pisaniu książek i w niektórych książkach autorem jest tylko Glenn Doman, a w niektórych Glenn Doman i Janet Doman.

Teachyourbaby:
Dokładnie tak. To zauważyłam. Myślałam, że to jakaś osobna książka. Wracając do tematu … nadal się nie przyznałeś, czy zaczynałeś od 15 powtórzeń na kartę ze swoim dwulatkiem. Jak to u Ciebie wyglądało?

Krzysztof:
Tak.

Teachyourbaby: 
Czyli po prostu jak widziałeś, że coś nie tak to szedłeś coraz szybciej i szybciej? Tak? Bo ja teraz zauważyłam coś takiego, co może niektórym też pomoże, że jak na przykład Maja nie chce już patrzeć na karty, bo my oczywiście też tak mamy, bo ja tu w żaden sposób nie chcę pokazywać naszej sytuacji jako idealnej ….

Krzysztof:
To wyrzucić karty.

Teachyourbaby: 
Tak …właśnie komputerowo tak też zrobiłam. Odmawiała mi przez cały tydzień. No to stwierdziłam: dobra, nie to nie pokazujemy. Pełen luz. Po tygodniu zdecydowałam, że chociaż tamtych nie pokazałam ustaloną ilość razy to je zupełnie odkładam i pokażę jej nowe. Tak zrobiłam. I co? Patrzyła!! (śmiech) Tutaj wychodzi to, że nie chciała już przyjąć trzeci raz tego samego.

Krzysztof: I bardzo dobrze. Każde znudzenie to jest sygnał, że trzeba przyśpieszyć w jednym z elementów. Na przykład zamiast 4 razy pokazać tylko 3 razy, jak nie działa to 2 razy, jak nie działa to raz. Jak raz nie działa to zrobić tak jak ja bardzo często robiłem (paręnaście razy…parędziesiąt razy…nie wiem): wyrzucałem cały materiał, który miałem i robiłem cały materiał od nowa. Wszystkie rzeczy nagle pewnego dnia były nowe. Nie od zera, bynajmniej się nie cofałem tylko nagle wszystko było nowe. Raz miałem taką sesję, gdzie były słowa związane z jeździectwem…bodajże 5 słów. Sam ich nie znałem.


Teachyourbaby: 
Ja często mam takie, że nie znam (śmiech).

Krzysztof:
Możemy bardzo przyśpieszyć. Rodzice najczęściej pokazują zbyt długo pojedynczą kartę …sekundę…pięć sekund.

Teachyourbaby:
To widziałam na filmikach. A tak w ogóle to pobiłam Twój czas z jednego filmiku na YouTube. Jutro się będzie wrzucał mój filmik z sesji czytania w języku włoskim.

Krzysztof:
Czyli ile? Pół sekundy?

Teachyourbaby:
Nie, nie…jeszcze nie mam pomocy, która mi może w tym pomoże. Udało mi się osiągnąć 1,3 sekundy na kartę.

Krzysztof:
No to super. W okolicach jednej sekundy to jest na tyle dobry czas, że zdążymy te karty pokazać, zdążymy powiedzieć, nie wysypie nam się wszystko, nie poleci z rąk i też mamy czas, żeby obserwować dziecko. Czasami jak mi karty lecą z rąk to zaczynam patrzeć na karty i zaczynam się stresować i nie obserwuję Dziecka, a podstawową rzeczą jest obserwowanie Dziecka. Można też sobie wymyślać jakieś takie techniki, że na przykład zamiast przekładać karty to je podnoszę tj. kładę na płasko i tylko podnoszę. To jest szybszy ruch niż przełożenie karty.

Teachyourbaby: Widziałam na filmiku tą technikę pokazywania kart. Na tym z matematyką. Właśnie to tak wyglądało jakbyś je skądś podnosił.


Krzysztof:
Albo układam cały szereg kart na podłodze, biorę dziecko pod pachę i je zatrzymuję nad tymi kartami albo mam w szafie ułożone …albo w lodówce i w pralce karty. Odsuwam szafę i na raz pokazuję na przykład równanie złożone z 7-9 kart. Jeden ruch tj. otwarcie szafy i dziecko widzi całe siedem i od razu zamykam. Robimy to jak najszybciej.

Teachyourbaby:
Ooo…to ja też coś polecę. Jak ktoś karmi to przy karmieniu. Wszystko wejdzie. Mi raz weszło komputerowo 300 kart.

Krzysztof:
Mi się raz udało pokazać w jednej sesji 100 kart z matematyki. I to szybko….tak pyk, pyk, pyk, pyk. I przez ten cały czas nie było znudzenia. To było dziecko, które trafiło do mnie na chwilę i nigdy wcześniej nie widziało kropek. Nie wiem ile miało…może rok….może pół. Pokazałem jednym ciągiem 100 kart bez najmniejszego problemu.

Teachyourbaby:
Wow!

Krzysztof:
To było pierwsze pokazanie każdej karty. Jedyny błąd to znudzenie. Nie ma czegoś takiego jak przestymulowanie. To jest wymówka dorosłych, którzy po prostu nie nadążają za dzieckiem. A Dziecko jak się nudzi to się nie zastanawia jak to powiedzieć, żeby było dyplomatycznie tylko od razu wali prosto z mostu. I rodzic mówi, że nie chce patrzeć na karty. My robimy na odwrót. Uważamy, że nauka musi być ciężka, wywoływać grymas bólu na twarzy i że trzeba ślęczeć nad tym, czego się mamy nauczyć i na co patrzymy. Uważamy, że powinniśmy się w to wgapiać całymi godzinami. A mózg człowieka działa zupełnie odwrotnie. W tym filmie, o który pytałaś … nazwijmy go moim pierwszym livem …w pewnym momencie są pokazywane karty, napisy, kropki i zdjęcia przez 1/30 sekundy. Tak dokładnie ustawiłem w tym filmie. Tak mrugają kropki. Pamiętasz? Kojarzysz?

Teachyourbaby:
Tak, oczywiście.

Krzysztof: Te mignięcia to jest 1/30 sekundy. Dorosły to widzi. Dziecko to widzi o wiele lepiej. Obejrzyjcie sobie ten film. 1/30 sekundy to jest dla bez problemu do zauważenia dla dorosłego człowieka. Może całe zdanie nie, ale słowa, nawet te dłuższe widzę bez problemu. Jeśli chodzi o kropki, rozpoznaję do 10, czy do 15 tak jak każdy dorosły, więcej nie. 1/30 sekundy to nie jest jakiś rekord. To nie jest coś co jest niemożliwe. Dla Dziecka to jest standard minimum. Możemy spokojnie pokazać 100 kart na sekundę i dziecko to zobaczy, normalnie zobaczy. Obejrzyjcie sobie ten film. To normalnie widać.


Teachyourbaby:
Ja tutaj tak powiem, że od pewnego czasu wspomagam się również komputerem i tam mam takie prezentacje, które są w tempie 0,5 sekundy na kartę i oczywiście je prezentuję, ale się zastanawiałam właśnie czy jest sens, bo do tego też jest dźwięk i jest on taki, że jak wcześniej przesłuchałam na tej wolniejszej prędkości to jestem w stanie coś wyłapać, ale na początku jest to po prostu nie do zrozumienia. Czy jest coś takiego puszczać z dźwiękiem?

Krzysztof: Nie wiem. Doman o dźwięku pisze w kontekście muzyki, grania na instrumencie i tak dalej. Jeżeli chodzi o wzrok to możemy do woli przyśpieszać, natomiast mówimy w tempie mówienia. Można to przyśpieszyć dwukrotnie, trzykrotnie … ale stukrotnie to nie wiem. Podejrzewam, że mózg ludzki jest w stanie się nauczyć słyszeć mowę ludzką na przykład 100 razy szybciej. Tylko nikt z dorosłych tak nie mówi i tu może się pojawić problem.


Teachyourbaby:
Ja tu mam wgrany głos i on jest przyśpieszony.

Krzysztof:
No tak, ale Dziecko potem słyszy dorosłych i słyszy, że nikt tak nie mówi.

Teachyourbaby:
No tak.

Krzysztof:
Natomiast patrzy na dorosłych i widzi, że ludzie czytają w różnym tempie i że można spokojnie przeczytać, przekartkować książkę i całą na przykład 100-kartkową książkę przeczytać w 3 minuty. To nie jest problem. Ludzie tak czytają. Jeśli chodzi o dźwięk to myślę, że spokojnie można…nie da się przestymulować. Jeżeli tam jest dźwięk nagrany i przyśpieszony dwukrotnie, trzykrotnie to ja bym spokojnie to dziecku zostawił jak najbardziej.

Teachyourbaby:
Super. Teraz mam do ciebie takie pytanie. Wiem, że Natalia Minge nie miała czasu tworzyć książek. Nie tworzyła, a i tak zadziałało. I teraz mam do Ciebie pytanie, czy tworzyłeś książki specjalnie do czytania globalnego, czy dotarłeś do tego etapu w programie czytania według Domana?

Krzysztof:
Tak, tworzyłem. Nie oglądałaś wszystkich filmów (śmiech).

Teachyourbaby:
Nie, wszystkich nie. Tyle tam tego jest. Ja sobie to puszczam tylko jak Maja śpi albo jak ktoś inny się nią zajmuje, bo ja się staram, żeby mnie przy komputerze nie widziała.

Krzysztof:
Tak też można. Na Youtube tam parę książek jest. Ja ich dużo nie zrobiłem, bo nie było takiej potrzeby i wolno mi to dosyć wychodziło.

Teachyourbaby:
Tak…wolno właśnie.
Krzysztof: Te książki to są w momencie jak robimy książki, czyli jak Dziecko widzi już zdania odpowiednio małą czcionką. Wystarczy napisać na zwykłych kartkach A4. Czarnym pisakiem, odpowiednią czcionką zmieści nam się na przykład 2 zdania. Książki, które ja robiłem miały po jednym zdaniu na kartce. I tyle. Piszemy taką książkę 5-stronicową w ciągu 10 minut może. Ważniejsze według mnie jest dobranie tematu, żeby one były ciekawe niż to jak ta książka będzie wykonana. To są po prostu spisane zdania na kartce. Na pięciu kartkach jest cała historia na przykład życie Mikołaja Kopernika. Jedną taką książkę zrobiliśmy.
Teachyourbaby: Fajnie. Będzie inspiracja.
Krzysztof: To kto dochodzi do którego etapu to nie ma znaczenia. Dziecko powie rodzicowi, czy książki są potrzebne, czy nie. Celem jest czytanie książek w takiej postaci, w jakiej można je kupić w księgarni.
Przed chwilą było pytanie od Elżbiety jaki ma sens wiedza encyklopedyczna. Encyklopedyczna to tylko nazwa. Chodzi o to, że Dziecko jest ciekawe świata i w jakiejś formie musimy tą wiedzę przekazać. Dziecko w jakiejś formie zdobywa informacje o świecie. Najprostszą rzeczą jest właśnie encyklopedia. Możemy tłumaczyć po kawałku, ale najprościej jest po prostu dać dziecku encyklopedię do obejrzenia i już. To jest tylko nazwa. To nie o to chodzi, że to jest wiedza jakoś tam posiekana na kawałki. Można sobie skonstruować dowolny inny system przekazywania informacji. Każdy system przekazywania dziecku wiedzy jest dobry, obojętne czy encyklopedyczny, czy nieencyklopedyczny.
Jaki jest w ogóle sens przekazywania dziecku wiedzy? Według mnie to ma głęboki sens. Dziecko i tak się dowie wszystkiego, co ma w zasięgu. Doman podzielił tą wiedzę na jakieś kawałki. Zrobił pewien bardzo jasny, prosty, czytelny schemat do zrobienia przez każdego rodzica i to jest ogromny plus. Myślę, że tak samo jest z nauką. Jaki sens ma uczenie dziecka w jakimś tam wieku? A jaki sens ma w ogóle uczenie się? Chyba nie chcielibyśmy być wszyscy kompletnymi idiotami. To bez sensu. W naturę człowieka wbudowane jest zdobywanie wiedzy o otaczającym świecie. Tacy po prostu jesteśmy. W każdym wieku. Problem polega na tym, że my dorośli się szybko uczymy, no może z pewnymi wyjątkami, a dzieciom zabraniamy.
Teachyourbaby: Mamy kolejne pytanie. Nie wiem czy widzisz? Czy Doman wystarczył?
Krzysztof: Powiem tak. Ja rozwojem człowieka interesuję się właściwie od podstawówki. Z wyjątkiem Domana wszystkie inne metody, w którymś miejscu wydają mi się dziurawe. Albo im czegoś brakuje albo mają jakieś ograniczenia typu stosujemy od drugiego roku życia albo nie stosujemy dla 90-latków albo można tylko po angielsku albo coś tam. To jest moje osobiste odczucie. Ja Domana przeczytałem jednym ciągiem i od razu wydał mi się kompletny, oczywisty i bezbłędny. Pasuje do każdego, w dowolnym wieku, w dowolnym miejscu świata itd. Jeżeli Doman nie działa to nic nie działa. Tak samo jakbyśmy chcieli poprawiać Kopernika. Często robię to porównanie. Nie nie…to Ptolemeusz miał rację. Te planety inaczej się kręcą. Ten Kopernik coś tam źle zrobił. Czy są jakieś inne metody na obserwowanie wszechświata poza tym co wymyślił Kopernik? Nie ma. Ja uważam, że tylko Doman i nie ma potrzeby kombinowania dalej. Jeżeli Doman nam nie działa to odpowiedź jest w Dziecku. Po prostu musimy nauczyć się słuchać tego, co nam mówi dziecko. Doman nie jest programem w szkole, nie jest metodą. Doman to Dziecko i to co do mnie mówi.
Ela pyta o kontekst. Kontekst to jest bardzo ciekawa rzecz. W wiedzy encyklopedycznej jest to według mnie dość oczywiste, ale tak samo jest na przykład w matematyce. Jeżeli pokazujemy dziecku pojedyncze fakty oderwane od rzeczywistości, to jeżeli pokażemy ich wystarczająco dużo…coraz więcej i więcej to dziecko zacznie je ze sobą łączyć. Dlatego uczy się gramatyki zanim pójdzie do przedszkola. Nawet jeżeli to jest trudny język taki jak polski lub baskijski. Dziecko się gramatyki uczy samo łącząc pojedyncze niezorganizowane fakty. Kontekst się sam pojawia. Nie musimy Dziecku pokazywać kontekstu. I całe szczęście, bo byśmy się zapokazywali na śmierć (śmiech). Kontekst…jakość wynika z ilości. Im więcej będziemy pokazywać, tym szybciej dziecko wymyśli sobie powiązania pomiędzy poszczególnymi słowami, liczbami, faktami i tak dalej.
Teachyourbaby: No właśnie mi wydaje mi się, że tym kontekstem u Domana są programy inteligencji. Same bity nie wystarczą. Każdy trzeba rozwinąć. Można to zrobić tak tradycyjnie jak Doman sugeruje albo po prostu na przykład jak pokazujemy żyrafę i bierzemy dziecko do zoo i tam pokazujemy i mówimy różne rzeczy na jej temat. Możemy też tak robić jak mi doradziłeś przy markach samochodów. Na parkingu dodajemy informację, że na przykład ten samochód jest z Japonii. O to chodzi, tak? żeby poszerzać.
Krzysztof: Nawet nie trzeba poszerzać. Wystarczy, że nie będziemy ograniczać. Tu Ela pyta jaki sens ma pokazywanie 100 obrazków krajów. Ktoś ci Elu zabronił pokazać mapę świata? Nie ma takiej ustawy, że nie wolno Dziecku pokazać mapy świata.
Teachyourbaby: Mamy pytanie o efekty. Ile twój syn ma teraz lat bo nawet nie wiem? To już chwilę temu było.
Krzysztof: Jedenaście za dwa miesiące. Już dawno żadne karty nie działają. Już jest dawno po wszystkim (śmiech). Z matematyką to jest tak, że jest o wiele dalej niż wymaga tego otoczenie, niż wymaga tego rzeczywistość. Ja to widzę tak, że w sensie praktycznym całki potrójne  nie są do niczego potrzebne w wieku 10 lat, więc trudno jest zainteresować Dziecko teorią, która nie ma praktycznego zastosowania i ja tego nie robię.
Do pewnego momentu…nie pamiętam…do 3-ciego, czy 4-tego roku życia matematyka była super, bo była ciekawa, bo liczyliśmy wszystko dookoła, bo szukaliśmy figur geometrycznych w chmurach i tak dalej i tak dalej. Matematyka jest wszędzie. O…wzory geometryczne te o których rozmawialiśmy…płatki kwiatów…liście na łodydze i tak dalej. Geometria to jest wszystko, co widzimy. Geometria jest ciekawa sama z siebie. Ale w momencie, gdy się okazuje, gdy Dziecko ma sto razy więcej wiedzy geometrycznej niż przeciętny człowiek to ta geometria zaczyna być niepotrzebna. Nam się zainteresowanie matematyką w pewnym momencie się spłaszczyło i wyrównało. Nie robiliśmy wyższej matematyki. To co jest potrzebne do szkoły to łapie bez problemu. Jak się pojawia jakiś nowy temat to ja go po prostu omawiam i coś tam pokazuję, ale to tak od przypadku do przypadku. I tak już od paru lat jest. Już dawno nie robimy takich sesji codziennie. Jak coś nam wpadnie nowego to robimy, ale tu wystarczy kartka papieru i ołówek i już.
Ela przeczytaj Domana.
Teachyourbaby: A jak z rozpoznawaniem ilości?
Krzysztof: Rozpoznawanie ilości to jest początek. To jest drugi lub trzeci rok u nas. Dwa miesiące, myk, myk i jest po wszystkim. Ale w jakim sensie rozpoznawanie ilości?
Teachyourbaby: Czy teraz rozpoznaje więcej niż ty?
Krzysztof: Nie sprawdzałem (śmiech.) Ja nie mam potrzeby. Jestem typowym przykładem zdomanowanego rodzica. Nic nigdy nie sprawdzam. To trochę nie do mnie pytanie.
Teachyourbaby: Dokończ może to co mówiłeś do Eli.
Krzysztof: Ela chyba nie czytała Domana. Pyta mnie o strukturę logiczną. W książkach Domana jest to wszystko dokładnie opisane. Ma strukturę, ale strukturę pokaże ci twoje Dziecko. To tak jak z tymi samochodami. Ja mogę stwierdzić, że modele mają znaczenie, a Dziecko chce na przykład oglądać kolory i kształty świateł przednich. I właśnie tu mamy odpowiedź. Mnie Montessori po prostu wkurza. Jak widzę te sztuczne ograniczenia typu A4 i że dziecko nie może wyjść rączką poza A4. Ja nosiłem na zajęcia, które prowadziłem nie raz i nie dwa B1, czyli 100 cm x 70 cm i zawsze żałowałem, że tylko takie jestem w stanie zmieścić pod pachą. Według mnie Montessori jest jedną z tych metod, które są dziurawe. W pewnym momencie czegoś będzie brakować. Nie da się porównać metody Domana z metodą Montessori. Dla mnie to jest tak: porównajmy teorię Ptolemeusza, który twierdzi, że Ziemia jest jaka jest i że to Ziemia jest w środku, a reszta się kręci z teorią Kopernika. Nie da się porównać. Ptolemeusz po prostu nie miał racji (śmiech). Coś sobie wymyślił i dorabiał do tego resztę. Według mnie Montessori chciałaby, żeby Dzieci działały tak jak ona sobie wymyśliła. To jest moje prywatne zdanie i nie musicie się z nim zgadzać. Doman według mnie zrobił dokładnie odwrotnie. Poświęcił całe swoje życie poświęcił ze swoim zespołem na obserwowanie Dzieci i szukanie w Dzieciach rozwiązań i to rozwiązań dobrych dla Dzieci przy których rodzice naprawdę muszą się napracować. W Montessori nie trzeba się napracować. Nie trzeba patrzeć, czy ten czy inny grymas na twarzy Dziecka oznacza to czy tamto, czy już jest nuda czy jeszcze nie ma nudy. W Montessori jest program i go wykonujemy. 
Teachyourbaby: Czy jest możliwe łączyć Domana i Montessori? Wiem, że niektórzy tak robią.
Krzysztof: To bez sensu. Dziecko jest odpowiedzią. Dlaczego ty się mnie pytasz? Każde Dziecko jest inne. Każdy rodzic jest inny. To pytanie każdy rodzic powinien sobie zadać przed lustrem.
Teachyourbaby: Czytałeś książki Montessori?
Krzysztof: Tak, czytałem. Naprawdę ta rozmowa jest bez sensu. Jeżeli porównujemy Domana z Montessori to nasze Dzieci leżą odłogiem, a z nimi ich rozwój. 
Teachyourbaby: Ostre słowa.
Krzysztof: Chodzi o Dzieci, a nie o metodę. Tak jest. Ja niestety mam taką wadę genetyczną, że dużo w Dzieciach widzę, zanim rodzice się zorientują o co chodzi. My dyskutujemy, czy lepiej to czy tamto, a Dziecko ma ból niemocy na twarzy i chce, żeby się nim zająć obojętnie jaką metodą. Taką metodą, która zadziała w tym konkretnym przypadku. Niech to będzie metoda Iksińskiego z Koziej Wólki. Każdy rodzic ma tak naprawdę swoją własną metodę. Według mnie większość rzeczy z Domana działa i to jest rzadkość we współczesnym świecie. Odpowiedzią jest Dziecko, a dla Dziecka odpowiedzią jest Rodzic. Lekarze bardzo często szukają odpowiedzi poza Dzieckiem, poza rodziną i poza rodzicem.
Doman mówił wprost, że tam gdzie lekarz (lekarz w sensie ideologicznym) mówi, że należy coś tam zrobić to rodzic jest często odpowiedzią. W przypadkach, które Doman opisuje, rodzic często się nie zgadzał z lekarzem zwłaszcza przy ciężkich uszkodzeniach mózgu. Tam jest walka o życie i często rodzice występują przeciwko lekarzom. On sam się często spotykał z tym, że rodzic od wielu miesięcy mówił, że widzi to czy to i zawsze na końcu się okazywało, że rodzic miał od początku rację. Jeżeli chcemy się sprzeczać która metoda jest lepsza, to jest bez sensu, bo Dzieci nie czekają. Nie wiem, czy wiecie, ale reforma oświaty istnieje dokładnie od czasu, kiedy powstała oświata, czyli od paruset lat. Reformujemy oświatę od kiedy wymyśliliśmy oświatę w sensie współczesnym. Nic nam z tego nie wychodzi. Znam rodziców, którzy paręnaście lat już poprawiają oświatę. Ciągle szukają lepszego przedszkola, potem lepszej szkoły, zajęć dodatkowych a dzieci mają już 12 lat. Powiem z przesadą, że nikt się nimi nie zajmuje, bo rodzic szuka dobrej placówki.

Teachyourbaby: 
Mamy jeszcze kolejne komentarze. Zeszliśmy trochę na temat Montessori.

Krzysztof: 
Ja nie chcę mówić o Montessori. Mówimy o Dzieciach. Jak chcecie znać Montessori, czytajcie książki Marii Montessori. Wiesz Aga…mówiłem ci parę faktów na jej temat. Nie będę ich tutaj przytaczał. Jeżeli chcecie znać Domana czytajcie książki Domana. Ja nie jestem odpowiedzią na problemy, czy wyzwania waszych Dzieci i was jako rodziców. Doman jako jeden z niewielu na świecie pisze prostym językiem, zrozumiałym dla każdego rodzica. To jest wyjątek w literaturze dotyczącej Dziecka. Jak ja mówię rodzicom, że Korczak jest geniuszem dziecięcym tak jak Doman i tak jak nikt według mnie poza tą dwójką to większość ludzi mówi, że Korczak jest pisany jakimś starym, dziwnym językiem. Może tak, może nie. Ja wolę się pomęczyć ze zrozumieniem języka, jeśli to ma pomóc mojemu Dziecku. Tylko raz usłyszałem od jednej mamy, że Korczak jest oczywisty. Natomiast Doman pisze tak prostym językiem, że chyba prościej się nie da. Tam nie trzeba się zastanawiać, co on nam chce powiedzieć.
I w tym momencie nam rozmowę przerwało. Taka złośliwość rzeczy martwych, ale oczywiście zrobiliśmy kontynuację. Za jakiś czas przepiszę, a na dzień dzisiejszy jest do obejrzenia na fanpage mojego bloga na Facebooku.

Właściwe rozumienie filozofii Domana, czyli o co chodzi w metodzie Domana

Tak jeszcze na koniec od siebie dodam, że to dzięki Krzysztofowi zrozumiałam wiele kwestii, jeśli chodzi o metodę Domana. Do części tego co on wyjaśnia dosłownie w locie, czasem udało mi się dojść dopiero po którejś z kolei lekturze wybranych fragmentów z książek autorstwa Glenna Domana. To on mnie po tym wywiadzie popchnął do tego, że zaczęłam mojej Mai prezentować wszystko jednorazowo (łącznie z dopiero rozpoczętym programem czytania w języku włoskim), gdy z wielkim trudem i niedowierzaniem doszłam do dwóch powtórek na kartę i bałam się zejść niżej. To dzięki niemu uwierzyłam w swoją intuicję i teraz podążam za nią nawet jak bardzo cichutko odzywa się gdzieś w moim wnętrzu. Wcześniej ciężko było mi jej słuchać i tak naprawdę zadanie intuicji wykonywał komputer odkąd zaczęłam prezentować Mai bity z prawopółkulowej biblioteki. Gdyby nie komputer pewnie bym tkwiła na zbyt dużej ilości powtórzeń, a tak to z całkiem dużą pewnością zeszłam do 4, a potem 3 powtórzeń na kartę. Po pewnym czasie miałyśmy już tylko 2 powtórki. Z tym, że zawsze bałam się wprowadzać w życie to co mi intuicja podpowiadała. Komputer podpowiadał nieco wyraźniej, nieco głośniej więc zaczęłam to wdrażać, ale też z opóźnieniem, bo o ile dojście do tych 3-4 powtórzeń na kartę było ok to już to, że moje dziecko potrzebuje zobaczyć każdą kartę tylko 1-2 razy wydawało mi się tak nieprawdopodobne, że odwlekałam ten moment jak najdłużej. Teraz już wiem, że jak tylko poczuję, że ma być tak, czy inaczej i nie rozważam tego jakoś tylko działam.

Nieraz dostaję wiadomość od różnych mam z fajną modyfikacją zaleceń Domana, które chcą się upewnić, że robią dobrze. Nie miejcie wątpliwości. Jeśli wam i dziecku jest dobrze z tym co wymyśliliście to na pewno dobrze działacie. Doman przecież pisał w najważniejszej według mnie książce, którą, ze wstydem muszę przyznać, dopiero kończę “What To Do About Your Brain-Injured Child” (“Jak postępować z dzieckiem skaleczonym,”) że żaden rodzic pewnie nie będzie na tyle kompetentny, żeby wykonać program chociażby 1/10 tak dobrze, jak by to zrobił on-jeden z autorów metody, ale to rodzic, niezależnie od tego, jak będzie działał osiągnie lepsze efekty. Rodzice mają przewagę nad wszystkimi innymi, bo znają swoje dzieci najlepiej. Cała kadra Instytutów nie zdoła tyle osiągnąć co rodzic:

“(…) parents can do it better than we can do it. Better than Glenn Doman. Better than Katie Doman. Better than Suzy Aisen. Better than Ann Ball. Better than Coralee Thompson.”

“(…) rodzice zrobią to lepiej niż my. Lepiej niż Glenn Doman. Lepiej niż Katie Doman. Lepiej niż Suzy Aisen. Lepiej niż Ann Ball. Lepiej niż Coralee Thompson.”

Dodam jeszcze, że wyżej wspomnianą książkę powinien przeczytać każdy rodzic. Ona dotyczy wszystkich dzieci, nie tylko skaleczonych. Ja sama bym się nie zabrała do lektury gdyby mi nie to, że polecała ją Bożena Bejnar-Sławow.

Na koniec komentarz Krzysztofa Kwietnia, który pojawił się niedawno w naszej grupie na Facebooku a ‘propos ilości powtórzeń i intuicji:

“Jeżeli tylko 5 powtórzeń i potem lipa to pokazuj … NAJWYŻEJ 4 RAZY a nawet mniej. Najważniejsze, że pojawiła się w Twojej głowie liczba 5, która wzięła się prawdopodobnie z obserwacji tego jak Dziecko zachowuje się w czasie sesji. Z podejrzeń i z intuicji. No w każdym razie im mniej tym lepiej. Nie Bać się, Nie bać, zmniejszać aż do 1!”

Niżej macie linki zarówno do bloga Krzysztofa, jak i do jego kanału YouTube, ale tutaj zamieszczam wybrane nagrania:

1). jedna z pierwszych książek do czytania globalnego (dodam tutaj, że na szkoleniu z Bożeną Bejnar-Sławow materiały z Instytutu Domana, które miałam okazję zobaczyć wcale nie różniły się od tej książki, bo też były pisane ręcznie; niekoniecznie musimy mieć obrazek co drugą stronę; jak się da to sam tekst preferowany).

2). prezentacja w tempie 1/30 sekundy, o której wspominaliśmy w wywiadzie (czekam aż mi Krzysztof podeśle).

Tak jeszcze na koniec dopiszę to, czego Krzysztof nie powiedział o Marii Montessori, a wspomniał, że o tym rozmawialiśmy. Chodzi o to, że kiedyś podesłał mi jej życiorys. Okazało się, że oddała syna i odebrała go jak miał bodajże 14 lat. Zawsze wolę skonsultować z oryginałem, a że znam język włoski, więc sprawdziłam i rzeczywiście, chociaż wersja polska mówi, że oddała to sierocińca, a wersja włoska łagodniej tak jakby do rodziny zastępczej. Niemniej jednak faktem jest, że oddała swoje dziecko, żeby móc kontynuować to co zaczęła. Z tego co pamiętam swoją pracę kontynuowała z synem, który o tym, że jest jego matką dowiedział się dopiero z testamentu. Nie będę jej oceniać, bo żyła w innych czasach i nie znam wszystkich szczegółów. Niemniej jednak uważam, że ten fakt też powinien ujrzeć światło dziennie. Montessori poświęciła własne dziecko dla swojej metody.

Metoda Domana w praktyce
Podcast bloga teachyourbaby

Polecam zaglądnąć też tutaj:

Zabawna Nauka, czyli blog Krzysztofa Kwietnia

Kanał YouTube Krzysztofa Kwietnia, na którym znajdziecie filmiki, o których wspominamy w wywiadzie

Polecane książki dla rodziców w tym przede wszystkim książki napisane przez Glenna Domana

Wywiad z Bożeną Bejnar-Sławow, o której wspominam w artykule

Wywiad z Natalią Minge dotyczący wczesnej nauki czytania

Wywiad z Natalią Minge – część dotycząca matematyki, języków i rozwoju ruchowego, a także efektów długofalowych wczesnej edukacji

O bitach inteligencji do tej pory zaprezentowanych, w tym między innymi o prawopółkulowej bibliotece

Artykuł, w którym znajdziecie filmik, w którym udało mi się osiągnąć 1,3 sekundy na kartę podczas prezentacji 

O programach inteligencji 

Prawopółkulowa biblioteka, o której wspominam w komentarzu

Ten wywiad okazał się przydatny? Jeśli tak, udostępnij i podziel się z innymi. Macie jakieś pytania do Krzysztofa?

Będzie mi bardzo miło, jeśli zostawisz komentarz i podzielisz się swoim doświadczeniem. Będę też wdzięczna za wszelkie uwagi co do tego, czy nowsze artykuły są czytelniejsze, zwłaszcza, jeśli zgubiłeś/ zgubiłaś się w moim blogowym labiryncie.

Jeśli chcecie być na bieżąco zapraszam do śledzenia fanpage na Facebook’u, na Instagram, na którym wrzucam różności „od kuchni” oraz do subskrypcji (okienko na stronie głównej bloga i kanał RSS). Jest też możliwość zapisu na newsletter (jeśli nie wyskoczyło wam okienko podczas czytania bloga piszcie). W momencie jak będę mieć 100 zapisów na newsletter będę na bieżąco się dzielić informacjami dotyczącymi wczesnej edukacji zanim pojawią się na blogu w tematyce prawopółkulowości, czyli metody Domana, metody Shichidy i metody Heguru oraz dwujęzyczności i nauki języków.

Jako, że nie znalazłam grupy dla rodziców wplatających metodę Domana w wychowaniu swoich dzieci, sama ją założyłam na Facebook’u. Dołączając do grupy możecie liczyć na naprawdę ciekawą wymianę doświadczeń. Grupa liczy już ponad 950 członków.

4 CommentsClose Comments

4 Comments

  • Julia Hladiy
    Posted 25 lutego 2019 at 00:24 0Likes

    Szok! Sprawdziłam na Wikipedii ten fakt o oddaniu syna i faktycznie, piszą tam, że oddała syna do rodziny zastępczej. Co do reszty wierzę na słowo. Jak to się stało, że o Montessori wszędzie się mówi, a o Domanie dużo mniej, a jeśli już, to nie wymienia się go z nazwiska? (Bo rozumiem, że motoryka mała, duża czy czytanie globalne to jego autorskie nazwy aktywności)

    Mam wypożyczoną jedną książkę Montessori i przeczytam ją sobie, ale czuję, że skoncentruję się bardziej na Domanie. Swoją drogą to trochę jak książka “W głębi kontinuum”, która zła nie jest, założenia ma fajne, ale idealizm też trochę zaszedł w niej (za) daleko, a autorka nigdy nie miała własnych dzieci.

    • Posted 3 marca 2019 at 05:33 0Likes

      No właśnie ja też sprawdzałam. We włoskiej wersji Wikipedii jest może to delikatniej napisane, ale tak czy tak to jest faktem, że oddała syna. Niektórzy tłumaczą, że takie czasy itp. ale dla mnie żadne czasy nie usprawiedliwiają przełożenia kariery nad dziecko. Doman czyni z rodziców ekspertów, dlatego “eksperci” go nie lubią, krytykują itp. Niejako boją się, że zabierze im pracę. Montessori mam jedną książkę, ale w oryginale, a do tego muszę mieć spokój na czytanie i ledwo na początku jestem. Doman mi odpowiada i nie zamierzam tego zmieniać, jednak jestem ciekawa co ona ma do powiedzenia.

      • Julia Hladiy
        Posted 7 marca 2019 at 00:54 0Likes

        Podzieliłam się ze znajomą informacją o tym, co zrobiła Montessori. Znajoma natomiast oglądała film biograficzny o niej i mówiła, że tam było to przedstawione inaczej – jakoby to ojciec zdecydował o oddaniu dziecka do rodziny zastępczej, przez co Maria straciła z nim kontakt i szukała go przez te kilkanaście lat. Ciekawe, jak było naprawdę. Wolałabym wierzyć w wersję z filmu. Chciałabym go obejrzeć.

        • Posted 11 marca 2019 at 20:15 0Likes

          Mogłabyś zapytać znajomej czy ten filmik jest oparty w 100% na faktach? Zachęciłaś mnie do obejrzenia filmu.

Leave a comment