NASZA PIERWSZA SERIA POLSKICH KSIĄŻEK DO CZYTANIA GLOBALNEGO
O tym, jakie kryteria powinny spełniać książki do czytania globalnego pisałam w artykule o przedostatnim etapie czytania globalnego metodą Domana. Niestety początkowo udało mi się znaleźć pozycje spełniające wszystkie warunki zalecane przez Glenna Domana jedynie w języku angielskim: dwie pozycje napisane dla dzieci przez samego Domana i jego córkę oraz nowoczesna seria 25 książek Brillkids. Jakiś czas po niniejszej recenzji ktoś mi polecił serię 12 książeczek w języku polskim zgodną z kryteriami Domana.)
Pierwsza seria książeczek w języku polskim, do której dotarłam to „Czytam Globalnie” autorstwa Marii Trojanowicz-Kasprzak, ale książeczki te nie spełniają wszystkich kryteriów jakie postawił Doman, a o ile sam program Domana czasem modyfikuję, uważam, że tego, co zaleca w sprawie pierwszych książek dla małego dziecka żadna modyfikacja nie ulepszy.
We wstępie do każdej z 3 książeczek, bo tyle liczy seria jest podany wiek: 1-5 lat. Z autorką wymieniłam swego czasu kilka e-maili i ona sama przyznała, że pracuje raczej z dziećmi przedszkolnymi niż z niemowlakami i tak małymi brzdącami jak moja Maja, która aktualnie ma 22 miesiące. Niemniej jednak dopóki nie znalazłam innej serii uważałam, że są to najlepsze książki do czytania globalnego na polskim rynku. Podobnie jak to było w przypadku języka angielskiego również mój mąż odpowiedzialny za język polski nie czeka do skończenia całego zestawu kart do czytania globalnego przed wprowadzeniem książeczek. O ile przestrzegamy kolejności wprowadzania słów, wyrażeń i zdań, to końcowe etapy metody Domana u nas się mieszają i zacierają się granice pomiędzy nimi. Od niedawna jestem pewna, że robię dobrze. Rodzicielska intuicja to jest to za czym trzeba podążać.
Tym razem zdecydowałam się przygotować recenzję w postaci plusów i minusów tych książeczek z punktu widzenia zaleceń Domana dotyczących pierwszych książek z uwagi na to, że mają służyć jako pomoc na przedostatnim etapie czytania globalnego. Do plusów dodałam też zalecenia nowoczesnych propagatorów metody Domana wraz z modyfikacjami, z którymi się zgadzam i które dla mnie mają sens.
W mojej ocenie wzięłam również pod uwagę odczucia Mai, moje (chociaż ja ich nie czytam na skutek obranej przeze mnie strategii wychowania dwujęzycznego tylko co najwyżej przewracam strony, jak czyta tata) oraz wszystkich, którzy te książeczki Mai czytają. Podobnie jak to było z podobnymi książeczkami w języku angielskim, nie czekaliśmy z ich czytaniem, aż tata skończy cały program. Są z nami już od około dwóch miesięcy.
SERIA 3 PIERWSZYCH KSIĄŻECZEK „CZYTAM GLOBALNIE”
Plusy:
+ duża i gruba czcionka- jedna z zalecanych przez nowoczesnych propagatorów czytania globalnego, o czym pisałam tutaj
+ tekst na innej stronie niż obrazek
+ krótkie, szybko zapadające w pamięć słowa: emu, dodo, miś, but, nos. To teoria Marii Trojanowicz-Kasprzak, że krótkie wyrazy szybciej zapadają dziecku w pamięć i w sumie mogę się z nią zgodzić, bo angielskie słowa są z reguły krótsze od polskich i moja córeczka była w stanie więcej angielskich niż polskich powtórzyć. Jednakże wydaje mi się, że to dotyczy dzieci znacznie młodszych niż moja córeczka lub takich, które jeszcze nie mówią. Dla 22-miesięcznej Mai nie stanowią problemu takie słowa jak “nietoperz,” czy “światełko.” Zapamiętane praktycznie po jednym powtórzeniu. Z drugiej strony zgodnie ze specyfiką wiekową dwulatka – raczej mało interesujące będą dla niego podstawowe słowa i jak go taki temat interesuje to lepiej pokazywać słowa typu “ciężarówka,” które wcale krótkie nie jest
+ krótkie, proste i szybko zapadające w pamięć zdania: Miś ma nos., Tata ma nos. , A but ma nos? (od takich, a nawet jeszcze krótszych zdań zaczynamy czytanie globalne, by przejść do bardziej skomplikowanych)
+ powtórzenia (myślę, że teorię Domana w zakresie powtarzania tych samych słów określoną ilość razy, można przenieść na książki)
+ zdania oparte o te same słowa lub łączące słowa z poprzednich stron
+ w moim odczuciu ciekawa, nietypowa treść i połączenie słów już w tytule np. „Miś i but”
+ obecność absurdów, ułatwiających zapamiętywanie treści (to już nie Doman, ale ma to dla mnie sens, więc wpisuje do plusów, a szczegółowo o absurdachwspominałam o nich tutaj)
+ reakcja Mai:
1. Zainteresowanie podczas czytania: ale ona od pewnego czasu każdej książeczki słucha z zainteresowaniem, więc nie wiem, czy to może być wyznacznik, bo takie po prostu udało nam się wychować dziecko, dzięki przestrzeganiu zasad, o których pisałam w artykule między innymi o tym, co robić, żeby dziecko pokochało książki.
2. Najbardziej zapadła Mai w pamięć książka „Emu i Dodo” do tego stopnia, że upominała się o nią nie wiadomo czemu mówiąc „Omi, omi,” co ledwo udało mi się rozgryźć. „Omi” to „Emu” w ustach 19-20-miesięcznej Mai, która potrafiła wtedy powtórzyć zarówno słowo „emu” jak i wiele trudniejszych.
Minusy:
– Pomimo tego, że tekst jest na innej stronie niż obrazek, z nim sąsiaduje. Skutkuje to tym, że dziecko, dla którego ze względów oczywistych jest ciekawszy obrazek nie zwraca większej uwagi na tekst, pomimo wskazywania tekstu przez rodzica palcem (to teoria Domana, że obrazek nie powinien odciągać uwagi od tekstu potwierdzona przeze mnie, a wyjaśnienie poniżej),
– Wszyscy dorośli w otoczeniu Mai poza mną (chyba jestem bardziej otwarta jako nauczyciel i może też przez to co robię z moją córeczką) mówią, że te książki są dziwne i nie są do nich przekonani (szerzej o tym aspekcie w akapicie poniżej). Przyznam się, że przez to nastawienie wokół ja też przez pewien czas podchodziłam do tych książeczek sceptycznie. Może też dlatego, że kupiłam je z tak wielkim entuzjazmem, tak się ekscytowałam i nie mogłam doczekać aż przyjdzie przesyłka, a tu mój zapał zgasili wszyscy odpowiedzialni za język polski w naszym domu. Jestem ciekawa jaka będzie wasza opinia po przeczytaniu tego posta, po obejrzeniu zdjęć i oglądnięciu nagrań pokazujących przykładowe książeczki z każdej serii.
– Niektóre wyrażenia przyczyniają się do przekręcania słów przez czytających dorosłych np. „Daj łyk Dodo (…) Dodo daj łyk” jest często przekręcane na „Daj łyka Dodo,” co jest oczywiście niezgodne z tym co jest napisane, ale również w moich uszach brzmi jakoś lepiej.
– Mi osobiście nie podobają się wstawki na dole każdej strony np. “nowe słowa: ma,” czy “nie ma nowych słów.” Skoro książki są dla przedszkolaków to starsze dziecko w wieku 4-5 lat już ten napis zobaczy i pewnie będzie się zastanawiać o co chodzi.
– Skoro to mają być pierwsze książeczki dziecka nie użyłabym w nich np. tak rzadko używanych słów, jak “sęk,” ale ogólnie patrząc chciałabym, żeby moje dziecko i takie słowa znało, więc nie jest to takie złe, że w książeczkach się pojawia, chociaż ja osobiście poczekałabym z wprowadzaniem takich słów do następnych serii. Oczywiście piszę to w odniesieniu do zupełnych maluchów. Z dwulatkiem można już poszaleć z trudnymi słowami.
– Według jednej mamy, z którą ostatnio prowadzę fajne i niezwykle inspirujące dyskusje online, ilustracje nie zawsze pasują do tekstu i z tym w sumie bym się zgodziła. Przykładowo mamy napis “Kot ma nosek.” a na rysunku zarówno miś, jak i kot. Co prawda miś wskazuje łapką na nos kotka, ale w mojej ocenie lepiej byłoby, żeby ilustracja przedstawiała samego kotka.
A’PROPOS MINUSA NR 1: TEKST SĄSIADUJĄCY Z OBRAZKIEM
Ci z was, którzy śledzą nas również na Facebooku mieli przyjemność zobaczyć filmik z „czytającą” Mają. Stosunkowo niedawno znalazła w swoim księgozbiorze i pokochała jedną z nieidealnych książek do czytania globalnego, tak się złożyło, że w języku angielskim i „przeczytała” 12 stron. Książeczka jest podobnie skonstruowana, jak te w języku polskim, o których tu wspominam, czyli na sąsiadujących ze sobą stronach jest ilustracja i tekst napisany dużą czcionką. We wstępie do serii „Czytam globalnie” jest napisane, że starsze dziecko już po kilku sesjach z książką zacznie samodzielnie czytać.
Tylko, czy to jest czytanie? Tekst w książeczkach jest bardzo prosty. Składa się z pojedynczych słów i bardzo prostych, maksymalnie 4-wyrazowych zdań. Jeśli dziecko ma dobrze rozwiniętą pamięć po prostu zapamięta całość tak jak moja Maja. Nie oznacza to jednak, że zapamiętało obraz graficzny słowa, bo mogło na słowo w sąsiedztwie obrazka nawet nie zwrócić uwagi. Dlatego w opisie filmiku na Facebooku pisząc o „czytaniu” biorę to słowo w cudzysłowie. Zresztą przetestowałam zakrywając poszczególne obrazki i Maja albo nie jest chętna do „czytania” w ten sposób, bo to też możliwe albo po prostu nie zna obrazu graficznego słów z książki, bo zwracała uwagę na obrazki, a nie na tekst, chociaż na filmikach sprawia wrażenie jakby patrzyła na tekst (część słówek z tej książki nie pojawiła się u nas nigdy na planszach ze słowami).
Piszę to bo nie chcę niczego ukrywać i chwalić się jakie to moje dziecko jest zdolne i że rzeczywiście zaczęło czytać w wieku 21 miesięcy. Zresztą wydaje mi się, że idealizm zniechęca, bo widzimy, że u nas jest inaczej, nie tak perfekcyjnie. A nie o to chodzi, żeby was zniechęcić, ale żeby zachęcić do wczesnej edukacji metodą Domana, bo to naprawdę bardzo korzystne dla dziecka. Zastanówcie się co byście pomyśleli, gdyby moja Maja rzeczywiście biegle czytała po roku z Domanem w wieku 21 miesięcy, podczas gdy wasze dziecko nawet nie wykazuje zainteresowania książkami w tym wieku. Mogę się założyć, że rzucicie cały program w kąt i do niego już nie wrócicie, bo stwierdzicie, że na wasze dziecko nie działa. A tymczasem ja chcę wam pokazać jak jest naprawdę, czego się spodziewać po zabawie-nauce z maluszkiem i jak się wyzbyć większych ambicji, nie naciskać na dziecko, żeby już zaczęło czytać i czekać cierpliwe aż zacznie ciesząc się niemalże codziennie z malutkich, a tak naprawdę wielkich rezultatów jak np. bogate słownictwo maluszka. Jako, że pisze do mnie coraz więcej mam, które nie korzystają z Facebooka wrzucam filmik, o którym tu wspomniałam:
Wracając do tematu, zrobiłam też mały eksperyment i zakryłam w książce „Miś i but” obrazek misia pokazując Mai jedynie napisane słowo „Miś” i pytając co tu jest napisane. Oczywiście pytanie zadałam w języku angielskim. Maja przeczytała: „Miś,” czyli poprawnie, więc jednak na to słowo akurat zwróciła uwagę. Kolejnych stron już nie pokazywałam.
Autorzy książki „Jak kreatywnie wspierać rozwój dziecka” Natalia Minge i Krzysztof Minge piszą, że „Głośne czytanie powinno być zarezerwowane jedynie dla osób dorosłych(…)”. Autorzy twierdzą również, że głośne czytanie skłania dzieci do skupiania się na wokalizacji, czyli na wypowiadaniu tekstu, a nie na jego treści oraz, że jest dla dzieci stresujące. Dlatego też oprócz sytuacji, w której chciałam nagrać filmik oraz w której chciałam przetestować, czy Maja przeczyta słowa z książki, gdy zakryję obrazki nie zachęcam jej do głośnego czytania. Cieszę się w sumie, że po etapie głośnego wypowiadania słów z angielskiej książki, przyszedł etap cichego przeglądania książki. A może jednak czyta? 😛 Żyję teraz w bardzo przyjemnym i ekscytującym napięciu 🙂
Jako mama, która staje się coraz bardziej kreatywna postanowiłam w chwili wolnego czasu zmodyfikować nieco te książeczki i wkleić do nich taką zakładkę, jaka jest w książkach do czytania globalnego w języku angielskim. Z uwagi na to, że tekst jest w nich po prawej stronie, a nie po lewej będę musiała przykleić ją z innej strony. Dzięki niej mąż będzie mógł zakrywać obrazki podczas czytania i odkrywać je dopiero po odczytaniu tekstu. Na skutek tego Maja nie będzie rozpraszana przez rysunek i całą uwagę skieruje na słowo lub zdanie, bo tylko ono będzie w pierwszej chwili widoczne. Ta mała modyfikacja sprawi, że książki te staną się idealne do czytania globalnego, bo będą spełniać wszystkie warunki zalecone przez Domana.
A’PROPOS MINUSA NR 2: DOROSŁYM SIĘ NIE PODOBA
Możliwe, że mój mąż jest już nieco pozytywniej nastawiony do tej serii przez to, że Maja ładnie słucha jak on czyta. Niemniej jednak pisałam już kilka razy, chociażby tutaj, że nastawienie rodzica jest bardzo ważne. Jak dziecko czuje, że rodzic niechętnie czyta książkę lub, że mu się nie podoba, może jej nie zaakceptować.
Autorzy książki „Jak kreatywnie wspierać rozwój dziecka,” do której będę się nie raz odwoływać radzą, żeby przy wyborze książki dla dziecka odpowiedzieć sobie na pytanie, czy nam się podoba i czy będziemy chcieli ją wielokrotnie czytać. Jeśli nie, to lepiej jej nie kupować nawet jeśli wydaje nam się, że z punktu widzenia dziecka będzie ciekawa. Na tym etapie przecież my czytamy, nie dziecko, bądź czytamy razem z dzieckiem, więc nam też musi się podobać. Im młodsze dziecko tym bardziej wyczuwa emocje rodziców jak mały radarek i dlatego ważne jest, aby książka była ciekawa zarówno dla dziecka, jak i dla rodzica. Ja jeszcze dodam od siebie, że jeśli dziecko jest małe i nie ma wyraźnych zainteresowań w jakimś kierunku, kierujemy się po prostu swoim gustem i wtedy jest szansa, że dziecko polubi to co mu „serwujemy” w bardzo podobny sposób jak pisałam w przypadku muzyki, o czym pisałam w artykule o roli muzyki w życiu dziecka. Ja wybrałam te książki, bo na polskim rynku były wtedy jedyne i najlepsze, jakie mogłam znaleźć. Z mojego punktu widzenia wydawały się fajne, chociaż w moim odczuciu o wiele mniej ambitne i prostsze niż książki autorstwa Domana, czy wydane przez Brillkids. Gdybym wybór zostawiła tacie, który jest głównym czytającym w języku polskim, pewnie do tej pory by ich u nas nie było.
Możliwe, że nieco sceptyczne nastawienie dorosłych czytających te książki Mai sprawia, że co prawda wysłucha ona całej książki, ale nigdy nie prosi o ponowne jej przeczytanie. Jak ja oczarowana książkami w języku angielskim czytam jej jedną z pozycji, zazwyczaj mówi „again” (jeszcze raz) i to nie jeden raz. Zdarzyło mi się czytać 1 książkę 10 razy pod rząd.
SERIA KSIĄŻEK DO CZYTANIA GLOBALNEGO W JĘZYKU POLSKIM „TO JA CI MAMO POCZYTAM”
Dość obszerna pod względem ilościowym seria nieco mniejszych książeczek również autorstwa Marii Trojanowicz-Kasprzak. Seria składa się z 3 apoziomów, a każdy z 8-21 książeczek, czyli w sumie 43 pozycje. Do nas dotarł najpierw poziom 2 i kilka pierwszych książeczek mnie nie przekonało ze względu na treść: rutyna, nudne, codzienne sytuacje. Zresztą jeszcze mniejsza wtedy Maja i przynosząca zarówno mi, jak i mężowi jedną książkę za drugą do przeczytania nie wykazywała żadnego zainteresowania w kierunku tych książeczek. Zostały odłożone na półkę i odkryte na nowo po tym, jak udało mi się zdobyć poziom 0 i 1. Zachęciłam męża i pilnowałam, aby codziennie czytał Mai chociażby jedną pozycję pomimo to, że ich nie przynosi i wybiera inne. Poniższa ocena została dokonana z uwzględnieniem naszego zainteresowania, gdy Maja miała 22 miesiące, czyli w momencie pisania tej recenzji.
Dodam, że w wieku 28-miesięcy, czyli kilka ponad pół roku później to jedyne polskie książki, które przynosi. Wzięliśmy całą serię w podróż do Grecji.
Plusy:
+ stopniowanie trudności z książeczki na książeczkę (w programie czytania globalnego według Domana też jest stopniowanie trudności: zaczynamy od pojedynczych słów i stopniowo przechodzimy do wyrażeń dwu- i trzy-wyrazowych, a na końcu do zdań):
poziom 0: słowa dźwiękonaśladowcze np. „tup, tup” i dźwięki zwierząt np. “miauuu”
Nagranie z przykładową książeczką z tego poziomu:
poziom 1: proste zdania z przewagą wyrazów 2- i 3- literowych
Nagranie z przykładową książeczką z tego poziomu:
poziom 2: zdania z nieco większą ilością słów
Nagranie z przykładową książeczką z tego poziomu:
+ powtarzalność słownictwa, co na pewno ułatwia zapamiętywanie
+ w mojej ocenie są to idealne książeczki dla starszych dzieci uczących się czytać, poznających literki, czytających po raz pierwszy
+ reakcja Mai:
+ zainteresowanie podczas czytania podobnie jak pisałam w recenzji serii “Czytam globalnie”
+ przynosi od czasu do czasu książeczkę do przeczytania (od 21 miesiąca, wcześniej jej zupełnie nie interesowały). Bardzo możliwe, że korzystając jeszcze z tego, że Maja jest malutka udało się po prostu zaszczepić w niej zainteresowanie tymi książeczkami dzięki temu, że pilnowałam, aby mąż czytał jej co najmniej jedną pozycję codziennie, pomimo tego, że sama nie wykazywała żadnej inicjatywy w tym kierunku i przynosiła tacie inne książki.
+ plus z ostatniej chwili, bo sprzed tygodnia: tata mi zgłosił, że książeczkę “Lato” z poziomu 2 musiał Mai przeczytać aż 5 razy pod rząd. Przełom, bo to ja zwykle byłam proszona, aby przeczytać tą samą książkę ileś tam razy pod rząd. Taty nie prosiła. Może w końcu się właściwie wczuł w czytanie, a może po prostu ta książeczka zauroczyła Maję. Oby podobnie pokochała pozostałe 42 🙂 To jednak miłość jak do różnych innych angielskich książek, które mamy. Nic z czytaniem globalnym nie ma wspólnego.
+ obecność absurdów ułatwiających zapamiętywanie w niektórych książeczkach np. „Dżem i dzik”
+ z uwagi na treść poziom 0 jest odpowiedni do czytania nawet niemowlakom (oczywiście nie możemy tu mówić o czytaniu globalnym, bo do tego te książeczki się nie nadają, ale o zwykłym czytaniu książki dziecku przez rodzica).
Minusy:
– mała czcionka (wydaje mi się, że odpowiednia dla dzieci od 3-latków wzwyż lub dla jeszcze starszych)
– tekst na tej samej stronie, co obrazek; co prawda nie na obrazku, ale zaraz pod nim, co sprawia, że obrazek zdecydowanie dominuje nad tekstem, co nie służy czytaniu globalnemu
– w moim odczuciu książeczki są zdecydowanie za krótkie 3-4 zdania i takie negatywne dla mnie trochę słowo „Koniec,” które powtarza się w każdej na ostatniej stronie. Akcja się rozkręca, a tu nagle ni z gruchy ni z pietruchy “koniec.
– podobnie jak to było z serią „Czytam globalnie” dorośli w moim otoczeniu czytają te książki z dużą rezerwą, chociaż zaobserwowałam, że pierwsza seria bardziej do nich przemawia.
Dodam jeszcze, że pakiet książeczek zawiera naklejki, które maluch może nakleić na okładce po skończeniu danej książeczki. Z tyłu na okładce mamy specjalnie przeznaczone na to miejsce oznaczone w zależności od poziomu kluczykiem lub książeczką. To ma być motywacja do jej samodzielnego przeczytania i nagroda za pierwsze samodzielne przeczytanie książki. Ja jednak, po eksperymentach w grupach przedszkolnych np. z pieczątkami nagradzającymi dzieci coraz bardziej sceptycznie podchodzę do stosowania nagród, jako motywatorów do nauki. Teraz nie mam nagród, ale zajęcia prowadzę w 100% w języku angielskim i mam o wiele lepsze efekty i pod względem zainteresowania dzieci i pod względem wyników. Naklejki schowałam. Może się kiedyś przydadzą do innych celów.
Nie chcę, żeby moja córeczka wysilała się, żeby czytać dla naklejki. Chcę, żeby zaczęła czytać dokładnie wtedy, kiedy będzie na to gotowa (czytanie globalne i cała metoda Domana ma mnóstwo innych korzyści niż samo czytanie i o tym wkrótce napiszę) i żeby zaczęła czytać nie dla naklejki, czy nawet słownej pochwały mamy tylko dlatego, że kocha książki, że sama chce to robić dla siebie, dla własnej przyjemności.
Na koniec muszę z przykrością poinformować, że wydawnictwo Pentliczek zniknęło z naszego rynku, książki są obecnie niedostępne. Mi udało się kupić jedne z ostatnich sztuk, jakie wtedy znalazłam. Poziom 0 i 1 dostałam. Z moich informacji wynika, że pojawią się ponownie wydawane przez inne wydawnictwo za kilka miesięcy. Nie wiem, czy w tej samej formie. Tak, że cierpliwie czekamy. Dam znać jak tylko się pojawią. Tymczasem możecie spróbować szukać na własną rękę, czy pisać zapytania w Internecie, jak jedna z mam w założonej przeze mnie grupie na Facebooku. Udało się jej znaleźć kogoś, kto jej odsprzedał używane karty do czytania globalnego. Ja 2 poziomy książeczek też kupiłam używane drogą internetową. Możliwe, że ktoś gdzieś jeszcze ma i nie potrzebuje.
Moje recenzja okazała się przydatna? Jeśli tak, udostępnij i podziel się z innymi. Znacie książki, które tu zaprezentowałam? Co o nich myślicie?
Będzie mi bardzo miło, jeśli zostawisz komentarz i podzielisz się swoim doświadczeniem.
Jeśli chcecie być na bieżąco zapraszam do śledzenia fanpage na Facebook’u i do subskrypcji (okienko na stronie głównej bloga i kanał RSS). Od niedawna jest też możliwość zapisu na newsletter (jeśli nie wyskoczyło wam okienko podczas czytania bloga piszcie). W momencie jak będę mieć 100 zapisów na newsletter będę na bieżąco się dzielić informacjami dotyczącymi wczesnej edukacji zanim pojawią się na blogu w tematyce prawopółkulowości, czyli metody Domana, metody Shichidy i metody Heguru oraz dwujęzyczności i nauki języków.
Jako, że nie znalazłam grupy dla rodziców wplatających metodę Domana w wychowaniu swoich dzieci, sama ją założyłam na Facebook’u. Dołączając do grupy możecie liczyć na naprawdę ciekawą wymianę doświadczeń.