Program do nauki czytania globalnego (+matematyka, bity)
→ MaluchCzyta.pl ←
Kursy i szkolenia dla rodziców
→ AkademiaDoMam.pl ←
Kursy i szkolenia dla rodziców => Akademia DoMam
Dwujęzyczność zamierzona z metodą Domana, czy może odwrotnie
Od pewnego czasu pisząc kolejne artykuły skupiłam się na wczesnej edukacji metodą Domana. Trochę też w tym waszego udziału, bo potrzebowaliście m.in. wpisu łopatologicznego o tym jak zacząć i przede wszystkim jak to wszystko zorganizować. Już nie pamiętam kiedy był ostatnio u mnie wpis językowy. Podejrzewam, że prawie pół roku temu w postaci podsumowania rozwoju mowy Mai jako dwulatki. Już wtedy wspomniałam co nieco o języku włoskim. Czas znowu coś wspomnieć o językach, bo tak naprawdę w początkowym założeniu moja koncepcja wychowania Mai zakładała dwujęzyczność zamierzoną z metodą Domana, a nie odwrotnie. To znaczy, że metoda Domana miała być swego rodzaju dodatkiem do dwujęzyczności. Jednakże tak jakoś wyszło, że na moim blogu znajdziecie więcej artykułów na temat programów Domana niż na temat nauki języków obcych. Nie bez powodu.
Faktem jest, że język obcy (angielski) jest z nami codziennie od urodzenia, karty niekoniecznie, więc tu by się zgadzało, że dominują języki. Jednakże jakby tak popatrzeć głębiej to metoda Domana to nie tylko karty. Śmiem nawet powiedzieć, że karty to tylko dodatek. Pamiętacie słowa Glenna Domana: “The magic is not in the cards, it’s in the child.” („Magia jest w dziecku, nie w kartach.”)? Do zrozumienia tego ważnego cytatu trzeba dojrzeć. Mi trzeba było rozmowy z Krzysztofem Kwietniem, z którym wywiad przeczytacie za jakiś czas. Rozmowa z Bożeną Bejnar-Sławow, która znała Glenna Domana osobiście i przez kilkanaście lat pracowała w Instytucie przez niego założonym w Stanach Zjednoczonych dodatkowo to potwierdziła. Ten cytat stał się niejako moim mottem i nagrywając wersje audio do kolejnych artykułów na blogu będę wam o nim przypominać.
Metoda Domana to cała filozofia umożliwienia dziecku uczenia się i wspierania jego rozwoju od urodzenia. Jeśli tak na to spojrzeć to mamy metodę Domana z dwujęzycznością zamierzoną. Kart do czytania, czy do matematyki, a bynajmniej bitów inteligencji z nami nie było od urodzenia. Jednakże od urodzenia Maja słyszała język angielski. Miała też stymulację wzroku,o czym pisałam w pierwszym artykule na tym blogu. Na tyle na ile pozwalała mi ówczesna wiedza, realizowałam założenia wczesnej edukacji propagowane przez Glenna Domana. Wydaje mi się, że wystarczy po prostu dać dziecku dostęp do wiedzy, a ono ją wchłonie. Karty to jedynie propozycja organizacji i sposobu przekazywania tej wiedzy.
Pytania i wątpliwości rodziców dotyczące uczenia swojego dziecka vs stanowisko ekspertów
Dość często rodzice zadają mi pytania odnośnie tego jak zacząć wprowadzanie języka, jeśli nie zrobiliśmy tego od urodzenia. Niektórzy wyrażają obawy co do tego, że ich znajomość danego języka obcego nie jest na tyle dobra, żeby uczyć własne dziecko. Boją się o to, że dziecko przejmie ich błędy. Inni boją się, że niepotrzebnie namieszają maluchowi lub podobne sugestie słyszą od otoczenia.
Wszystkie te obawy są w pełni zrozumiałe, tym bardziej, że w opinii uznanych przez wielu ekspertów tj. logopedów i psychologów do 3 roku życia nie należy dziecku wprowadzać języków obcych, tym bardziej w czytaniu globalnym. Takie stanowisko zajmuje też Maria Trojanowicz-Kasprzak, z którą od czasu do czasu zdarzało mi się korespondować mailowo. Nie zgadzamy się, ale szanujemy się nawzajem. O naszych odmiennych stanowiskach wspominałam bardziej szczegółowo w artykule opisującym kolejny etap czytania globalnego z moją 17-miesięczną wtedy córeczką. Tutaj nadmienię jeszcze, że koleżanka, która aktualnie studiuje logopedię potwierdziła, że na studiach przedstawiono im negatywne skutki wprowadzenia więcej niż jednego języka przed 3 rokiem życia. Logopedzi są zdania, że do tego czasu dziecko powinno opanowywać język ojczysty. W sumie mnie to nie dziwi skoro takie podejście jest im wpajane na studiach.
Co do stanowiska psychologów, na pewno nie podziela go psycholog Natalia Minge, z którą przeprowadziłam wywiad dotyczący wczesnej edukacji. W części dotyczącej czytania globalnego znajdziecie jej wypowiedź dotyczącą uczenia maluchów czytania globalnego w więcej niż jednym języku jednocześnie. Zdradzę tutaj, że jej opinia w tym temacie jest dokładnie taka jak mi intuicja podpowiada. Po szczegóły zapraszam do lektury wywiadu (podobnie jak ostatnio wszystkie linki pod artykułem). Dodatkowo po dość długim czasie oczekiwania na odpowiedź otrzymałam wiadomość z Instytutów Domana potwierdzającą to, że jak najbardziej wskazane jest to, żeby uczyć dzieci języków obcych od urodzenia, w tym czytania globalnego.
Ciekawe jest to, że nie ma ograniczenia. Dziecko przyswoi każdą ilość. Ograniczeniem jesteśmy my o to, czego jesteśmy naszego malucha nauczyć. Ja jestem ograniczona do dwóch języków, które znam. Planuję też uczyć się hiszpańskiego wraz z Mają. Potwierdzeniem tego, że maluch wchłonie tyle języków, ile mu się wprowadzi jest chociażby blog anglojęzycznej mamy, o którym wspominałam w artykule o czytaniu globalnym z 17-miesięczną Mają, której dziecko w wieku 3 lat mówiło 4 językami.
Swego czasu Sonia Szramek-Karcz, która od urodzenia mówiła do córki po francusku mieszkając w Polsce prowadziła na Uniwersytecie Śląskim badania nad dwujęzycznością zamierzoną i teraz takie wychowanie promuje widząc wiele zalet. Dla równowagi kiedyś w komentarzach pod jednym postem na Facebooku Maria Trojanowicz-Kasprzak mi napisała, że ktoś (już w tym momencie nie pamiętam kto, a nie mogę tego posta znaleźć) prowadził badania nad tym samym zjawiskiem na Uniwersytecie Jagiellońskim i wyniki były zniechęcające do dwujęzycznego wychowania. Jak widać co uniwersytet to inna opinia.
Uważam, że w tym wypadku należy pójść za swoją niezawodną rodzicielską intuicją. Mojej się zapaliło czerwone światełko po tym jak Maria Trojanowicz-Kasprzak mi napisała, że w opinii jej samej i logopedów nie powinnam wprowadzać czytania globalnego w dwóch językach jednocześnie zanim Maja nie skończy 3 lat. Ja już wtedy byłam po realizacji dość intensywnego programu czytania w języku angielskim i równolegle szedł język polski. Niemniej jednak nie zaprzestałam. Uspokoił mnie i rozwiał wszelkie wątpliwości pół roku później mail z Instytutów Domana. Odkąd moja córeczka skończyła 28 miesięcy mamy trzy języki w czytaniu globalnym.
Mój poziom języka włoskiego
Jak możecie przeczytać na stronie O mnie posiadam oficjalny dokument potwierdzający moją znajomość języka włoskiego na poziomie C1, czyli certyfikat CELI4 zaliczony na ocenę B. To taki odpowiednik angielskiego CAE. Co ciekawe będąc w posiadaniu takiego dokumentu mam uprawnienia do nauczania języka włoskiego. Nieoficjalnie uważam, że mój poziom jest nieco niższy, zwłaszcza pod względem mówienia. Przyznam się wam, że w pierwszym terminie, zdając egzamin we Włoszech zaliczyłam jedynie część pisemną na C, część ustną oblałam. Moim zdaniem wynikało to z tego, że na moich lekcjach języka włoskiego było zdecydowanie za mało mówienia. Byłam bardzo ambitną uczennicą…uczącą się 200-300 słów tygodniowo na macierzyńskim, czytającą książki po włosku itp. Z nauczycielką-Polką skupiałyśmy się głównie na gramatyce i w sumie teraz sama sobie się dziwię, czemu jakoś sama, jako nauczyciel, który unika skupiania się głównie na gramatyce, nie zmieniłam tego jak nasze lekcje wyglądały. Jakoś tak zaufałam chyba, że mając doświadczenie dokładnie pod egzamin mnie przygotuje.
Po egzaminie odświeżyłam z kontakt z Włoszką, które mnie uczyła na studiach włoskiego, bo taki miałam lektorat (dodatkowy język, któremu przy nawale angielskich przedmiotów poświęcałam wtedy mało uwagi). Przez kolejne pół roku nie robiłam nic innego na lekcjach włoskiego tylko rozmawiałam, głównie w oparciu o różne artykuły z włoskojęzycznej wersji magazynu Focus. Spotykałyśmy się na 2 godziny tygodniowo,zaraz przed egzaminem 2 razy w tygodniu. Egzamin ustny zaliczony na A, czyli maksymalnie, więc ogólna ocena też się podniosła z C na B.
Jedyny kontakt z tym językiem to książki oraz owa Włoszka, z którą miałam do niedawna dość regularne 1,5- godzinne konwersacje co tydzień w grupie 4 innych dziewczyn na podobnym poziomie. Po egzaminie już mniej czytam po włosku, więcej jednak w języku angielskim. Zresztą teraz pracuję, więc ogólnie mam mniej czasu na wszystko.
Moja Włoszka wyjechała i chwilowo mamy przerwę. Znalazłam w bliskim sąsiedztwie Kolumbijkę, która nie zna języka polskiego i jako szalona mama złapałam z nią kontakt. Było nieudane “czatowanie” i “polowanie” na nią w miejscu gdzie moja mama często ją widywała, po czym napisałam list i moja mama wręczyła go do przekazania sąsiadce. Niestety nasze spotkania są sporadyczne, ale jak już się widzimy rozmawiamy tylko po włosku. Plusem jest też to, że Maja słyszy ten język od kogoś innego. Yulis ma dwóch synów w wieku zbliżonym do wieku mojej córeczki i z nimi rozmawia po hiszpańsku jak jest z nimi sam na sam. Żałuję, że tak ciężko się z nią spotkać, bo miałyśmy plany wymiany językowej tj. żebym ją nauczyła angielskiego, a ona mnie i Maję hiszpańskiego.
Wracając do języka włoskiego, obiektywnie porównując mój włoski mówiony, bo to jest najważniejsze przy uczeniu dziecka, do włoskiego tych dziewczyn, z którymi miałam konwersacje, wypadam słabo. Akcent leży po całości i choćbym stawała na uszach to nie zbliżam się do brzmienia Włocha. Nie wiem, czy to przez angielski, czy po prostu tak mam. Nie pomogły nawet prawie 3 tygodnie we Włoszech. Według Włoszki na tym poziomie powinnam mówić z akcentem nie różniącym się od akcentu rodowitego Włocha. Uważa ona, że zwykle Polacy z tym problemu nie mają. Jak widać nie wszyscy. Swój poziom oceniłabym na komunikatywny, na większość tematów porozmawiam, ale robię błędy, z których część wyłapuję natychmiast, a część przechodzi niezauważona.
Wybrany przeze sposób na przekazanie kolejnego języka mojej córeczce oraz nasze buntownicze początki
Nie napiszę tutaj, że jest to mój sposób, bo nie jestem z tych, którzy przywłaszczają sobie cudze pomysły. Zawsze podaję źródło i tak też zrobię tym razem. Do tego, żeby w ogóle wprowadzić Mai trzeci język zainspirował mnie artykuł o tym, jak uczyć dziecko języka, którego się nie zna na blogu MojeDwujęzyczneDziecko(link niżej). Maja miała wtedy 20 miesięcy, więc już nie była bobasem, który wszystko przyjmie. Co do samego sposobu wprowadzenia języka zainspirował mnie artykuł Rity Rosenback (link do artykułu w wersji anglojęzycznej niżej) – mamy, która z sukcesem wprowadziła córce język obcy w wieku ….5 lat zaczynając do niej mówić w tym języku. A ja myślałam, że 20 miesięcy to już późno.
Córka Rity zareagowała podobnie jak moja – buntem. Moja Maja zaczęła przygodę z językiem włoskim od bajki “Barbapapa,” którą mi poleciła moja Włoszka. Bohaterami jest rodzina sympatycznych stworków w różnych kolorach, które radzą sobie w każdej sytuacji,bo potrafią się zmieniać w co chcą. Dużo podróżują po świecie spotykając różne zwierzęta.
Po pierwszej minucie płacz, więc zareagowałam jak ze wszystkim innym tj. zrezygnowałam w tej samej sekundzie i zajęłam Maję czymś zupełnie innym jak gdyby nigdy nic. Pięcioletnia córka Rity z uporem ignorowała nie tylko język szwedzki w ustach swojej mamy, ale wszelkie piosenki, opowiadania i bajki w tym języku.
Pomogło kupno kotka, o którym jej córka zawsze marzyła i zaprezentowanie go jej jako wychowanego w rodzinie mówiącej po szwedzku. Z tego powodu kot nie rozumiał języka fińskiego. Córka Rity sama poprosiła, żeby mówić po szwedzku, żeby kotek czuł się jak u siebie w domu. Wkrótce język szwedzki stał się językiem komunikacji w towarzystwie kota, a jakiś czas później również, gdy go nie było w pobliżu, pomiędzy mamą, a córką.
Ja nie kupiłam zwierzaka, ale też wprowadziłam coś co jest w 100% włoskie. Po tygodniu, może dwóch gdy ponownie włączyłam Mai wyżej wspomnianą bajkę “Barbapapa” oglądała z zaciekawieniem. Natomiast, gdy pierwszy raz w wieku 21 miesięcy wzięłam ją na spotkanie z Włoszką, płakała już na wejściu. Wygląda to tak, jakby w tym wieku wszystko nowe ją przerażało. W czasie spotkania “cisnęła” na angielski i mówiła o wiele więcej niż w domu.
Do ok. 23 miesiąca jej jedyny kontakt z włoskim to bajka i miałyśmy jeszcze jedno spotkanie z Włoszką i jej 3-letnią wnuczką, na którym my rozmawiałyśmy po włosku, Maja ze mną po angielsku, chociaż próbowałam się do niej po włosku zwracać, a wnuczka Włoszki z nią po polsku, chociaż ona próbowała inicjować rozmowę po włosku (miały dłuższą przerwę i mała wiedząc, że babcia zna też język polski wybrała ten język).
Niedługo przed drugimi urodzinami mojej córeczki postanowiłam wprowadzić zmianę. Założyłam sobie, że będę się starać codziennie mówić do niej 30 minut w tym języku. Dodatkowo zakupiłam maskotkę z ulubionej przez nią bajki – różowego tatę Barbapapa, która według mnie jest niesamowicie droga biorąc pod uwagę wykonanie. Zresztą sami zobaczcie w sklepie. Niemniej jednak postanowiłam, że zainwestuję. Możecie ją też zobaczyć na zdjęciu głównym do tego artykułu.
Niedługo po tym na kolejnym i w sumie ostatnim do tej pory spotkaniu z Włoszką i jej wnuczką biegała za kotem pytając “Where is gatto?” (“Gdzie jest kot?”) mieszając angielski z włoskim.
Język obcy w obecności obcojęzycznej maskotki, czyli ogólny brak strategii
Barbapapa w sumie nie musiał nawet być przedstawiony Mai, bo go znała z bajki, ale jeszcze dodatkowo przypomniałam, że on mówi tylko po włosku i że nas nie rozumie, jak mówimy po angielsku. Język włoski w jego obecności od zawsze wydaje się Mai zupełnie naturalny. Po wakacjach dołączył do niego czarny Barbabarba, którego Maja wypatrzyła w sklepie na lotnisku. Tu nawet o cenie za dosłownie kawałek materiału nie będę wspominać, ale czego nie robi się dla maluszka.
Poza tym, że włoski jest niejako “zaplanowany,” gdy tylko pojawi się Barbapapa, nie mamy planu. Założenia 30 minut dziennie też nie zawsze się trzymam. Nasza strategia wprowadzenia trzeciego języka wygląda tak:
- Brak stałej pory dnia na język włoski – Barbapapa jest zawsze schowany, zwykle w szafce kuchennej. Na włoski przechodzę automatycznie, gdy go Maja znajdzie lub jak akurat sobie przypomnę i ja go wyciągnę. W jego obecności nie ma angielskiego, chyba, że … się zapomnę. Barbapapa pojawia się nagle…zupełnie niezapowiedziany, o różnych porach dnia. Nigdy nie wiadomo, kiedy wyskoczy.
- Brak konsekwencji w przestrzeganiu ok. 30 minut kontaktu z językiem dziennie – Chęci są, ale doby nie naciągnę. W wakacje raczej ten włoski był codziennie i zwykle 30 minut, a raz mi nawet godzina wyszła. Jak pracuję, czasem jest, w inne dni nie ma. Jeśli wracam późno, a Maja nie spała w dzień, co oznacza, że pójdzie spać wcześnie to wiadomo, wolę postawić na kontakt z angielskim, który jest naszym głównym językiem komunikacji. Zresztą wszystkie bity i programy inteligencji mamy w języku angielskim. Zdarza się też, że w trakcie “czasu z włoskim” się zapomnę i przejdę automatycznie na angielski. Wtedy na tym angielskim zostaję i mamy mniej włoskiego. Jestem zwolenniczką rozdzielania języków, chociaż znam mamy, które mieszają i fajnie im idzie.
- Nieznaczne wspomaganie się bajkami i piosenkami. – Bajek było więcej kiedyś. Teraz staramy się bardziej Mai ten czas z komputerem ograniczyć, bo chcemy żeby jadła samodzielnie. Puszczam czasem piosenki z komórki, tak, że nie patrzy na ekran,ale ogólnie jakoś tak niewiele bajek i piosenek u nas jest. Główne źródła języka włoskiego to ja, włoskojęzyczne książki oraz sporadyczne spotkania z Kolumbijką, o której wspominałam wcześniej.
- Od 28 miesiąca język włoski w czytaniu globalnym – prawie codziennie. Wiedząc, że z dzieckiem w tym wieku należy jak najszybciej przejść do książeczek już mamy pierwsze za sobą. Teraz równolegle z czytaniem książek mamy na kartach mieszankę pojedynczych słów, wyrażeń i zdań. W miarę możliwości sesję czytania po włosku próbuję przeprowadzać w ramach naszego czasu z tym językiem. Zdarza się jednak dość często w oderwaniu od tego. Mówię wtedy Mai, że mam trochę słówek od Barbapapa. O ile na początku nasze słowa były różowe, teraz są czarne, więc nie różnią się od tych w języku angielskim, czy polskim.
Efekty wczesnego wprowadzenia języka, czyli o tym, żeby się nie bać nawet jak działamy niesystematycznie i nasza znajomość języka nie jest idealna
Planuję szczegółowe podsumowanie rozwoju mowy mojej córeczki już w trzech językach na 2,5 roku, dlatego tutaj tylko wspomnę krótko o tym, co udało mi się osiągnąć. Jeśli przeczytaliście wcześniejszą część artykułu to wiecie, że mój włoski nie jest idealny, popełniam błędy, a Mai wprowadzam go niesystematycznie i maksymalnie w wymiarze 30 minut dziennie. Na dzień dzisiejszy ma 29 miesięcy, czyli można powiedzieć, że mówię do niej od czasu do czasu po włosku od około 6 miesięcy. Od miesiąca wdrażam też czytanie globalne w tym języku. Filmik z naszej pierwszej “lekcji” zobaczycie w artykule łopatologicznym dotyczącym metody Domana, jak również w dziale Filmy.
Efektów powalających nie ma- wiadomo, przy takim minimalnym nakładzie pracy, ale są. I to jest najważniejsze! Mam nadzieję, że rozwieją wasze obawy i wątpliwości oraz, że zainspirują was do podjęcia tego wysiłku przekazania języka obcego dziecku. Pamiętajcie – wystarczy, że znacie go w stopniu komunikatywnym, czyli w sumie jesteście w stanie do dziecka jakkolwiek mówić. Wiem, że najpopularniejszym językiem, którego rodzice uczą swoje dzieci jest język angielski, dlatego zainteresowanym rodzicom polecę grupę na Facebooku Uczę swoje dziecko angielskiego (link niżej). Jest to grupa dla rodziców nie będących anglistami.
W zakresie trzeciego języka, jakim jest u nas język włoski 29-miesięczna Maja:
- od dawna rozumie co do niej mówię (często tłumaczy na język angielski lub odpowiada w języku angielskim)
- coraz częściej próbuje reagować po włosku na włoski, czasem mieszając w zdaniach język angielski, którym się posługujemy na co dzień z językiem włoskim
- pojawia się coraz więcej wypowiadanych przez nią słów w języku włoskim
- od dwóch dni często podśpiewuje włoskie piosenki
- jest zainteresowana książeczkami w tym języku
- raz mnie poprawiła (wow): mylą mi się słowa uva-winogrona i uova-jajka i raz dając jej winogrona powiedziałam jej “uova” a ona na to po angielsku, że to nie “uova” (ma książkę włoską, w której występuje to słowo). Byłam w szoku.
- jak widzicie na filmiku jest również zainteresowana słowami pisanymi w języku włoskim
- ma za sobą pierwsze poprawne zdania w tym języku
- zdarza się, że sama inicjuje czas z tym językiem mówiąc “Let’s speak Italian” (“Porozmawiajmy po włosku”), chociaż zdarza się też, że akurat nie ma ochoty na włoski mówiąc “Don’t speak Italian” (“Nie mów po włosku”) co oczywiście w pełni respektuję
- pomimo mojego akcentu, rozpoznała prawdziwy język włoski na placu zabaw, bo akurat przyjechały dzieci z Włoch. Podeszła do mnie i skomentowała “They are speaking Italian” (“Oni mówią po włosku.”) Dla mnie to było coś niesamowitego! Rozróżnia języki! Mega!
Pozytywne wnioski na koniec: wczesna nauka języka się opłaca
Dzieci mając kontakt z językiem poza wami np. bajki, książki raczej nie przejmą waszych błędów, a nawet waszej wymowy, jeśli stwierdzą, że inna jest bardziej naturalna. Nie wiem do końca jak to działa, ale maluchy czują, co jest poprawne, a co nie. Wyobraźcie sobie, że Maja słowo “difficult” (“trudny”) po angielsku wymawia inaczej niż ja, chociaż próbowałam ją poprawić. Przy okazji wizyty kuzynów z Anglii poprosiłam jednego, aby powtórzył to słow i …powtórzył tak jak Maja. Moja wymowa to taka słownikowa, jak nas uczyli na studiach. Jest to ogólnie przyjęta standardowa wymowa angielska, ale gdzieś czytałam, że tylko 2% populacji Zjednoczonego Królestwa tak mówi. Maja w którejś bajce musiała usłyszeć inaczej. Jeśli jesteście ciekawi jaką mam strategię wprowadzania języka angielskiego zerknijcie do spisu treści artykułów dotyczących dwujęzyczności.
Maluchy będą miały lepszy akcent od was. Już jakiś czas temu mój mąż zauważył, że Mai czasem zdarza się powiedzieć angielskie zdanie z fajnym akcentem, o wiele fajniejszym niż mój. Włoskiego nie jest w stanie ocenić, ale może za jakiś czas ktoś z was to zrobi. Tutaj myślę, że lepszy akcent gwarantowany.
Nawet jeśli język obcy będziecie wprowadzać w minimalnym wydaniu, osiągniecie o wiele więcej niż gdyby wasze maluchy uczyły się tego języka w przedszkolu. Wiem, co mówię, jako nauczyciel mający 2 x po 15 minut w każdej z przedszkolnych grup tygodniowo. Wybiegając w przyszłość śmiem twierdzić, że taki czas językowy z rodzicem po kilku latach da dziecku o wiele więcej pod względem mówienia niż większość dzieci wynosi po ukończeniu szkoły podstawowej i to niezależnie od tego, czy rodzic zna angielski w sposób komunikatywny, czy biegły. Nie każdy nauczyciel ciśnie na konwersacje tak jak ja. Zobaczymy jak długo, bo już słyszę, że niektóre klasy się chwalą, że nic nie robimy tylko się bawimy. Pani, która mnie zastępowała na macierzyńskim realizowała podręcznik jedno zadanie po drugim, zero mówienia. W szkole niestety naszym zadaniem jest wytrenowanie dzieci, aby napisały jak najlepiej egzamin ósmoklasisty, co sprowadza się do właściwego wyboru odpowiedzi A, B lub C, napisania wypracowania według schematu i zrobienia kilku bardziej otwartych zadań. Nie muszą mówić. Muszą napisać na jak najwięcej punktów.
Wasz poziom językowy wzrośnie przez to, że mówicie do swojego dziecka. Jestem pewna, że mówienie do Mai zwiększyło moją pewność siebie, jeśli chodzi o wypowiedzi w języku włoskim. Zarówno w języku angielskim, jak i włoskim poznałam wiele nowych słów, które zapamiętały się same tylko przez to, że w tej konkretnej sytuacji ich użyłam. Włoskie czasowniki, których używam przy Mai przychodzą mi do głowy we właściwej formie niemalże automatycznie. Wcześniej mózg mi się czasem palił, jak szukałam w głowie na szybko właściwej formy. Nie zastanawiam się nad gramatyką przez co mówię o wiele płynniej. Czasem jak mam wątpliwości to sprawdzam w wolnej chwili i … to też zapamiętuje się samo na zawsze. Czuję, że powoli błędy same się eliminują.
Kursy i szkolenia dla rodziców => Akademia DoMam
Ten artykuł okazał się przydatny? Jeśli tak, udostępnij i podziel się z innymi.
Jeśli ten artykuł był dla Ciebie wartościowy możesz się odwdzięczyć.
<a href=”https://buycoffee.to/teachyourbaby” target=”_blank” rel=”noopener”><img src=”https://buycoffee.to/btn/buycoffeeto-btn-primary.svg” style=”width: 300px” alt=”Postaw mi kawę na buycoffee.to”></a>
Zapraszam do lektury dalszej części bloga oraz na kursy i szkolenia dla rodziców Akademii DoMam.
Akademia DoMam jest dla Ciebie jeśli potrzebujesz poszerzyć swoją wiedzę z zakresu wczesnej edukacji i wspierania rozwoju dziecka.
Zapraszam też do grupy dla rodziców wplatających metodę Domana w wychowaniu swoich dzieci, sama ją założyłam na Facebook’u: Metoda Domana i nie tylko- grupa wymiany doświadczeń dla rodziców. Dołączając do grupy możesz liczyć na sporą dawkę motywacji, na naprawdę ciekawą wymianę doświadczeń oraz na pomoc w nurtujących Was kwestiach.
Zaobserwuj mnie na Instagramie @teachyourbaby_pl, Tik Toku @teachyourbaby.pl, Facebooku @domanowanie DoMam – uczymy jak wspierać rozwój dziecka, YouTube Rodzicielstwo miłości i radości
Polecam zaglądnąć też tutaj:
Wpis łopatologiczny o tym jak zacząć i zorganizować wczesną edukację metodą Domana
Artykuł Rity Rosenback o tym jak zmotywowała córkę do tego, aby zaczęła używać języka mniejszości
Bity inteligencji- artykuł na wprowadzenie
Programy inteligencji- artykuł na wprowadzenie
Programy i bity inteligencji- nasze podejście
Grupa na Facebooku Uczę swoje dziecko angielskiego
6 Comments
Edyta
Rewelacyjny pomysł z ta maskotka! :)) Bardzo inspirujące to co robisz na gruncie języków obcych. Powiem szczerze ze mnie pociąga uczenie mojego malucha języków obcych tez ze względu na to ze sama przy tym przypominam sobie sporo albo wręcz uczę się nowych slow z książeczek dla dzieci 😀 Ogromna frajda. Choć tez spotkałam się z opiniami ze nauka języka w pierwszym roku życia to za wcześnie, ze czytanie za wcześnie itd. A kontynuując wątek języków – czy znasz może jakieś pozycje hiszpańsko-, francusko-, włosko- języczne typu właśnie słowniki obrazkowe lub książeczki dla małych dzieci, jakoś fajnie wydane? Szukam i szukam i nic ciekawego nie mogę znaleźć, tylko po angielsku, albo za jakieś kosmiczne pieniądze.
teachyourbaby.pl
Dziękuję za komentarz :):) U mnie to co piszesz to też jedna z motywacji, zwłaszcza jeśli chodzi o język włoski. Ten język to można powiedzieć moje hobby i nie mam z nim kontaktu np. w pracy, więc odświeżam i uczę się nowych rzeczy przy Mai 😀 U nas na razie najwięcej książeczek w języku angielskim. Z włoskiego mogę polecić całą serię o krowie Mucca Moka np. to https://bit.ly/2QUuTWp oraz tą książeczkę, którą czytam na wideo: https://bit.ly/2OiauMA. W ogóle przydałoby nam się więcej takich jak ta ostatnia. Łatwo można trochę przerobić pod czytanie globalne. Niestety nie znalazłam. Z reszty książeczek po włosku, które mamy średnio jestem zadowolona, bo albo czcionka jakaś kosmiczna albo za mała. Co do hiszpańskiego odeślę Cię do bloga MojeDwujęzyczneDziecko: https://bit.ly/2DwaUKN 🙂
Englishmum
Mnie interesuje jedna rzecz, której nie umiem wywnioskować z posta. Gdy wprowadzałaś język włoski Mai, czy tłumaczyłaś jej np. książeczki na angielski/polski? Czy nawet w tym wieku można liczyć, że dziecko samo z kontekstu przyswoi język tak jak język ojczysty? I wystarczy po prostu czytać i mówić?
teachyourbaby.pl
Nie tłumaczyłam nic. Po prostu nagle zaczęłam mówić po włosku na ile moja koncentracja mi pozwalała. Pojawił się Barbapapa i na pewno dziwny, nieznany dla Mai język w ustach mamy. Z czasem wydłużyłam ten czas. Po polsku w ogóle do niej nie mówię. Z polskim i angielskim mamy strategię OPOL. Więcej tutaj. Ja do Mai mówię tylko po angielsku plus czas z włoskim. Przyznam się, że na chwilę obecną uczę się razem z nią niemieckiego i hiszpańskiego. Szaleństwo! Wystarczy czytać i mówić. Słyszałaś o metodzie Helen Doron? Tam główna część to nagrania, których dziecko słucha niekoniecznie się na nich koncentrując np. podczas zabawy, zajęcia bodajże 2 x w tygodniu. I to wystarcza. O właśnie…pisząc to wpadł mi do głowy pomysł. Jako, że tego czasu z włoskim jednak mało to spróbuję zmobilizować tatę, żeby jej audiobooki puszczał jak mnie nie ma w domu. Maja na dzień dzisiejszy we włoskim zaczyna tworzyć coraz częściej zdania. 99% rozumie z tego co mówię.Nie protestuje jak jej czytam książkę z zaawansowanymi bajkami pisanymi w czasie, którego w mówieniu nigdy nie użyłam. Z tego już pewnie nie rozumie, ale z zainteresowaniem słucha. Czasem się o tą książkę upomina. Wszystko wyłapała z kontekstu..bez tłumaczenia..od razu została rzucona na głęboką wodę…mama przestała mówić na chwilę po angielsku i zaczęła po włosku.
Englishmumm
Bardzo dziękuję za odpowiedź. Jesteś ogromną inspiracją, serio. Potwierdziłaś to, co czułam intuicyjnie. Zastanawiam się natomiast, czy taka metoda zadziałałaby także w przypadku starszych dzieci? Czy chodzi o magiczną granicę 3 lat (gdzieś o takiej czytałam w kontekście nauki języków)?
teachyourbaby.pl
Wow 😀 Dziękuję za przemiłe słowa 🙂 Granica 3 lat nie jest jakaś sztywna. Bożena Bejnar-Sławow uczyła bodajże 5-letnią córkę. Wcześniej z racji tego, co robiła nie miała na to czasu. Każdy wiek rządzi się innymi prawami 🙂 Niemniej jednak pierwsze 3 lata są najbardziej kluczowe dla rozwoju dziecka, w dalszej kolejności pierwsze 6 lat. A smutna prawda jest taka, że większość rodziców w tym okresie nic z dziećmi nie robi.