fbpx

Kiedy zacząć czytanie globalne i czemu warto uzbroić się w cierpliwość, jeśli nasz maluch nie jest wybieraczem

To pierwszy wpis na tym blogu dotyczący pierwszych efektów samego czytania. Co prawda wczesną naukę czytania metodą Domana podsumowywałam po 10 miesiącach systematycznego działania z moją córeczką, ale wtedy jeszcze o efektach nie było mowy, chociaż nagrania pokazywały jak malutka Maja wybiera właściwą kartę w opcji wyboru z dwóch kart polecanej przez Domana pod warunkiem, że i my i dziecko świetnie się bawimy. Zawsze w przypadku takiego wyboru jest 50% szansy, że chociażby nie patrzyła na kartę wybierze dobrze. Nagranie znajdziecie w podlinkowanych niżej artykułach. 

Poza tym według teorii Japończyka Makoto Shichidy, o którym przeczytacie w jednym z matematycznych artykułów małe dziecko jakby intuicyjnie/ telepatycznie czuje, która karta jest właściwa i tą informację przekazuje mu rodzic, który wie, którą powinno wybrać. Ta część metody Shichidy związana z telepatią i intuicją zawsze mi się wydawała niewiarygodna, ale coś w tym jest. Ile znajdziecie nagrań dzieci w Internecie, które wydają się za każdym razem wybierać właściwe słowo z dwóch, a nawet z większej ilości kart? Zwróćcie uwagę na wiek tych dzieci. Zdecydowana większość z nich to maluchy przed ukończeniem 2 roku życia, a często nawet pierwszego. Z uwagi na to, jeśli się zastanawiamy kiedy zacząć program czytania, to odpowiedź brzmi zawsze: im wcześniej, tym lepiej. Pomijając inne pozytywy jest szansa, że nasz maluch będzie należał do grupy “wybieraczy,” który chętnie będzie pokazywał swoją wiedzę, a my jako rodzice będziemy bardziej zmotywowani widząc efekty.

Wspomnę tutaj jednak, że chociaż oglądając różne nagrania możemy odnieść wrażenie, że każdy maluch uczony prawidłowo czytać globalnie to “wybieracz” i jeśli nasz nie chce albo za każdym razem wybiera złą kartę to przychodzą nam do głowy myśli, że pewnie coś robimy źle albo że metoda Domana nie działa. Nie zapominajmy, że Doman napisał może trochę innymi słowami, ale niosą taki sens, że nawet jak coś robimy źle, jako rodzic, ale w ogóle coś robimy odniesiemy większy sukces niż, gdyby to on sam uczył nasze dziecko idealnie zgodnie z metodą, którą opracował. Z drugiej strony, nie każde dziecko to “wybieracz.” Zauważył to nawet Doman pisząc w swojej książce o tym, że niektóre dzieci nie będą zainteresowane wyborem właściwej karty, a inne będą wybierać złe odpowiedzi. Są dzieci, w które po prostu musimy ślepo wierzyć prezentując im nowy materiał i nie zastanawiać się nad jakimkolwiek zweryfkowaniem tego, ile wchłonęły z naszych prezentacji. To mi przypomniało niedawną dyskusję w jednej z Facebookowych grup. Jedna mama martwiła się, że ilość angielskiego jaką prezentuje dziecku nie przyniesie efektów. Inna ją uspokoiła pisząc, że jej się też wydawało, że to nic nie daje, a tu nagle maluch dosłownie “wystrzelił” jej ze zdaniem w tym języku. Miejcie cały czas na uwadze, że cokolwiek robimy z dzieckiem, przyniesie efekty, czasem szybciej, czasem później, ale przyniesie. 

Jak wspominałam w artykule o tym jak zacząć wczesną naukę czytania z dzieckiem od 30 miesięcy do 4 lat, Aneta Czerska zauważyła, że często na pierwsze efekty musimy czekać do 3 roku życia nawet jak zaczęliśmy wczesną edukację od urodzenia. W jednym z komentarzy autorki anglojęzycznego bloga Figur8 przeczytałam coś, co potwierdza obserwacje Czerskiej tj. że do 3 roku życia otaczamy dziecko wiedzą zupełnie bezinteresownie nie oczekując żadnych efektów. Po ukończeniu 3 lat powinno samo nam pokazać co wie, jeśli zaczęliśmy od urodzenia. Jeśli nie to odpowiednio później lub jeśli należy do grupy “wybieraczy” to wcześniej. Współautorka azjatyckiej metody Heguru Mrs Ruiko Henmi zaleca:

“Give your child more time to develop his potential. It takes time for results to show.”

(“Daj swojemu dziecku więcej czasu na to, aby rozwinęło swój potencjał. Potrzeba czasu aby zobaczyć efekty.”)

Odpowiedź jest taka a nie inna, że im wcześniej zaczynamy, tym lepiej bynajmniej nie ze względu na to, że jak zaczniemy ze starszakiem to nie zadziała, bo możemy działać nawet ze starszym dzieckiem np. pięciolatkiem, chociaż tu musimy się w pełni dostosować do dziecka, musimy być superelasyczni, więcej kombinować i coraz bardziej odchodzić od podstawowych zaleceń tworząc swoją własną metodę na skutek czego dla nas jest trudniej. Faktem też jest, że większość z nas nauczyła się czytać po angielsku metodą globalną, bo przecież metodą phonics tak popularną w krajach anglojęzycznych nikt nas nie uczył i w sumie nie znam szkoły w Polsce, która by w ten sposób uczyła. Gdy miałam pierwszy kontakt z językiem angielskim miałam już 8 lat. Na pewno dla umiejącej już od dawna czytać w języku polskim ośmiolatki było to frustrujące, że po angielsku inaczej piszemy, a zupełnie inaczej czytamy. Niemniej jednak, po pewnej ilości przykładów z czasem byłam w stanie przeczytać nawet nieznane słowa. Tak w wielkim skrócie działa czytanie globalne niezależnie od języka: po pewnej ilości przykładów nasz maluch nauczy się czytać i będzie umiał czytać nie tylko te słowa, które mu pokazaliśmy. Nie wiem jak to u mnie było po polsku, ale zawsze było mówione, że nauczyłam się czytać sama zanim poszłam do zerówki, więc pewnie w wieku 5 lat. Skoro nikt mnie specjalnie nie uczył to też trochę globalności w tym musiało być. Wiem, że mama mi kupiła tradycyjny Elementarz z Alą, Olą i kotem i po prostu pytałam. Zdaje mi się, że w elementarzu poza całymi słowami były też sylaby, ale moja mama na pewno ani metody sylabowej, ani żadnej innej nie znała. Co najwyżej musiała mi czytać, jak pytałam.

Wiem, że przewijają się czasem wątpliwości, czy metoda globalna jest odpowiednia dla języka polskiego. Oczywiście, że tak. Potwierdzam to ja, Natalia Minge, Krzysztof Kwiecień, Bożena Bejnar-Sławow (która nota bene twierdzi, że wystarczy 300 słów, żeby nauczyć dziecko czytać) i wiele innych mam. Znalazłam ostatnio artykuł z relacją jednej z mam, która uczyła córkę czytać globalnie i po polsku i po angielsku i która uczestniczyła w tym samym szkoleniu z Bożeną Bejnar-Sławow, co ja. Znajdziecie go w linkach pod artykułem. 

Wiem, że nic nie wiem

Oczywiście to nie jest wszystko takie czarno-białe tj. nie można podzielić dzieci na “wybieraczy” i “niewybieraczy,” czy też pokazywaczy i tych, które zachowują wszystko dla siebie i nie pokazują ile wiedzą. Może się okazać, że w zależności od etapu rozwoju nasze maluchy zmieniają się. Tak się złożyło, że i ja i inspirująca mama, o której od czasu do czasu wspominam, bo wymiana doświadczeń nadal trwa przeżywamy aktualnie fazę “Nie wiem…nie umiem.” U mnie oczywiście wielojęzycznie.

Jest to co najmniej dziwne, jak moja 2,5-latka nawet na najprostsze pytanie np. o kolor odpowiada, że nie wie, ale nie przejmuję się tym. Idę dalej, tym bardziej, że miałam nieco więcej czasu dla siebie ostatnio, bo ten etap “Nie wiem…” jakoś tak się zbiegł ze wzrostem jej przywiązania do taty, do takiego stopnia, że ja mogłam się nieco wycofać, a nasza mała przylepa cały czas za nim chodziła mówiąc, że chociaż popatrzeć chce, jak musiał coś np. w garażu zrobić. Myślę, że nasza córeczka  zdała sobie sprawę, że nie wszystko, co potrafi powiedzieć i co rozumie po angielsku, potrafi również przełożyć na język polski i odwrotnie i ogólnie, że pewnych rzeczy jeszcze nie umie. Możliwe, że to ją przez pewien czas tak frustrowało, że stwierdziła, że nic nie wie. Na szczęście w tym tygodniu był pełen przełom, znowu chodzenie za tatą zamieniło się przynajmniej na jeden dzień na chodzenie za mamą, więc wszystko chyba wraca do normalności. O ile wcześniej jak wyczuwała, że nie zna jakiegoś słowa po angielsku lub po polsku, starała się dowiedzieć, to ostatnio zaczyna mnie pytać o znaczenie angielskich słów z książek np. appetite- apetyt. Ostatnio o to samo zapytała tatę. Czasem jakby chce się upewnić, że zna właściwe znaczenie i pyta np. o “in and out” (w środku i na zewnątrz), co na pewno zna, ale z jakiegoś powodu potrzebuje potwierdzenia. Wczoraj wypytywała mnie o znaczenie wyrażeń z włoskiej kołysanki, którą jej śpiewam co wieczór. Maja z językami jest nieco rzucona na głęboką wodę. Żadnego nie ma tłumaczonego. Nawet nasz dodatkowy język włoski wchodzi tak, że ja z minuty na minutę zaczynam mówić po włosku bez wyjaśniania czegokolwiek. Może stąd te pytania. 

Jak to u nas było i w sumie nadal jest w czytaniu

Jeśli zaczynacie czytanie globalne, bo zmotywował was jakiś fajny filmik w Internecie, to postarajcie się znaleźć własną motywację i o nim zapomnieć. Tak jak Krzysztof Kwiecień mówił w jednym z wywiadów, który niedawno przepisałam na bloga nie należy patrzeć na innych i zaczynać, bo komuś się udało. To, że czyjeś dziecko pokazuje cuda na kiju to nie znaczy, że nasze też w podobnym wieku zacznie choćbyśmy nie wiem jak intensywnie i systematycznie działali ze wszystkimi programami Domana. A jeśli nie zacznie to w żadnym wypadku nie znaczy, że to co robimy idzie na marne i nie działa. Cokolwiek robimy to przynosi efekty, być może chwilowo ukryte, niewidoczne i nic nie zapowiada tego, że maluch szykuje nam w przyszłości łzy radości i totalny opad szczęki ze zdziwienia. Zgodnie z moją najnowszą wiedzą czuję się zobowiązana napisać, że odnoszę się tutaj przede wszystkim do zdrowych dzieci, które przeszły wszystkie niezbędne dla rozwoju etapy, które Doman rozpisał na Profilu Rozwoju Fizycznego Człowieka, który znajdziecie na końcu jego książki o rozwoju fizycznym

Oczywiście, jeśli brak widocznych efektów nie zniechęci nas do działania. Jeśli jeszcze nie macie za sobą wywiadu z Krzysztofem to polecam gorąco. To megapozytywny tata i wcale się nie zdziwił, jak się okazało, że Maja czyta. On bardziej w to wierzył, że już czyta niż ja sama. Ja po prostu wiedząc, że czasem potrzeba czasu założyłam, że pewnie jeszcze nie, chociaż po rozmowach z nim coraz częściej się przejawiała myśl, że może już tak tylko po prostu nie pokazuje i czeka na odpowiedni moment.

Jak część z was wie miałam zaszczyt uczestniczyć w 4-dniowym szkoleniu z Bożeną Bejnar-Sławow, która przez wiele lat pracowała w Instytutach Domana w Stanach Zjednoczonych wraz z samym Glennem Domanem. Dodatkowo w piątym dniu uczestniczyłam w konsultacjach indywidualnych, na które wzięłam oczywiście moją Maję. Przed konsultacjami każdy z uczestników był zobowiązany wypełnić dwie ankiety. W tej dotyczącej realizacji programów intelektualnych metodą Domana tydzień przed listopadowym szkoleniem napisałam dokładnie takie słowa:

“Aktualnie, po przerobieniu wszystkich etapów czytania globalnego metodą Domana cały czas prezentuję nowe słowa, wyrażenia i zdania, jak również w miarę możliwości czasowych tworzę nowe książeczki raz na jakiś czas. Przyznaję się, że nie do każdej książki do czytania globalnego prezentowałam słowa wcześniej. Do tych co sama robiłam tak, ale mamy np. 39 książeczek w języku angielskim, które udało mi się kupić i one były najpierw przeczytane ileś tam razy a dopiero potem wprowadziłam słowa na kartach i w sumie i tak tylko do części. Jeśli chodzi o polskie książki to mamy 12 gotowych i tutaj sytuacja jest taka sama. Ostatnio postanowiłam postawić na produkcję książeczek, bo widzę, że się nimi bardzo interesuje. Wiem, że Czerska stawia na produkcję książek co 2 tygodnie. Może w tym coś jest. Maja kocha książki.

Jeśli chodzi o karty to, czy w ogóle zwróci na nie uwagę zależy od dnia, godziny i pory dnia. Generalnie okresowo jest bardzo zainteresowana np. w wakacje zwłaszcza na wyjeździe przerabiałyśmy po 10-30 kart w każdym języku jednorazowo. Ostatnio patrzy owszem, ale trzeba ją złapać w dobrym momencie. Nie jest tak łatwo jak była maluszkiem, że zawsze i wszędzie. Przerobiłyśmy ok. 915 pojedynczych słów w języku angielskim (to ilość na kartach, do tego jeszcze dojdą bity inteligencji na kartach, z których nie zliczyłam nowych słów oraz mnóstwo nowych słów z prezentacji z rightbraineducationlibrary i myślę, że tu można na setki liczyć), ok. 808 słów w języku polskim tylko na realnych kartach (tu dodam, że polski przyśpieszył od wakacji i prawie dogonił angielski pod względem ilości słów na kartach. Mąż często zapominał, nie chciało mu się itp., ale zmotywowałam go. Przerobiliśmy też ok. 465 słów w języku włoskim, tylko na realnych kartach.

Angielski i włoski wprowadza mama, polski tata. Czytanie globalne w języku angielskim zaczęliśmy jak miała 9-10 miesięcy, w polskim na 12 miesięcy, a w języku włoskim w wieku 28 miesięcy. W mojej ocenie nie czyta, ale ma takie przebłyski, że np. na kubku miała napis „cup” i wieku dwóch lat zwracała na niego szczególną uwagę mówiąc „Tu wpisuje cup,” wie, że na jednej z jej owieczek pisze ZAKOPANE, chociaż dużymi literami, okresowo zwraca dużą uwagę na tekst, na litery, była też fascynacja kropką na końcu zdania i wykrzyknikiem. Gdy była mniejsza często wybierała dobrą odpowiedź z dwóch kart. Nawet ją nagrałam. Teraz zwykle zła, zresztą rzadko ją o to pytam. Na widzianych kilkukrotnie i uzupełnianych co jakich czas listach zakupów wskazywała właściwe słowa i po polsku i po angielsku. Też mam nagranie. O dziwo zapytana o znalezienie słowa w książkach stosunkowo często znajduje właściwe. Jak próbuję jej zrobić zabawę z 9 kartami, którą zaproponował Doman, to mam wrażenie, że w ogóle nie kojarzy co gdzie jest napisane. Nie jestem pewna, ale wydaje mi się, że wtedy po prostu wybiera karty byleby coś wybrać na chybił trafił nawet na się im nie przyglądając. Udało mi się zrobić fajne nagranie jedynie jak pokombinowałam tj. dałam jej wodę w spray’u do pryskania kart. Tak na czysto nic z tego nie wychodzi. Przy czytaniu książek mam wrażenie zupełnie odwrotne, że kojarzy słowa ze zdań. Generalnie niemalże jej nie sprawdzam, tylko prezentuję, prezentuję, prezentuję i czekam wierząc, że ona chłonie i że nagle mnie zbije z nóg. Wybór jednej karty z dwóch dawałam regularnie w naszych początkach jak była malutka. Teraz poza wakacjami, kiedy miałam na to czas i chciałam ją nagrać to w ogóle poza sporadycznym pytaniem o słowo w książce nie sprawdzam. 

Dodam jeszcze, że mamy nieco mieszanie czcionek tj. w angielskim coś w stylu Calibri i tego się trzymałam do ok. 2 roku życia. Potem w rightbrainlibrary inna czcionka i tu „a” na przykład inne. Potem mieszałam myśląc, że w polskim mamy „u” i „ó” i jest ok. Teraz raczej staram się trzymać tej Calibri tym bardziej, że wszystko niemalże z rightbrainlibrary przerobione. Zostały nam już rzeczy spoza metody Domana np. Peg memory, Pi memory, Linking story. W polskim od razu mieliśmy karty z czcionką właśnie z tym innym „a” rzadziej spotykanym w książkach. Teraz trzymam się Calibri. Oczywiście wszystkie czcionki proste, bezszeryfowe.

W angielskim mieliśmy od początku karty dokładnie jak Doman przykazał, w polskim z rysunkami z tyłu (zawsze tekst był pokazywany pierwszy), które potem przechodziły do kart z samymi wyrazami. W angielskim był okres, że musiałam rysować coś z tyłu i wtedy było zainteresowanie. Generalnie dopadł nas kryzys jak Maja zaczęła chodzić na 13,5 roku i inaczej by się nie dało. Działałam wtedy w angielskim z 15 sesjami czytania dziennie. Od 13,5 miesiąca zaczęłam zmniejszać do minimum.

Odkąd zaczęłam pracować na dobre, czyli odkąd Maja skończyła 17 miesięcy zwykle mamy 1-2 sesje angielskiego dziennie oraz 1 włoskiego. Mój mąż zawsze działał z jednym zestawem dziennie, czasem udało mu się zrobić dwa. Gdy Maja miała 20 miesięcy zanosiło się na kolejny kryzys, bo ja nadal wszystko powtarzałam zbyt wiele razy. Wtedy np. już wprowadzałam bity inteligencji połączone z czytaniem i jako, że to była u nas nowość prezentowałam analogicznie jak karty do czytania czyli 15 razy, chociaż Doman zaleca jeszcze więcej na początek. Zaczęłam zmniejszać liczbę powtórek i od razu zainteresowanie wzrosło.

Zaraz przed drugimi urodzinami miałyśmy ok. miesięczną przerwę, w której zupełnie nic nie robiłam tylko myślałam, co robić. To było działanie celowe i tego potrzebowałam. Potem dzięki prezentacjom w rightbraineducationlibrary jak na dłoni widziałam, że np. nudzą ją już 4 powtórki…3 powtórki….2 powtórki…z tym, że od stwierdzenia tego zawsze mijał miesiąc zanim wdrożyłam w życie zmianę. Dodatkowo na papierowych kartach nie mogłam wyczuć ile razy jej pokazać i jakoś tak wychodziło, że pokazywałam o 1 raz za dużo. Zawsze Maja już totalnie musiała się zbuntować i totalnie nie chcieć patrzeć na prezentacje, czy karty, żeby do mnie dotarło, że mnie intuicja nie myli. Wtedy pokazywałam zupełnie nowe prezentacje i super.

Co do righbrainlibrary to tam prezentacje są na zasadzie obraz + słowo, nie odwrotnie niestety, ale karta odwraca się na tyle szybko, że w czasie czasu na czytanie słowa dziecko widzi i obraz i napis. W angielskim sporadycznie zdarza się, że wykorzystuję moje nauczycielskie flashcards i one też mają ilustracje. Zawsze układam je tekstem do góry.

Generalnie na chwilę obecną we wszystkich trzech językach działamy z samym tekstem, bez udziwnień, ale już nie da się jednorazowo tyle prezentować co w ostatnie wakacje….do 10 kart jednorazowo teraz, a było 20-30. Krzysztof Kwiecień mnie popchnął nieco szybciej do pokazywania wszystkiego jednorazowo i tak działamy odkąd Maja skończyła 28 miesięcy.

Wahałam się jak to zrobić z włoskim, bo wtedy był wprowadzany, ale intuicyjnie zdecydowałam, że Maja nie wytrzyma 15 powtórzeń tego samego, więc w czytaniu globalnym w języku włoskim od razu ma prezentowane wszystko raz. Do włoskiego na razie ma jedną książeczkę, którą zakładką przerobiłam na globalną, ale tu znowu czcionka nie ta tj. bezszeryfowa, prosta, ale z tym innym „a.” Tak sobie myślę jednak, że jak już załapie powinna umieć każdą czcionkę przeczytać. Na początku kombinowałam, żeby włoski był innym kolorem i pierwsze słowa były różowe, bo taki kolor Maja wybrała. Potem z tego zrezygnowałam i teraz wszystkie 3 języki są różnie, w zależności od tego jaki marker jest dostępny. Każdy język jest prezentowany zupełnie osobno, o innej porze dnia. 

Działamy dość systematycznie, czyli codziennie. Dłuższe przerwy zdarzyły się jak Maja była mniejsza, bo miałam kilka szkoleń zagranicznych i jeden wyjazd z mężem i to wszystko trwało w sumie 60 dni (od 7 do 21 dni jednorazowo) oraz przerwa około miesięczna przed drugimi urodzinami taka bardziej dla mnie na przemyślenie wszystkiego i zmianę strategii.

Karty zawsze staram się prezentować najszybciej jak potrafię. Z mężem to jest różnie. Czasem męża zastępuje jego mama i tu naprawdę już tempa prezentacji nie da się naprawić, ale nie wiem jak ona to robi, ale Maja zawsze jest zainteresowana, jak ona prezentuje i czyta.

Zastanawiam się tutaj czy zdania nadal prezentować na kartach, czy skupić się na książkach, a na kartach pisać i pokazywać same słowa. Z samymi słowami jednak szybciej i sprawniej prezentacja idzie. Zdanie zbyt długo się czyta. Mąż mi też zgłaszał, że czasem traci uwagę Mai na zdaniach.” 

Mam nadzieję, że nie zanudziły was moje rozkminy, ale stwierdziłam, że może komuś się przydadzą, bo nie sądzę, żeby moje wątpliwości i przemyślenia były tylko moje. Poniżej kilka nagrań, o których wspominałam w ankiecie i innych, w których próbowałam coś wykombinować tylko i wyłącznie z uwagi na bloga:

– wspomniane listy zakupów (na podstawie tego doszłam do wniosku, że jak złapiemy dziecko w odpowiednim dobrym do takiej zabawy momencie i dodatkowo wcześniej z nim przećwiczymy takie wybieranie to się uda nagrać … ale to nie o to chodzi, bo celem w czytaniu globalnym nie jest to, żeby maluch zapamiętał dane słowa, celem jest aby rozgryzł jak się je czyta i był w stanie czytać nawet nieznane wyrazy)

 

– czas z książką (właśnie w przypadku książek Maja mnie często zaskakuje) 

 

– jako, że jako autorka bloga chciałam coś nagrać, co być może was zmotywuje, a jak pracuję to ciężko z czasem na to i gdy pracuję zabaw z kartami nie mamy praktycznie żadnych, tylko same prezentacje, a poza tym szkoda mi ryzykować, że Maja zainteresuje się kamerką tak oto kombinowałam zwłaszcza wakacje i jak możecie zobaczyć z dwulatką już nie jest tak łatwo. Zawsze nam coś przerwało a to skończyła się woda…a to znikąd pojawiła się włoska książka “Pinokio” i zabawa w dopasowywanie przerodziła się w czytanie po włosku…a to Maja miała potrzebę przekazania czegoś ważnego tacie itp. Zresztą sami zobaczcie na filmikach. Pokazują powody, dlaczego skupiam się tylko i wyłącznie na prezentacjach.

Poza tym bez tego pryskania kart, które wymyśliłam w okresie fascynacji wodą w buteleczce ze spray’em pewnie by też nie było wybierania. Na tym, co tutaj zaprezentuję wszelkie próby skończyłam. Wolę jednak nagrywać zachowania spontaniczne niż coś planowanego i to jeszcze na zasadzie testowania i z myślą, że pasuje coś pokazać. To jest dla mnie bez sensu. Jeśli kiedyś tak się zdarzy, że wejdę do pokoju i przyłapię Maję czytającą to będzie fajne nagranie. I na takie czekam.

 

 

 

Dodatkowo gdy czytałam Mai “Alicję w Krainie Czarów” po angielsku też mnie czymś zaskoczyła, ale przeglądałam książeczkę i nie mogę sobie przypomnieć o co dokładnie chodziło. W każdym razie ja jej zadałam pytanie, a ona pokazała mi odpowiedź w tekście zamiast odpowiadać, a przecież nie o to mi chodziło. Muszę powiedzieć, że to już ambitniejsza książeczka, jak możecie zobaczyć na zdjęciu niżej. Innym razem zupełnie jakby mi chciała zrobić psikusa podeszła do naklejki z napisem na ścianie w łazience, wskazała ją i przeczytała “bathroom,” po czym jakby speszona wybiegła z łazienki. 

 

Alice in Wonderland in English
Alicja w Krainie Czarów po angielsku

Konsultacje z Bożeną Bejnar-Sławow

Z takimi doświadczeniami przyjechałam na szkolenie z Bożeną Bejnar-Sławow. Pytań miałam mnóstwo i swoich i nie swoich. Przez 3 dni szkolenia nie było praktycznie nic o programach intelektualnych Glenna Domana. W 4 dniu jak w końcu został poruszony temat czytania, matematyki i bitów, pytań było niewiele. Wszyscy już wiedzieli, że te programy czytania, matematyki i wiedzy encyklopedycznej to wisienka na torcie i że są rzeczy ważniejsze, o które jak nie zadbamy, żaden program nie zadziała. Podczas szkolenia niejednokrotnie usłyszałam od Bożeny, że ja odniosłam już sukces. Myślałam sobie: “Jaki sukces? Czy ona nie czytała tego co napisałam w ankiecie?” 

W 5 dniu przywiozłam swoją Maję na konsultacje. Mieliśmy być jako ostatni, późnym wieczorem, ale udało się, że dość długo spała w samochodzie po tym jak wspólnie z inną mamą wzięłyśmy dzieci na wycieczkę do pobliskiej jaskini. Po długim śnie Maja, która już od dawna zwykle nie śpi w dzień była jak nowonarodzona. Tak jakoś wyszło, że na miejscu konsultacji byłyśmy jakieś 2 godziny wcześniej,więc Bożena miała okazję ją obserwować zanim zajęła się nami indywidualnie. 

Na konsultacje przywiozłam przykładowe egzemplarze naszych kart od początku działania, a jeśli śledzicie mojego bloga od dawna wiecie, że przewijały się różności: od wielkich domanowych napisów czerwoną czcionką do własnego pisma na zmywalnych kartach. Zrobiłam to pomimo to, że wiedziałam, że Bożena ma dość pytań o szczegóły techniczne i z tego, co wiem dlatego opuściła naszą grupę, bo za dużo jej powiadomień wyskakiwało z pytaniami o to samo, o rzeczy, które według niej są najmniej ważne. Zaczęłam jej pokazywać te nasze różności, włączając karty o różnych czcionkach i moje nauczycielskie flashcards z rysunkami z tyłu i dowiedziałam się, że jak działa to wszystko jest dobre. Na moje wątpliwości, że ja właśnie nie wiem, czy działa, zapytała czy patrzy i że jak patrzy to w porządku. Dostałam jedynie krytykę najnowszych książek z uwagi na zmniejszoną czcionkę. Możecie je zobaczyć poniżej. W ocenie Bożeny Maja na pewno widzi te słowa, ale rozmiar może ją zniechęcić do czytania, bo ma dopiero 2,5 roku. Tą książeczkę i inne z tej serii przerobiłam zaklejając napisy takimi z nieco większą czcionką – Calibri 80. 

 

A teraz najważniejsze. To się działo tak szybko, że pewnie nie jestem w stanie opisać wszystkiego. Przy prezentacji naszych przykładowych książek do czytania globalnego, a wzięłam po egzemplarzu z każdego rodzaju: książki Anety Czerskiej, Billkids i kilka robionych przeze mnie. Bożena nagle wzięła dwie robione książeczki: jedną polską o gąsienicy, którą mam dzięki jednej mamie, której chciałabym tutaj jeszcze raz podziękować i jedną z naszych pierwszych angielskich, które de facto możecie pobrać u mnie w dziale Do Pobrania. W obu są zdania napisane dużą czarną czcionką. Bożena otworzyła każdą na stronie ze zdaniem, podeszła do Mai i się zaczęło. Wiedząc jak wygląda pytanie Mai o to, gdzie coś jest w domu i mając w głowie też relację męża, który stwierdził, że nie ma pojęcia co gdzie pisze, bo kilka razy ją pytał siedziałam jak zaczarowana.

To było tak spontaniczne, że nawet nie pomyślałam, żeby coś nagrać, a może założyłam z góry, że przy obcej osobie to Maja na pewno nie będzie się popisywać swoimi umiejętnościami. Pamiętam tylko pierwsze i ostatnie pytanie. Zaczęło się od tego, która książka jest o Mai. W jednym ze zdań było słowo “Maja.” Chodziło oczywiście o książkę angielską. Potem poleciała seria pytań typu “Gdzie jest …?” i wyobraźcie sobie, że Maja wybierała jak zahipnotyzowana właściwe zdanie, w którym dane słowo się znajdowało, czy to po polsku, czy po angielsku. A ja nie dowierzając niemalże histerycznie chichotałam gdzieś z boku. Nie jestem w stanie powiedzieć ile tych opcji wyboru było, ale wystarczająco dużo, abym była pewna że mój maluch już czyta globalnie. Wątpliwości z ankiety poszły w las.

Maja nie dość, że miała 100% poprawność w wyborze właściwych zdań to jeszcze robiła to zupełnie inaczej niż w domu: nie tak od niechcenia i szybko, jak możecie zobaczyć na nagraniach, ale po wcześniejszym przemyśleniu. Pamiętam, że przy pierwszej próbie Bożena ją zachęciła słowami typu “Wiem, że wiesz. Wiem, że umiesz.” Żeby mnie dobić na koniec poszła na całość pytając Maję “Gdzie jest “carrot” po polsku?” Już nie jestem w stanie powiedzieć, czy to pytanie zadała po polsku, czy po angielsku. W każdym razie ja już otworzyłam usta, żeby zaprotestować. Cisnęło mi się, żeby powiedzieć, że to bez sensu, bo ona nie zawsze ma przełożenie z jednego języka na drugi. Wtedy Bożena zrobiła gest, który odebrałam jako “Zamknij się!” i oczywiście nie powiedziałam nic. Wyobraźcie sobie, że wskazała zdanie, ze słowem “marchewka” (carrot). 

Po tym wszystkim przy okazji analizy Mai na profilu Domana, o którym wcześniej wspominałam w ścieżce wzrokowej 31-miesięczna wtedy Maja została oznaczona jako początkujący czytelnik (F- czytanie funkcjonalne). Nie wiemy, czy Maja czyta nieznane słowa i nie będziemy wiedzieć dopóki sama nam tego nie pokaże. Dostałam zalecenie odejść od chaotycznego pokazywania niezwiązanych ze sobą słów, ale poszerzać jej wiedzę o świecie prezentując różności powiązane ze sobą. Pamiętam to zalecenie jak przez mgłę i nie do końca mogło tak brzmieć, ale chyba doszłam do tego o co Bożenie chodziło. Czytajcie dalej. 

Byłam w takim szoku, że nie zadałam żadnego pytania, z tych które miałam przygotowane. Nie pomyślałam też o podobnym sprawdzeniu matematyki. Do mojego stanu dołożyło się też to, że Maja na koniec nam zwymiotowała i wszystko wskazywało na to, że na wyjeździe złapała jakiegoś wirusa lub zaszkodził jej hotelowy obiad, bo poza domem nie jemy praktycznie nigdy. W drodze powrotnej moja córeczka zasnęła, a mi się zaczęły lać łzy. W głowie miałam totalny mętlik i wyrzuty do samej siebie, że tak nie do końca w nią wierzyłam. Zamiast przejechać 120 km, przejechałam 160, bo z tego wszystkiego na autostradzie pojechałam w złą stronę. Do domu dojechałyśmy dopiero koło północy. Tego dnia nigdy nie zapomnę. W takich skowronkach byłam, że nawet nie czułam zmęczenia. Myślę, że was też podobne przeżycia czekają. Nawet jeśli nie podchodzicie do wczesnej edukacji emocjonalnie, puszczą wam wszelkie hamulce, jak wam maluch pokaże co potrafi. Krzysztof Kwiecień też mówił o łzach radości. 

Nasze działania po konsultacjach, czyli z 31 i 32-miesięczną Mają

Po konsultacjach musiałam sobie zrobić tydzień przerwy od wszystkich programów, żeby ochłonąć i wszystko przemyśleć. Oczywiście nie dopytałam o co Bożenie chodziło, więc na zasadzie zgadywania stwierdziłam, że mam jej po prostu prezentować np. po 10 słów powiązanych ze sobą w każdym języku. I tak poszło:

  • w języku polskim: 10 drzew, zaawansowanych kolorów (np. ciemnoniebieski), warzyw, słów związanych z chorobą, z owcami (z tym co jedzą) i przyimków
  • w języku angielskim: 10 rodzajów linii i wzorów (np. spirala, zygzag), słów związanych z podziałem administracyjnym Polski, przyborów papierniczych, narzędzi kuchennych, rymów, słów dźwiękonaśladowczych, określeń ilości, przymiotników oraz dodatkowo przyimki, których do tej pory nie miała, urządzenia na placu zabaw oraz jak wołamy poszczególne zwierzęta
  • w języku włoskim: 10 zwierząt oraz przymiotników. 

Z czasem zaczęłam się zastanawiać, czy to dobra droga, bo o ile w języku włoskim mogłam brać zwykłe słowa, to w polskim i angielskim musiałam kombinować, żeby nie wziąć czegoś, co już mieliśmy. Poza tym, jeśli chodzi o język angielski to nie znałam części słów, które prezentowałam. Po prostu wzięłam je z gotowca na blogu Mam To Na Końcu Języka, do którego link znajdziecie pod artykułem. Potem tak sobie myślałam, że skoro to ma być poszerzanie wiedzy o świecie a nie program czytania, to jaki sens ma prezentacja np. nazw linii i wzorów, jak Maja ich nie może zobaczyć. Tak samo w przypadku wybranych drzew. Zrobiłam z jedną i drugą kategorią książeczki, ale nie do ogarnięcia wydawało mi się najpierw przygotowywanie pojedynczych słów, a potem za każdym razem robienie z każdej kategorii książeczki. Z drugiej strony żałowałam trochę, że pochwaliłam się mężowi, że Maja czyta. Zawsze powtarzał, że 3 rok życia już niedługo i będzie miał spokój. Okazało się, że zaczyna czytać wcześniej i już nie bardzo mu się chciało dalej działać. 

Zmiana na Nowy Rok 2019

Z Nowym Rokiem doznałam oświecenia: Bożenie chodziło o bity inteligencji. Tak mi się na dzień dzisiejszy wydaje. Odeszłam zupełnie od programu czytania, jako czytania w języku angielskim i polskim. Teraz jak mam czas wydrukować to pokazuję bity inteligencji, oczywiście z napisem i ten napis prezentuję najpierw. Ostatnio tak poszły karty z dinozaurami. Bity przerobione kiedyś tam w języku angielskim mąż prezentuje po polsku. Czasem odświeżam prezentacje z prawopółkulowej anglojęzycznej biblioteki na maksymalnej prędkości po to, żeby pokazać Mai jednorazowo ok. 200 kart. Ostatnio Maja mówiła, że za wolno. Wiem, że nie należy wracać do przerobionych już kart, ale chcę wyłapać co ją zainteresuje i z tego przygotować programy inteligencji. Po każdej prezentacji wydrukowanych bitów również notuję, jeśli coś ją zainteresowało. Za niedługo możecie się spodziewać sporej ilości programów inteligencji pobrania

Przykładowe zainteresowania Mai to: Albert Einstein (to akurat nie z bitów, ale z jednej z książek z okienkami Usborne), renifery, owce, Triceratops z dinozaurów (chyba dlatego, że jest podobny do nosorożca), pies York, komar, znak “Próg zwalniający” oraz “Droga bez przejazdu.” Gdy czymś się zainteresuje pokazuję jej na zmywalnych kartach ok. 10 lub więcej faktów na ten temat. Każde zdanie prezentuję 2 razy (wiem, że jak ją coś zainteresuje zapamięta po takiej ilości powtórzeń, bo raz mi to pokazała powtarzając po 2 powtórkach fakt o kocie Maine Coon) i jako, że wiem, że w przypadku programów wystarczy osłuchowo nie zwracam tutaj szczególnej uwagi, czy patrzy na zdanie, czy nie. Zwykle jest tak, że przy którymś z dwóch razy rzuci okiem na kartę. 

Jeśli chodzi o język włoski postanowiłam kontynuować program czytania w starej wersji tzn. pokazując różne niezwiązane ze sobą słowa, wyrażenia dwuwyrazowe i zdania dopóki nie dobiję ilości słów, jaką mamy przerobioną w języku polskim. We wszystkich językach od czasu do czasu tworzę książeczki. 

Ile słów za nami

Przy okazji świadomej rezygnacji z programu czytania w języku polskim i angielskim i przejścia na wspieranie czytania i poszerzanie wiedzy o świecie poprzez bity i programy inteligencji chciałam wam zaprezentować podliczenie wszystkich do tej pory przerobionych słów. Od 9-10 miesiąca do końca 32 miesiąca życia Mai roku przerobiliśmy:

  • 1011 słów na kartach w języku polskim (wraz z bitami z psami i ptakami, których nie ma na liście, którą znajdziecie w dziale Do pobrania): gdy mieliśmy ok. 200 słów zaczęłam eksperymentować np. mąż pokazywał więcej niż 5 jednorazowo (nawet 30), przy 289 słowach zaczęłam się bawić odmianami, od ok. 400 słów mąż wszystko prezentuje jednorazowo (dodatkowo niewielka ilość słów prezentowanych komputerowo). Zawsze narzekałam, że ten polski jest w tyle za angielskim i tak wolno idzie, ale ruszyło w wakacje. Na tygodniowym wyjeździe do Grecji tata zaprezentował Mai aż 112 słów. 
  • 977 słów na kartach w języku angielskim (wraz z ptakami z bitów inteligencji, reszty drukowanych bitów nie policzyłam, listę pojedynczych słów również znajdziecie w dziale Do pobrania): gdy mieliśmy ok. 200 słów zaczęłam eksperymentować podobnie jak z polskimi kartami, od 400 słów wszystko prezentuję pojedynczo (dodatkowo słowa prezentowane komputerowo można liczyć na setki). Nasz rekord ilości w stosunku do czasu to oczywiście tygodniowy wyjazd do Grecji, w czasie którego Maja zobaczyła 93 słowa. 
  • 549 słów w języku włoskim z czego każde prezentowane jednorazowo, z tego 78 słów zostało zaprezentowanych na wspomnianym wcześniej wyjeździe.

Jeśli interesują was moje listy przerobionych globalnie słów to nie pomyślcie przypadkiem, że non stop biegałam na komputer i coś zapisywałam. Do pewnego momentu tak robiłam i kontrolowałam każde nowe słowo z listą, czy aby na pewno jest nowe. Tak samo, przy tworzeniu wyrażeń dwuwyrazowych i zdań sprawdzałam, jakie słowa już przerobiliśmy. Po pewnym czasie jednak stwierdziłam, że to zajmuje za dużo czasu i poza tym czułam się ograniczona tym, że nie mogę na bieżąco pisać słów na kartach bez sprawdzania tym bardziej, że w tym okresie udawało mi się prezentować 20-30 kart jednorazowo.

W momencie przejścia na zmywalne karty zaczęłam eksperymentować tj. pisać słowa np. podczas słuchania rozmów Mai z tatą, czy inne na bieżąco bez sprawdzania, czy już były czy nie. Wyczuwając nieco “na oko” czy dane słowo już było, czy nie udawało mi się powtórzyć jedynie 5-10 słów na 100 zaprezentowanych. Stwierdziłam, że w niczym to nie przeszkadza. Tworzyłam karty na bieżąco, po zaprezentowaniu kart w momencie ich zmazywania zapisywałam słowa w notatniku, który miałam pod ręką, a potem hurtowo kontrolowałam z listą na komputerze. Czasem raz w tygodniu, czasem rzadziej.

Ile przeczytanych książek za nami

Żeby statystykom stało się zadość przeliczyłam wszystkie książki w naszej biblioteczce w każdym z języków, które wprowadzam Mai:

  1. W języku włoskim mamy 18 książeczek, w tym 4 do czytania globalnego (3 zrobiłam, 1 przerobiłam z gotowej dodając zakładkę jak w książkach Brillkids, których recenzję znajdziecie w dziale z recenzjami).
  2. W języku polskim mamy 106 książek, w tym 29 książeczek do czytania globalnego (12 kupionych autorstwa Anety Czerskiej –  w innym artykule znajdziecie recenzję, 6 przerobionych oraz 11 zrobionych przeze mnie).
  3. W języku angielskim mamy 206 książeczek, w tym 57 do czytania globalnego (35 kupionych z Brillkids – recenzję 25 znajdziecie w innym artykule, 3 przerobione oraz 19 zrobionych przeze mnie).
  4. 3 książeczki polsko-angielskie

Mogłam się nieco pomylić, bo Maja jeszcze nie ma biblioteczki i te wszystkie książki leżą na podłodze w dwóch pomieszczeniach, a w trzecim w różnych wnękach, ale zliczyłam 333 książki, w tym 90 książek spełniających kryteria do czytania globalnego. Każda została już co najmniej kilkukrotnie przeczytana.

Przebłyski na koniec

Tak jak napisałam wyżej sytuacja nadal jest taka, że Maja niewiele pokazuje, ale na koniec jeszcze mi zmajstrowała dwa przebłyski. Niedługo po konsultacjach z Bożeną Bejnar-Sławow dałam jej wybór w języku włoskim. Zrobiłam to jednak inaczej niż zwykle, ale powiedziałam, że jej owieczka jest dzisiaj szczęśliwa, a że szczęśliwy po włosku to “felice” chciałaby usiąść na karcie “felice.” Maja zareagowała inaczej niż gdybym zadała pytanie o to gdzie jest karta “felice.” Owieczka jest dla niej bardzo ważna, więc i wybór był ważny. Przyjrzała się obu kartom, czego często nie robiła i jakby wybierała w ciemno i … z całą pewnością posadziła swoją poduszkę-owieczkę na właściwej karcie.

Innym razem w naszej najnowszej wersji  “Alicji w Krainie Czarów” pokazała palcem napis: “Pull me up,” po czym go odczytała. Co prawda tekst nie jest jakoś oddzielony od reszty, ale nie ma obrazka podpowiadającego. Owszem, czytałam jej całą książkę kilka razy, ale dla mnie już samo to, że taki maluch zwraca uwagę na słowa i rozumie, że mają znaczenie już jest mega. Tym bardziej, że cały czas mam w głowie scenę z konsultacji z Bożeną. 

Pop-up Alicja w Krainie Czarów
Pop-up Alice in Wonderland

W sumie teraz, po szkoleniu “Neuro-Re-Edukacja” z Bożeną Bejnar-Sławow widzę też plusy tego, że Maja nie jest “wybieraczem” i “pokazywaczem.” Tam też oglądaliśmy wiele filmików i pamiętam komentarz Bożeny, że zrobili z dziecka małpkę. Wiem, że gdyby moja Maja na zawołanie wskazywała właściwe karty, pewnie też bym zrobiła z niej taką małpkę na pokaz: przynieś to …podaj to…pokaż gdzie jest. Dzięki temu, że jest jaka jest nią nie jest. Czego nie nagram ze spontanicznej sytuacji, to raczej na inne nagranie nie ma co liczyć.

Metoda Domana w praktyce
Podcast bloga teachyourbaby

 

Polecam zaglądnąć też tutaj:

Spis treści artykułów i tematów dotyczących czytania globalnego 

Podsumowanie czytania globalnego metodą Domana po 10 miesiącach z nagraniem wideo 

Testowanie i sprawdzanie wiedzy dziecka według Domana

Trochę teorii, czyli książki Glenna Domana

Artykuł, w którym znajdziecie informacje o Makoto Shichidzie w zakresie matematyki 

Artykuł dotyczący czytania, w którym znajdziecie kolejną wzmiankę o metodzie Shichidy i przy okazji małe porównanie metod prawopółkulowych

Jak zacząć czytanie globalne z dzieckiem w wieku od 30 miesięcy do 4 lat 

Link do anglojęzycznego bloga Figur8, o którym wspominałam

Wywiad z mamą, która uczęszczała z córką na zajęcia metodą Heguru

Artykuł w którym znajdziecie pierwszą wzmiankę o inspirującej mamie

Wywiad z Krzysztofem Kwietniem, który świetnie wyjaśnia filozofię Domana

Wywiad z Bożeną Bejnar-Sławow

O kryzysie u nas na 13,5 miesiąca

Recenzje książek, w tym książek do czytania globalnego 

Pierwsze książki do pobrania 

Blog Mam To Na Końcu Języka

Prawopółkulowa biblioteka (na dzień dzisiejszy w języku angielskim, hiszpańskim, rosyjskim i mandaryńskim) 

Bity inteligencji a wsparcie czytania

Programy inteligencji 

Programy i bity inteligencji – nowe podejście i podsumowanie 

Listy przerobionych do tej pory słów w 3 językach 

Wywiad z Natalią Minge

Relacja rodziny, która również uczestniczyła w szkoleniu Neuro-Re-Edukacja

 

To podsumowanie okazało się przydatne? Jeśli tak, udostępnij i podziel się z innymi. Jakie są wasze doświadczenia jeśli chodzi o wczesną naukę czytania metodą Domana? 

Będzie mi bardzo miło, jeśli zostawisz komentarz i podzielisz się swoim doświadczeniem. Będę też wdzięczna za wszelkie uwagi co do tego, czy nowsze artykuły są czytelniejsze, zwłaszcza, jeśli zgubiłeś/ zgubiłaś się w moim blogowym labiryncie.

Jeśli chcecie być na bieżąco zapraszam do śledzenia fanpage na Facebook’u, na Instagram, na którym wrzucam różności „od kuchni” oraz do subskrypcji (okienko na stronie głównej bloga i kanał RSS). Jest też możliwość zapisu na newsletter (jeśli nie wyskoczyło wam okienko podczas czytania bloga piszcie). W momencie jak będę mieć 100 zapisów na newsletter będę na bieżąco się dzielić informacjami dotyczącymi wczesnej edukacji zanim pojawią się na blogu w tematyce prawopółkulowości, czyli metody Domana, metody Shichidy i metody Heguru oraz dwujęzyczności i nauki języków.

Jako, że nie znalazłam grupy dla rodziców wplatających metodę Domana w wychowaniu swoich dzieci, sama ją założyłam na Facebook’u. Dołączając do grupy możecie liczyć na naprawdę ciekawą wymianę doświadczeń. Grupa liczy już prawie 1000 członków.

0 CommentsClose Comments

Leave a comment