Program do nauki czytania globalnego (+matematyka, bity)
→ MaluchCzyta.pl ←
Kursy i szkolenia dla rodziców
→ AkademiaDoMam.pl ←
Treść poniższego artykułu w skrócie:
- Mój wykład na Forum Koordynatorów Międzynarodowego Programu Powszechnej Dwujęzyczności
- 23 mity o wychowaniu dzieci w dwujęzyczności zamierzonej
- Moje córki i 5 języków
- O Forum Koordynatorów Międzynarodowego Programu Powszechnej Dwujęzyczności, dla tych, którzy chcieliby dołączyć
Moje wystąpienie na Forum Koordynatorów Międzynarodowego Programu Powszechnej Dwujęzyczności
Dzisiaj skupię się na mitach dotyczących wczesnego wprowadzania dziecku języków obcych. Zrobię to w kontekście jednego języka. Dla niektórych myśl o wprowadzeniu dziecku, zwłaszcza takiemu, które jeszcze nie mówi w języku polskim kilku języków to już coś niedopuszczalnego. Zacznijmy więc łagodnie i w temacie jednego języka, chociaż wiadomo to co tutaj napiszę dotyczy też sytuacji, gdy nie boimy się działamy wielojęzycznie. Niemniej jednak pod koniec odniosę się do naszej prywatnej wielojęzycznej sytuacji.
Pomysł na artykuł powstał podczas mojego wystąpienia na Forum Koordynatorów Międzynarodowego Programu Powszechnej Dwujęzyczności „Dwujęzyczne Dzieci / Bilingual Future,” o którym napiszę bardziej szczegółowo w dalszej części artykułu. Być może ktoś z Was będzie chętny dołączyć. O samym Programie i kursach angielskiego dla najmłodszych pisałam w innych artykułach – linki pod niniejszym. Najpierw chciałabym się skupić na obaleniu mitów związanych z otaczaniem dziecka językiem. Być może kogoś męczą wątpliwości i gdy zostaną rozwiane zacznie działać.
Mój wykład dotyczył właśnie mitów, zwłaszcza dotyczących dwujęzyczności zamierzonej, czyli sytuacji, w której język obcy jest wprowadzany w środowisku, które nie jest dla danego języka naturalne, czyli np. angielski w Polsce. To co mówiłam spotkało się z powszechną aprobatą i jeden z koordynatorów zasugerował, żeby ta wiedza poszła świat w formie pisemnej.
23 mity dotyczące wychowania dziecka w dwujęzyczności zamierzonej
- Dziecku się pomieszają języki
Ja zawsze mówię, że owszem – języki się pomieszają, a potem się odmieszają. Gdy maluszki zaczynają mówić, mówią jakkolwiek potrafią. Wybierają słowa/ zdania, które im pierwsze przychodzą do głowy, które są dla nich łatwiejsze. Z czasem, a kiedy to nastąpi zależy indywidualnie od każdego dziecka, maluchy zaczynają te języki rozróżniać.
Gdzieś czytałam, że dziecko ma prawo mieszać języki do 5 roku życia. Wydaje mi się jednak po obserwacji starszej córki, że to rozróżnianie przychodzi o wiele wcześniej. Gdy dziecko wtrąci słowo z innego języka w zdanie to nie zawsze wynika z tego, że nie rozróżnia języków tylko mu tego słowa brakuje tj. nie zna go w obu językach, tylko w jednym lub po prostu, przyszło mu do głowy jako pierwsze.
Moja Maja swego czasu znała słowo “yesterday” i używała zamiast polskiego “wczoraj.” Niemniej jednak gdy wtrącała to słowo w rozmowie z tatą, z którym rozmawia tylko po polsku to było to takie zdziwione “yesterday” np.” Tato, a co robiliśmy …yy…yesterday?” Wiedziała, że tata jej pomoże. To nie jest już mieszanie. Zresztą ona doskonale wie i to od bardzo dawna (być może już jako dwulatka), który język jest który. Gdy się kiedyś uderzyła wyrwało się jej spontaniczne “Ouch, my nog.” zamiast angielskiego “Ouch, my leg.” (Ała, moja noga). Jak jej powtórzyłam co powiedziała miałyśmy sporo śmiechu. A to już było w czasie kiedy byłam na 100% pewna, że rozróżnia języki, którymi jest otoczona.
2. Dwujęzyczność opóźnia rozwój mowy
Według badań i dyskusji w tym temacie, w której doświadczeniem dzielą się rodzice innych dwujęzycznych dzieci, dwujęzyczność w żaden sposób nie opóźnia rozwoju mowy. Opóźnienie mowy może wynikać z różnych przyczyn i dotyczyć zarówno dziecka jednojęzycznego jak i dwujęzycznego. Czasem się zdarza, że tak samo wychowywane dzieci rozwijają się inaczej. Jedno wcześnie zaczyna płynnie mówić. W przypadku drugiego niezbędna jest terapia logopedyczna.
U nas żadnego opóźnienia nie ma, jest nawet pewne przyśpieszenie, ale to pewnie częściowo zasługa naszych kart do czytania globalnego, bo tym też wspomagamy języki. Moja Maja zaczęła bardzo wcześnie mówić, a już widzę, że jej siostra- Anitka zacznie jeszcze wcześniej. Tu mam na myśli komunikację zdaniami. Zresztą w ostatniej części artykułu nieco to rozwinęłam.
3. Nauka drugiego języka sprawi, że język ojczysty będzie zubożały
To oczywiście też nie jest prawdą. Dziecko w Polsce jest otoczone językiem polskim praktycznie cały czas. U nas jest dość specyficzna sytuacja, bo mamy ekstremalną wersję metody OPOL tj. ja nie mówię do córek w ogóle po polsku. Wbrew obawom rodziny w ogóle się nie obawiałam, że Maja nie będzie mówić po polsku, czy też że źle będzie mówić w języku polskim. Gdy pojawiła się moja druga córeczka już nie było takich obaw z niczyjej strony. To jest trochę walka w drugą stronę, żeby ten angielski dorównał polskiemu. O język ojczysty nie mamy się co martwić. Pomimo to, że moje dziewczyny mają teraz więcej kontaktu z językiem angielskim (i innymi językami), bo jestem na macierzyńskim, to i tak ten polski “śmiga.” Inni rodzice wychowujący dzieci dwujęzycznie na pewno potwierdzą, że język polski i tak będzie dominował, zwłaszcza jeśli działają innymi metodami niż OPOL. Więcej o metodzie, którą wybrałam dla nas w przypadku języka angielskiego w jednym z linków pod artykułem.
4. Dwujęzyczność powoduje zaburzenia mowy, w tym jąkanie się i seplenienie
Powiązanie dwujęzyczności jako przyczyny zaburzeń mowy jest takim samym mitem jak ten z opóźnieniem mowy. Co ciekawe u nas był etap jąkania się i się wtedy zastanawiałam co to oznacza i czy wynika z dwujęzyczności. Nie pamiętam ile wtedy miała moja Maja (dwa, może prawie trzy latka), ale wiązałam to z tym, że chciała bardzo szybko coś powiedzieć i po prostu aparat mowy nie nadążał. Taki miała natłok myśli, które chciała od razu wszystkie naraz najlepiej ubrać w słowa. Dość poważnie się wtedy jąkała, ale to samo przeszło. Nie wiem, czy to było związane z językami. Myślę, że możliwe, że jednojęzyczne dziecko też mogłoby mieć coś takiego.
Faktem jest, że niepłynność mowy jest rozwojowa i pojawia się gdy aparat mowy jest niedojrzały. Myślę, że to jest istotna informacja, bo jest to coś zupełnie niezależne od języków. Dokładnie coś takiego zaobserwowałam jakby głowa chciała coś powiedzieć, ale język nie nadążał. Moja Maja chciała powiedzieć milion zdań naraz, ale się nie dało.
5. Prawdziwa dwujęzyczność jest wtedy, gdy oba języki są dokładnie na tym samym poziomie.
Wydaje mi się, że takie przekonanie blokuje niektórych rodziców, bo boją się, że nie dorównają nativowi, czyli rodzimemu użytkownikowi danego języka np. rodowitemu Anglikowi. O dziwo wydaje mi się, że ten mit blokuje zwłaszcza anglistów. Ja pewnie jestem jednym z nielicznych wyjątków.
Mam w otoczeniu jedną dziewczynę po fachu, właśnie anglistkę i ona niby chce wychowywać synka w dwujęzyczności, ale cały czas ma wątpliwości np. że będzie on miał zły akcent. Kupiła u mnie książki, hitową biblioteczkę książek fonetycznych, którą kiedyś recenzowałam i ostatnio pytała o jakieś prostsze książki, bo ona ma wrażenie że jej syn patrzy tylko na obrazki i nic nie rozumie. Musi mieć poczucie, że jej dziecko wszystko rozumie. Dla niej się samo zainteresowanie dziecka książkami nie liczy, bo odbiera to jako patrzenie na obrazki. Takie przekonania w głowie anglisty.
Co do poziomu znajomości języków, czytałam, że bardzo rzadko się zdarza, nawet jeżeli chodzi o naturalną dwujęzyczność, że oba języki są dokładnie na tym samym poziomie. Niemalże zawsze któryś dominuje.
6. Osoby dwujęzyczne znają oba języki tylko połowicznie
Ja to rozumiem tak, że niektórzy boją się tego, że mózg jest w stanie przyswoić tylko określoną ilość słów. Jeśli jest to osoba dwujęzyczna to zna zaledwie połowę słów z każdego języka w porównaniu z jednojęzycznym użytkownikiem danego języka, który zna w tym języku całą pulę słów.
Tak naprawdę to działa w drugą stronę. Osoby dwujęzyczne tak naprawdę znają o wiele więcej słów niż jednojęzyczne w sumie w obu językach.
7. Nie powinno się wprowadzać czytania w obcym języku przed 3 rokiem życia lub zanim dziecko opanuje czytanie w języku ojczystym
Podobno to jest zalecenie wielu psychologów i logopedów. Natomiast zarówno przykład mojej starszej córki, jak i dzieci wielu rodziców z mojej grupy na Facebook’u: Metoda Domana i nie tylko- grupa wymiany doświadczeń dla rodziców potwierdzają, że wczesne wprowadzenie czytania w języku obcym jest wręcz dla rozwoju dzieci korzystne. To szansa dana dziecku, aby przyswajało język zanim jeszcze nauczy się mówić, czy czytać w języku ojczystym.
Kiedyś byłam na szkoleniu, które dotyczyło przede wszystkim dzieci z problemami i tam było powiedziane, że jeśli dziecko nie potrafi mówić we własnym rodzimym języku to często jak się nauczy angielskiego to się z tym dzieckiem można dogadać. Dzieje się tak dlatego, że angielski jest łatwiejszy i nawet jak maluch mówi niewyraźnie to po angielsku coś z tego wyjdzie.
8. Dzieci dwujęzyczne nie potrzebują czytać i pisać w obu językach
Wychowując świadomie dziecko dwujęzyczne powinniśmy sobie zdawać sprawę, że czytanie i pisanie w drugim języku jest dodatkowym wsparciem dwujęzyczności, zwłaszcza jeżeli to jest dwujęzyczność zamierzona, która potrzebuje wsparcia. Jeżeli my – rodzice o to nie zadbamy, żeby utrzymać język obcy w użyciu to dzieci wybiorą to co dla nich będzie bardziej oczywiste i łatwiejsze, czyli język otoczenia.
9. Dziecko nie rozwinie się właściwie pod względem emocjonalnym, bo mama powinna mówić do dziecka tylko po polsku
Mówiąc o rozwoju emocjonalnym dziecka w kontekście dwujęzyczności zamierzonej nie mam na myśli tylko takiej sytuacji jak jest u nas, bo ja do swoich dzieci w ogóle po polsku nie mówię. Myślę, że metod i sposobów na wychowanie dwujęzyczne jest tyle ilu jest rodziców. Znam różne podejścia np. ileś minut dziennie z angielskim, niektórzy mają wyznaczone dni.
W żadnej sytuacji nie przeszkadza to w rozwoju emocjonalnym dziecka. Chociażby wyrażenie “Kocham Cię” można powiedzieć na różne sposoby w różnych językach. Ja to mogę nawet powiedzieć po francusku chociaż po francusku nie mówię. A mówiąc to wyrażamy te same emocje.
10. Dzieci dwujęzyczne są rozdarte wewnętrznie, nie mają poczucia tożsamości
Oczywiście, że mają. Dla nich naturalne są oba języki i z obiema się utożsamiają.
11. Dzieci dwujęzyczne gorzej radzą sobie z nauką szkolną
Prawda jest taka, że dwujęzyczność wpływa też na inne umiejętności i ogólnie takim dzieciom jest łatwiej w szkole. Z własnego nauczycielskiego tym razem doświadczenia powiem, że nawet jeżeli zdarzy się, że dziecko dwujęzyczne nie radzi sobie świetnie ze wszystkim (mam taki przykład w pracy) to czasem ten angielski, z którego jest świetne jest jedynym przedmiotem, na którym może się wykazać i bez dwujęzyczności nie miałoby żadnego przedmiotu, w którym by się czuło docenione.
Wychowując dziecko dwujęzycznie gwarantujemy mu, że jeżeli nie wszystko to przynajmniej ten język będzie mu wchodził łatwo.
12. Dziecko wychowane z angielskim nie będzie mówić po polsku
Jeśli dziecko mieszka w Polsce, w polskiej rodzinie to po prostu nie ma takiej możliwości. Zresztą o tym wspominałam przy okazji innego mitu. Gdy wrócę do pracy moja młodsza córka będzie pod opieką innej domanowej mamy, co będzie oznaczało, że nadal większość dnia, a czasem cały będzie spędzać w języku angielskim. Starsza miała język polski, gdy byłam w pracy i nadal tak zostanie, bo będzie uczęszczać do przedszkola leśnego.
13. Dziecko przyswoi niewłaściwy akcent
Skupmy się może na angielskim, ale wiadomo, że to co mówię dotyczy jakiegokolwiek innego języka. Oczywiście, jeżeli jedynym źródłem języka będziemy my – rodzice, to nasze dziecko będzie miało dokładnie taki sam akcent jaki my mamy. Jeżeli będziemy otaczać dziecko angielskim z innych źródeł np. kurs Baby Beetles, z którego korzystam z najmłodszą córczką, czy też Tom and Keri (recenzje w linkach pod artykułem), czy audiobooki i podcasty, ono wyczuje, że ten angielski rodzica to nie do końca ten właściwy tylko właśnie ten z kursów, audiobooków, czy podcastów. Nie wiem jak to się dzieje, ale dzieci mają takie radarki jakby w głowie i wiedzą który akcent dla danego języka jest tym właściwym, a który nie. To jest niesamowite jeśli mówimy o dziecku w Polsce, które na żywo nigdy nie słyszało nativa.
Ja już wielokrotnie słyszałam, że moja Maja ma lepszy akcent w języku angielskim niż ja. Nawet mój mąż zauważył. Ja ją przyłapałam na wymawianiu niektórych słów troszkę inaczej niż ja to robię. Wyleciało mi z głowy, o jakie słowo chodzi, ale swego czasu słysząc wymowę Mai sprawdzałam w kilku słownikach, które potwierdziły, że wymowa fonetyczna jest zbliżona do tego, jak ja wypowiadam dane słowo, a Maja uparcie powtarzała inaczej. Zweryfikowałam to ostatecznie gdy przyjechali kuzyni mojej córki z Anglii. Mówili dokładnie tak jak ona i ja do dzisiaj nie wiem skąd u mojej córki taka a nie inna wymowa.
To jest bardzo ciekawe, ale pomimo to, że jakby ja- rodzic jestem dla Mai głównym źródłem języka angielskiego to ona nie przyjmuje wszystkiego ode mnie. We wrześniu przez 2 tygodnie gościliśmy studentkę z programu workaway i ona była bardzo zdziwiona i pytała jak ja to robię, że mówię do Mai po angielsku a ona mówi z zupełnie innym akcentem. U mnie słychać akcent polski i nie ma co tego ukrywać. U Mai podobno nie.
14. Dziecko przejmie błędy rodzica
Wydaje mi się, że część błędów pewnie przejmie. Można to trochę porównać do sytuacji, w której rodzice mówią do dziecka gwarą po polsku. Dziecko też tak mówi, bo wszystko przyjmuje, a potem idzie do szkoły i to się wszystko odkręca i potrafi mówić też standardowym polskim. W przypadku dwujęzyczności mamy analogiczną sytuację.
Poza tym dziecko też tworzy własne błędy, kombinuje i eksperymentuje. Błędów nie powinniśmy się bać. Z błędami też jest tak trochę jak z akcentem. Jeżeli dziecko ma jakieś inne źródła języka oprócz rodzica to dziecko sobie to zweryfikuje np. “Mama nie mówi tego tak jak powinno się mówić.”
Mam jeszcze taki przykład z domu, bo mój mąż sporadycznie włącza się w angielski chociażby czytając jej książkę. Moja Maja poprawia tatę. To dopiero jest mega. Prawie pięciolatka poprawia angielski taty, który się uczył tego języka od szkoły podstawowej, poprzez liceum, a nawet ja go swego czasu doprowadziłam do poziomu C1. Teraz można powiedzieć jego angielski jest komunikatywny, ale jest poprawiany przez własne dziecko.
15. Dwujęzyczność to zabieranie dzieciństwa i dodatkowe obciążenie dziecka
Jeżeli ktoś to traktuje jako naukę: dziecko ma siedzieć, dajemy kartę pracy to jest to jak najbardziej zabieranie dzieciństwa i obciążenie dla dziecka. Natomiast da się wychować dwujęzyczne dziecko nie poświęcając na to dodatkowego czasu: mówiąc do dziecka, otaczając je angielskim, czytając książki. Dla niego to jest zabawa, a nie jakiś dodatkowy obowiązek ani obciążenie. Wystarczy, że słucha. Nie musimy wymagać, żeby siedziało, czy specjalnie się na czymś skupiało.
16. Wprowadzanie dwujęzyczności to żmudny obowiązek
To czy tak będzie czy nie zależy od podejścia rodzica. Ja mam kontakt z wieloma rodzicami nie tylko w kontekście języka, ale też metody Domana i wiem, że ze wszystkiego można zrobić obowiązek. Niektórzy czekają z wprowadzeniem czegokolwiek, bo muszą sobie to zaplanować, stworzyć harmonogramy i schematy. Ja natomiast wiem, że jeśli sobie ustalimy jakiś schematyczny plan działania na dany dzień, w którym np. od tej do tej godziny robimy to i to i będziemy się tego na siłę trzymać bez względu na to co się dzieje w naszym życiu to się prędzej czy później przerodzi w taki obowiązek. Będzie się w naszej głowie pojawiała myśl typu: “Ojejku…za godzinę muszę zrobić angielski.”
Najlepiej działać spontanicznie i nie robić z czegoś tak fajnego jak zabawa w obcym języku obowiązku i obciążenia dla siebie. Jest fajna sytuacja i nagle zaczynamy mówić w tym języku, jeśli potrafimy lub po prostu się bawić na ile potrafimy, czy też czytać książki. Dobrze ustalić sobie plan absolutnego minimum i według niego działać codziennie niezależnie od sytuacji np. jedna przeczytana książka po angielsku, czy 5 minut mówienia do dziecka. W każdy dzień, kiedy uda nam się zrobić coś więcej będziemy z siebie dumni.
17. Dwujęzyczność jest czasochłonna
Jeżeli chodzi o samą dwujęzyczność to wydaje mi się, że nie trzeba poświęcać na to żadnego dodatkowego czasu. Jeżeli dodamy do tego coś dodatkowego np. czytanie to trzeba jednak karty przygotować, zwłaszcza w językach, w których ciężko jest kupić gotowe zestawy. Ja na przykład przygotowuję wszystkie karty w języku włoskim. Produkcja kart do czytania globalnego pochłania trochę czasu i tego nie będę ukrywać.
Natomiast sama dwujęzyczność nie pochłania czasu. To jest po prostu nasz czas z dzieckiem spędzany tak, a nie inaczej. Nieraz dostaję pytania np. od innych nauczycieli ze szkół, w których pracuję “Kiedy ty to wszystko robisz? Jak znajdujesz na to czas?” Nawet im nie chodziło o prowadzenie bloga i inne aktywności, ale po prostu o to co robię z moim dzieckiem, bo wtedy jak słyszałam te pytania miałam jedno – Maję. To jest mój czas z dzieckiem i tyle. Nie poszerzam doby, żeby mieć czas na język. Spędzam czas z dziećmi. Odpuszczam często inne rzeczy: sprzątanie, gotowanie, ale staram się dać maksimum swojego czasu z dziećmi.
Uważam, że rodzic który spędza czas ze swoim dzieckiem i który lubi to robić nie uzna wprowadzania języka obcego w tym czasie za coś czasochłonnego. Nie musimy się do tego przygotowywać specjalnie, bo to właśnie byłby ten dodatkowy czas, który musimy poświęcić. Nawet jeżeli nie znamy języka nie musimy się przygotowywać do czasu w tym języku.
Jako przykład podam mój niemiecki. Ja nawet nie mam czasu zerknąć do niczego tylko idę na żywioł. Akurat my mamy spotkania niemieckie, na których się już teraz w miarę dogaduję, ale kiedyś to było nawet na migi jak trzeba było. Komunikuję się już, chociaż zaczynałam od zera, ale jeszcze nie miałam czasu zerknąć na żadną gramatykę.
18. Trzeba być nauczycielem, żeby otaczać językiem swoje dziecko
Mi kiedyś ktoś powiedział, że niestety jestem nauczycielem. Wydaje mi się, że właśnie nauczycieli ciężko jest przekonać, bo mają już głęboko zakorzenione takie a nie inne myślenie. Wiem, że wśród naszych kursantek (Kurs dotyczący rozwoju językowego dziecka, który prowadzę z Anetą Łukasik- link pod artykułem) są nauczycielki. Z tego co zaobserwowałam zdarzyło się, że któraś po prostu wysłuchała tego, co miałyśmy do powiedzenia i nadal ma wątpliwości. Chce mieć pewność, że dziecko od początku przygody z angielskim wszystko rozumie. Mam wrażenie, że najbardziej by jej odpowiadało tłumaczenie wszystkiego na polski. To dobre dla rodzica, żeby miał poczucie, że wszystko jest jasne, natomiast w dziecku zabija to naturalne zdolności przyswajania języka. Dodatkowo swoje wątpliwości, że dziecko nie rozumie wyraża przy dziecku, co nie jest niczym dobrym według filozofii, których ja się trzymam. Należy unikać takiego negatywnego podejścia.
Lepiej chyba nawet, żeby rodzic nie był nauczycielem. Jeżeli się dowie co i jak to robi to z radością i się cieszy każdym efektem. Nauczyciel jeśli nie jest wystarczająco otwarty ma tendencję do oceniania: “Ojejku! Moja córka znowu popełniła ten błąd.”
Moja córka swego czasu dodawała końcówki -ed do wszystkich czasowników niezależnie od tego czy były regularne, czy nieregularne. Różności się pojawiały. Mnie to śmieszyło. Zapisywałam sobie te błędy. Są jednak nauczyciele, którzy będą zwracać uwagę na te błędy jak w szkole i przez to negatywnie podchodzić do procesu przyswajania języka przez ich dziecko.
Pamiętam, że przy którymś nagraniu ktoś mi wypomniał mój polski akcent. A jaki mam mieć skoro mieszkam całe życie w Polsce, angielskiego się uczyłam od 5 klasy podstawówki i nie miałam innych źródeł języka tylko polskie? Kto krytykuje sugeruje, że do wychowywania dziecka z językiem angielskim trzeba być nativem, a to mija się z prawdą. Niewiele osób też zdaje sobie sprawę, że nativi niekoniecznie mówią książkowo. Kiedyś na którymś z forum internetowych nawet mignął mi komentarz kogoś kto narzekał na błędy gramatyczne swojego męża- rodowitego Anglika. Możesz się w tym punkcie zastanowić, czy Twój polski jest idealny? Nigdy nie popełniasz błędów? A to przecież język ojczysty.
19. Wprowadzenie dziecku drugiego języka jest kosztowne
Na 5 języków, które mamy płacę i to bardzo niewiele tylko za spotkania tzw. playdates w jednym, a tak to wszystko jest darmowe. Znalazłam po prostu innych rodziców chcących otoczyć swoje dzieci np. angielskim i się spotykamy.
Książki są kosztowne. Jeżeli ktoś chce zaopatrzyć dziecko w ogromną ilość książek to rzeczywiście może go to uderzyć po kieszeni.
Natomiast pomijając książki to języki można wprowadzić przy naprawdę niewielkim nakładzie finansowym. Wystarczą chęci. Jest sporo materiałów darmowych. Rodzic, który zna angielski praktycznie niczym nie musi się wspomagać. Kursy dla dzieci o których wspominałam, czyli Baby Beetles i Tom and Keri nie kosztują fortuny (z kodem AGABASTA dodatkowo 10% zniżki). To jest na pewno mniejsza kwota niż byśmy chcieli płacić np. za zajęcia metodą Helen Doron. Nie wiem ile teraz kosztują, ale wiem, że kiedyś były dość drogie. Nie sądzę, że staniały. Wiem, bo pisałam o tej metodzie moją pracę licencjacką, w ramach której obserwowałam kilka zajęć, jak również rozmawiałam z rodzicami i nauczycielami.
Możemy też myśleć pod tym kątem, że w przyszłości zaoszczędzimy na korepetycjach, jeśli w okresie 0-6 lat otoczymy dziecko angielskim i pozwolimy mu naturalnie i bezwysiłkowo chłonąć ten język. Dla porównania, jeśli potrzebujemy się czymś wesprzeć, bo nie znamy języka – kurs dla dzieci Baby Beetles to koszt ok. 100 zł o ile cena się nie zmieniła, godzina korepetycji 50-60 zł i to w okresie, kiedy dziecko już tak nie chłonie języka, może też nie być chętne. To jednak dodatkowy czas zabierany dziecku i dodatkowe obciążenie dla niego. Nie dość, że się wysiedzi w szkole nie wiadomo ile to jeszcze jest dowożone na lekcje i ma mniej czasu dla siebie. Trzeba też na to tak spojrzeć. Nie chodzi tylko o obciążenie finansowe rodzica, ale też o naukę w przyszłości kosztem odpoczynku dziecka, ze szkodą dla jego psychiki.
Jeśli nie zainwestujemy teraz, kiedy umysł dziecka jest chłonny, nie czuje, że się uczy, bo dla niego to jest zabawa, później zabierzemy mu czas, sobie pieniądze itp.
20. Rodzic jest już za stary, aby opanować kolejny język
Zacznę od przykładu ze swojego otoczenia. Do naszych spotkań hiszpańskich chciała dołączyć jedna znajoma z dwójką chłopców. Napisałam jej o co w tym naszym hiszpańskim chodzi. Po prostu się spotykamy i nie ma opcji, żeby w tym czasie korzystać z innego języka niż hiszpański. Nieważne, czy ktoś mówi czy nie, co może niektórych zaskoczyć. Jakiś czas temu dołączyły dwie mamy z naszych angielskich spotkań. Od zera. Już po pierwszym spotkaniu (daleko nam do określenia tego mianem lekcji, czy zajęć bo to czysty spontan i zabawa) już opanowały kilka słów i wyrażeń np. Mira! (Popatrz!), Que es eso? (Co to jest?)
Opisałam to tak mojej znajomej i dodałam, że to będzie miało jedynie sens, jeżeli ona będzie się tego hiszpańskiego uczyć z dziećmi. Myślę, że moja Maja idzie w to, że teraz mamy taki język, a za chwilę inny, bo widzi, że ja też tak się dostosowuję do sytuacji i staram się “mówić” nawet w językach, których nie znam. Nawet ostatnio jednego chłopczyka upomniała za mówienie po polsku, bo teraz jest “English playdate” i mówimy po angielsku. Pierwszy raz mieliśmy taką sytuację.
Myślę, że to bardzo dużo daje, że ja na maksa na niemieckim udaję, że z angielskiego, czy polskiego Ich weis nicht. czy jak to się mówi (* prawdopodobnie źle to zapisałam), co oznacza, że nic nie rozumiem.
Wracając do mojej znajomej. Ona naprawdę była chętna na ten hiszpański. Rozmawiałyśmy jak to zrobić, żeby jej dwulatek nie mówił po polsku na tym spotkaniu. Natomiast jak jej napisałam, że ona też musi się tego hiszpańskiego uczyć i ma się próbować dogadywać jakkolwiek, nawet na migi jak trzeba, już się nie odezwała. Myślę, że stwierdziła, że nie da rady, a jej założeniem było, że nam dzieci podrzuci, a ona sobie będzie siedzieć gdzieś i pić kawkę. Ja uważam, że przykład rodzica musi być.
Rodzic powinien się angażować. Nigdy nie jest na to za stary. Ja za niedługo kończę 37 lat. Zaczęłam z niemieckim 1,5 roku temu. Jestem w stanie dość dużo powiedzieć. Co prawda rozmawiam tylko z jedną osobą, ale i tak jestem z siebie dumna. Pamiętam, że kiedyś w Krakowie na niemieckim spotkaniu ktoś do mnie zagadał tak mega szybko, że nie zrozumiałam nic. Natomiast z tą jedną koleżanką, z którą się spotykamy na niemiecki potrafię dużo rzeczy powiedzieć, czasem się coś gestami wesprę, ale komunikacja trwa. Uważam, że w życiu bym się nie nauczyła tak mówić w szkole. Nigdy się nie jest za starym.
21. Dwujęzyczność jest czymś nietypowym, czyli nadzwyczajnym
Kiedyś wzięłam moją córkę na Andrzejki do pracy. Wtedy była malutka i nieco onieśmielona, więc nie odpowiedziała od razu, gdy ktoś z nauczycieli się do niej odezwał. Od razu usłyszałam komentarz od tej osoby: “A..zapomniałam…ona pewnie nie mówi po polsku.” Jest odbierana w takim środowisku jak naprawdę niezwyczajne dziecko.
Tak samo moi dwujęzyczni uczniowie, którzy byli moją inspiracją (zapraszam do lektury wywiadu z ich mamą) tak samo są postrzegani wyjątkowo. Nieraz słyszałam komentarze, że ich mama wydziwia i inne.
Wygląda na to, że w Polsce dwujęzyczność pozostaje jeszcze czymś nadzwyczajnym. Czytałam, że jeśli chodzi o skalę światową to zdecydowana większość ludzi jest co najmniej dwujęzycznych. Dwujęzyczność to nie jest zawsze równy poziom obu języków, tylko po prostu wystarczy, że się w drugim języku komunikujemy.
22. Dziecko od samego początku musi wszystko rozumieć, a tłumaczenie na język ojczysty jest konieczne
Rodzice często chcą tłumaczyć dzieciom, mieć poczucie, że one wszystko rozumieją. Mówią np. “To jest apple- jabłko.” To jest złe podejście, bo sprawia, że dziecko nie korzysta z naturalnych zdolności przyswajania języka i co gorsza do tego tłumaczenia się przyzwyczaja. Tak naprawdę nie trzeba nic tłumaczyć.
Na samym początku dziecko się osłuchuje z melodią języka oraz z akcentem, a jeśli chodzi o rodzica, który nie jest nativem to po prostu z brzmieniem słów i zdań. Na tym etapie nie musi nic rozumieć.
W tym miejscu wspomnę o naszym niemieckim, bo to język, który obie z córką zaczęłyśmy od zera, bez żadnych podstaw. Przed pierwszym spotkaniem z mamą, z którą kontynuujemy playdates do dzisiaj powiedziałam córce, że po niemiecku nie mówimy, ale się nauczymy. Obyło się bez tłumaczenia. Ja umiałam zapytać “Was ist das?” (Co to jest?)
Przyznam się też, że ja trochę oszukiwałam. Jak już totalnie nic nie mogłam odgadnąć co koleżanka ma na myśli i nie dało się nawet na migi komunikowałyśmy się na kartce. Tam normalnie wchodził też polski. Moja córka tej pomocy nie miała, a już po dwóch miesiącach ze spotkaniami raz w tygodniu (2,5-3 godzinki) powiedziała pierwsze zdanie po niemiecku: “Das Schaf klettert.” (Owca się wspina). W sumie nie wiem do dzisiaj czy jest ono poprawne. W tradycyjnej szkole w życiu takich efektów nie osiągniemy i to tak szybko.
Tłumaczenie na język polski przeszkadza, bo aktywuje lewą półkulę mózgu, a najlepiej język przyswajać prawopółkulowo, a na lewopółkulowe wyjaśnienia i tłumaczenia przyjdzie czas. Ja teraz siedzę w prawopółkulowych metodach azjatyckich – Shichidy i Heguru, więc stąd wynika to podejście. Dzieci do 3 roku życia są bardzo prawopółkulowe i dzięki dominacji prawej półkuli mózgu chłoną wszystko bez wyjaśnienia. Gdy im tłumaczymy rozleniwia to trochę mózg. Nie muszą kombinować, żeby zrozumieć.
23. Dziecko, które wcześnie opanuje język będzie się nudziło w szkole
To nie jest coś co zawsze w każdym przypadku każdemu rozwijanemu dziecku grozi. Wszystko zależy od szkoły i od nauczyciela oraz od rodzica, który musi pokombinować jak dalszą edukacją dziecka pokierować. Czytam teraz książkę o dzieciach domanowanych, czyli prowadzonych metodą Domana “Kids who Start Ahead, Stay Ahead.” Oczywiście w metodzie Domana nie chodzi tylko języki. Jest też wczesne wprowadzania czytania, matematyki, wiedzy z różnych dziedzin. Zdecydowana większość dzieci tak rozwijanych idzie do szkoły i świetnie sobie tam radzą. Niemniej jednak ich rodzice wybrali dla swoich pociech szkoły np. z wyższym poziomem nauczania, czy stosujące alternatywne metody edukacji.
Jeśli chodzi o moich dwujęzycznych uczniów, z których mamą miałam wywiad, ja od razu im odpuściłam przerabianie podręcznika. Przynosiłam im zaawansowane książki Mai.
Gdy odkryłam, że inny dwujęzyczny chłopiec czyta już w pierwszej klasie to zaczęłam mu przynosić książki mojej córki, a gdy był w klasie drugiej to na lekcjach rozwiązywał konkursy kuratoryjne dla klas 4-8. Pamiętam, że się bardzo chłopak cieszył. Jak rozwiązał szybko to potem miał wolne i mógł się bawić z tyłu klasy.
Wszystko zależy od podejścia nauczyciela. Natomiast słyszałam o nauczycielu angielskiego, który w klasie siódmej, do której doszło dwóch uczniów dwujęzycznych (wrócili z Irlandii) zapowiedział, że nie będzie prowadzić lekcji w języku angielskim i do nich po angielsku nie będzie mówić. Wiadomo…te dzieci pewnie się nudzą.
Ważne jest też to, co ktoś mi powiedział w jednym z wywiadów, które mam na blogu. W szkole nudzą się zarówno dzieci zdolne, jak i średnie jak i te najsłabsze. To nie jest tak, że jak tylko wyposażymy dzieci w jakieś umiejętności to są skazane na nudę. Jeżeli dziecko nic nie będzie “kumać” na lekcji to też będzie się nudzić jak mops.
Moje córki wychowują się z 5 językami
Moje córki, ale też dzieci innych rodziców, którzy otaczają je językami najlepiej pokazują, że mity to po prostu mity. Pierwsza córka – Maja była wychowywana od urodzenia w dwujęzyczności zamierzonej z językiem polskim i angielskim. Pozostałe języki tj. włoski, niemiecki i hiszpański doszły później, również w czytaniu globalnym. Nasz maluszek, czyli Anitka ma te wszystkie języki osłuchowo od urodzenia. Na dzień dzisiejszy działamy w czterech z nich z programem czytania globalnego.
Maja, już za niedługo 5-latka, mówi i czyta w 5 językach. Jak na dwujęzyczne dziecko zaczęła mówić dość wcześnie, bo pierwsze regularne i świadome słowo pojawiło się w wieku 7/8 miesięcy, a w wieku 17 miesięcy usłyszałam od niej pierwsze nieporadne zdania. Gdy miała 1,5 roku zliczyłam 218 słów spontanicznie wypowiadanych w obu językach tj. polskim i angielskim.
Najmłodsza – za niedługo roczna dziewczynka już ma za sobą pierwsze słowa w różnych językach, a nawet niewyraźne zdania np. “I love you.” (słyszane nie tylko przeze mnie więc nie mam omamów), “Co to?.” Reaguje na pożegnanie machając ręką we wszystkich 5 językach. Pierwsze świadome słowo pojawiło się w wieku 5 miesięcy, natomiast i wcześniej i później cały czas mamy do czynienia ze słowami, w różnych językach. Być może to jest tak, że jak mamy kilka języków to cokolwiek maluch powie można podciągnąć pod któryś z nich. Niechcący wyda jakiś dźwięk, a ja sobie myślę “O! Powiedziała hiszpańskie “alla,” czy też niemieckie “da.” W wieku 9 miesięcy zaskoczyła mnie tym, że rozumiała wyjaśnienie, że ma schodzić tyłem, nogami najpierw.
Wygląda na to, że u nas im więcej języków od urodzenia tym szybszy rozwój dziecka. A może to chodzi o domanowe karty i ogólnie o metodę Domana jako całość od urodzenia vs kilka miesięcy później? Tego się nie dowiem nigdy, natomiast piszę Wam jak jest.
Może co do ilości języków jesteśmy jakimś wyjątkiem, ale najnowsze badania potwierdzają, że mowa rozwija się indywidualnie i w swoim tempie u dziecka niezależnie od tego, czy jest jedno-, dwu- czy wielojęzyczne. Ewentualne opóźnienia mowy na pewno nie wynikają z obecności języków. Mało tego…tak jak pisałam wyżej na jednym ze szkoleń usłyszałam, że często jak dziecko nie mówi w swoim rodzimym języku, gdy nauczy się angielskiego zaczyna się komunikować z otoczeniem, bo w tym języku nie trzeba mówić super wyraźnie, a poza tym jest jednym z łatwiejszych na świecie.
O Forum Koordynatorów Powszechnej Dwujęzyczności – i Ty możesz dołączyć
Forum Koordynatorów Międzynarodowego Programu Powszechnej Dwujęzyczności „Dwujęzyczne Dzieci / Bilingual Future” to comiesięczne spotkania, dzięki którym członkowie (nie tylko nauczyciele, ale też inni zaangażowani w szerzenie idei powszechnej dwujęzyczności) rozwijają się jako Koordynatorzy Programu. Przy okazji zdobywają nowe kompetencje miękkie (np. umiejętność zarządzania czasem, kreatywność) i twarde (np. specjalistyczną wiedzę). Wszyscy koordynatorzy mają dostęp do strony ze wszystkimi materiałami do wykorzystania podczas spotkań i prezentacji. Mogą również brać udział w konkursach z atrakcyjnymi nagrodami, a za udział otrzymują certyfikat uczestnictwa w Forum.
Forum Koordynatorów to możliwość uzyskania dodatkowego dochodu z tytułu wdrażania Programu, działalności dydaktycznej (http://bilingualfuture.academy/) i szkoleniowej, bez konieczności zakładania działalności gospodarczej. Można korzystać z tzw. działalności nierejestrowanej. Więcej informacji – https://tinyurl.com/ForumKoordynatorow-informacje
Jeśli chcesz zostać Koordynatorem Międzynarodowego Programu Powszechnej Dwujęzyczności „Dwujęzyczne Dzieci / Bilingual Future” skontaktuj się z mailowo lub telefonicznie z inicjatorami akcji: info@bf.teamtel.: (+48) 22 290 44 33
Polecam zaglądnąć też tutaj:
O Programie Powszechnej Dwujęzyczności
Kurs dla niemowlaków i maluchów
Kontynuacja kursów Programu Powszechnej Dwujęzyczności
Spis artykułów dotyczących czytania globalnego
O naszej metodzie wprowadzania języka angielskiego
Recenzja książek fonetycznych polecanych na początek z angielskim
Kurs dotyczący rozwoju językowego dziecka
Podsumowanie rozwoju mowy Mai w wieku 1-11 miesięcy
Wywiad z mamą moich dwujęzycznych uczniów
Będzie mi bardzo miło, jeśli zostawisz komentarz i podzielisz się swoim doświadczeniem i przemyśleniami.
Jeśli chcesz być na bieżąco zapraszam do śledzenia fanpage na Facebook’u: Wszechstronne wspieranie rozwoju dziecka, na Instagram @teachyourbaby_pl, na którym wrzucam różności „od kuchni” oraz do subskrypcji (okienko na stronie głównej bloga i kanał RSS). Jest też możliwość zapisu na newsletter.
Zapraszam też do grupy dla rodziców wplatających metodę Domana w wychowaniu swoich dzieci, którą sama założyłam na Facebook’u: Metoda Domana i nie tylko- grupa wymiany doświadczeń dla rodziców. Dołączając do grupy możecie liczyć na sporą dawkę motywacji, na naprawdę ciekawą wymianę doświadczeń oraz na pomoc w nurtujących Was kwestiach.
U mnie możecie też kupić książki wydawnictwa Usborne. Zapraszam na fanpage sprzedażowy Teachyourbaby- angielskie książki dla dzieci oraz na Instagram @teachyourbabyksiazki.