fbpx

“Magia tkwi w dziecku, a nie w kartach”

Glenn Doman
Program do nauki czytania

Program do nauki czytania globalnego (+matematyka, bity)
 MaluchCzyta.pl


Kursy i szkolenia dla rodziców
 AkademiaDoMam.pl

Treść poniższego artykułu w skrócie:

  1. Jak znalazłam domanowego chłopaka?
  2. Start w wieku 4 lat (jak widać wcale nie za późno na metodę Domana)
  3. Motywacja mamy Błażeja
  4. Od czytania całowyrazowego do odkrycia liter (i taka zawsze powinna być kolejność, nie odwrotnie)
  5. Jak można doświadczyć coś podobnego jak dziecko, które uczy się czytać globalnie będąc już dorosłym (dla mnie mega ciekawe)
  6. Czytanie globalne a język polski
  7. Co wpływa na szybkość czytania
  8. Na co zwrócić uwagę przy nauce matematyki
  9. Minimum angielskiego w dzieciństwie, a w dorosłości wielojęzyczność
  10. Cenna informacja dla tych, którzy się zastanawiają z jakim językiem osłuchiwać dziecko
  11. Co daje domanowanie w dzieciństwie w dorosłym życiu
  12. Spora dawka nieszablonowego myślenia
  13. Kilka słów na temat systemu edukacyjnego

Jak znalazłam domanowego chłopaka?

Możliwe, że część z Was pamięta wywiad z Wiolettą – mamą trójki dzieci i artystyczną duszą, która dzieliła się sukcesami z metodą Domana. Twierdzi ona, że na domanowanie wcale nie potrzeba dużo czasu i ja się z tym w pełni zgadzam. Potrzeba chęci i miłości do dzieci oraz ustalenia priorytetów.

W wywiadzie wspominała o tym, że jako asystentka osób niepełnosprawnych wspierała pewną rodzinę, w której dwóch chłopców było wspomaganych metodą Domana. Pomagała ich mamie w przygotowaniu materiałów dla młodszego chłopca. To ona dała mi kontakt do jednego z chłopców. Zacytuję tutaj tytułem przypomnienia fragment z wywiadu z Wiolettą, który ich dotyczy (całość podlinkowałam pod artykułem):

“Efekty u chłopców były wspaniałe. Rozwinięci nie tylko w  czytaniu, ale także niezwykle matematycznie i językowo. Jeden z chłopców (obecnie już dorosły), Błażej napisał książkę, w której skorzystał z wielu źródeł (około 500 opracowanych materiałów – w większości w kilku językach obcych- około 200 000 tysięcy stron), nie tylko polskich.(…) Niezwykły potencjał i wiedza posiadana przez chłopców mnie fascynowała.”

Błażej napisał książkę, w której skorzystał z wielu źródeł (około 500 opracowanych materiałów – w większości w kilku językach obcych- około 200 000 tysięcy stron)

Brzmi to niezwykle zachęcająco tym bardziej, że chodzi…jak się okazało po wywiadzie…o niepełnosprawnego fizycznie chłopaka. Po tym jak mi wysłał zdjęcie (celowo zamieściłam je na końcu i proszę nie scrollować przed przeczytaniem, żeby poczuć to zderzenie z niestety smutną rzeczywistością) odetchnęłam z ulgą, że nie naciskałam przy każdym delikatnym zakłóceniu rozmowy, żeby powtórzyć od nowa. Dla niego ten wywiad to był ogromny wysiłek. Naprawdę ogromny. Teraz wiem, czemu w trakcie musiał zrobić przerwę. Nie wiem czemu, ale jakoś tak wyobrażałam sobie, że mam do czynienia z pełnosprawnym mężczyzną, a że niepełnosprawny jest jego brat. Zaliczyłam też wpadkę z pytaniem o aktywność fizyczną, które oczywiście zostało wykasowane.

Niepełnosprawność i metoda Domana -wywiad z dorosłym domanowanym w dzieciństwie

Zapraszam do lektury. Liczę na to, że docenicie wysiłek i czas Błażeja.

Teachyourbaby: Witam serdecznie. Możesz na początek powiedzieć kilka słów o sobie?

Błażej: Błażej Szefliński – z wykształcenia magister filologii południowosłowiańskiej z kontekstem bałkanistycznym, z zamiłowania historyk mediewista, człowiek licznych zainteresowań od biologii behawioralnej przez psychologię wpływu społecznego i komunikologię po poprawność językową, zdecydowany przeciwnik poprawności politycznej, wróg głupoty, kłamstwa i manipulacji, człowiek ograniczony fizycznie (przez zanik mięśni), ale na szczęście nie umysłowo, miłośnik koreańskiej kinematografii, fan Kubusia Puchatka, a przede wszystkim uczeń Jezusa Chrystusa.

Teachyourbaby: Ja tutaj wspominałam o Wiolettcie, która jakiś czas temu udzieliła mi wywiadu. Ona wspominała o Tobie i o Twoim bracie. Którym z tych chłopców jesteś Ty?

Błażej: Ja jestem tym starszym.

Teachyourbaby: Byłeś rozwijany metodą Domana od urodzenia, czy początek nastąpił później?

Błażej: Urodziłem się w 1990 roku, kiedy to metoda Domana nie była jeszcze w Polsce znana. Książka “Jak nauczyć małe dziecko czytać?” wydana
została po polsku dopiero 2 lata później. Mamie wpadła w ręce, gdy
miałem około czterech lat, i wtedy się zaczęło.

Teachyourbaby: Czyli mamy tutaj czytanie, a miałeś jakieś inne elementy metody Domana wprowadzone w dzieciństwie? Całość metody, czy właśnie tak wybiórczo np. tylko czytanie?

Błażej: Całość metody nie była wtedy w Polsce znana. Była tylko książka Jak
nauczyć małe dziecko czytać? Nieco później pojawiła się, przynajmniej
w Łodzi, książka Jak nauczyć małe dziecko matematyki? w nieoficjalnym i niekomercyjnym przekładzie dokonanym przez jednego z kursantów szkoły rodzenia prowadzonej wtedy przez moich rodziców. Tym sposobem mama dowiedziała się o planszach z kropkami i mogła spróbować zastosować tę metodę u mojego młodszego brata.

Teachyourbaby: Aha…czyli u brata, a u Ciebie nie.

Błażej: Nie, u mnie matematyki nie robiła.

Teachyourbaby: Metoda Domana u wielu ludzi budzi sceptycyzm. Co sprawiło, że Twoja mama jej nie odrzuciła, ale postanowiła zastosować?

Błażej: Złożyły się na to dwa czynniki. Gdy mama była nastolatką, jechała pociągiem na wczasy w Bułgarii. W tym samym przedziale podróżował pewien jegomość, który czytał książkę. Nic nadzwyczajnego, prawda? Tylko, że ten jegomość miał dwa i pół roku i siedział na nocniku! Podróż do Bułgarii była dostatecznie długa, żeby się przekonać, jak szeroką ma wiedzę i z jakim zrozumieniem czyta. Po dwóch tygodniach spotkali się ponownie w pociągu powrotnym. Przez ten czas maluch poznał bułgarską cyrylicę, więc wszystkie napisy czytał już sam. Dzięki temu doświadczeniu moja mama nie miała wątpliwości, że jest to możliwe, aby nauczyć małe dziecko czytać. Natomiast drugim istotnym czynnikiem było stwierdzenie zawarte we wspomnianej książce Domana, że nawet najmniejsza stymulacja jest lepsza niż jej zupełny brak. Perspektywa, że nie trzeba zrobić nie wiadomo ile, żeby to w ogóle miało sens, dawała wielką zachętę.

(…) moja mama nie miała wątpliwości, że jest to możliwe,

aby nauczyć małe dziecko czytać.

Teachyourbaby: Brawo dla mamy. Nawet ja nie zaczynałam z taką wiarą, że czytanie metodą Domana działa. Kiedy zacząłeś czytać?

Błażej: Rodzice zrobili dla mnie około 50 kart, głównie z nazwami zwierząt, bo tym się wtedy interesowałem. Najdłuższy był niedźwiedź. Moja przygoda z nauką czytania metodą Domana nie weszła jednak w bardziej zaawansowaną fazę, ponieważ w tym samym czasie mój starszy brat był w zerówce i uczył się czytać metodą tradycyjną. Do nauki miał karteczki z różnymi prostymi wyrazami, trochę większe litery od normalnych, ale na pewno nie takie duże jak zalecane przez Domana. Jak wiadomo, dzieci zawsze interesują się tym, co robi starsze rodzeństwo. Nie inaczej było w moim przypadku. Dlatego na wakacje mama przygotowała dla mnie podobne karteczki do dopasowywania do obrazków. Dzięki tym karteczkom w czasie wakacji – czyli miałem wtedy cztery lata i trzy lub cztery miesiące – odkryłem (sam!), że wyrazy składają się z liter. To tak a propos Domanowego twierdzenia, że dzieciom wystarczy przedstawić fakty, a zależności pomiędzy nimi odkryją same. Gdy poznałem litery i byłem w stanie przeczytać dowolne słowo, wykonywanie kolejnych kart z całymi wyrazami przestało być konieczne. Przestało też się kalkulować, bo ręczna produkcja kart wymagała sporo czasu. Obecnie sporządzenie kart to żaden problem, ale wtedy usługi poligraficzne były drogie i nie było wydruków w kolorze, więc rodzice wydrukowali jedynie litery służące za szablony, które odrysowywali na kartonie, a następnie wypełniali kontury grubym czerwonym mazakiem.

(…) nawet najmniejsza stymulacja jest lepsza niż jej zupełny

brak.

Teachyourbaby: Ooo… to ja tak robię teraz, ale bez szablonów (śmiech) tylko sam mazak. Zobaczymy z drugą córką.

Czy była u Ciebie jakaś różnica w czytaniu słów poznanych metodą Domana i tych, które poznałeś później?

Błażej: Tak, i to bardzo wyraźna. Nowe słowa składałem sobie z literek. A te, które miałem pokazywane na kartach, czytałem płynnie, i to we wszystkich przypadkach. Niedźwiedź, niedźwiedzia, niedźwiedziowi, niedźwiedziem, niedźwiedziu – żadna forma nie sprawiała mi problemów. Gdy byłem już dorosły, zetknąłem się z twierdzeniami obrońców metody tradycyjnej, że dzieci uczone czytania metodą globalną będą miały problemy z odmianą wyrazów. To jest kompletna bzdura. Ta bariera istnieje tylko i wyłącznie w umysłach ludzi, którzy widzieli w życiu jedynie naukę metodą tradycyjną i nie zetknęli się z praktycznym i prawidłowym stosowaniem metody globalnej.

(…) miałem wtedy cztery lata i trzy lub cztery miesiące – odkryłem (sam!), że wyrazy składają się z liter. To tak a propos Domanowego twierdzenia, że dzieciom wystarczy przedstawić fakty, a zależności pomiędzy nimi odkryją same. Gdy poznałem litery i byłem w stanie przeczytać dowolne słowo.

Teachyourbaby: Czy pamiętasz początki czytania? Jak to było? Tu pytam z uwagi na obserwacje mojej czterolatki. Nie zna wszystkich liter. Dla mnie to
jak czyta wygląda jak takie całościowe, totalne „strzelanie” bez większego zastanawiania się nad danym słowem. To oczywiście powodowało
wpadki, ale teraz jest ich coraz mniej.

Błażej: Nie, nie pamiętam. Ale znam sposób, jak można samemu doświadczyć czegoś podobnego, będąc już dorosłym. Wystarczy rozpocząć naukę słówek z języka, do którego zapisu używa się innego pisma niż alfabet łaciński (można to zrobić w różnych apkach na smartfony). Warto wybrać taką apkę, która ma ograniczenie czasowe, np. 5 minut dziennie.

Presja czasowa pomoże uniknąć kontemplacji nowego pisma i tym samym uzyskać podobne warunki nauki co przy metodzie Domana. Ważne jeszcze, aby było to pismo fonetyczne, ewentualnie sylabiczne, a nie ideograficzne jak u Chińczyków czy mieszane jak u Japończyków.

Najlepiej wykluczyć także alfabety cyrylicki i grecki, ponieważ niektóre znaki są takie same lub podobne jak w łacińskim, więc zapamiętywanie przebiegałoby w inny sposób niż u dziecka, które nie zna żadnego alfabetu. Przykładowe języki, które spełniają wymienione kryteria, to: hebrajski, arabski, hindi oraz koreański. Z własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że w takich warunkach człowiek uczy się dopasowywać słówka do odpowiednich znaczeń bądź obrazków na podstawie znaków szczególnych, przede wszystkim początku i końca wyrazu oraz jego długości.

(…) zetknąłem się z twierdzeniami

obrońców metody tradycyjnej, że dzieci uczone czytania metodą

globalną będą miały problemy z odmianą wyrazów. To jest kompletna

bzdura.

Teachyourbaby: Czy pamiętasz coś z tego jak byłeś rozwijany w dzieciństwie? Jakie masz najwcześniejsze wspomnienie?

Błażej: Mam urywki wspomnień z jednej lub dwóch sytuacji, gdy miałem
pokazywane karty. To wszystko.

Teachyourbaby: (śmiech) Czyli niewiele. Moja Maja nie pamięta w ogóle kart. Gdy zaczęłam jej poszerzać słownictwo nowymi (już czytała) bardzo się ucieszyła, że ma karty jak młodsza siostra.

Czy czytasz szybciej od przeciętnego Polaka?

Błażej: Szybkość mojego czytania raczej nie jest miarodajna. Zapamiętałem z książki Buzana 3 czynniki wpływające na to, jak szybko człowiek czyta, jeśli nie opanował specjalnych technik. Są to: doświadczenie czytelnicze, ustawienie tekstu względem twarzy, czyli kąt nachylenia i odległość oraz… ilość dostępnego czasu. Z powodu moich ograniczeń fizycznych nie jestem w stanie ustawiać sobie optymalnie tekstu. W mojej sytuacji istotniejsze jest to, aby książka się nie zamykała, bo sam jej nie otworzę. Obecnie nie mam też presji czasowej podczas czytania, bo nie gonią mnie przynajmniej w tej chwili terminy. Ale gdy zbliża się termin zamknięcia numeru czasopisma, do którego chcę wysłać artykuł, to – możesz mi wierzyć – motywacja do szybszego czytania znacząco rośnie. Buzan podawał statystyki, że najszybciej czytają ludzie na studiach doktoranckich. Jako naukowiec nie mam wątpliwości, że przyczyną takiego stanu rzeczy jest to, że muszą przeczytać setki publikacji w stosunkowo krótkim czasie – niekiedy tylko po to, żeby stwierdzić, że dana praca jest bezwartościowa.

Teachyourbaby: Czy Twoi rodzice dużo czytali? Czy miałeś w dzieciństwie kontakt z książkami, czy to były tylko te karty?

Błażej: Mama sama czytała książki i czytała też mi. Tym sposobem, gdy osiągnąłem wiek poborowy do podstawówki “O psie, który jeździł koleją” oraz “Puc, Bursztyn i goście” były już za mną.

Teachyourbaby: Czyli lektury…Nawet nie wiem, czy one teraz są na liście lektur czy nie, ale coś kojarzę. Wiem już, że nie miałeś programu matematycznego Domana, ale ogólnie wiem, że same karty tj. sama stymulacja kartami wpływa na różności, nie tylko na samo czytanie. Jak określasz swoje uzdolnienia matematyczne? Czy nauka matematyki sprawiała Ci trudność, czy to był może dla Ciebie łatwy przedmiot? Może miałeś jakieś szczególne osiągnięcia? Czy potrafisz w miarę dokładnie szacować duże ilości na przykład. Może podpatrzyłeś po prostu, bo czasem u Domana było tak, że on zobaczył, że zdrowe dzieci się uczą i przyswajają wszystko nawet nie będąc na tym programie czytania, czy matematyki. Po prostu podpatrują co ma rodzeństwo. Pewnie te karty z krokami tak, czy tak widziałeś nawet jeżeli one były tylko dla brata. To szacowanie ilości to a’propos tej domanowej matematyki na kropkach.

Czy lubiłeś się uczyć matematyki? Tu możesz powiedzieć co Ci przyjdzie w tym temacie do głowy.

Błażej: Matematykę zawsze lubiłem. Mama wspomina, że nauczyła mnie liczyć do dziesięciu, a dalej to już nauczyłem się sam. Podobno, gdy miałem 3 lata, budziłem się i wołałem: „Ja jeszcze dzisiaj nie liczyłem!” Od czwartej klasy podstawówki do drugiej klasy liceum co roku brałem udział w konkursie „Kangur Matematyczny” i dostawałem wyróżnienia. W gimnazjum zostałem laureatem wojewódzkiego konkursu przedmiotowego, co gwarantowało miejsce w dowolnie wybranym liceum. Szacowania większych ilości nigdy nie próbowałem. Zresztą umiejętność taka nigdy nie była mi potrzebna. Przy nauce matematyki zwróciłbym uwagę natomiast na możliwość wyćwiczenia liczenia w pamięci, które pomaga zwiększyć pojemność pamięci roboczej mózgu.

Proces obliczeniowy, który większość z nas nazwałaby dzieleniem pisemnym liczb pięciocyfrowych, przeprowadzam w pamięci i nie uważam tego za męczące. To efekt wyrobienia nawyku liczenia w pamięci już w dzieciństwie.

Przy nauce matematyki

zwróciłbym uwagę natomiast na możliwość wyćwiczenia liczenia w

pamięci, które pomaga zwiększyć pojemność pamięci roboczej mózgu.

Teachyourbaby: O …ciekawe. Muszę coś takiego z moją córką poćwiczyć. Jesteś drugą osobą, która mówi, że szacowanie ilości nie jest potrzebne w życiu i ja się z tym zgadzam. Natomiast jak jest pytanie o efekty metody Domana w matematyce to jest o to, czy ktoś widzi i jest w stanie rozpoznać, że tu jest np. 98 kropek (śmiech). Śmieszne.

Już wiem, że znasz języki obce. Jakie? Jak i kiedy się ich nauczyłeś?

Błażej: W mojej rodzinie nie było osób znających dobrze języki obce, więc w wieku przedszkolnym poznałem tylko garść angielskich słówek – liczebniki i kolory. W szerszym zakresie naukę tego języka zacząłem w czwartej klasie podstawówki. W liceum doszedł rosyjski. Na studiach poznałem cerkiewnosłowiański, serbski i podstawy tureckiego. A kilka miesięcy temu rozpocząłem samodzielną naukę koreańskiego i greki. Tych języków się uczyłem lub uczę w ścisłym tego słowa znaczeniu. Trzeba jednak zaznaczyć, że kto zna serbski, ten zna również chorwacki, bośniacki i czarnogórski. Jeszcze 30 lat temu te języki stanowiły jeden (serbsko chorwacki), ale ze względów politycznych. Obecnie każda z byłych republik Jugosławii chce mieć swój własny.

Poza tym po nauczeniu się trzech języków słowiańskich (mam na myśli polski, serbski i rosyjski) czytam bez problemu prace naukowe po bułgarsku, macedońsku, ukraińsku, czesku i słoweńsku.

Zanim przejdziemy do następnego pytania, chciałbym jeszcze dorzucić ciekawostkę, o której usłyszałem na lektoracie tureckiego, a myślę, że może się przydać słuchaczom/czytelnikom. Podobno ludzie, dla których pierwszym językiem jest język aglutynacyjny, czyli na przykład turecki, mają większą łatwość przyswajania języków obcych niż ci wychowani na językach innego typu Nie drążyłem tematu, bo głębsza wiedza na ten temat nie była mi potrzebna, ale intuicja mi podpowiada, że jeśli mamy taką możliwość, to warto zaznajomić dzieci z którymś z języków aglutynacyjnych, bo najwyraźniej rozumienie tego typu gramatyki pomaga mózgowi orientować się w zasadach rządzących budową zdań niezależnie od tego, jakiego typu język ma poznać. Oczywiście nie chodzi mi o to, żeby uczyć dziecko węgierskiego czy tureckiego zamiast polskiego. Jestem po prostu zdania, że nauka języka o takiej gramatyce to dobry trening dla mózgu, niewątpliwie – i mówię to z własnego doświadczenia – poszerzający horyzonty poznawcze.

(…) po nauczeniu się trzech języków słowiańskich (mam na myśli

polski, serbski i rosyjski) czytam bez problemu prace naukowe po

bułgarsku, macedońsku, ukraińsku, czesku i słoweńsku.

Teachyourbaby: Bardzo ciekawe. W sumie tymi językami się w ogóle nie interesowałam tylko bardziej chińskim czy arabskim może. Pierwszy raz słyszę tą nazwę “aglutynacyjny.” A co domanowanie….?

Błażej: Poczekaj…potrzebuję moment przerwy.

Teachyourbaby: Co domanowanie w dzieciństwie daje w życiu dorosłym? Ja jako domanowanie rozumiem to, że rodzic się angażuje w rozwój dziecka, nie tylko np. czytanie.

Błażej: Myślę, że największą korzyścią jest otwartość umysłu – świadomość, że można pewne rzeczy robić w inny sposób niż powszechnie przyjęty i osiągać przy tym dobre efekty. To natomiast pociąga za sobą gotowość do nieschematycznego myślenia i działania oraz krytyczne podejście do opinii, ocen czy sądów formułowanych przez tzw. autorytety w różnych dziedzinach życia i nauki. Krótko mówiąc, doświadczenie na własnej skórze, że można myśleć i działać inaczej i nie wyjść na tym gorzej, motywuje do samodzielnego myślenia.

(…) warto zaznajomić dzieci z którymś z języków

aglutynacyjnych.

Teachyourbaby: Jeszcze mam pytanie o Twoje dzieciństwo i o szkołę. Wiadomo, że nie każde dziecko rodzice rozwijają. Czy porównywałeś się w szkole pomiędzy sobą a innymi dziećmi? Czy czułeś się zdolniejszy/ inteligentniejszy od innych dzieci? (o ile chodziłeś do szkoły; jeśli byłeś w edukacji domowej też możesz o tym tu powiedzieć).

Błażej: Przez całą edukację obowiązkową miałem nauczanie indywidualne w domu. Nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek się porównywał. Miałem jednak świadomość faktów. Rozpoczynając pierwszą klasę, cały materiał miałem już opanowany, więc nauczycielka od razu zaczęła realizować program drugiej klasy. Formalnie zostałem promowany po pierwszym semestrze. Z matematyki natomiast wiedziałem, że robimy zadania z podręcznika dla klasy czwartej.

Teachyourbaby: Jakie jest Twoje podejście do uczenia się tak ogólnie w
życiu? Stawiasz na samoedukację, czy wolisz jak ktoś Cię uczy?

Błażej: Domyślam się, jaką odpowiedź chciałabyś usłyszeć, ale muszę się wyłamać poza formułę pytania. Według mnie nie można wyznaczyć wyraźnej granicy pomiędzy jednym a drugim. No bo jeśli na przykład czytam podręcznik, to uczę się sam czy jestem uczony przez autorów? Albo drugi przykład – jeśli to nie jest podręcznik, ale rozprawa doktorska, której celem nie jest przecież uczenie kogokolwiek, to co wtedy? Czy nową wiedzę nabywam sam, czy od kogoś? Zmierzam do tego, że są to zjawiska nierozłączne. Wiedza nie bierze się znikąd ani nie zostanie przyswojona bez zaangażowania tego, który ma ją posiąść.

Mnie osobiście nie robi różnicy, czy jestem bardziej uczony przez kogoś,
czy uczę się bardziej sam. Grunt, żeby wiedza była rzetelna, przystępna
i użyteczna.

Rozpoczynając pierwszą klasę, cały

materiał miałem już opanowany, więc nauczycielka od razu zaczęła

realizować program drugiej klasy. Formalnie zostałem promowany po

pierwszym semestrze. Z matematyki natomiast wiedziałem, że robimy

zadania z podręcznika dla klasy czwartej.

Teachyourbaby: Czy masz potrzebę, żeby się ciągle uczyć/rozwijać? Masz taki nawyk rozwoju, czy uważasz, że już wiesz wystarczająco dużo?

Błażej: Moim skromnym zdaniem potrzeba poznawania otoczenia/świata jest nieodłączną cechą zdrowego mózgu i psychiki. Chyba u mnie jest z nimi nie najgorzej, bo ciągle jeszcze nie mam dość. 🙂

Teachyourbaby: Szkoła u niektórych dość skutecznie tą potrzebę niestety zabija. Często też zabijają ją rodzice dając do ręki dziecka tablet czy też telefon na czas nielimitowany niemalże od urodzenia.

Jaką pracę teraz wykonujesz? Jaki masz zawód?

Błażej: Jestem na rencie z powodu całkowitej niezdolności do pracy. Działalnością naukową nie zajmuję się zawodowo, ale trochę dla
przyjemności, trochę pro publico bono.

(…) potrzeba poznawania otoczenia/świata jest nieodłączną cechą zdrowego mózgu i psychiki.

Teachyourbaby: Co myślisz o tradycyjnej edukacji? (O całości systemu z
naciskiem na szkołę podstawową, bo później to już chyba lepiej
jest. Najbardziej tradycyjna jest podstawówka.)

Błażej: To jedna wielka strata czasu. W liceum miałem, jeśli dobrze pamiętam, 18 godzin lekcyjnych tygodniowo, czyli połowę tego, co wszyscy w szkole. To wystarczyło, żeby na maturze zdać 5 przedmiotów w tym cztery na poziomie rozszerzonym, a dzięki uzyskanym wynikom dostać się na jeden z najbardziej obleganych kierunków, czyli na dziennikarstwo, z drugim rezultatem. To pokazuje, że nie potrzeba aż tyle czasu poświęcać na naukę, aby osiągnąć dobre rezultaty. Oczywiście oprócz lekcji też się uczyłem tak jak wszyscy, ale summa summarum miałem więcej wolnego czasu niż rówieśnicy. Drugą zasadniczą wadą naszego systemu edukacji jest niedostosowanie do realnego zapotrzebowania na wiedzę. Prosty przykład: każdy z nas poznał na biologii budowę pantofelka. I każdemu z nas wiedza ta przydała się w życiu poza szkołą, czyż nie?

(…) miałem więcej wolnego czasu niż rówieśnicy.

Teachyourbaby: Słyszałam, że napisałeś książkę. Opowiesz o niej?

Błażej: Trudnych rzeczy ode mnie oczekujesz. Książka ma 350 stron, a wiesz, co było najtrudniej napisać? Notatkę o książce na okładkę – jedyne pół strony tekstu. No ale spróbujmy. Książka w całości jest poświęcona Sawie Nemanjiciowi, nazywanemu też św. Sawą Serbskim. Słyszałaś kiedykolwiek o tym człowieku?

Teachyourbaby: Nigdy.

Błażej: Większość ludzi, z którymi rozmawiam o mojej książce, nie ma pojęcia co to za jeden. A była to chyba najważniejsza osobistość w historii Serbii. Syn władcy, który porzucił przydzieloną przez ojca dzielnicę, żeby zostać mnichem. Współzałożyciel klasztoru, który przez wieki był jednym z najważniejszych, jeśli nie najważniejszym ośrodkiem serbskiej kultury. Dyplomata odbywający liczne misje na prośbę władającego krajem brata. Twórca kodeksu prawnego regulującego życie społeczne Serbów od XIII aż do XIX wieku. Znacząca postać w procesie uzyskania niezależności kościelnej i pierwszy zwierzchnik serbskiej Cerkwi autokefalicznej. Człowiek, który wyznaczył kierunek kształtowania się serbskiej sztuki oraz medycyny. Do tego wszystkiego pierwszy znany z imienia serbski twórca literacki. Właśnie ta nieprzeciętna osoba znajduje się w centrum uwagi w mojej książce, przy czym sylwetkę Sawy prezentuję z trzech perspektyw – najpierw jako postać historyczną, następnie poprzez autokreację, czyli jak Sawa sam siebie przedstawiał we własnych dziełach, a na koniec jako postać literacką w twórczości innych autorów. Najbardziej jestem dumny z tego drugiego ujęcia, i to z dwóch powodów. Po pierwsze, dlatego, że autokreacją Sawy zająłem się jako pierwszy na świecie. Nawet u Serbów pierwsze artykuły na ten temat ukazały się rok po mojej książce. A po drugie, z powodu niezwykłego odkrycia. Panuje powszechne przekonanie, że w średniowieczu sposób, w jaki ludzie postrzegali, był zdeterminowany przez religię. Właśnie z tego powodu średniowieczni ludzie pisali o sobie niemal zawsze jako o grzesznych, niegodnych, pożałowania godnych itp. Tymczasem w jednym ze swoich dzieł Sawa niby trzymał się tej powszechnie przyjętej konwencji, ale w rzeczywistości wykorzystał ją, by stworzyć wizerunek siebie jako kogoś… wyjątkowego! Osoba duchowna, która pisała tak, aby halsować pod wiatr konwencjonalnej pokory, nie pasuje do rozpowszechnionych wyobrażeń dotyczących średniowiecza. Właśnie takie nieoczywiste odkrycia sprawiają, że badania historyczne nie są nudne.

Teachyourbaby: Zapisuję ją na moją listę czytania dla przyjemności, bo mam takie mocne postanowienie częściej się odrywać od książek związanych z rozwijaniem dziecka. Muszę znaleźć trochę więcej czasu.

Błażej: Wioletta czytała tą książkę swoim dzieciom do spania. Mówiła, że nic tak skutecznie nie usypiało jak moja książka.

Teachyourbaby: Ooo…muszę spróbować. Ja swego czasu czytałam Domana po włosku. To usypiało starszą córkę. Na młodszą nic nie działa jak nie chce iść spać. W sumie czytanie dzieciom to dobry pomysł. Bardziej myślałam, że tak dla siebie, żeby było coś nowego jako odskocznia od książek o rozwoju dziecka.

Wracając do Domana czy uważasz, że wczesne wspomaganie rozwoju metodą Domana wzmocniło Twoją więź z rodzicami?

Błażej: Nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Ale według mnie każdy sposób wspólnego spędzania czasu z dzieckiem, który obejmuje pozytywną
interakcję, taką więź wzmacnia.

Teachyourbaby: Uważam tak samo. Doman dodatkowo tak pozytywnie, ale jednak wymusza to, żeby tego czasu z dzieckiem było więcej. Jeżeli ktoś mało przebywa z dzieckiem, a dziecko go potrzebuje i przyjdzie na dwie minuty i rodzic pokaże karty to myślę, że nic z tego nie będzie. Musi trochę z tym dzieckiem się pobawić (śmiech).

Częścią metody Domana, o której nie ma szczegółów w książkach…jest tylko punkt w zaleceniach jakie dostają czasem dzieci i to się pojawia tylko w jednej książce… Czy miałeś w dzieciństwie zdrową dietę? Jak jest teraz?

Błażej: Odkąd pamiętam, byłem zawsze – i jestem nadal – owocożerny. Jeśli to jest zdrowa dieta, to owszem.

Teachyourbaby: Same owoce na pewno nie. Bardziej w kierunku takim, czy bez cukru i bez chemii. Owoce ogólnie są zdrowe, tylko z umiarem.

Błażej: Wiesz co…jestem jednym z tych ludzi, którzy mogą mieć w domu czekoladę i ona się przeterminuje.

Teachyourbaby: Aha…czyli zdrowa dieta.

Czy byłeś w stanie się dowiedzieć od swoich rodziców czy działali dokładnie jak Doman przykazał w książce, czy modyfikowali jego programy i zalecenia pod Was czyli pod Ciebie i Twojego brata? A jeśli tak to jak?

Błażej: Metodą Domana byłem uczony dość krótko, trudno więc mówić o poważnych modyfikacjach. Pamiętam jednak, że wśród tych około 50 kart były na pewno czasowniki „jest” oraz „bawi się”. Zostały więc wprowadzone wcześniej, niż sugerował Doman.

Jeżeli chodzi o mojego młodszego brata, gdy stracił słuch po lekach: antybiotyku gentamycynie i moczopędnym furosemidzie (straszne dziadostwa) wprowadzenie napisów oznaczających określone rzeczy, czy osoby bardzo ułatwiło komunikację. Wprowadzone słowa stopniowo wypełniły cały segregator, kilkadziesiąt stron A4, po kilkadziesiąt wyrazów na każdej. Nigdy nie liczyliśmy, ale pewnie było tam ponad 2000 słów.

U mojego młodszego brata nauka czytania z pewnych względów rozpoczęła się na tyle późno, że w zupełności wystarczały napisy mniejsze, czarne i tylko raz pokazane. Nowy napis wystarczyło mojemu bratu pokazać tylko raz i wskazać co oznacza. Zdarzało się, że po wprowadzeniu wyraz nie był używany przez jakieś pół roku, a potem mój brat korzystał z niego pamiętając co oznacza. Ani razu się nie pomylił.

Natomiast wspomniana przeze mnie próba nauki matematyki jeszcze zanim stracił słuch zupełnie się nie powiodła, ponieważ okazało się, że… mój brat jest kropkoodporny! Gdy mama pokazywała mu plansze z kropkami, wodził wzrokiem po suficie, dając wyraźnie do zrozumienia, co o tych kropkach myśli. Na planszach interesowało go tylko jedno – napisane ołówkiem liczby na odwrocie. To pokazuje, że zawsze trzeba pamiętać o indywidualnym podejściu do dziecka, bo nawet najfajniejsze metody mogą niektórym brzdącom nie podchodzić. W ogóle, jeśli chodzi o edukację, mój brat był wymagającym dzieckiem – chęć do nauki pojawiała się u niego tylko wtedy, gdy zobaczył, że dana wiedza czy umiejętność jest użyteczna.

U mojego młodszego

brata z kolei nauka czytania z pewnych względów rozpoczęła się na tyle

późno, że w zupełności wystarczały napisy mniejsze, czarne i tylko raz pokazane.

Teachyourbaby: Ja jeszcze tu zapytam a’propos kropkoodporności ile miał wtedy lat?

Błażej: Około 1,5 roku.

Teachyourbaby: Tu mnie zdziwiłeś, bo czas na kropki jest do ok. 3 roku życia. A tak ogólnie jakbyś miał jeszcze coś powiedzieć o swoim bracie to on się za pomocą tych pisanych słów nauczył komunikować oraz czytać, a jak z jego innymi rozwiniętymi uzdolnieniami?

Błażej: Wiesz co…trudno powiedzieć na ile nauczył się czytać, bo miał jeszcze więcej ograniczeń zdrowotnych ode mnie. Po ciężkiej chorobie miał rurkę tracheostomijną i nie był w stanie mówić. Miał też tak samo jak ja zanik mięśni i przy tych wszystkich dolegościach segregator z napisami pozwalał się komunikować na tyle, żeby jego potrzeby były zaspokojone, żebyśmy wiedzieli czego chce i żebyśmy mu mogli przekazywać informacje pomimo to, że mowy ludzkiej nie słyszał.

Teachyourbaby: Myślę, że można założyć, że czytał skoro rozumiał te napisy itp. A jeszcze mam takie pytanie, czy te antybiotyki są jeszcze dostępne na rynku?

Błażej: Jeszcze niedawno były.

Teachyourbaby: Myślę, że to jest ostrzeżenie dla rodziców, którzy odczytają, czy odsłuchają ten wywiad.

Błażej: Jeżeli chodzi o czytanie przez mojego brata to do pewnego stopnia można powiedzieć uważa się umiejętność pisania za potwierdzenie tego na ile dane słowo jest czytane. Nie do końca się z tym zgadzam, ale wielu ludzi tak uważa. Mój brat był w stanie napisać w całości krótsze wyrazy. Przy dłuższych zdarzało mu się, że pisał początek i koniec, a w środku stawiał kropki. Oczekiwał, że się domyślimy czego brakuje.

Teachyourbaby: Zagadka (śmiech).

Ostatnie pytanie, dość skomplikowane pochodzi od innego rodzica. Miałeś okazję obserwować matematyczny program na kropkach. Jak uważasz bo ja spotkałam się z takim stwierdzeniem, że program matematyczny Domana hamuje wyobraźnię matematyczną.

Ktoś pytał, czy na późniejszym etapie edukacji nie ma problemu z abstrakcyjnymi modelami matematycznymi, których nie widać gołym okiem w otaczającym nas świecie? Dość trudne pytanie (śmiech)

Błażej: Koncepcje abstrakcyjne w matematyce nie powstają w próżni. Przykładowo chyba najszerzej znaną z nich są liczby ujemne. Funkcjonują one bardzo podobnie do dodatnich tylko na odwrót. Podobnie liczby urojone mają dużo wspólnego z rzeczywistymi, ale mają również cechę odróżniającą. Poznawanie przez młodego adepta matematyki tego, co konkretne i bardziej namacalne nie stanowi przeszkody w rozumieniu i tworzeniu złożonych koncepcji, również tych całkiem abstrakcyjnych, ale – fundament dla nich. I to niezależnie od przyjętej metody nauki.

Teachyourbaby: Dziękuję bardzo. Dałeś nam mnóstwo cennej i innej wiedzy. Dołączyłeś do wyjątkowych dorosłych, którzy mieli chociażby epizod z metodą Domana. Bardzo ciężko jest znaleźć i dotrzeć do takich ludzi. Bardzo dziękuję i cieszę się, że zdecydowałeś się udzielić tych odpowiedzi i zdradzić szczegóły ze swojego dzieciństwa.

Błażej: Ja również się cieszę, że mogłem powiedzieć o paru wątkach, które mogą się komuś przydać. Może dzieciom będzie łatwiej w otaczającym świecie.

dorosły z SMA
Domanowany niepełnosprawny

Kilka słów ode mnie na koniec

Jeśli udało Wam się przeczytać całość na pewno jesteście pod takim wrażeniem jak ja. Liczę na to, że wesprzecie Błażeja 1% podatku. On tego bardzo potrzebuje. Jak widać na załączonej grafice można też dokonać darowizny na konto bankowe. Grafika jest podlinkowana do strony Błażeja na stronie fundacji Avalon, która go wspiera. A tutaj możecie zakupić jego książkę.

Liczę na to, że wesprzecie Błażeja 1% podatku. On tego bardzo potrzebuje.

Dodam jeszcze, że pytając Błażeja po wywiadzie czy mogę mu się jakoś odwdzięczyć nie miałam zielonego pojęcia, że właśnie tym 1% czy innym finansowym wsparciem. Tak samo nie miałam pojęcia, że rozmawiam z niepełnosprawnym fizycznie człowiekiem. Słysząc jego głos i słuchając niezwykle mądrych myśli moja wyobraźnia podsuwała mi zupełnie inny obraz Błażeja. Naprawdę szkoda, że jego życie się tak potoczyło. Z drugiej strony podziwiam go za tyle co osiągnął. Większość sprawnych fizycznie dorosłych nie ma takich spektakularnych osiągnięć.

A’propos wzmianki, że ja nie zaczynałam działać z metodą Domana z taką wiarą jak mama Błażeja zapraszam do krótkiego artykułu zalinkowanego niżej, gdzie znajdziecie więcej w tym temacie. Liczę na to, że dzięki mojemu blogowi oraz innym wartościowym domanowym blogom: Domanka oraz Domanowane Dziecko rodzice, którzy są na początku drogi będą od razu działać z pełną wiarą, że to działa. Działa też czytanie globalne w języku polskim wbrew opinii różnych “ekspertów” (celowo wzięłam w cudzysłowie, bo kto tak twierdzi żadnym ekspertem nie jest, a jedynie rozpowszechniaczem kompletnych bzdur).

Pytania do wywiadu zadałam już sporo czasu temu. U mnie przy dwójce dzieci wszystko się toczy swoim tempem. Teraz jedynie sprostuję, że na dzień dzisiejszy wydaje mi się, że 4,5-letnia Maja zna wszystkie litery i jest już świadoma, że czyta. Już nie mówi, że zgaduje. Potrafi mnie zawołać wcześnie rano: “Mamo przeczytałam książkę po włosku/ hiszpańsku/ niemiecku,” a to nasz trzeci, czwarty i piąty język. Chyba zauważyła, że para angielski-polski już nie robi takiego wrażenia.

Przykład Błażeja pokazuje, że nawet minimum dodatkowej stymulacji w dzieciństwie działa cuda. W końcu Błażej nie miał jako takiego programu matematycznego, a matematycznie też się rozwinął. Niektórzy nie wiedzą, ale prezentacje kart do czytania globalnego rozwijają różne obszary mózgu, nie tylko ten odpowiedzialny za czytanie. Gdyby chodziło tylko o czytanie bez zwracania uwagi, czy szybsze czy wolniejsze, czy bezwysiłkowe czy wymagające wysiłku można by użyć każdej metody, oczywiście z dzieckiem, które nie ma żadnych uszkodzeń mózgu, bo w przypadku takich dzieci często jedyną metodą, która działa jest metoda Domana.

(…) wydaje mi się, że 4,5-letnia Maja zna wszystkie litery i jest już świadoma, że czyta. Już nie mówi, że zgaduje. Potrafi mnie zawołać wcześnie rano: “Mamo przeczytałam książkę po włosku/ hiszpańsku/ niemiecku,” a to nasz trzeci, czwarty i piąty język. Chyba zauważyła, że para angielski-polski już nie robi takiego wrażenia.

Jak możecie przeczytać w podlinkowanych niżej innych wywiadach z dorosłymi domanowanymi w dzieciństwie inwestując nawet minimum w rozwój dziecka osiągniemy o wiele więcej niż jesteśmy sobie w stanie wyobrazić. Wszyscy moi rozmówcy oprócz Spencera Domana – wnuka samego twórcy metody Glenna Domana wcale nie mieli jakichś rozbudowanych programów edukacyjnych. Zachęcona rezultatami stawiam na maksymalne maksimum jakie jestem w stanie dać moim dziewczynkom. Chwilowo jestem na macierzyńskim, ale jak wrócę do pracy nie zaprzestanę działania, jak to czyni wielu rodziców. Na pewno będę robić mniej niż teraz, ale zawsze to będzie maksymalne działanie z mojej strony. Moje dzieci są dla mnie najważniejsze i już myślami wybiegam w przyszłość jak zamiast beztrosko odpoczywać po pracy pędzę szybko do domu, biorę jedzenie na wynos i jedziemy na spotkanie językowe.

Zachęcona rezultatami stawiam na maksymalne maksimum jakie jestem w stanie dać moim dziewczynkom.

Jestem bardzo ciekawa do czego Was zainspirował ten wywiad i do jakich przemyśleń doprowadził. Ja zacznę dziewczynki osłuchiwać z jednym z języków aglutynacyjnych. Jeszcze muszę się zastanowić, z którym. A poza tym pewnie przetestuję na sobie czytanie globalne w zupełnie nowym języku niepodobnym do niczego co znam. No i matematycznie będę wspierać liczenie w pamięci, chociaż już z braku pomysłów pokazałam Mai liczenie w słupkach (tak sobie przypomniałam, że jeden z moich rozmówców w dzieciństwie coś takiego miał – dorosła dziewczyna domanowana w dzieciństwie z linku poniżej).

Polecam zaglądnąć też tutaj:

Wywiad z domanującą mamą trójki dzieci

Moje rozmyślania z samego początku domanowania

Wywiad z mamą, która sama była domanowana w dzieciństwie

Wywiad z dziewczyną, już dorosłą domanowaną w dzieciństwie

Wywiad z tatą, który sam był wychowywany zgodnie z filozofią Glenna Domana

Wywiad ze Spencerem Domanem z perspektywy dorosłego wychowanego z metodą Domana

Polecany przeze mnie blog Domanka

Polecany przeze mnie blog Domanowane Dziecko

Będzie mi  bardzo miło, jeśli zostawisz komentarz i podzielisz się swoim doświadczeniem i przemyśleniami.

Jeśli chcesz być na bieżąco zapraszam do śledzenia fanpage na Facebook’u: Wszechstronne wspieranie rozwoju dziecka, na Instagram @teachyourbaby_pl, na którym wrzucam różności „od kuchni” oraz do subskrypcji (okienko na stronie głównej bloga i kanał RSS). Jest też możliwość zapisu na newsletter.

Zapraszam też do grupy dla rodziców wplatających metodę Domana w wychowaniu swoich dzieci, którą sama założyłam na Facebook’u: Metoda Domana i nie tylko- grupa wymiany doświadczeń dla rodziców. Dołączając do grupy możecie liczyć na sporą dawkę motywacji, na naprawdę ciekawą wymianę doświadczeń oraz na pomoc w nurtujących Was kwestiach.

U mnie możecie też kupić książki wydawnictwa Usborne. Zapraszam na fanpage sprzedażowy Teachyourbaby- angielskie książki dla dzieci oraz na Instagram @teachyourbabyksiazki.

4 CommentsClose Comments

4 Comments

  • Błażej slawista
    Posted 2 lutego 2021 at 22:25 0Likes

    Zajrzałem, żeby zobaczyć, jak to ostatecznie wyszło, i… zacząłem żałować! Zacząłem żałować, że nie poleciłem jeszcze jednej wartościowej rzeczy z mojego dzieciństwa. Gdy miałem 6 lat, tata czytał mojemu starszemu bratu pasjonujące książki przygodowe o matematyce. A ja podsłuchiwałem. Potem na lekcjach matematyki się okazało, że podsłuchiwałem ze zrozumieniem. 😉
    Mam na myśli następujące książki:
    Władimir Lowszyn
    1. “Zerko, czyli trzy dni w Karlikanii” (o arytmetyce),
    2. “Czarna maska z Al-Dżabaru” (o algebrze),
    3. “Zerko żeglarz” (o geometrii).
    Najlepiej czytać je w podanej kolejności. Tanie nie są, bo nie było wznowień, ale w tym przypadku cena odpowiada rzeczywistej wartości.

    • Posted 3 lutego 2021 at 18:32 0Likes

      Wow. Tego mi było trzeba. Myślę, że moim czytelnikom też. Jaw matematyce trochę tego, trochę tamtego próbuję, bo wszystko domanowe zrobione, a że moja córeczka już czyta, kupię jej te książki. Jak ktoś jest niematematyczny (jak ja) to trudno bez czyichś sugestii i pomocy matematykę kontynuować. Wiadomo, to co zrobiłam dało Mai matematyczne podstawy i o wiele więcej, ale ja zachęcona rezultatami chcę jeszcze więcej. Dopóki mi sił przy dwójce starczy 🙂 Dziękuję jeszcze raz w imieniu moim i moich czytelników.

  • Marta
    Posted 8 lutego 2021 at 00:45 0Likes

    Piekny wywiad! Bardzo się wzruszyłam, bo Błażej mimo, że zyje z niepełnosprawnością ma ogromna pasje i chec rozwoju!! Ile zdrowych ludzi narzeka…! Dziekuje Agnieszko, za to co robisz, ze dzieki Tobie poznałam ze mozg człowieka odpowiednio stymulowany ma nieograniczone możliwości. Dwojka moich dzieci 2 letni syn i 8 miesieczna córka sa domanowani. Mowie do nich w języku niemieckim, angielski tez codziennie się pojawia. Jutro rozpoczne hiszpański, którego w ogóle nie znam ale nauczę go moje dzieci. Czytam im książki po polsku w języku niem i ang. Codziennie sa kropki!! Dziekuje za bardzo inspirujacy wywiad!!

    • Posted 9 lutego 2021 at 03:25 0Likes

      Mnie też wzruszył. Zwłaszcza jak po takiej cudowne treści się dowiedziałam z czym się zmaga. Plik ze zdjęciem i danymi do wpłaty 1% podatku dostałam później. Nazwa choroby mi nic nie mówiła. Twoje dzieci mają cudowną mamę. Tylko pozazdrościć. Tak naprawdę na skalę naszego kraju takich rodziców jest garstka. Twoja córeczka niewiele młodsza od mojej drugiej…aktualnie 10 miesięcy.

Leave a comment