RUCH JEST WAŻNY DLA ROZWOJU DZIECKA – INSPIRACJA PRZYSZŁA OD KRZYSZTOFA KWIETNIA
Zauważyłam, że jeśli ktoś cokolwiek kojarzy z tematyki wczesnej edukacji, czy z typowo z metody Domana zwykle jest to czytanie globalne. Dopóki nasza grupa wsparcia dla rodziców liczyła niewielkie grono wszystko wskazywało na to, że wszyscy interesują się tym jak nauczyć małe dziecko czytać. Przynajmniej wszyscy, którzy odpowiedzieli na moje pytanie, na czym im najbardziej zależy we wczesnej edukacji ich dzieci. Teraz jest nas więcej i cieszę się, że są poruszane również tematy bitów inteligencji oraz matematyki. Nadal jednak niewiele słychać o rozwoju ruchowym. Jakoś wcale się temu nie dziwię. Ja sama dopiero teraz wczytuję się w książkę dotyczącą rozwoju ruchowego i jego wpływie na inteligencję dziecka “Fit Baby, Smart Baby, Your Baby! From Birth to Age Six” autorstwa Glenna Domana, Douglasa Domana i Bruce’a Hagy (“Sprawne dziecko, mądre dziecko, twoje dziecko! Od urodzenia do 6 roku życia”). Już po pierwszych stronach mam tyle przemyśleń, że stwierdziłam, że będę pisać lub robić notatki na bieżąco.
Ja sama przez bardzo długi czas metodę Domana utożsamiałam głównie z wczesną nauką czytania i matematyki. Gdzieś tam otarłam się o informacje o przekazywaniu małym dzieciom wiedzy encyklopedycznej, ale jakoś wtedy mnie ten temat nie bardzo zainteresował. Natomiast na temat wspierania rozwoju fizycznego malucha już od urodzenia nie wiedziałam kompletnie nic. Nie wiedziałam nawet tego, że istnieje wyżej wspomniana przeze mnie książka. Sama się temu nie mogę nadziwić. Ja- bardzo sportowa mama wyciskająca ciężary na siłowni (już niestety po ciąży nie mogę dojść do tych obciążeń co kiedyś, ale nadal jest fajnie), jeżdżąca na snowboardzie, na rowerze, na rolkach, biegająca i pewnie by jeszcze coś doszło, nie zainteresowałam się tematem rozwoju fizycznego malucha. Owszem – miałam pewne plany, ale takie bardziej na przyszłość np. że będę kiedyś z Mają jeździć na wycieczki rowerowe. Wpisywałam się dokładnie w profil rodzica, który opisuje Kwiecień na swoim blogu: “Często słyszę od Rodziców, że zaczną biegać z Dzieckiem jak będzie chodzić a chodzić będą dopiero jak już będzie raczkować itp itd.”
Pewnie bym do tej pory nie zgłębiła tematu wspierania rozwoju ruchowego od urodzenia, gdyby nie ten blog i potrzeba ciągłego dokształcania się w temacie wsparcia wszechstronnego rozwoju dziecka. Co prawda minęło sporo czasu zanim zamówiłam książkę o rozwoju fizycznym, zanim doszła i zanim zabrałam się za lekturę, bo w międzyczasie zaczęłam książkę o przekazywaniu dziecku wiedzy encyklopedycznej. Niemniej jednak od czasu lektury tego artykułu o brachiowaniu zmieniłam zupełnie sposób myślenia. Jak możecie zobaczyć w komentarzach pod postem jest jeden mój, w którym napisałam między innymi:
“Widzisz…niby oczywiste się wydaje, to co napisałeś „że wchodzi się na wszystko co wystaje ponad podłogę. A na dworze ponad ziemię.” a sama bym na to nie wpadła. Mam tendencję chyba taką intuicyjną, że pozwalam mojej Mai na o wiele więcej niż inni, przez co jestem oskarżana o brak odpowiedzialności. Co myślisz o pozwalaniu 22-miesięcznemu dziecku na wspinanie się i siedzenie na stole? 😀 To jej ulubione zajęcie ostatnio i jest przeszczęśliwa, jak jej nikt nie zabrania. Wcześniej był parapet i dość ekstremalnie wyglądające zeskakiwanie z niego na kanapę.”
Jak możecie zobaczyć nie dostałam jeszcze odpowiedzi, ale pewnie pan Kwiecień jest zajęty, a ja odpowiedziałam sobie sama. A przez moje decyzje inni niestety, czasem łącznie z moim mężem niemalże zawału nie dostają. A niech dostają! Są nieświadomi tego, że to wszystko z korzyścią dla rozwoju mojej córeczki. Po dyskusji w jednej z Facebookowych grup, która zaczęła się od artykułu “Nie biegaj, bo się przewrócisz,” doszłam do wniosku, że nie tylko moje otoczenie jest nieświadome jak ważny jest ruch dla rozwoju dziecka. Nigdy sobie nie zapomnę, że moja ciocia zabraniała swoim dzieciom … biegać, bo się spocą i będą chorzy. Oczywiście biegali, ale tylko jak byli pod moją opieką 😛
Wspomniany przeze mnie artykuł sugeruje niezwykle poważne konsekwencje ograniczania dziecka w obawie o to, że zrobi sobie krzywdę. Ja bym aż tak nie demonizowała – moi kuzyni pomimo zakazu biegania wyrośli na fajnych chłopaków, a każdy z nich studiuje i dobrze sobie radzi. Nie znaczy to jednak, że popieram takie zakazy. Od początku intuicyjnie, a może też trochę z beztroski, bo raczej do nadopiekuńczych mam krzyczących “Nie biegaj, bo się przewrócisz!” nie należę. Pozwalałam Mai na wolność: upadki, zadrapania, wspinanie się gdzie chciała itp. Oczywiście wszystko w pełni asekurowane dopóki nie nabrałam pewności, że coś opanowała na tyle, że nic jej nie grozi. Jednak, jak się okazuje, sama wolność nie wystarczy. Trzeba też dziecku zapewnić odpowiednie warunki do rozwoju, najlepiej od urodzenia.
Co do dyskusji na temat artykułu to wyszło, że bardzo wielu rodziców ma skłonności w kierunku nadopiekuńczości obawiając się o bezpieczeństwo maluszka. Niekoniecznie są to mamy. Mnie mąż strofuje jak mnie przyłapie na “nie zabranianiu” czegoś Mai 😛 np. wspinaczki po meblach. Oczywiście jest też grupka bardziej wyluzowanych rodziców. Ci się dzielili “wypadkami” swoich maluszków, na szczęście w większości niegroźnymi.
SŁUCHAJ SWOJEGO DZIECKA – ONO WIE, CO JEST DLA NIEGO NAJLEPSZE
Pewnie niektórzy z was zapytają, ale jak to: to dziecko powinno słuchać rodziców, a nie odwrotnie. Ja uważam, że owszem, ale dziecko nie może być zupełnie pozostawione bez prawa głosu. Daleko mi do ideału jako mamy i popełniłam mnóstwo błędów w pierwszym roku życia mojej córeczki, ale byłoby ich pewnie jeszcze więcej i jeszcze poważniejsze gdybym nie jej słuchała, a raczej gdybym jej w końcu nie zaczęła słuchać. Przyznam się, że ciężko mi było z tym słuchaniem się przebić przez całe mnóstwo informacji, które mnie bombardowały jeszcze w ciąży. Moja Maja musiała niejako zawalczyć o to, żebym jej zaczęła słuchać.
Przyznam się tutaj do kilku błędów, których żałuję. Z niektórych rzeczy zdałam sobie sprawę dopiero po lekturze pierwszych rozdziałów “Fit Baby, Smart Baby, Your Baby! From Birth to Age Six” (“Sprawne dziecko, mądre dziecko, twoje dziecko! Od urodzenia do 6 roku życia”). Ciekawe co przyniosą kolejne części książki. Autorzy słuchali dzieci i obserwowali całe pokolenia maluchów dochodząc do tego, że ruch ma duży wpływ na inteligencję dziecka. Nawet na forum Instytutów Osiągania Ludzkich Możliwości, w odpowiedzi na pytanie jednej mamy mogłam przeczytać, że jeśli dziecko ma okresowy spadek zainteresowania kartami (z tego, co się zorientowałam najtrudniejszy okres może wypaść około roku), bo intensywnie nabywa umiejętności ruchowe np. chodzenie, bieganie, skakanie należy odłożyć karty nawet na dłuższy czas i zainwestować właśnie w rozwój ruchowy dziecka. Cytuję radę wnuczki Glenna Domana, której udzieliła jednej z mam:
“Focus on the Physical Program – put away the Intelligence Program for a little while. I know – it’s sacrilegious for a Beige Jacket to say! Still, we Beige Jackets know that this is a stage that kids need to move. It’s a part of their neurological development. Their brain is wired to have them move until they are stable on their feet. Right now, focus on having your child creep or walk (depending at what mobility stage he is at) as much as possible. If he is creeping, have him creep as much as possible in the house. If he’s walking, have him walk in the house and outside as much as possible (in different environments, which is easier to do in the summer).”
(“Proszę się skupić na Programie Rozwoju Fizycznego i odłożyć Program Inteligencji na jakiś czas. Wiem, to niemalże świętokradztwo usłyszeć coś takiego od Starej Wyjadaczki u samego źródła, ale my- Starzy Wyjadacze wiemy, że teraz jest etap, w którym dzieci po prostu muszą się ruszać. To jest niezbędne do ich rozwoju neurologicznego. Mózg dziecka jest tak skonstruowany, że je napędza i pobudza do ruchu dopóki nie opanuje chodzenia. Proszę się skupić teraz na tym, żeby dziecku zapewnić mu jak najwięcej okazji do pełzania lub chodzenia (w zależności od tego na jakim jest etapie, jeśli chodzi o mobilność). Jeśli pełza, niech ma możliwość robienia tego po całym domu. Jeśli chodzi, proszę mu pozwolić chodzić po domu i na zewnątrz (należy zmieniać otoczenie, co jest łatwiejsze do osiągnięcia w porze letniej.)”)
Jak widać to dziecko samo nam najlepiej podpowiada czego potrzebuje. Ruch stoi u podstaw wszystkiego, także inteligencji dziecka. Niestety jedynie garstka rodziców zdaje sobie sprawę, jak ważny jest rozwój ruchowy dziecka od narodzin.
Ja nie zabraniam Mai biegać ani nic z tych rzeczy, a od artykułu Kwietnia przymykam zupełnie oko na wszelkie wspinaczki, ale dopiero teraz zdaję sobie sprawę, że tak naprawdę z rozwojem ruchowym powinnam była zacząć od urodzenia, od pierwszego dnia życia. Mam nadzieję, że czytają też ten artykuł mamy oczekujące na dzieci lub mamy noworodków, czy niemowlaków. Dowiecie się czegoś, czego ja nie wiedziałam w momencie narodzin Mai. Dzisiaj tak ogólnie, bardziej w formie refleksji nad tym, co było i co jest, analizy moich błędów i tego, co zrobiłam dobrze w nawiązaniu do programu rozwoju ruchowego proponowanego przez Domana i innych, z którymi współpracował. W przyszłości stworzę poradnik rozwijania sprawności fizycznej u dzieci. Jeśli pojawią się głosy, że jest to temat, który was interesuje, postaram się, aby pojawił się tutaj szybko, ale niekoniecznie w następnym artykule, bo lubię różnorodność i przeplatanie różnych tematów. Jeśli temat przejdzie bez większego echa pewnie skupię się na innych i rozwinę go nieco później. Jak coś to piszcie w komentarzach pod tym postem lub na Facebooku.
MOJE BŁĘDY JAKO MAMY ORAZ KILKA SŁÓW O TYM, CO ZROBIŁAM DOBRZE W KONTEKŚCIE MOJEJ AKTUALNEJ WIEDZY NA TEMAT ROZWOJU RUCHOWEGO OD NIEMOWLAKA
Zgodnie z tym, co obiecałam “inspirującej mamie,” z którą niemalże codziennie wymieniam się doświadczeniami, spostrzeżeniami i olśnieniami w zakresie wczesnej edukacji, a zwłaszcza metody Domana, postaram się nie być dla siebie bardzo surowa i krytyczna. Co się stało, już się nie odstanie, więc nie ma sensu tego bardzo roztrząsać, a piszę o błędach tylko po to, żeby uświadomić tych nieświadomych i aby od samego początku zaczęli jak należy. Oprócz tego, że praktycznie nie inwestowałam w rozwój fizyczny mojej córeczki, poza zapewnieniem jej większej wolności niż ma większość znanych mi dzieci, było kilka innych niedociągnięć, już nie związanych z rozwojem ruchowym, ale o nich też wspomnę przy okazji.
NIE JESTEM MAMĄ IDEALNĄ
Błąd 1:
Ponad 2 lata temu zupełnie obce mi było pojęcie rodzicielstwa bliskości. Za to nasłuchałam się i naczytałam się dużo na temat tego, żeby dziecka zbyt długo nie nosić, bo się przyzwyczai, żeby z nim nie spać, bo się przyzwyczai i nie da żyć. A jak nie da żyć to jak ja będę pracować, uczyć się, robić treningi, czytać książki i milion innych rzeczy? Nie byłam w ogóle gotowa do poświęceń. Mało tego, nadal nie jestem gotowa. Priorytetem jest Maja, ale ja do szczęścia potrzebuję też możliwości rozwijania swoich pasji. Uważam, że to też ważne, bo dziecko wyczuje, że mama jest szczęśliwa. Na pewno przenosi się to na dziecko. I też w drugą stronę – sfrustrowana mama, sfrustrowane dziecko. Dbam o swoje szczęście i o szczęście Mai.
Mając głowę pełną wymienionych wyżej informacji anty-dziecko już w sali szpitalnej konsekwentnie po karmieniu odkładałam malucha do takiego jakby plastikowego pojemnika, który służył też jako wózek (nie pamiętam dokładnie): płacz, karmienie, przewijanie, karmienie, odkładanie, stękanie, sen, płacz i od nowa. Zupełnie nieświadoma ewentualnych złych konsekwencji podałam nawet Mai kilka razy smoczek. Na szczęście mój mądry maluszek za każdym razem go konsekwentnie wypluwał. Jedyny smoczek, który zaakceptowała to od butelki z moim mlekiem pojawiający się dość sporadycznie; cały czas jedynie w trakcie moich wyjazdów szkoleniowych. W wieku 10 miesięcy nawet butelka została przez mojego malucha odrzucona i mieliśmy trochę problem jak jej dawać pić. Łyżeczką schodziło całe wieki. W sumie to rodzina miała problem jak akurat mnie nie było w domu.
Przyznam się też, że niestety przez pierwsze 3 noce dobrowolnie oddawałam maluszka położnym, bo zbyt długo mi schodziło “wygramolenie” się z łóżka z pozycji leżąc zanim mogłam do niej podejść. Wtedy też dostała, co prawda znikome ilości, ale jednak mleka modyfikowanego. Nikt mi nie doradził, żebym dała swojego na wynos. Zadbałam o to, aby po cesarce nic mnie nie bolało, ale jednak w głowie był jakiś ogromny strach przed bólem i przed wstawaniem, że z leżenia nie mogłam się za to zabrać. Za to jak już wstałam, chodziłam dopóki nie czułam się słabo. Na czwarty dzień położne już nie chciały przyjąć noworodka na noc, więc Maja była ze mną, a raczej obok mnie, bo nadal w tym czymś plastikowym. W nocy rutyna jak za dnia, z tym, że maluch o wiele dłużej płakał zanim udało mi się do niej podejść.
Nawet mi do głowy nie przyszło, że mogłabym z nią spać. A przecież to była idealna opcja. Ja nie musiałabym wstawać. Maluch by był szczęśliwy, pewnie rzadziej by się budził, ja mogłabym spać karmiąc.
Po powrocie do domu też za każdym razem była konsekwentnie odkładana do łóżeczka. Liczyliśmy z mężem na to, że dzięki pewnej rutynie: karmienie, odpowiednia muzyka, odkładanie sama się prędzej, czy później przyzwyczai. Czasem schodziła nam na tym godzina albo i dłużej w nocy, bo po odłożeniu się przebudzała. W ciągu dnia nie było większych problemów do czasu mojego wyjazdu do Islandii na kurs finansowany z programu Erasmus +. Miała wtedy prawie rok. O ile moje wcześniejsze wyjazdy szkoleniowe przeszły zupełnie bez echa i nawet miały pozytywne skutki w postaci zacieśnienia więzi z tatą, to ten już zauważyła. Od tego czasu do dzisiaj śpi ze mną.
Błąd 2:
Malutka Maja często przebywała w tzw. beciku, w sumie do czasu, kiedy z niego nie wyrosła. To krępowanie ruchów. Noworodek, czy niemowlę tak naprawdę powinno mieć jak najmniej ubrań na sobie. Lepiej ogrzać pomieszczenie nieco bardziej niż zwykle niż ubierać go w kilka warstw ubrań i dodatkowo owijać kocem, czy wkładać do becika.
Po lekturze “Fit Baby, Smart Baby, Your Baby! From Birth to Age Six” (“Sprawne dziecko, mądre dziecko, twoje dziecko! Rozwój fizyczny od urodzenia do 6 roku życia”) wiem, że najlepsze rozwiązanie dla dziecka to tzw. tor do pełzania jak na zdjęciach z tej książki poniżej:
Jako, że maluszek jest bardzo ruchliwy, jeśli oczywiście mu na to pozwolimy nawet w trakcie snu, można go wykorzystywać również do spania. Ruchliwość podczas snu potwierdzam z własnego doświadczenia. Maja od zawsze wędrowała po całym łóżku i nadal wędruje śpiąc.
Błąd 3:
Za długo ograniczałam jej przestrzeń przetrzymując ją w małym łóżeczku. Na szczęście buntowała się dość skutecznie, więc zdecydowałam się na powiększenie tej przestrzeni i zakupiłam puzzle piankowe oraz drewniane ogrodzenie. Tą “zagrodę,” jak zaczęliśmy nazywać miejsce zabaw Mai możecie zobaczyć na starszych filmikach zamieszczonych na tym blogu. I myślę, że tu miały miejsce początki wsłuchiwania się w potrzeby mojej córeczki. Chciała i potrzebowała więcej przestrzeni i to dostała.
Zdaję sobie dzisiaj sprawę, że nie było to rozwiązanie idealne, ale jedno z lepszych na jakie mogłam wtedy wpaść. Wyobraźcie sobie, że ja i moje siostry ponoć całe dnie spędzałyśmy w małym drewnianym łóżeczku i tam też podobno nauczyłyśmy się chodzić, a sami wiecie jak małe są takie łóżeczka. Według Minge właśnie łóżeczka oraz wózki zostały stworzone po to, aby umożliwić kobiecie odłożenie dziecka i zajęcie się czymś innym. Teraz wiem, że noszenie jest dziecku potrzebne i interpretacja otoczenia, że dziecko na nas to wymusza, czy nami rządzi jest nieprawidłowa.
Przeniesienie Mai na matę było rozwiązaniem zgodnym z zaleceniami dotyczącymi rozwoju fizycznego niemowląt, bo było przeniesieniem na podłogę. Właśnie podłoga to miejsce, w których dziecko powinno spędzać najwięcej czasu. Nie powinno tam jednak przebywać samo, bo będzie źle podłogę kojarzyło. Jako, że “zagroda” była duża ja też tam przesiadywałam bawiąc się z Mają lub czytając książkę, gdy bawiła się sama. Jednakże zacytuję wam “inspirującą mamę:” “(…) mnie raził u Ciebie ten, nie wiem jak to nazwać, bo to chyba nie kojec, zagroda i wtedy właśnie myślałam, że skupiasz się tylko u Mai na kwestiach mentalnych.” Tak pewnie było, bo miałam takie myślenie, że rozwinie się w swoim tempie i nie zdawałam sobie sprawy z tego, że mogę coś zrobić w tym zakresie. Nie chodzi tutaj o jakieś przyspieszanie rozwoju dziecka na siłę, bo tego się robić nie powinno, ale o zapewnienie mu odpowiednich warunków, aby samo z siebie mogło się szybciej rozwinąć.
Jeśli chodzi o wspomaganie rozwoju fizycznego mieliśmy krótki epizod wizyt u fizjoterapeuty, na które dostaliśmy skierowanie, bo Maja nie trzymała głowy, gdy miała nieco ponad 2 miesiące. Skierowanie skierowaniem, ale terminy takie, że trafiliśmy na terapię kilka miesięcy później. Oczywiście już z trzymaniem głowy problemów nie było, ale coś tam innego zostało wynalezione, już nawet nie pamiętam co. Zanim minęło 30 minut ćwiczeń na piłce i nie tylko Maja już miała dość i płakała. Po kilku sesjach stwierdziliśmy z mężem, że rezygnujemy. Nie chcieliśmy jej męczyć. I to była bardzo dobra decyzja. Według Domana i współautorów książki o rozwoju fizycznym dziecka nie powinniśmy robić niczego, co nie podoba się dziecku.
Potem w domu coś tam czasem próbowaliśmy odtwarzać z tego, co zapamiętaliśmy, ale nie tak długo, potem już zupełnie zaprzestaliśmy w jakikolwiek świadomy sposób stymulować rozwój naszej córeczki. Widziałam, że robi postępy, więc uznałam, że wszystko jest w porządku. Maja sama z siebie zaczęła pełzać, siadać, a potem raczkować, czyli przeszła wszystkie zalecane etapy rozwoju ruchowego (podobno najkorzystniejsze dla dziecka jest nie pominięcie żadnego z nich).
Pełzanie ruchem naprzemiennym jest niezwykle istotne dla mózgu. Jak pisze Minge w książce “Jak kreatywnie wspierać rozwój dziecka” ten ruch rozwija spoidło wielkie, czyli część mózgu odpowiedzialną za połączenie między prawą i lewą półkulą, co w późniejszym wieku przekłada się na łatwość uczenia się i zapamiętywania. Pełzanie wpływa też na koordynację wzrokowo-ruchową, co później ułatwia dziecku czynności wymagające dokładności, w tym naukę pisania.
Raczkowanie jest kontynuacją korzyści wynikających z pełzania i dodatkowo stymuluje rozwój innych, ważnych struktur mózgu takich jak widzenie stereoskopowe, czyli obuoczne i orientację przestrzenną. W wyżej wspomnianej przeze mnie książce Minge można przeczytać, że są przesłanki, że brak raczkowania może przyczynić się do rozwoju dysleksji.
Moja Maja nie miała idealnych warunków od pierwszych dni, więc późno chodziła, bo dopiero na 13,5 miesiąca. Byłam na tyle uświadomiona w temacie pełzania po lekturze książki “Rewolucja w uczeniu” Gordon Dryden oraz Jeanette Vos, że wiedziałam, że jest to coś dobrego dla rozwoju dziecka. Cieszyłam się, że pełza tak długo. Można powiedzieć, że miałam w głębokim poważaniu panikę części rodziny, że jeszcze nie zabiera się do chodzenia.
Jestem pewna, że to, że zaczęła pełzać zostało spowodowane tym, że całe dnie spędzała na podłodze. To miejsce jej dziennego pobytu sprzyjało również kolejnym etapom rozwojowym. Z czasem nawet ta przestrzeń stała się dla Mai zbyt mała i ogrodzenie zniknęło. Została sama mata z puzzli piankowych i tak zostało do dzisiaj, z tym, że na chwilę obecną puzzle są rozsiane po różnych pomieszczeniach, w których razem przebywamy.
Co do pełzania wiem, że najkorzystniejsze dla dziecka jest jak nabędzie umiejętność pełzania ruchem naprzemiennym. Nie jestem sobie w stanie przypomnieć, czy właśnie tak to u Mai wyglądało. W każdym razie pełzała dość długo i nie kojarzę żadnych odchyleń jednostronnych. Jeśli chodzi o czynności wymagające dokładności to od kiedy pamiętam jednym z jej ulubionych zajęć było wkładanie mniejszych rzeczy do dużych np. miałam taką buteleczkę po zużytym serum to potrafiła się nią bawić bez końca. Buteleczka i zakraplacz, który do niej wkładała były dość małych rozmiarów, więc za każdym razem musiała się napracować i dobrze skupić, żeby się udało. W to “hobby” wpisało się też sznurowanie geometryczne.
W temacie pełzania, tak ważnego dla rozwoju malucha dopiero z książki “Fit Baby, Smart Baby, Your Baby! From Birth to Age Six” (“Sprawne dziecko, mądre dziecko, twoje dziecko! Rozwój fizyczny od urodzenia do 6 roku życia”) dowiedziałam się, że dziecko może pełzać od urodzenia, jeśli zapewnimy mu odpowiednie warunki. Dla mnie ta wiedza jest niesamowita.
Jakbym miała wybierać jeszcze raz to ponownie wybrałabym cesarskie cięcie ze strachu przed bólem, a ta opcja niestety jest dla tych odważnych mam, które decydują się na poród naturalny. Pewnie za to niektórzy mnie skrytykują, ale wolę być szczęśliwą mamą niż ryzykować, że będę mieć traumę na całe życie.
Aby zachęcić dziecko do podjęcia pierwszych prób pełzania należy je położyć w okolicach bioder mamy. Dziecko instynktownie przesunie się w górę do matczynej piersi. Tak robi plemię Inuitów i tak powinniśmy robić my. Nie zmuszamy malucha do niczego. Po prostu zapewniamy mu warunki, w których sam podejmie ten wysiłek rozwojowy. Jak się okazuje noworodek jest o wiele bardziej kompetentny i mobilny niż nam się wydaje.
CO ZROBIŁAM I ROBIĘ ZE ŚWIADOMOŚCIĄ, ŻE TO JEST DOBRE DLA MOJEGO DZIECKA
Oprócz niedociągnięć, z których można powiedzieć wyspowiadałam się wyżej zrobiłam też dla mojego maluszka dużo dobrego:
1. Gdy Maja miała ok. 1 miesiąc poszłam na szkolenie z chustowania i od tej pory dość często przebywała blisko mnie- w chuście pomimo krytyki otoczenia, że przecież ona jeszcze nie trzyma głowy i że ją męczę. Pisząc to mam w głowie miny staruszek, które mijałam spacerując z maleństwem zapakowanym w chustę. Początkowo trzymałam Maję z przodu, ale dość szybko żałowałam, że nie nauczyłam się wiązania na plecach. Od długiego noszenia często bolały mnie plecy. Potrafiłam przejść ok. 4 km z Mają w chuście.
Na kolejnym szkoleniu nauczyłam się wiązania na plecach. Zdjęcie z tego okresu chustowania zamieściłam w artykule, który dotyczy zaczynania czytania globalnego z dzieckiem w wieku 3-6 miesięcy. Wygoda dla mnie, bo miałam dwie wolne ręce i mogłam robić praktycznie wszystko jak spała. Oczywiście u Domana nic na ten chust pewnie nie znajdę, bo to “wynalazek,” który od niedawna jest u nas modny sądząc po reakcji, chociażby mojej mamy. Za to u Minge możemy przeczytać o niektórych wypływających z tego korzyściach takich jak prawidłowy rozwój stawów biodrowych, ćwiczenie mięśni podtrzymujących główkę. Nie możemy też pominąć tego, że dziecko ma ciągły kontakt z mamą, słyszy bicie jej serca i czuje zapach jej skóry, co pozytywnie wpływa na jego więź z nią. Oczywiście chustować mogą również tatusiowie i to też jest korzystne dla dziecka.
2. Poza nocnym epizodem szpitalnym, o którym pisałam wcześniej, Maja do dnia dzisiejszego nie miała w ustach mleka modyfikowanego. Pomimo tego, że od jej urodzin spędziłam na wyjazdach w sumie około 60 dni, oczywiście z przerwami, nadal ją karmię. Nikt nie wierzył, że mi się uda. Wszyscy obstawiali, że po pierwszym 2-tygodniowym wyjeździe szkoleniowym wszystko się skończy. Jak widać jestem cudotwórczynią 😛
Można powiedzieć, że jestem ekspertem laktacyjnym. Wzięłam sobie do głowy jeszcze przed urodzeniem Mai, że karmienie jest w głowie i wrzuciłam na pełen luz nie przejmując się zupełnie i nie analizując czy jest mleko, czy go nie ma (takie okresy też były, bo są tzw. kryzysy laktacyjne). W karmieniu widzę korzyści i dla malucha i dla mnie. Maja ma wszystko co najlepsze m.in. odporność, mniejsze ryzyko alergii i innych chorób, wykształca mięśnie przydatne w rozwoju mowy, możliwe, że kształtują się w niej nawyki zdrowego jedzenia (jem ekstremalnie zdrowo, bez cukru, ale od początku wszystko na co mam ochotę), możliwość wytworzenia mocniejszej więzi ze mną (dwujęzyczność zamierzona wiąże się z tym, że jest możliwe, że dziecko okresowo zbuntuje się przeciwko językowi tak wprowadzanemu; liczę jednak na to, że u nas to nie nastąpi). Ja mam darmowe i bezwysiłkowe spalanie kalorii. Jak przystało na nieco inną od innych i czasem zwariowaną mamę, był czas, kiedy to liczyłam. Dodatkowo podobno zapobiega osteoporozie, a niestety tą chorobę mam w genach.
3. Dałam Mai wolną rękę odnośnie rozwoju fizycznego. Gdybym jej tylko zapewniła odpowiednie warunki od pierwszych dni: lżejsze ubrania, brak becika, którym była owinięta, szybsze przeniesienie na podłogę, szybsza rezygnacja z ogrodzenia to byłoby idealnie. Warunki były jakie były, ale przynajmniej była wolność i niewiele ograniczeń. Idąc za mężem, przez jakiś czas, przynajmniej przy nim zabraniałam jej wspinaczek po meblach. Niedługo po tym, już uświadomiona, przestałam.
4. Kładłam ją na długie godziny na brzuchu, co jak się okazuje było idealnym rozwiązaniem z punktu rozwoju malucha. Przyznam się, że robiłam tak z nieco egoistycznych pobudek, bo odkryłam, że na brzuchu spała o wiele dłużej niż na plecach, a ja w tym czasie dość intensywnie szlifowałam język włoski, więc potrzebowałam czasu. Oj…ile było o to krzyku o to spanie na brzuchu np. ze strony mojej mamy. Ja też trochę w stresie co jakiś czas sprawdzałam, czy oddycha. A jednak nie zrezygnowałam z tej formy układania jej.
Teraz wiem, że na brzuchu powinna przebywać niemalże cały czas, bo jak pisze Doman i współautorzy książki “Fit Baby, Smart Baby, Your Baby! From Birth to Age Six” (“Sprawne dziecko, mądre dziecko, twoje dziecko! Rozwój fizyczny od urodzenia do 6 roku życia”) jeśli chcemy aby nas maluch jak najszybciej wstał z podłogi, powinniśmy mu zapewnić jak najwięcej godzin na podłodze, w ułożeniu na brzuchu już od urodzenia. W ten sposób przyśpieszamy rozwój jego mózgu i wszystkich innych funkcji, bo ruch stoi u podstaw wszystkiego. Według Domana noworodek położony na plecach jest jak nowiutki samochód postawiony na dachu. W takiej pozycji może wykorzystać w pełni swoich umiejętności ruchowych. Moja córeczka na pewno nie przebywała na brzuchu wystarczająco długo, ale z tego co obserwuję w najbliższym otoczeniu to nie wypadamy źle.
Na prośbę jednej mamy dodam tutaj informację, że WHO odradza kładzenie dzieci na brzuchu. Potwierdziła to w wywiadzie Natalia Minge, która pod tym względem stosowała się do zaleceń Domana podkreślając, że to jest opcja jedynie dla zdrowych dzieci i oficjalnie każdy to robi na własną odpowiedzialność.
5. Gdy Maja miała 17 miesięcy po raz pierwszy była na basenie. Niestety nie zdecydowałam się uczyć jej pływać, chociaż istnieje swego rodzaju podręcznik Douglasa Domana dotyczący nauki pływania takich małych dzieci, a nawet jeszcze mniejszych, bo od 1-szego dnia życia. Ja sama nie jestem za bardzo zwolenniczką publicznych basenów. Mąż zapowiedział, że zacznie ją uczyć pływać pod okiem instruktora, jak skończy 3 lata. Podobno od tego wieku według instruktorów można uczyć dziecko pływać. Według Domana o wiele wcześniej.
6. Od kiedy moja córeczka zaczęła chodzić, coraz bardziej wydłużamy spacery. Na zdjęciu poniżej 17-miesięczna Maja na spacerująca po mazurskich łąkach. Jak widać hasa sobie samodzielnie daleko od taty.
Gdy jeszcze niezbyt sprawnie chodziła wygodnie mi było zabierać ją w takie przestrzenie. Mogłam czytać spokojnie, bo wiedziałam, że dużo czasu minie zanim gdziekolwiek dojdzie. Śmiechu było co niemiara, jak już doszła i biegłam do niej, żeby ją z powrotem przenieść w bezpieczne miejsce. Czasem ją po prostu odnosiłam daleko od siebie i czekałam aż wróci. Potem odpoczywała na kocu.
Taką dużą łąkę znalazłam za domem rodziców. To spotkało się z protestem mojej mamy, bo Maja dość często się przewracała na wcale nie krótkiej trawie. Krzywda się jej jednak nie działa. Wstawała i próbowała się przemieszczać dalej. Czasem bawiłyśmy się w gonitwy na czworakach. Uważam, że taka łąka to fajne środowisko do nauki chodzenia. Wyzwanie, a jednocześnie bezpieczeństwo i miękkie upadki.
Instytut Domana też zaleca spacery, a wydawałoby się, że to nic specjalnego i nadzwyczajnego. Oczywiście nie chodzi o spacery z dzieckiem w wózku, ale aby to dziecko chodziło. Zacytuję wam odpowiedź z tego samego Forum Instytutów co wcześniej, na problemy i wątpliwości innej mamy. Może wam się przyda informacja, że wszystko dotyczy dziecka w wieku 2 lat i 9 miesięcy:
“(…) you should focus on the Physical Program at this time. Are you doing daily walk/runs with her? If not, begin going out 2 times daily for 15 minute walks. You can alternate walking and “sprints” when your outside. Go to a local park, track, or even walk around the neighborhood. She needs this physical activity at this age, and the improved neurological organization that comes with this will help her in her intellectual program.”
(“Na dzień dzisiejszy powinna się Pani skupić na Programie Rozwoju Fizycznego. Chodzicie na codzienne spacery? Biegacie? Jeśli nie, proszę zacząć spacerować na zewnątrz 2 razy dziennie po 15 minut. Możecie na zmianę chodzić i biegać “sprintem,” kiedy już wyjdziecie. Udajcie się do pobliskiego parku, na bieżnię albo po prostu na spacer po okolicy. W tym wieku Pani córka potrzebuje aktywności fizycznej, która usprawni jej układ neurologiczny, a to pomoże jej w programie rozwoju intelektualnego.”)
7. W temacie chodzenia dobrym według mnie rozwiązaniem był tzw. pchacz, którego możecie zobaczyć na nagraniach podsumowujących rozwój mowy Mai w wieku od 9 do 18 miesiąca. Cieszę się, że nie pojawiły się u nas żadne chodziki. Co do samej funkcji pchacza raczej nikt nie będzie miała zastrzeżeń. Natomiast polscy psycholodzy Natalia i Krzysztof Minge dość ostro krytykują zabawki, które wydają dźwięki po naciśnięciu odpowiedniego przycisku lub migają światełkami jako przyczynę nadmiernej stymulacji dziecka, która ma negatywny wpływ na delikatny system nerwowy dziecka. Ja negatywnych skutków nie zauważyłam. Raczej pozytywne – naukę angielskich słów, bo nasz pchacz (baby walker) przyjechał aż od chrzestnego z Anglii.
8. W książce “Jak kreatywnie wspierać rozwój dziecka” autorstwa Minge można przeczytać, że wszystko, co stymuluje zmysł równowagi niemowlaka jest dla niego przyjemnością. A są to wszelkie huśtania, bujania, kołysania, kręcenia, jak również zabawa w samolot. Mai od 1 miesiąca życia towarzyszy kołysanie i taniec (wcześniej też było to obecne, ale w ograniczonej formie z przyczyn, które opisywałam przy błędzie nr 1). Najpierw tańczyła ze mną, w chuście. Potem dołączył do tańca mąż i w sumie do tej pory, jak nie zaśnie przy karmieniu to mąż ją często usypia tańcząc. Maja odrzuciła taniec z mamą i wcale się nie dziwię, bo ja wyczucie rytmu mam zerowe. Pewnie to wyczuwa. Minge pisze, że taniec to świetne ćwiczenie zmysłu równowagi i słuchu. Myślę, że rytmu też o ile ma się rodzica potrafiącego tańczyć do rytmu. Na szczęście mój mąż ma dobry słuch muzyczny.
Myślę, że dobrym rozwiązaniem był też słoń na biegunach, który można było zmieniać w pojazd na kółkach. Sami zobaczcie, jaką radość sprawiało jeżdżenie mojej córeczce. Do tej pory czasem na nim siada i się buja.
9. Od bardzo dawna Maja ćwiczy swoją sprawność manualną malując. Zwróciliście uwagę na porysowane maty na naszych nagraniach? To jej sprawka. A że u nas luz to chociaż robiła precyzyjne kropeczki czarnym markerem na moich oczach, to jej w tym nie przeszkodziłam. Taka już jestem. Pierwsze kredki kupiłam jej, gdy skończyła rok. Jakiś czas później pojawiła się tablica i markery. To nic, że razem z tablicą była cała porysowana. Dodatkowo odkąd zaczęła chodzić bawi się w piaskownicy w ogrodzie, a zimą w piaskownicy z piaskiem kinetycznym w domu. Nie zapomnieliśmy też o plastelinie. Takie ćwiczenie motoryki małej przygotowuje malucha do pisania.
10. Dwuletnią już Maję staram się rozwijać ruchowo jak tylko się da: zjeżdżalnie, skakanie na trampolinie, bieganie, kręcenie się, pozwolenie na wchodzenie na krawężniki i w sumie praktycznie na wszystko, co chce, jeśli to tylko nie zagraża jej bezpieczeństwu w mojej ocenie. Ostatnio dowiedziałam się, że wspomaga mnie mój tata w nieco ekstremalny sposób, ale jak najbardziej popieram. Otóż Maja wychodzi na dość wysoką drabinę. I to dość sprawnie i szybko wychodzi. Akurat wtedy jak wzięłam kamerkę, żeby ją nagrać, nie chciała, ale może jeszcze mi się uda, jak się wybiorę następnym razem do rodziców. Sami zobaczycie, jak to wygląda (Update z 18.7.18: nagranie możecie zobaczyć w kolejnym artykule o rozwoju sprawności u dzieci).
Zanim ja wzięłam Maję po raz pierwszy na plac zabaw na zjeżdżalnię, mój tato skonstruował jej mini zjeżdżalnię z gładkiej deski. Dziadek idealny 🙂 Gdyby nie nasz wspólny wyjazd szkoleniowy do Czech zaraz po tym, jak skończyła 2 lata, pewnie do dzisiaj nie zabrałabym jej na plac zabaw, bo przecież mamy duży ogród i dużo przestrzeni dla niej, a poza tym myślałam, że jest za mała. Tam mieliśmy przed oknami, więc postanowiłam spróbować i okazało się, że zjeżdżalnia jest hitem. Początkowo dość mocno ją asekurowałam, ale szybko zdałam sobie sprawę, że świetnie sobie radzi. Zdjęcie poniżej już z polskiej zjeżdżalni obok szkoły w miejscu, gdzie mieszkamy. A pod nim filmik z naszych wspólnych zabaw na zjeżdżalni, w którym usłyszycie też mini-próbkę angielskiego mojego dwujęzyczka.
Pierwszy kontakt z trampoliną miała w wieku 17 miesięcy na wcześniej wspomnianych Mazurach. Podróże niesamowicie rozwijają dziecko, bo zapewniają kontakt z nowymi bodźcami. Teraz mamy trampolinę w ogrodzie. Co do tego od jakiego wieku dziecko może skakać są bardzo sprzeczne opinie. Ostatnio nawet czytałam pewną dyskusję na ten temat. Podejrzewam, że to tak jak z dawnym zwyczajem skakania w gumę. Skakałam i nic mi się od tego nie stało. Ktoś w tej dyskusji wspomniał, że w krajach północnych np. Norwegia trampolinę ma każda rodzina. Dzieci się dobrze rozwijają. Zacytuję dwie mamy:
“W Norwegii każda rodzina, która ma dom i dzieci ma trampolinę. Dzieci są bardzo samodzielne, zwinne i nikt nawet nie myśli, że to może być niebezpieczne.”
“W Szwecji to samo. Każdy ma trampolinę. Moje dzieci skaczą od ok 3 roku życia. Nigdy żadnego wypadku nie było, mają się dobrze. Ogólnie zdrowe dziewczyny.”
Ja ze swojej strony dodam, że byłam na wizytach studyjnych w Finlandii i Islandii. W tych krajach jest zupełnie inne podejście do bezpieczeństwa dzieci i do ich rozwoju fizycznego. Wielu nauczycieli, którzy uczestniczyli ze mną w tych kursach stwierdziło, że pewne zachowania u nas by nie przeszły np. to, że dzieci zostawione same sobie dość wysoko się wspinały, i to że nawet w deszczu wychodzą na przerwie na zewnątrz, czy chociażby to, że uczestniczą w lekcjach w samych skarpetkach. Więcej wolności, a u nas wszyscy drżą, żeby się przypadkiem nic nie stało. A co do samej trampoliny my na niej również biegamy, jak i czytamy książki co możecie zobaczyć na filmiku na zakończenie wpisu o tym, że książki są ważne.
Poza tym, kupiliśmy ostatnio Mai rowerek biegowy. Na razie jednak średnio jest nim zainteresowana. Kilka prób już było, jedna na jej własną prośbę, bo pewnie spryciula chciała mnie odciągnąć od czytania książki. Nie zmuszam, nie namawiam, czasem zapytam, a rowerek stoi w widocznym miejscu. Od czasu do czasu pokazuję jej filmiki z dziećmi jeżdżącymi na takich rowerkach. Pochwalę się, że wczoraj przejechała ok. 200 metrów. Oczywiście jeszcze jesteśmy na takim etapie, że ja ją trzymam. Liczę na to, że niedługo się zupełnie przekona.
Przymierzamy się też do brachiowania, o którym szerzej napiszę innym razem. Czekam na wycenę drabiny według wskazówek Domana i może ktoś nam w końcu zrobi za niewielkie pieniądze. Tymczasem na blogu bielemorele możecie znaleźć instrukcję rodziców, którzy taką drabinkę zrobili sami z dostosowaniem do swojego małego mieszkania oraz zdjęcia brachiujących dzieci. Może ktoś z was ma umiejętności, aby sobie coś takiego wyprodukować. A ja wklejam filmik pokazujący, jak taka forma aktywności rozwija. Sama bym sobie “pobrachiowała”, bo kondycja siłowa nieco słabsza niż przed ciążą. Po kilku miesiącach treningów dopiero udało mi się jeden raz podciągnąć na drążku. Próbowałam przejść a’la brachiowanie na drabinkach na placu zabaw to po kilku ruchach już nie daję rady.
Tymczasem, z braku sprzętu, bo mój drążek do podciągania się w garażu jest za wysoko korzystamy z tego, co mamy w domu. A mamy rurkę na wieszaki w garderobie. Od niedawna, niemalże codziennie podsadzam tam Maję i sobie wisi, ile da radę – na razie rekord to 12 sekund. Do zdjęcia wyjątkowo nad poduszką – tak na wszelki wypadek, bo nigdy nie wiadomo, ile wytrzyma.
Innym razem biorę kij od miotły. Ona się trzyma, a ja ją podnoszę. Trochę mnie zainspirowały zdjęcia w książce o rozwoju fizycznym. Wczoraj odbierając ją od taty zauważyłam, że on jej zawiesił mini drążek na trzepaku. Wiedząc, że dziecko podąży za przykładem rodzica sama zaczęłam wisieć na trzepaku. Widząc to Maja od razu stwierdziła, że też tak chce i trochę poćwiczyła tak na zmianę: raz na grubej trzepakowej rurce wysoko nad ziemią, raz na swojej malutkiej. To takie przygotowanie do brachiacji, a Maja je uwielbia. Zupełne maluszki można trzymać za palce jak na zdjęciu poniżej. Zdjęcia pochodzą z książki “Fit Baby, Smart Baby, Your Baby! From Birth to Age Six” (“Sprawne dziecko, mądre dziecko, twoje dziecko! Rozwój fizyczny od urodzenia do 6 roku życia”). Dodatkowo czasem z moją pomocą wspina się po półkach w garderobie. Czasem mam problem z asekuracją, bo jednak do wysokich nie należę, ale daję radę.
Ten artykuł okazał się przydatny? Jeśli tak, udostępnij i podziel się z innymi. A jak wy rozwijacie swoje pociechy? Zaczęliście od urodzenia, czy dopiero w momencie jak maluch co najmniej chodził? A może trafiliście na ten wpis na czas i podejdziecie do rozwoju malucha lepiej niż ja. Będzie mi bardzo miło, jeśli zostawisz komentarz i podzielisz się swoim doświadczeniem.
Jeśli chcecie być na bieżąco zapraszam do śledzenia fanpage na Facebook’u i do subskrypcji (okienko na stronie głównej bloga i kanał RSS). Od kilku dni jest też możliwość zapisu na newsletter (jeśli nie wyskoczyło wam okienko podczas czytania bloga piszcie). W momencie jak będę mieć 100 zapisów na newsletter będę na bieżąco się dzielić informacjami dotyczącymi wczesnej edukacji zanim pojawią się na blogu w tematyce prawopółkulowości, czyli metody Domana, metody Shichidy i metody Heguru oraz dwujęzyczności i nauki języków.
Jako, że nie znalazłam grupy dla rodziców wplatających metodę Domana w wychowaniu swoich dzieci, sama ją założyłam na Facebook’u. Dołączając do grupy możecie liczyć na naprawdę ciekawą wymianę doświadczeń.
10 Comments
Krzysztof Kwiecień
Piszesz o podręczniku Domana na temat pływania “dla takich małych” Dzieci i podajesz w nawiasie wiek 17 miesięcy. Książka o pływaniu, jak wszystko u Domana i jego następców, dotyczy również okresu od 1go dnia życia. I jak w każdym temacie rozwojowym (czytanie, matematyka, ruch, wiedza encyklopedyczna, muzyka, i co tam jeszczesobei wymyślimy) im wcześniej tym łatwiej i weselej. Poza tym w temacie pływania należy pamiętać, że Dziecko w czasie ciąży bardziej pływa niż chodzi i to raczej pływanie jest po urodzeniu naturalne a leżenie na suchym nie. No i również jak w każdym temacie rozwojowym “im wcześniej tym lepiej” ale z drugiej strony “nigdy nie jest za późno”.
Tam gdzie mówisz o wnuczce Domana i jej radach chyba chodzi o jego córkę Janet?
No rzeczywiście nie odpowiedziałem. 🙂 Wszystkie pytania z tamtego wpisu są aktualne czy któreś już nie?
Pozdrawiam i trzymam kciuki.
teachyourbaby.pl
Oo…kogo ja tu widzę 😀 Książki Domana o pływaniu nie miałam jeszcze w ręce. Chodziło mi o to że my pierwszy raz byliśmy na basenie, gdy Maja miała 17 miesięcy i że jest taka książka w tym temacie. Może coś niejasno. Dopisałam jeszcze “a nawet jeszcze mniejszych, bo od 1-szego dnia życia.” Zawsze to lepiej jak ktoś inny przeczyta. Dziękuję 😀
Właśnie chodziło o wnuczkę, nie córkę, bo wygląda na to, że to to ona odpowiada na forum Instytutów Domana – Kathy Myers. W jednym miejscu napisała coś takiego, że jej dziadek mawiał, że magia jest w dziecku, a nie w kartach, więc wygląda na to, że wnuczka.
Jak widziałeś – sama sobie odpowiedziałam 😛 Chyba dobrze 🙂 Również pozdrawiam i bardzo mi miło, że tu zaglądnąłeś.
Ewa
W kontekście trampoliny napisze tylko to, co wiem od fizjoterapeutki. Trampolina może powodować np. obniżenie narządów rodnych czy nietrzymanie moczu i dotyczy to także małych dziewczynek.
Kobiety po porodzie nie powinny korzystać z trampoliny przez przynajmniej 2 lata.
teachyourbaby.pl
Słyszałam takie opinie. Była kiedyś cała dyskusja na ten temat w grupie Świadomych rodziców na Facebooku. Fizjoterapeuci uważają dokładnie tak jak napisałaś. Z drugiej strony ktoś napisał, że w krajach północnych – Norwegia, Szwecja, Finlandia niemalże w każdym domu jest trampolina. Hmmm…myślę, że jakby mieli jakąś narodową epidemię niedotrzymania moczu to byśmy o tym usłyszeli. Dziękuję za komentarz, bo uważam, że rodzice powinni poznać różne punkty widzenia i podążać za tym, co do nich przemawia. Ja przyjmuję zalecenia logopedów, fizjoterapeutów i lekarzy, ale kieruję się też swoją intuicją i raczej robię wszystko po swojemu. Podobnie są zalecenia WHO, żeby dzieci nie kłaść na brzuchu. Doman zaleca co innego. Co do fizjoterapeutów jeden taki mnie zwodził po porodzie do 8 miesiąca niby naprawiając mi diastasis recti (rozstęp mięśnia brzucha). Potem trafiłam do fizjoterapeutki i praktycznie naprawiła mnie w miesiąc zlecając różne ćwiczenia w domu itp.. W dzisiejszym świecie naprawdę nie wiadomo kogo słuchać.
ana
O jak sie ciesze ze instynktownie pozwalałam na tak wiele moim synom. Zaczęłam tez się szeroko edukowac co nie pozwoliło na wejscie mi cioć i babć na głowe ze swoimi madrosciami. Obydwaj wychowani w duchu rodzicielstwa bliskości, karmini piersią, leżeli na brzuchu, pełzali, siedzieli w wieku 6 mcy, raczkowali w wieku 7 mcy, chodzili w wieku 10 mcy. nie szczepieni. Robili wszystko to co chcięli jezeli chodzi o motoryke, ja ich tylko asekurowałam; 15 mcy sami na zjezdzalnie wchodzili i zjezdzali, jeden w tym wieku zaczął jezdzic na hulanodze (juz wiem ze musze z niej zrezygnowac i kupic biegówke)….z racji tego ze sama sie nimi w wiekszosci opiekowałam nie miałam czasu siły i pasji zeby zająć się ich edukacja tj.czytanie globalne, matematyka itd.aleeee Już mam siłę…już sie zebrałam po 2 porodach . Dziś chłopcy mają 19 mcy i 40 mcy. Kupiłam karty do czytania…siedze, czytam i sie inspiruje co dalej….
teachyourbaby.pl
Cieszę się razem z Tobą:) Mi jeszcze co niektórzy próbują wejść na głowę, ale już sobie powoli dadzą spokój, bo uparcie ich ignoruję:D No właśnie o hulajnogę ostatnio pytałam się Bożeny Bejnar-Sławow, żeby potwierdzić moje informacje, bo pod moim postem Facebooku jedna mama poruszyła ten temat. Lepiej odstawić na razie. Biegówka lepsza, bo stymuluje obie strony ciała. Podobno czytanie globalne, matematyka itp. to wisienka na torcie, a tortem jest rozwój fizyczny, czyli dokładnie to co robiliście. Brawo! Co do czytania jeden z ostatnich postów akurat dla Ciebie 🙂 Idź za dziećmi…szalej…wsłuchaj się w ich potrzeby i działaj…harmonogramy, jeśli masz- wyrzuć 🙂
Angelika
Przeczytałam ten artykuł dopiero teraz bo właśnie przeszukuje internet na temat drabinki do brachiacji. Bo chce taka zrobić 🙂 Pozdrawiam !
teachyourbaby.pl
Sama? Ja nie mogę znaleźć kogoś kto by mi zrobił :/
Brachiacja
Czy jest na blogu jeszcze jakiś artykuł o brachiacji? I czy da się gdzieś kupić taką drabinkę (najlepiej niedaleko Łodzi😛). Udało się Wam gdzieś kupić?
Aczkolwiek dwa dni temu była u nas fizjoterapeutka i mówiła, że ważne jest, żeby stymulować dziecko do otwierania dłoni, nie zamykania, bo później przychodzą dzieci do fizjoterapeytoutów dzieci, które raczkują na piąstkach…
teachyourbaby.pl
Niestety jeszcze nie ma :/ Wiele cennych tematów jeszcze nie ogarniętych. Z kupieniem drabinki mieliśmy problem…nikt nie chciał nawet wycenić…nikomu się nie chce do tego zabierać. Najważniejsze jest to, żeby dziecko pełzało i raczkowało. I dobry fizjoterapeuta będzie tego świadomy. Brachiacja w dalszej kolejności. Jest o tym w książce “Fit Baby Smart Baby…” Polecam też historię dziecka, z którym mama jeździła do Instytutów “Doran a Child of Courage.”