JAK WYCHOWAĆ DWUJĘZYCZNE DZIECKO
Dwujęzyczność u nas niejako sama się robi i staram się aby ten proces nie odbiegał bardzo od dwujęzyczności w rodzinach mieszanych, więc do tej pory na blogu więcej uwagi poświęcałam innym aspektom wczesnej edukacji: czytaniu globalnemu i wczesnej nauce matematyki jedynie wspominając, że na przykład czytanie globalne wprowadzamy w dwóch językach. Jednak po ostatnich zmianach w moim podejściu do wychowania dwujęzycznego postanowiłam podzielić się moim doświadczeniem w tym zakresie, zwłaszcza dotyczącym strategii, które sprawdzają się nie tylko u mnie.
Pisałam już przedstawiając się (O mnie), że mieszkamy w Polsce i oboje z mężem jesteśmy Polakami, a pomimo to dążymy do tego, aby nasz „bejbik” był co najmniej dwujęzyczny wychowując naszą Maje według zasad dwujęzyczności nienatywnej, zwanej też zamierzoną. Tak się składa, że znam biegle język angielski i nieco mniej biegle język włoski i postanowiłam tą znajomość języków wykorzystać. Na razie Maja jest otoczona językiem polskim i angielskim. Napisałam wcześniej o co najmniej dwóch językach dlatego, dlatego, że planuję również język włoski, tym bardziej, że mam konwersacje z rodowitą Włoszką, żeby utrzymać poziom, jako, że nie mam poza tym innego kontaktu z tym językiem.
Spośród szerokiej gamy strategii wychowania dwujęzycznego brałam pod uwagę dwie:
-Minority Language at Home, czyli język mniejszości w domu (MLaH)
– One Parent One Language (OPOL).
O szczegółach dotyczących możliwych strategii wychowania dwujęzycznego nie będę się rozpisywać, bo musiałabym powielić chociażby ten artykuł na blogu Bilikid, który polecam wszystkim, którzy chcieliby poszerzyć swoją wiedzę w tym zakresie. Chciałabym napisać o moim prywatnym doświadczeniu i przemyśleniach w tym zakresie.
Jak byłam w ciąży byłam zupełnie zielona w tym temacie, więc na samym początku kombinowałam, że będziemy mieć z mężem jeden dzień w tygodniu, w którym będziemy mówić w 100% po angielsku. W ciąży próbowałam to wprowadzać, ale ciężko było. Mój mąż zna język angielski. Kiedyś doszłam z nim do samych początków poziomu C1, ale stwierdził, że za dużo nieprzydatnych słów mu przychodzi, więc zrezygnował z dalszej edukacji w tym względzie. Często w wybrany dzień zapominaliśmy, że mamy się komunikować w języku angielskim i przekładaliśmy na inny. Poza tym mężowi dość spora ilość słownictwa dochodziła do nauki, więc czuł na sobie zbyt dużą presję. Dzięki temu, że przetestowałam na etapie ciążowym wiedziałam, że ta strategia u nas się nie uda, jeśli nawet jednego dnia w tygodniu nie dajemy rady. Raczej niemożliwe wydawało się rozmawianie z mężem w domu tylko i wyłącznie w języku angielskim. Podpytałam koleżanki, u której dwujęzyczność świetnie wyszła pomimo to, są w dokładnie takiej sytuacji jak my, czyli oboje rodzice Polacy, mieszkający w Polsce, i dowiedziałam się, że ona stosowała OPOL.
Mogłoby się wydawać, że OPOL, czyli jeden rodzic, jeden język (one parent, one language) to wyzwanie, gdy nie jest się native speaker’em i gdy się mieszka w ojczystym kraju, ale dla mnie to łatwiejsza opcja. Jakbym oficjalnie była dwujęzyczna to pewnie cała metoda Domana (czytanie globalne i matematyka) zarówno w języku polskim i angielskim spadłaby na mnie. A jako, że ja tylko „angielska” jestem, to się skupiam tylko na angielskiej części, a tata też ma swoje zadania, chociaż przyznaję, że ja pilnuję, żeby się z nich wywiązywał. I tak myślę, że jak na faceta dość duży wkład w wychowanie Mai ma.
WYMUSZAĆ NA DZIECKU KOMUNIKACJĘ W JĘZYKU ANGIELSKIM (DLA NAS OBCYM), CZY NIE
1-18 MIESIĘCY U NAS – ŁĄCZENIE STRATEGII PEWNEGO NIEMCA I PEWNEJ MAMY
Muszę przyznać, że w tej kwestii moje podejście ewoluowało z czasem. Praktycznie przez 18 miesięcy życia Mai stosowałam konsekwentnie strategię OPOL, czyli mówiłam do niej w 100% w języku angielskim, ale miałam takie podejście, że jak ona próbuje coś do mnie powiedzieć w języku polskim, który wiadomo jest moim językiem rodzimym reagowałam normalnie i dodatkowo tłumaczyłam od razu dane słowo/ wyrażenie na język angielski. Podobne podejście miał jeden Niemiec z grupy kursantów w Grecji, której też byłam częścią, jako uczestniczka programu PO WER SE. Mieszkał z dziećmi w Katalonii z żoną z tego regionu. Do ok. 3 roku życia dzieci odpowiadały mu po katalońsku, chociaż on mówił do nich w 100% po niemiecku. Akceptował to, bo rozumiał i nawet nie zachęcał dzieci do mówienia w języku niemieckim. Po prostu konsekwentnie mówił tylko i wyłącznie w tym języku. Język niemiecki „zaskoczył” bez problemu później, jak się przeprowadzili do Niemiec.
Dość często prosiłam Maję o powtórzenie angielskiego tłumaczenia idąc za radą jednej z mam bodajże z grupy Dwujęzyczność dziecięca na Facebook’u. Według niej samo tłumaczenie nie wystarczy i trzeba prosić o powtórzenie, bo to wzmacnia zapamiętywanie.
Maja powtarzała stosunkowo często, chociaż były momenty, że jakby jej się nie chciało. Bo po co, skoro mama rozumie? Tak teraz sobie myślę. Angielskich słów i zwrotów używała kiedy jej się chciało. W sumie tak samo było u niej z językiem polskim. Czasem wybierała co jest łatwiej powiedzieć np. polskie „ma” oznacza do dzisiaj „nie ma,” a czasem po prostu słowa, które z jakiegoś powodu zapamiętały jej się lepiej np. „rabbit” o wiele częściej używane niż polski odpowiednik tego słowa, czyli „królik,” chociaż ja bym powiedziała, że stopień trudności ten sam. Tak jak pisałam w podsumowaniu rozwoju mowy mojego dziecka zasób słownictwa w języku polskim i angielskim jest bardzo porównywalny i z tego się bardzo cieszę. Jeśli chodzi o zdania zdecydowanie dominuje język polski.
OD 18,5 MIESIĄCA- IDĄC W ŚLADY PEWNEJ AMERYKANKI I KOLEŻANKI, KTÓREJ DWUJĘZYCZNOŚĆ ZAMIERZONA SIĘ UDAŁA
Gdzieś w połowie października ktoś w grupie Dwujęzyczność zamierzona na Facebook’u udostępnił link do wywiadu z Amerykanką Christine Jerningan i ten tekst zmienił moje podejście.
Owa Amerykanka, zresztą podobnie jak moja koleżanka, której synowie biegle mówią w języku angielskim pomimo tego, że mieszkają w Polsce i mają rodziców Polaków nie dość, że w 100% trzymała się metody OPOL, to jeszcze nie reagowała, gdy dziecko używało nie „jej” języka. W sumie to może wydawać się nieco absurdalne bo akurat Christine zdecydowała się mówić do dzieci tylko i wyłącznie po portugalsku udając, że nie zna języka angielskiego, pomimo to, że jest rodowitą Amerykanką. Moja koleżanka podobnie nie reagowała na język polski. Mało tego…ostatnio poruszyłam ten problem w czasie moich konwersacjach po włosku i Włoszka, z która mam lekcje stosowała podobną strategię ze swoimi dziećmi mieszkając w Polsce. Jak mówili po polsku, udawała, że nie rozumie, wymuszając w ten sposób próby komunikacji w języku włoskim.
Z innej strony: miałam ostatnio okazję mieć na lekcjach w 2 klasie szkoły podstawowej dwóch chłopaków, którzy na stałe mieszkają we Francji: mama- Polka, tata-Francuz. Rozumieją w języku polskim ponoć wszystko, ale nie potrafią się komunikować. Nie chcą też mówić po polsku. Przykładowo nie byli w stanie mi odpowiedzieć na pytanie na ile przyjechali. Naradzali się chwilę, potem im zaproponowałam, żeby powiedzieli po francusku licząc na to, że słowo będzie podobne do włoskiego lub angielskiego. Nic z tego…zupełnie inaczej. Mama chłopców podobno mówi do nich tylko w języku polskim. Podejrzewam jednak, że ma strategię podobną do Niemca, o którym wcześniej wspomniałam: chłopcy mówią do niej po francusku, ona rozumie, więc reaguje i odpowiada im po polsku, oni rozumieją, ale znowu odpowiadają po francusku, bo tak jest im łatwiej. A wydawać by się mogło, że u nich z dwujęzycznością będzie łatwiej niż u mnie, że wyjdzie bardziej naturalnie.
Zaraz po przeczytaniu wywiadu zaczęłam eksperymentować. Do tego czasu Maja odpowiadała mi na pytania zadane w języku angielskim: „nie” i dopiero po chwili słyszałam angielskie „no.” Czasem „no” słyszałam dopiero, gdy ją poprosiłam o powtórzenie po mnie. Po tygodniu udawania, że nie rozumiem polskiego po raz pierwszy powiedziała „no,” jako pierwsze słowo. Bez polskiego odpowiednika. Skoro „yes” i „no” opanowane to próbuję np. z „Yes, I do” i na razie powtarza zwykle końcówkę, czyli samo „I do.” Z własnej inicjatywy tj. bez powtarzania za mną stworzyła „Tak, … I do” mieszając polski z angielskim, czym zaskoczyła mnie i rozśmieszyła do łez.
Pisałam już tutaj, że Maja potrafi powtórzyć praktycznie wszystko. Miałam na myśli pojedyncze słowa. Jeśli chodzi o zdania i zwroty powtarza wybraną przez siebie część.
Zachęcona pierwszymi efektami kontynuuję udawanie. I zgadzam się z wypowiedzią Amerykanki, że wcale to nie jest takie trudne i męczące jak się wydaje, a niekiedy może być nawet śmieszne. Naszej Majce dość często spada pantofel, więc często przychodzi i zgłasza „But spadł.” Ciekawa jestem i niestety nigdy się nie dowiem, co sobie pomyślała, gdy mama, która zawsze tego buta poprawiała, nagle, z dnia na dzień, nic z tym nie robi tylko udaje, że nie wie o co chodzi, a dopiero po chwili zauważa, co się stało…tłumaczy na język angielski, co się stało z butem i dopiero wtedy go poprawia. Jej cierpliwość na pewno jest wystawiona na próbę. Nadal mamy „But spadł,” ale zaraz po tym często „shoe” i czekam aż pojawi się całe zdanie.
ROZMOWA Z 19-MIESIĘCZNYM DZIECKIEM, CZYLI DUŻO ŚMIECHU
Liczę się z tym, że 19-miesięczna Maja nie ma takiego zasobu słownictwa, żeby mi o wszystkim w języku angielskim powiedzieć. Ale ona jest na tyle mądra, że kombinuje jak może. Sytuacja z poniedziałku:
Maja: „Pisała….pisała…..”
Ja: What do you mean? I don’t understand.
Maja (coraz głośniej): „Pisała…pisała…”
Ja (po chwili, jak Maja zaczęła wskazywać na schody): Do you want to write?
Maja: Tak,…I do….one two trzy cztery…
No i wszystko jasne 🙂 To nasza rozmowa. Nie wiem czemu Maja mówi w 3-ciej osobie po polsku, ale nie wnikam. Może ktoś do niej powiedział, że „Maja będzie pisała.” W każdym razie w naszej rozmowie Maja, znudzona przebywaniem na parterze, gdzie nota bene ma wszystkie zabawki i swój kącik, domaga się pójścia na górę, żeby pisać. W moim pokoju jest tablica magnetyczna, o której wspominałam w poprzednim wpisie i oprócz zabaw różnymi magnetycznymi rzeczami, w tym liczbami, pozwalam Mai po niej pisać pisakami. Na razie nie pisze po ścianach ani po sobie, tylko po tablicy, raz „maźnęła” delikatnie grzejnik, ale bez problemu wyczyściłam, więc jest pisanie na całego. No i się dogadałyśmy, że chce pisać. I co dalej? Liczby to tak jakby Maja mówiła „Chodźmy na górę,” bo często liczymy schody.
Oczywiście poszłyśmy. I Maja pisała, a raczej bazgrała. Tablica pomalowana pisakami i Maja mnie woła i coś pokazuje.
Ja: What’s this?
Maja: Cloud. (wskazując na jakiś punkt wśród bazgrołów)
Ja: I’ll draw a cloud. (i rysuję chmurkę)
Maja: Sheep. (jednak w jej oczach moja chmurka to owieczka, więc dorysowałam też głowę i nogi i na końcu wprowadziłam element czytania globalnego przy okazji).
Nasze „rozmowy,” czy dłuższe wypowiedzi Mai są dość śmieszne, przynajmniej dla mnie, więc czasem będę je cytować, tym bardziej, że dominuje u nas tematyka nauki wczesnego czytania i matematyki, a nie sama dwujęzyczność, bo to się jakoś tak przy okazji dzieje. Poza tym idę też trochę za radą znajomej nauczycielki, która jest też mamą i radziła mi aby zapisywała pierwsze słowa i takie różne ciekawe sytuacje, bo potem to gdzieś uleci. Jej syn ponoć bardzo lubił jak mu opowiadała jak to było, jak był malutki.
Jeśli czytaliście tego posta, pamiętacie, że wspominałam o księżycu i niestety od tej pory przez wiele dni go nie widzieliśmy. A dość niedawno chcąc przekazać „bejbika” do uspania tacie, który z nią tańczy przechodzimy koło okna i słyszę: „Wow…moon….sioko” (sioko= wysoko).
Maja jest niezwykle spostrzegawcza. Tym bardziej, że pojawił się w innym oknie niż kiedyś i nie mieliśmy całkiem zgaszonego światła. Radość z księżyca nieopisana. Tak dawno go nie było.
I nad koniec poranne pogaduchy z Mają:
Ja: Are you hungry?
Maja: No.
Ja: Are you sure?
Maja: No.
Zaczęliśmy się z mężem śmiać.
Maja: Ty byku. (ktoś chyba tak do niej czasem pieszczotliwie mówi)
My jeszcze bardziej się śmiejemy.
Ja: Maja, you’re very funny.
Maja: Funny.
Jak Maja będzie nieco starsza to zastosuję strategię tzw. feeding, którą wdrażała Amerykanka ze wspomnianego przeze mnie wywiadu. Polega ona na pomaganiu dziecku w przypomnieniu sobie właściwego słowa w języku, w którym chcemy, żeby go użyło. W naszym wypadku będzie to język angielski. W sytuacji, gdy Maja nie będzie mogła sobie przypomnieć angielskiego słowa, podam jej pierwszą sylabę. Według Christine Jerningan w większości przypadków jej dzieci były w stanie dokończyć słowo samodzielnie.
Spodobał Ci się ten wpis? Jeśli tak, udostępnij i podziel się z innymi.
Jestem ciekawa jakie strategie sprawdzają się u was. Będzie mi bardzo miło, jeśli zostawisz komentarz i podzielisz się swoim doświadczeniem.
Jeśli chcecie być na bieżąco zapraszam do śledzenia fanpage na Facebook’u i do subskrypcji.
10 Comments
Berenika
Zgadzam się ze stylem nauki podanym przez Amerykankę. Faktycznie jest bardziej efektywny! Znam tu w USA dzieci Polaków, które ledwo mówią po polsku mimo, że rodzice do nich zawsze mówili po polsku. Dzieci (już dorosłe) rozumieją wszystko w języku polskim, lecz nie potrafią swobodnie rozmawiać w tym języku. Prawdopodobnie przyczyną jest właśnie to, że rodzice pozwalali zawsze na odpowiadanie po angielsku. Czyli oni po polsku, one po angielsku. Natomiast w innej rodzinie dzieci miały zakaz mówienia w języku angielskim w domu, i w efekcie mówią perfekcyjnie w obu językach. Oczywiście w obu przypadkach nie było metody opol, gdyż to całkowicie polskie rodziny a język polski występuje jako język mniejszosci, więc ogólna taktyka musi być inna, wiadomo. Ale wniosek jest jeden, dziecko musi być “zmuszone” do używania języka, więc myślę że odbierasz teraz bardzo dobrą taktykę ☺ na pewno przyniesie ona efekty a Maja mieszkając w Polsce zna z pewnością o wiele więcej angielskiego niż mój 3 letni synek mieszkający w USA ☺ który narazie zna tylko “hi” i “i don’t know” 😂
Agnieszka Basta
Dziękuję za komentarz i potwierdzenie, że obrana przeze mnie strategia to najlepsze, co mogę zrobić. Widzę, że niektóre dzieci Polaków z Stanach to tak jak te “francuskie” dzieci, o których pisałam we wpisie. Nie ma przymusu, bo chociaż rodzice, czy jeden rodzic narodowości polskiej, one po polsku nie mówią, chociaż rozumieją wszystko. Nawet kilkutygodniowy pobyt w Polsce nie pozwala im się otworzyć, chociaż przymus jest. Już za późno – oni bodajże 8-9 lat mają. Podobno w tamtym roku też byli w mojej szkole, ale ja byłam wtedy na macierzyńskim. O angielski Twojego synka się nie martw 🙂 Ty musisz zabiegać o znajomość polskiego tak jak ja muszę dbać o angielski. Pójdzie do przedszkola to po roku pewnie prześcignie Maję, o fajnym akcencie już nie wspominając 🙂 Jak Twój synek nie mówi po angielsku tylko po polsku w Stanach to znaczy, że Twoja taktyka jest super. 100% polskiego z rodzicami Polakami 🙂 Angielski sam przyjdzie i nie ma obaw, że nie.
Dagmara
Cześć. Kiedy zamierzasz wprowadzić język włoski? W jakiej formie? Zabawy kilka razy w tygodniu w tym języku czy całkowite zanurzenie?
Agnieszka Basta
Cześć 🙂 Tak się składa, że już mamy pierwszy kontakt z językiem włoskim za sobą. Dokładnie tydzień temu zabrałam Maję na konwersacje z rodowitą Włoszką. Ja mam już CELI 4, więc teraz na luzie tak chodzę, żeby mieć kontakt z językiem. Maja bardzo “cisnęła” na angielski na początku. Chyba z 10 razy usłyszałam słowo “cat.” Miałam wrażenie, że jej przeszkadzało to, że rozmowa toczyła się w 100% po włosku. Potem przeszłam na włosko-angielski i było ok, a wieczorem powtarzała dwa słowa, które zapamiętała: “gatto”- kot i “palla” – piłka. Kiedyś czytałam, że dobrze, aby dziecko usłyszało właściwą wymowę w języku obcym do 2 roku życia, bo wtedy mózg zapamięta nowe dźwięki, właściwe dla danego języka. O ile we włoskim tych nowych dźwięków dla ucha nie ma wiele, to myślę, że ważne jest tutaj podłapanie melodii języka. Na razie zależy mi na tym, aby Maja osłuchała się z włoskim, z rytmiką tego języka korzystając z tego, że mam osobę, która jest nativem. Ja co prawda niby od czerwca reprezentuję poziom C1, ale w żaden sposób nie potrafię poprawić swojej włoskiej wymowy i chociaż szlifuję ją na równi z angielskim to włoski wypada blado. Myślę, że niedługo dodatkowo wprowadzimy piosenki, a jak Maja już na dobre zacznie mówić po angielsku i polsku całymi zdaniami stopniowo będę zwiększać jej ekspozycję na włoski.Sama jednak trzymam się bardziej angielskiego, bo w tym języku czuję się znacznie pewniej.
Bobospeaks.pl
Co do zanikających słów. U nas było bardzo podobnie. Starsza córka często powtarzała jakieś słowo po angielsku, które sobie upodobała i nagle… nie ma. Przestało się pojawiać, jakby mózg zapisał i zapomniał. Wracało dopiero po jakimś czasie i pozostawało w regularnym użyciu dość często.
Agnieszka Basta
Dziękuję za wpis. Będę wiedzieć, że te słowa co zniknęły, nie zostały zapomniane. Ciekawe, kiedy zniknie nam “go away,” które sobie ostatnio bardzo upodobała 😀 W ogóle rozwój mowy dziecka od początku jest niezwykle fascynujący. Dzieci tak eksperymentują z językiem i są tak kreatywne przy tym, że nawet by mi do głowy nie przyszło, żeby pewne rzeczy tworzyć.
Ala
Nie doczytałam do końca, ale psycholożki i terapeutki dziecięce absolutnie odradzają tego typu metody… sama pracuje w poradni psychologiczno-pedagogicznej i zdarza nam się diagnozowac dzieci uczone w warunkach sztucznych do dwujęzyczności. Może te metody przynoszą efekty w postaci dobrej znajomości drugiego języka, ale koszty emocjonalne są ogromne.
teachyourbaby.pl
Dziękuję za komentarz 🙂 Sonia Szramek-Karcz prowadziła swego czasu badania na temat dwujęzyczności zamierzonej. Sama zresztą do córki mówiła tylko i wyłącznie po francusku do ok. 7 roku życia. Córka problemów z emocjami nie ma, a nawet kiedyś była dyskusja na ten temat i ona sama już zapytała swoją już 14-latkę to wyszło na to, że bardziej do niej przemawia francuskie “Kocham cię” niż polskie o ile dobrze pamiętam tą dyskusję. Dość dużo publikacji pojawia się w grupie dla takich rodziców na Facebooku. Z żadnej nie wynikało, że dwujęzyczność zamierzona musi prowadzić do problemów. Uważam, że każda wielojęzyczność może prowadzić do problemów, ale nie musi. Ja sama uczę dwóch chłopców, którzy byli tak wychowywani i nie zauważyłam problemów. Uważam, że jeśli rodzic potrafi przekazać emocje w drugim języku to nie ma problemu. Zresztą u nas emocji po polsku też nie brak, bo w ciągu roku szkolnego Maja przebywa więcej z tatą i z dziadkiem niż ze mną. Dodam jeszcze, że mi o wiele łatwiej wyrażać emocje w języku angielskim, czy nawet w języku włoskim niż po polsku. Po polsku jestem bardziej powściągliwa. W przyszłości o wiele łatwiej będzie mi się rozmawiać na pewne tematy :D, które po polsku po prostu byłyby tabu. Co do psychologów itp. na pewno znaleźliby się też tacy, którzy by takie działanie poparli. Logopedzi ponoć odradzają naukę czytania w dwóch językach jednocześnie zanim dziecko skończy 3 lata, a my właśnie tak działamy. Liczę się ze zdaniem innych, ale też nie jestem od niego uzależniona i uważam, że każdy też powinien iść za swoją intuicją. Ten artykuł o naszej strategii jest sprzed kilku miesięcy, wtedy jeszcze nie wprowadzałam języka włoskiego – teraz jest z nami. Aktualnie moja córeczka ma 26 miesięcy i nawet na nagraniach wideo można zobaczyć, jak fajnie mówi i po polsku i po angielsku i jakim wesołym jest dzieckiem. Mogłaby Pani napisać coś więcej o kosztach emocjonalnych tj. w jakim wieku ewentualne zaburzenia się ujawniają, jak się objawiają i czy te dzieci były wychowywane z metodą OPOL, czy w jakiejś innej metodzie dwujęzycznego wychowania?
Krzysztof
Dziękuje bardzo za wpis, to bardzo cenne moc poczytać doświadczenie innych osób. Zastanawiam się jak to jest z tym „udawaniem ze się nie rozumie” – w jakim języku rozmawiasz z mężem? Domyślam się ze polskim – czy wtedy Maja wciąż daje się „nabrać”? Nie wzbudza w niej wątpliwości ze używasz polskiego przy niej?
Moja córka ma 15msc i tez stosuje metodę OPOL i zastanawiam jaki to może mieć wpływ ze rozmawiamy z żona w „majority language”.
teachyourbaby.pl
Z mężem i ze wszystkimi z rodziny itp. rozmawiam po polsku. Odnośnie tego, że nie mówię po polsku do niej zapytała mnie dopiero jak miała 3 lata 3 miesiące czy jakoś tak. Do tego czasu nigdy jej nie zainteresowało czemu z nią rozmawiam w innym języku. Wspominam o tym we wpisie podsumowującym rozwój jej mowy w tym wieku: https://teachyourbaby.pl/index.php/2019/07/30/trzy-jezyki-w-trzy-lata-niemozliwe-stalo-sie-mozliwe/ (polecam też motywacyjnie wideorelację w następnym) wspominałam o delikatnej zmianie strategii nie w związku z tym, że kwestionowała “udawanie” ale w związku z ogromnym rozwojem słownictwa w obu językach i zbyt częstą frustracją jak nie umiała czegoś szybko przełożyć na angielski, a w polskim jak powiedziała po angielsku to tata jej tłumaczył. Szczegóły pod koniec tego podlinkowanego artykułu. Zaczęłam robić to samo, co mąż. Nadal OPOL tylko jak powie słowo po polsku, bo nie zna angielskiego albo polski przyjdzie szybciej to jej pomagam. Z drugim dzieckiem planuję bez takiej pomocy ile wlezie…z udawaniem, że nic nie rozumiem…może też się się uda co najmniej do 3 lat.