NAUKA PRZEZ ZABAWĘ WG DOMANA
Po przeczytaniu najważniejszych pozycji Glenna Domana, mogę jego metodę podsumować tak: pokazujemy jak najszybciej 5 kart i chwalimy dziecko szczerze i głośno. Tak wygląda jedna sesja. I to nie ważne, czy to jest 5 kart czytania, czy matematyki, czy wiedzy encyklopedycznej. Doman nie wspomina on o żadnych zabawach, czy innym sposobie prezentacji nowego materiału. Według niego już same prezentacje nowych są frajdą dla dziecka. Jedyne urozmaicenie to, że przy pokazywaniu kart z czasownikami można jednocześnie demonstrować daną czynność, a przy kolorach pokazać z tyłu karty kolor. Oczywiście musimy wtedy karty odpowiednio przygotować np. malując coś z tyłu każdej w odpowiednim kolorze.
CZY U NAS SIĘ SPRAWDZA ?
U nas z tym pokazywaniem kart jest różnie. Staram się szybciutko, ale i tak czasem nasz „bejbik” jakby celowo patrzy w inną stronę. Na szczęście nie zdarza się to często. Innym razem jak już złapię uwagę Mai, to 5 kart przeleci i „lekcja” skończona. Przy czym często mam wrażenie jest jest bardziej zainteresowana matematyką niż czytaniem. Hmm…czyżby kropeczki były atrakcyjniejsze?
NASZE MODYFIKACJE METODY DOMANA
Główną modyfikacją jest wprowadzanie dwóch języków jednocześnie, gdyż jak już wspominałam wcześniej zdecydowałam się na dwujęzyczność zamierzoną/ nienatywną, co u nas oznacza język polski (język otoczenia) i język angielski (mój drugi język).
Ponadto, doszłam do wniosku, że trzeba być kreatywnym, bardziej kreatywnym niż Doman sugeruje i to pomaga. Czasem nasze „lekcje” wyglądają dokładnie, jak proponuje Doman. Czasem, jak widzę potrzebę, wymyślam na bieżąco zabawy z kartami. Te, które wywołają śmiech, czy większe zainteresowanie powtarzam. Kombinowania nie potrzebuję przy kartach obrazkowych. Oczywiście po każdej Maja jest uściskana, wycałowana i bardzo chwalona 🙂
Należy tu zapomnieć o porządku. I nastawić się też, że przy spontanicznym pomyśle, nie testowanym wcześniej, może się okazać, że jakaś karta ucierpi na tym. Nie są ze złota, więc staram się tym nie przejmować, chociaż wiadomo, że pewną kwotę w nie zainwestowałam. Jednak sama staram się myśleć pozytywnie, że nic się nie stanie jak karta mniej lub bardziej zniszczy. Priorytetem jest stymulowanie naturalnej ciekawości dziecka i poszerzanie jego wiedzy.
Należy wziąć pod uwagę, że każde dziecko jest inne i że coś co u nas było fajne, niekoniecznie będzie fajne dla innego „bejbika.” Myślę, że każdy rodzic jest w stanie wymyślić własne zabawy z dzieckiem. Niemniej jednak myślę, że warto spróbować wypróbować moje pomysły. Czytanie globalne nie musi być oparte jedynie o szybkie prezentacje kart. Jestem pewna, że każdy rodzic wie jak się bawić ze swoim dzieckiem. Skorzystajcie z moich pomysłów, zmodyfikujcie je i pokombinujcie z własnymi.
No i najważniejsze: wystarczy, że dziecko spojrzy na kartę przez 1 sekundę i już zaliczone! Jednakże to my musimy dbać o to, żeby ten kontakt wzrokowy się odbył! A sukces jest podwójny, jeśli dziecko się przy tym śmieje.
NASZE DOTYCHCZASOWE ZABAWY:
- Pokazuję Mai kartę i daję jej do ręki, a potem w nią uderzam ręką na tyle mocno, że karta Mai wypada na podłogę, oczywiście czasem trzeba tych uderzeń więcej. Za pierwszym razem śmiechu było co niemiara. No i zdążyłam zrobić kilka „sesji” za jednym razem, bo jak dziecko chce, to można, a moje chciało. A zdjęcie główne do tego wpisu pokazuje jak wyglądał salon po naszej zabawie.
- Pokazuję Mai kartę i daję do ręki, żeby zrzuciła ze schodów. Z ciekawością patrzy, gdzie ląduje.
- Pokazuję kartę i daję Mai, żeby przekazała tacie (tak się bawiliśmy dopóki za którymś razem Maja nie przedarła karty na pół – już sklejona).
- Jak Maja akurat jest na kanapie, kładę kartę na oparciu tam gdzie się wspina i ona ją strąca lub na będąc tej samej kanapie zrzucamy karty za nią i Maja patrzy gdzie karty wylądują podobnie, jak to było ze schodami.
- W sypialni kładę kartę na oparciu łóżka, tam gdzie się wspina. Po dotknięciu przez Maję karta spada w szczelinę i znika. Takie czary-mary.
- Jako, że jest zafascynowana światłami, podświetlam kartę od spodu latarką w komórce i przesuwam światło w czasie czytania.
- Przypinam kartę dużą spinką do włosów na drugim końcu jej „zagrody.” Zainteresowana Maja chce spinkę, więc patrzy na kartę, a zanim do niej dojdzie, zdążę pokazać wszystkie 5.
- Chowam różne rzeczy pod kartę.
- Pozwalam kredką z tyłu coś pobazgrać, oczywiście po tym jak zerknie na przód karty wcześniej.
- Śpiewam zamiast czytać.
- Zauważyłam, że często skupia jej uwagę obcy głos tzn. głos inny niż mój czytający po angielsku np. taty lub mojej siostry, więc czasem ich wykorzystuję np. ja pokazuję kartę, czytam, daję tacie, on powtarza po mnie, Maja patrzy, bo coś innego się dzieje.
- Czytam szeptem (na tyle głośnym jak się da).
- Z uwagi na zainteresowanie lampami pokazuję kartę na lampie, w jej świetle lub zakrywam nią włączniki światła, którymi nieraz bawi się Majka.
- Układam karty pionowo na stopniach schodów i pomagam Majce się wspinać. Celowo zatrzymujemy się nieco dłużej na stopniach, na których są karty.
- Kładę przed Mają kartę niezapisaną stroną do góry. Jest ciekawa co jest pod spodem. Podnosi i ja wtedy czytam, co tam jest napisane.
- Bawimy się w samolot. Maja lata, bierze kartę z podłogi, a żeby wziąć musi ją wcześniej zobaczyć, a potem wyrzuca jak wylecimy z jej „zagrody.”
i wiele innych….czasem naprawdę straszne wygłupy i wygibasy są z mojej strony, aż ciężkie do opisania, ale działają. Wystarczy być kreatywnym.
A JAK JEST U INNYCH? CZY METODA DOMANA DZIAŁA?
Tak przy okazji napiszę, że zanim zaczęłam korzystać z metody Domana przeczytałam wiele blogów, komentarzy i stron poświęconych tej metodzie zarówno w języku angielskim, jak i polskim. Można tam znaleźć wiele opinii ludzi, którzy nie przeczytali książek Domana i się na ten temat negatywnie wypowiadają. Dużo też jest takich, którzy spróbowali i krytykowali, gdyż musieli szybko przestać, bo dziecko nie było zainteresowane lub nawet płakało gdy tylko zobaczyło karty.
Znalazłam zaledwie kilka blogów anglojęzycznych, których autorki zrealizowały całą metodę globalnego czytania niemalże od A do Z i były zadowolone z efektów oraz wpis na Amazon w recenzjach jednej z książek rodzica, który wprowadzał globalne czytanie dziecku w wieku 9, czy 10 m-cy, bodajże przez miesiąc, czy dwa, w każdym razie bardzo krótko, bo później dziecko straciło zainteresowanie. Pomimo to w wieku 3 lat zaczęło czytać.
Wg mnie trzeba pamiętać o 4 -ch rzeczach:
- Nie można wymagać od dziecka, że będzie siedziało jak dorosły na wykładzie i patrzyło z nieustannym zainteresowaniem na karty z nieznanymi mu czerwonymi znakami.
- Jak standardowe domanowskie pokazywanie kart się nie udaje trzeba kombinować. Pamiętajmy, że wystarczy 1 sekunda uwagi na kartę.
- Jak rodzic daje z siebie wszystko i jest kreatywny, z każdym dzieckiem można się tak uczyć jednocześnie się bawiąc. Wydaje mi się, że każde dziecko ma krótsze lub dłuższe okresy w swoim rozwoju, kiedy tradycyjne prezentowanie kart ściśle według sugestii Domana nie działa.
- Jak dziecko nie płacze to można próbować z „lekcjami.” Jak nie płacze to ja zakładam, że jest w dobrym humorze. Wg Domana trzeba wyczuć dziecko i przerwać „lekcję” zanim dziecko będzie ją chciało skończyć. Można to różnie rozumieć. Obserwując czasem moją Majkę można powiedzieć, że często nie chce nawet jej zacząć. Ja zakładam, że póki nie płacze to jest zawsze chętna i na różne sposoby zwracam jej uwagę.
Moje doświadczenie okazało się przydatne? Jeśli tak, udostępnij i podziel się z innymi. A może podzielisz się swoim sposobem na prezentacje kart? Będzie mi bardzo miło, jeśli zostawisz komentarz i podzielisz się swoim doświadczeniem.
Jeśli chcecie być na bieżąco zapraszam do śledzenia fanpage na Facebook’u i do subskrypcji (okienko i kanał RSS na stronie głównej tego bloga).
4 Comments
Ania
Zaskakujące jest to jak niewiele w necie można znaleźć opisów rezultatów zastosowania metody. Myślę że to głónie przez to, że stosunkowo niewiele jest osób prowadzących blogi w grupie stosujących systematycznie tą metodę. Z pewnością wielu jest takich (jak ja) nie publikujących w internecie, a jedynie pozyskujących z niego resources i realizujących tę metodę w zaciszu domowym. I właśnie też dlatego bardzo doceniam Agnieszka Twoją pracę i to że się dzielisz swoimi pomysłami, obserwacjami.:)
Przyznam, że brak opisu rezultatów w internecie nie zniechęca mnie do podejmowania prób uczenia się z Zuzą poprzez zabawę. O ile czasem żałuję, że zaczęłyśmy trochę późno, bo dopiero od 13. miesiąca, to mam poczucie wielkiej satysfacji, że obdarowuję moją cudowną córeczkę takim fajnym prezentem (jak to mówił Doman) jak czytanie, matematyka i inne, które wielu rodzicom nawet nie przyszłyby do głowy lub uznają to za fanaberię… 😉
Przede wszystkim uważam, że podchodzenie do dziecka jak do równego sobie partnera, nie w sposób trywialny, jest czymś wspaniałym i czyni naszą relację naprawdę wyjątkową 🙂 Zuzanka odwdzięcza się na każdym kroku swoim uśmiechem, ciepłem, pasją życia, zainteresowaniem otaczającym ją światem i tym jak wspaniale się zmienia każdego dnia…
Agnieszka Basta
Podejrzewam, że rodzice, którzy tak prawdziwie i z uczuciem bawią się Domanem nie mają już czasu albo po prostu potrzeby dzielenia się efektami. Dla mnie zaskakujące jest to, że dość duża grupa ludzi, która nawet nie skończyła jednego etapu wypowiada się negatywnie na temat metody Domana. Tak jak pisałam wszyscy rodzice chwalący się efektami końcowymi w internecie, jakich znalazłam na anglojęzycznych blogach zrealizowali program Domana niemalże w całości.
Bardzo się cieszę, że korzystasz z mojego doświadczenia i życzę Ci, żebyś Ty z Twoim maluszkiem świetnie się bawiła i żeby Zuzanka dużo się przy tym nauczyła nawet nie zdając sobie sprawy, że się uczy.
Wydaje mi się, że 13 miesiąc to na pewno fajny czas i na pewno nie za późno. Ja żałuję, że nie zaczęłam jeszcze wcześniej z uwagi na to, że im wcześniej, tym łatwiej. Tylko z tego powodu można żałować, no i wiadomo w czasie urlopu macierzyńskiego najwięcej mamy na to czasu. Wg Domana czas na matematykę na kropkach jest do ok. 3 roku życia. Na czytanie globalne jeszcze dłużej. Dużo czasu jeszcze wam zostało. Tylko w zależności od wieku dziecka trzeba do tego podejść inaczej. Generalnie zasada jest taka: im starsze dziecko, tym bardziej trzeba kombinować i urozmaicać wszystko i to pewnie sprawdza się w większości przypadków dzieci.
A Twoje ostatnie słowa to święte słowa. Nawet nie wiesz, jak mnie denerwuje, jak jedna z babć coś mówi o Majce przy niej tak, jakby ona nic nie rozumiała. Ja jej tłumaczę, że ona to rozumie i żeby pewnych rzeczy nie mówiła. Od początku traktuję moją córeczkę jak równą sobie. Założyłam, że na pewno rozumie wszystko, co do niej mówię. A ostatnio wbrew protestowi ze strony jednej z babć, pozwalam jej wybierać, co chce zjeść i uczę ją samodzielności. Muszę niejednokrotnie protestować, gdy ktoś chce ją nakarmić na siłę, bo musi zjeść tyle i tyle, bo jak nie to koniec świata będzie – dosłownie. Dla mnie o wiele ważniejszy od tego ile zje jest jej uśmiech, jej własna satysfakcja z tego, że udało jej się łyżeczką trafić do buzi i to że ja się też cieszę w takich momentach i chwalę ją milion razy. To nic, że 3/4 jedzenia pod stołem 😛
U mnie jest nieco zabawnie ostatnio, bo Maja odwdzięcza się sprawiając, że nieco później kładę się spać: czytam jeden rozdział książki, odkładam na półkę, a się upomina o więcej. I jak tu odmówić? A potem jeszcze więcej….i jeszcze więcej. W ciągu dnia czasem nie jestem w stanie nic zrobić jak wpadnie w trans książkowy. Przynosi jedną książkę i zanim skończę czytać już następną. A ja się cieszę, chociaż w domu nieposprzątane i czasem się nie wysypiam 🙂 W końcu sama chciałam takiej miłości do książek.
Ania
Mam pytanko odnośnie kart do matematyki, moja córka skończyła miesiąc temu 3 latka i od dwóch dni pokazuje jej kropki, piszesz Agnieszko, że do trzeciego roku można uczyć tym sposobem, czy ma to sens, czy jest już za “stara” na to? widze teraz po niej, że weszła w taki okres, że chłonie wszystko jak gąbka i chciałabym ją czegoś nauczyć, niestety nie wiedziałam wcześniej o metodzie Domana..
teachyourbaby.pl
Ma to sens, jeśli jest zainteresowana 🙂 Wszystko co robimy z dzieckiem więcej niż przeciętni rodzice ma sens 🙂 Doman nie przekreśla całkiem matematyki intuicyjnej dla dzieci powyżej 3 roku życia. Największe szanse, że dziecko opanuje ilości na kropkach są do 3 roku życia, potem z dnia na dzień maleją, co jednak nie oznacza, że znikają zupełnie z chwilą ukończenia 3 roku życia. To, że 3 rok życia to taka górna granica to zdanie Domana i m.in. Japończyka Shichidy. W swojej książce “How to Teach Your Baby Math” pisze, że jeśli dziecko nieco przekroczyło 3 latka warto spróbować z kropkami. Niemalże cytując Domana: nie mamy nic do stracenia, a jak się uda zyskamy wiele. Jak już dziecko 3 latka ma dawno za sobą to Doman radzi kropki jedynie do 20. Natomiast Twoja córeczka dopiero co skończyła trzy latka, więc próbuj do ilu się da. A jeszcze jak jest zainteresowana to naprawdę to wykorzystaj. Zwłaszcza, że masz poczucie, że chłonie jak gąbka 🙂 Z roku na rok coraz trudniej, ale do 6 roku życia mamy czas wykorzystać potencjał naszego malucha. Cokolwiek z nim robimy zaprocentuje w przyszłości. Tak jak pisałam w ostatnim wpisie, niewiele trzeba dziecku, żeby osiągnąć wiele.