Wspominałam ostatnio, że zrezygnowałam z planu wprowadzania cyfr jednocześnie w dwóch językach, bo “bejbik” jest bardzo zainteresowany kartami do czytania. Pod koniec etapu z pierwszymi czerwonymi słowamiMajka nauczyła się wspinać na meble i dość ciężko było skupić jej uwagę (o naszych problemach pisałam tutaj) ale zaraz po przerobieniu standardowych kart ze słowami napisanymi czerwoną czcionką, o czym pisałam w tutaj,tata zaczął zestaw, który w wersji anglojęzycznej u mnie się nie pojawił. Mogę powiedzieć o nich superkarty. A chodzi o karty dwustronne. Z jednej strony mamy samo słowo np. mama, a z drugiej to samo słowo, z tym, że dodatkowo pojawia się obrazek.
Doman, co prawda nie przewidział tego typu kart, ale tutaj opieramy się na zasadach dotyczących pierwszych książek, które małe dzieci są w stanie przeczytać. Pisałam o nichtutaj, pamiętając, żeby dziecko najpierw zobaczyło sam tekst, a później obrazek. I ten obrazek tak interesuje Majkę, że jakby czekając aż tata odwróci każdą z kart, nie spuszcza z nich oczu ani na chwilę. Musi być czymś naprawdę bardzo zajęta, żeby nie można było skupić jej uwagi na te kilkanaście sekund. Niech tata korzysta. 🙂 A my wszyscy trzymajmy za niego kciuki.
Matematyką zajmie się później, bo w sumie niewiele ma w tym względzie do zrobienia tj. pokazać cyfry od 1 do 100 po polsku. Upominam trochę męża, że za długo czasu spędza na jednej karcie. Takie fajne są i „bejbik” skupiony, że go kusi żeby dłużej pokazać jej kartę, a to ma być nadal sekunda, czyli jak najszybciej.
PRZEWAGA KART W JĘZYKU POLSKIM
Karty ze słowami polskimi, jakie zakupiłam są nieco łatwiejsze w obsłudze niż te anglojęzyczne. Przede wszystkim mniejsze, bo na tych z angielskimi słowami był nadmiar białej przestrzeni, który czynił kartę dość niewygodną do trzymania i większą niż to było konieczne. Idealna wielkość karty ułatwia szybkie przeprowadzenie każdej sesji.
NA GRANICY SZALEŃSTWA
Podejrzewam, że niejeden z was czytając moje posty zadał sobie pytanie: jak ta kobieta znajduje na to czas, chęci, czy siłę? A może nawet stwierdziliście, że się poświęciłam i mam zero życia, tylko od rana do wieczora z dzieckiem i z Domanem. Nie ma mowy!
Ja sama czytając różności w Internecie na temat metody Domana doczytałam się do jakiegoś bloga, na którym zniechęcona matka pisała, że szybko porzuciła czytanie globalne, bo po każdym dniu z Domanem czuła się jak po bardzo ciężkiej pracy.
Wcale mnie nie zdziwiło, że dała sobie spokój z kartami. Według mnie zbyt ambitnie podeszła do tematu, podejrzewam, że nie czytała książek Domana, tylko oparła się na nieco wybrakowanej wiedzy internetowej. Między innymi próbowała najpierw intensywnie rozbawiać i rozśmieszać dziecko i jak już było w takim humorze i śmiejące się pokazywała karty. Wyobraźcie sobie tak 18 razy dziennie i to jeszcze przy zachowaniu odpowiednich odstępów czasu. To dopiero szaleństwo! Uśmiech na zawołanie. Tak przy okazji napiszę, że nie musicie mieć aż 18 “lekcji” z dzieckiem każdego dnia, a pisałam o tym między innymi tutaj.
Myślę, że Domana każdy musi dostosować do siebie, do swojego temperamentu i do czasu, jakim dysponuje. Wydaje mi się, że niewielu rodziców byłoby w stanie naśladować mnie. A może jednak? Jakim typem rodzica jesteście? Podobnym do mnie, czy może do mojego męża? Przeczytajcie opis poniżej i wg. tego zmodyfikujcie odpowiednio metodę Domana, której podstawowe założenia są dla rodziców jeszcze bardziej szalonych i energicznych niż ja – 5 zestawów x 5 kart globalnego czytania dziennie (ja miałam 4 zestawy) + matematyka – początkowo 3 zestawy, potem 6, potem znowu 3 i tego się trzymałam. Doman nigdzie nie pisze, żeby czytanie i matematykę robić jednocześnie. To mój własny pomysł, żeby korzystać z czasu wolnego na macierzyńskim i to połączyć. Jeśli nie macie czasu na więcej niż 3 szybkie prezentacje kart dziennie – nie zmuszajcie się do tego. Jeden zestaw kart też w porządku.Zawsze lepiej tyle, niż nic. Taka jest moja prywatna opinia.
JA-MUMMY-GŁÓWNY INICJATOR METODY DOMANA I DWUJĘZYCZNOŚCI W NASZYM DOMU, ANGLISTKA
A ja jestem raczej rzadkim typem matki i większość tych, którzy postanowią spróbować Domana pójdzie raczej śladami taty. Ale o tym za chwilę. Najpierw o mnie: wulkan energii, milion pomysłów na minutę, zrobiłam sobie z metody Domana i dwujęzyczności zamierzonej kolejne hobby i traktuję to jak hobby, czyli jak samą przyjemność.
Pomimo wyzwania jakiego się podjęłam, które oczywiście wymaga samodyscypliny, poświęcania większości wolnego czasu na zabawę z dzieckiem oraz wymusza ciągłe uczenie się również przeze mnie, nie jestem niewolnikiem tego co robię i nie jestem uwięziona cały czas w domu. Od czasu rozpoczęcia przygody z Domanem byłam na 5 szkoleniach zagranicznych (minimalnie tygodniowych-maksymalnie 17-dniowych) i na 2 tygodniowych wyjazdach wypoczynkowych z mężem.
Pomimo to nadal karmię piersią mojego bejbika, a sama Maja nawet beze mnie mleka w zamrażarce zawsze miała pod dostatkiem (czary-mary jakieś chyba, bo każdy nie dowierza). Wierzę, że to dla niej najlepsze, że wspomaga mózg, wzrok, chroni przed chorobami itp. Mam gdzieś krytykę, że już to za długo trwa, żeby przestać. Nie czuję, żeby mnie to w jakiś sposób ograniczało, więc nie widzę powodu dla którego miałabym przestać. I jeszcze raz podkreślę, że nawet w okresie, kiedy rzeczywiście mieliśmy 18 “sesji” matematyki z czytaniem globalnym dziennie, w żadnym wypadku nie byłam skazana na przebywanie w domu bez możliwości wyjścia gdziekolwiek.
Już tydzień po cesarce miałam pierwsze spotkanie z koleżankami na mieście i w sumie regularnie gdzieś wychodzę. Pisałam tutaj, że nie mogłam ćwiczyć…ale już mogę i ostatnio robię 4 treningi siłowe tygodniowo. W międzyczasie jeszcze zdałam certyfikat CELI 4 z języka włoskiego na poziomie C1 i zrobiłam milion innych rzeczy i nie rozumiem koleżanek, które w momencie pojawienia się dziecka znikają, nie mają na nic czasu, chciałyby wrócić do formy, a nie mają kiedy ćwiczyć. To tylko wymówki. Jestem typem, który uczy się włoskiego, potem przerywa – ćwiczy wymowę brytyjską z jakimś nagraniem z YouTube, robi sesyjkę Domana z Mają, wraca do książki, którą zaczęłam czytać wcześniej i po pół godzinie zmieniam znowu zajęcie. I przy tym wszystkim jestem niesamowicie zorganizowana. Karty zawsze przygotowane na drugi dzień. Sporadycznie zdarzało się, że przepadał jakiś dzień, jak byłam w domu.
Teraz jeszcze korzystam z wakacji, ale od września wracam w pełni do pracy (w sumie już wróciłam na chwilę w czerwcu, ale to się chyba nie liczy) i zobaczymy, czy dam radę robić to, co robię teraz. Po skończeniu prezentacji kart do czytania globalnego w języku angielskim z 18 sesji dziennie zostało mi tylko 9 (matematyka, karty obrazkowe, spersonalizowana książeczka) + czytanie dwóch książek. Nie robię planów, nie nastawiam się na nic. Czy będzie od września to samo, czy będę musiała z czegoś zrezygnować- zobaczymy. Na pewno nie będę cisnąć na siłę. Za to każdemu zainteresowanemu metodą Domana powiem: korzystajcie niemalże od urodzenia, wykorzystajcie na maksa urlop macierzyński, rodzicielski i co tam się jeszcze da, chociaż czas jest do ok. 3 roku życia. Ja tak zrobiłam, bo zaczęliśmy jak Maja miała ok 5/6 miesięcy, ale i tak myślę, że mogłam zacząć nieco wcześniej i wtedy możliwe, że końcówka naszej przygody z kartami do czytania wypadłaby fajniej, a tak to trafiła na okres intensywnego rozwoju fizycznego, o czym pisałamtutaj.
TATA – LUZAK, DAJE MI ZUPEŁNIE WOLNĄ RĘKĘ W TYM CO ROBIĘ, TRZEBA GO PROWADZIĆ ZA RĘKĘ, ODPOWIEDZIALNY ZA JĘZYK POLSKI
Jak widzicie tata, pomimo pomocy ze wszystkich stron np. dzisiaj pokazał swój zestaw tylko raz, bo zadbałam o to, żeby poprzednie dwie sesje zrobili babcia i szwagier, idzie do przodu tempem ślimaka. Nadal pojedyncze słowa i jeszcze dużo zostało. Dla porównania mi przerobienie całego, o wiele obszerniejszego zestawu kart w języku angielskim zajęło około 5 miesięcy, przy czym zajmowałam się nie tylko tym. Tata po ponad 4 miesiącach jest nadal na etapie pierwszym metody Domana. Tak sobie myślę, że może to dobrze.
Reprezentujemy różny typ rodziców i pokazujemy, że metoda Domana jest dla każdego, nie tylko dla tych, którzy są tak zorganizowani jak ja. Pod warunkiem, że systematycznie systematycznie realizujemy wybrany przez siebie program, czy to matematykę, czy czytanie globalne, nie ma większego znaczenia to, że realizujemy jedynie małą część. Język polski i tak będzie na pewno dominujący, więc niech sobie tata spokojnie idzie do przodu.
Mąż to moje przeciwieństwo: spokojny, zero organizacji (ten jeden zestaw kart, który ma, ja mu przygotowuję na drugi dzień), często nie zdąża pokazać swoich pięciu kart 3 razy dziennie i wtedy odrabia w dniu kolejnym (oczywiście ja przypominam i jak sesja z poprzedniego dnia jest odrobiona to ja zastępuję jedną kartę nową). Jak mnie nie było, zestaw polskich kart zapodział się u jednej z babć i oczywiście ja go odzyskałam po powrocie. To oznacza, że podczas moich nieobecności Maja miała przerwę praktycznie od wszystkiego: od metody Domana i od języka angielskiego. Czy przerwy w czymś przeszkadzają? Sprawdźcie tutaj.
Tata zna język angielski. Kiedyś doprowadziłam go do poziomu B2 i zaczęliśmy C1, ale zniechęciły go mało przydatne słówka, jednak nie chce go używać w domu. Mam jednak taki plan, że w momencie, jak “bejbik” pójdzie do żłobka, czy przedszkola i będzie więcej kontaktu z językiem polskim zrobić sobie jeden taki dzień w tygodniu, w którym z mężem też rozmawiamy po angielsku.
Moje doświadczenie okazało się przydatne? Jeśli tak, udostępnij i podziel się z innymi. A jakim ty jesteś rodzicem? Jeśli realizujecie program Domana jak to u was wygląda? Będzie mi bardzo miło, jeśli zostawisz komentarz i podzielisz się swoim doświadczeniem.
Jeśli chcecie być na bieżąco zapraszam do śledzenia fanpage na Facebook’ui do subskrypcji (okienko na stronie głównej bloga).
Jako, że nie znalazłam grupy dla rodziców wplatających metodę Domana w wychowaniu swoich dzieci, sama ją założyłam na Facebook’u. Na razie „raczkujemy,” ale liczę na to, że niedługo nasze grono się rozrośnie i będziemy mogli wymieniać się doświadczeniami. Widząc, ilu rodziców dołączyło w ciągu dwóch dni od jej powstania, zapowiada się ciekawie.
Miłośniczka książek i języków obcych. Z zawodu nauczyciel języka angielskiego. Pasjonatka metod wspierania rozwoju dziecka już od urodzenia. Pomysł na bloga zrodził się z praktycznego doświadczenia z córką. Teoria doszła później. Jeśli chcesz maksymalnie rozwinąć potencjał swojego dziecka jesteś we właściwym miejscu. Mamy ten sam cel. Motywem przewodnim bloga jest metoda Domana oraz dwujęzyczność zamierzona wzbogacone o elementy metody Shichidy oraz metody Heguru. Jeśli chcesz być w stałym kontakcie ze mną zapraszam do zapisu na newsletter i dołączenia do grupy oraz polubienia fanpage na Facebooku.
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Dzięki nim możemy indywidualnie dostosować stronę do twoich potrzeb. Każdy może zaakceptować pliki cookies albo ma możliwość wyłączenia ich w przeglądarce, dzięki czemu nie będą zbierane żadne informacje. Akceptuj
Pliki cookies
Privacy Overview
This website uses cookies to improve your experience while you navigate through the website. Out of these, the cookies that are categorized as necessary are stored on your browser as they are essential for the working of basic functionalities of the website. We also use third-party cookies that help us analyze and understand how you use this website. These cookies will be stored in your browser only with your consent. You also have the option to opt-out of these cookies. But opting out of some of these cookies may affect your browsing experience.
Necessary cookies are absolutely essential for the website to function properly. This category only includes cookies that ensures basic functionalities and security features of the website. These cookies do not store any personal information.
Any cookies that may not be particularly necessary for the website to function and is used specifically to collect user personal data via analytics, ads, other embedded contents are termed as non-necessary cookies. It is mandatory to procure user consent prior to running these cookies on your website.