fbpx

“Magia tkwi w dziecku, a nie w kartach”

Glenn Doman
Program do nauki czytania

Program do nauki czytania globalnego (+matematyka, bity)
 MaluchCzyta.pl


Kursy i szkolenia dla rodziców
 AkademiaDoMam.pl

Treść poniższego artykułu w skrócie:

  1. Dwie ciąże – dwa planowane cięcia cesarskie “na zimno”
  2. Historie porodowe, które słyszy ktoś, kto jeszcze nie rodził mogą mieć wpływ na decyzje, które podejmie
  3. Jak pokombinowałam z terminami
  4. O treningu przedporodowym
  5. Poród domowy bez asysty 13 dni po terminie
  6. Co bym zmieniła
  7. Połóg
  8. Podziękowania dla tych co mi pomogli po porodzie i w ciąży

W pigułce o moich poprzednich porodach -dwa cięcia cesarskie

Tak wyszło, że moje dzieci przychodzą na świat niemalże równiutko co 4 lata: 2016, 2020 i 2024. O pierwszych dwóch porodach będzie króciutko (o ile mi się uda, bo ja epopeję ze wszystkiego jestem w stanie zrobić), żebyście wiedzieli od czego wyszłam i jak się zmieniłam i jaki wpływ na nasze decyzje ma to, jakimi ludźmi jesteście otoczeni, czy słyszałyście kiedykolwiek pozytywną historię porodową poza „szybko poszło.”

Zresztą ja wyszłam od tego, że nie dość, że zerowe przygotowanie w ciąży (w pierwszej wiedziałam, że będę wychowywać dziecko dwujęzycznie, w drugiej dodatkowe przygotowanie, ale też pod kątem wspierania rozwoju intelektualnego dziecka: karty kontrastowe i inne itp.), to jeszcze podejście do samego porodu takie…hmm..mechaniczne. Nie wiem, czy to dobre określenie, ale jest termin x, w którym mam się zgłosić do szpitala na planową cesarkę i albo w tym terminie albo po, po prostu się zgłaszam i robią.

Pamiętam, że pomimo dużej krótkowzroczności okulista nie bardzo mi chciał dać skierowanie na cesarkę mówiąc, że nie spotkał się z przypadkiem odklejenia siatkówki przy porodzie. Jednak ten dokument udało mi się wyprosić. Zresztą co okulista to inne zdanie w tym temacie.

Poród nr 1 przez planową cc „na zimno” – 2016

Ciąża z Mają była niespodzianką. Miałam 31 lat i nasłuchałam się już sporo, zwłaszcza w pracy o traumatycznych porodach. Historie jak z horroru np. że komuś kości strzelały, a ten ktoś zacisnął zęby i ani nie jęknął. Ktoś ze znajomych miał po porodzie połamaną miednicę …i wiele innych. Co ciekawe nawet ci, którzy traumę przeżyli nadal wybraliby naturalnie a nie cesarkę.

(…) nasłuchałam się już sporo, zwłaszcza w pracy o traumatycznych porodach. Historie jak z horroru (…)

Nawet moja mama, która miała 3 cięcia cesarskie zawsze mówiła, że skurcze porodowe, których doświadczyła przy mnie były bardziej bolesne od bólu po cięciach cesarskich. A w tych czasach cięło się inaczej – pionowo, więc calutki brzuch pokiereszowany. Ona dodatkowo miała operacje przy okazji cesarek więc jeszcze cięcia w bok.

Co ciekawe jak ktoś miał fajny poród to wcale o nim nie opowiadał jakoś jak ci po traumach tylko zwykle komentował np. że szybko poszło. Dla mnie to oznaczało szybkie tortury. Podziękuję za to doświadczenie.

W mojej głowie nie było miejsca nawet na rozważenie porodu naturalnego. Po pierwsze wizja tortur, przy których jak się ma szczęście to są po prostu krótkie. Po drugie myślałam, że dla dziecka bezpieczniej i lepiej przyjść na świat przez cesarkę. Wyobrażałam sobie, że rozcinają brzuch (na znieczuleniu więc ja oczywiście nic nie czuję) i wyjmują delikatnie malucha. I gotowe! W mojej głowie miałam niemalże obraz a’la to jak się trzyma dziecko: jedna ręka pod pupką, druga podtrzymuje główkę. Niewiele wiedzy miałam w temacie. Coś tam o możliwych zrostach u mnie po doczytałam, więc wiedziałam, żeby starać się dużo chodzić po wszystkim i to by było na tyle.

Moja pierwsza córeczka przyszła na świat 7 dni przed moimi 32 urodzinami. Mój lekarz złamał rękę, więc dla mnie to nie miało znaczenia, żeby stawić się do szpitala w wyznaczonym terminie na planową cesarkę. Akurat tak sobie wymyśliłam, że pasuje mi po świętach wielkanocnych. Ale to teraz brzmi! „Pasuje mi!”

Zgłosiłam się do szpitala 2 tygodnie po wyznaczonym terminie cesarki i …nadal się nic nie działo. Zaraz przed świętami byłam na ktg w przychodni przyszpitalnej i tam mi powiedzieli, że może się zacząć za 2 godziny albo…za 2 tygodnie. Tak, czy tak najchętniej by mnie zatrzymali. To był inny szpital niż ten, w którym pracował mój lekarz i wypisali mi skierowanie, żebym się zgłosiła po świętach. Zupełnie na luzie przetrwałam święta i zaraz po pojechałam tam, gdzie planowałam, żeby ktoś zrobił mi cesarkę. Ktg w innym miejscu, bo do szpitala, który wybrałam miałam blisko godzinę drogi.

Cesarki nie wspominam źle. Jedyne co zostawiło we mnie ślad to cewnikowanie przed znieczuleniem. Nigdy więcej! Pamiętam, że mówiłam dziewczynie z tej samej sali, że sama operacja była dla mnie jakby mi ktoś robił masaż. Czułam dotyk, jakby masowanie, ale oczywiście zero bólu. Relaks 😛

Leżałam do drugiego dnia…prawie 24h…wstałam szybko i na prosto – zasługa położnej, która się nie cackała tylko od razu kazała przejść się po pantofle położone z drugiej strony łóżka. I dobrze, bo dziewczyna obok miała inną położną…podkładała jej podest..pomagała i …dziewczyna chodziła zgięta w pół przez kilka dni. Błędem było założenie pasa poporodowego, bo później blokady w głowie a’la brzuch mi się rozpadnie nie pozwalały mi się z nim rozstać. Zresztą każdy fizjoterapeuta go odradza.

cięcie-cesarskie
Planowa cesarka

Odkąd wstałam starałam się dużo chodzić, chociaż kilka kroków było jak maraton. Taki wysiłek fizyczny. Dolegliwości bólowe niemalże zerowe. Co tylko wydawało mi się, że zaczynam „coś czuć” prosiłam o paracetamol – bez limitu, kombinowałam przy zmianach położnych. Same zostawiały 2 tabletki na teraz, 2 na później, ale ja w mojej głowie potrzebowałam o wiele więcej na wszelki wypadek. Zresztą przed pionizacją dostałam całą kroplówkę Ketonalu. Na noc, żeby mnie przypadkiem ból nie wybudził prosiłam o zastrzyk po którym od razu robiło się tak błogo i ciepło i szybko zasypiałam.

Grzecznie odkładałam malucha do takiego szpitalnego wózeczka- łóżeczka. To był duży błąd, bo w nocy po cesarce ciężko się wygrzebać z łóżka, żeby się dzieckiem zająć. Nawet jak nic nie boli to w głowie blokady, kombinacje jak się podnieść. Pamiętam, że podciągałam się na szczebelkach, ale to mi trochę zajmowało, a maluch płakał…i płakał. Dwie noce zresztą nie miałam problemu oddać dziecka położnym, żeby odpocząć. Potem same mi powiedziały, że już trzecia doba, więc nie ma mowy. Instynkt po cesarce trochę jak widać szwankował. Karmiłam naturalnie, ale miałam też swoje pobudki. Generalnie jak nie karmiłam dziecka to byłam podpięta do laktatora, bo w perspektywie wyjazdy na kursy zagraniczne (byłam koordynatorem projektów Erasmus + i tak się składa, że wszystkie moje wnioski – aż 6 zostały zaakceptowane) i nastawiałam się, że muszę uzbierać masę mleka.

Poród nr 2 przez planową cc „na zimno” – 2020

W kolejnej ciąży też od początku byłam nastawiona na cesarkę. Tym razem nawet nie musiałam mieć papierka na wzrok (astygmatyzm, wysoka krótkowzroczność). Po prostu druga cesarka wynika z pierwszej według większości lekarzy. Lekarz ten sam, ten sam plan. Jednak w ciąży poznałam inne, bardziej świadome mamy, ok. 3 miesiące przed, jedną po porodzie domowym, w ostatnim miesiącu kolejną – to była Martyna, z którą teraz współpracuję tworząc dla Was kursy i szkolenia w Akademii DoMam.

Przeczytałam 1-2 książki przysłane przez mamę, już w sumie teraz koleżankę z Wrocławia, bo nadal utrzymujemy kontakt i się widujemy kilka razy w roku. Pozdrawiam przy okazji 🙂 I coś we mnie zakiełkowało. Płakałam nad tymi historiami pozytywnych porodów. Już nie pamiętam dokładnie…jak przez mgłę..gdzieś w czymś a’la dom narodzin w Stanach Zjednoczonych. Już miałam też świadomość, że po pierwsze poród naturalny jest lepszy dla dziecka, po drugie podczas cesarki to tak kolorowo nie wygląda np. Bożena Bejnar-Sławow też o tym mówiła na szkoleniu, o którym szerzej pisałam w innym artykule (link pod niniejszym). Podobno mogą też dziecko wyciągnąć za głowę, za nogi. Jest też pewne ryzyko, że zranią malucha.

Natomiast o ile miałam wątpliwości i już wiedziałam o porodach domowych to jednak nie wiedziałam, że można domowo próbować po cesarce. Gdybym wiedziała o takiej opcji porodu domowego po cięciu cesarskim drugiej cesarki by nie było. Szpital mnie odstraszał jeśli chodzi o poród naturalny. Zresztą widziałam te umęczone dziewczyny po porodzie naturalnym, a ja…no cóż po cesarce śmigałam…co prawda na końskich dawkach przeciwbólowych, ale jednak…

Inna sprawa, że miałam w pamięci inne traktowanie. Po cesarce wszystko! Przyciskam guzik koło łóżka i położna pędzi. Na zawołanie. Przywieźli mi do sali dziewczynę, która rodziła 24h. Ledwo chodziła po. Raz skorzystała ze wspomnianego przycisku. Dostała taką burę, że nigdy więcej tego nie zrobiła. Coś w stylu: „Pani przecież nie jest po cesarce. Jak pani czegoś chce proszę się pofatygować na korytarz.” Cesarkowe mogą liczyć na lepsze traktowanie. Jakie to niesprawiedliwe!

W przypadku cesarki nr 2 zgłosiłam się w terminie wyznaczonym przez mojego lekarza. Pierwszy tydzień obostrzeń pandemicznych. Zaskoczyło mnie to, że nie wpuścili mnie od razu do szpitala, a i tak dziewczyny w ciąży miały pierwszeństwo. Nawet kurtki sobie nie wzięłam bo myślałam, że od razu wejdę, więc po co. W końcu mąż oddał mi swoją i pojechał do domu. Po 3 godzinach sterczenia pod szpitalem w końcu mnie wpuścili. Nawet nie wiem, ile czekali pozostali z kolejki. Ja już cała trzęsłam się z zimna. Bałam się, że złapię kaszel, czy coś, a po cięciu ciężko kaszleć.

Tym razem operował mój lekarz. Wcześniej wymusiłam na personelu udając atak paniki cewnikowanie po znieczuleniu w kręgosłup. Zbiegł się tłum ludzi, ale w końcu ulegli. Porażka, bo co to za różnica dla nich. Wiedziałam, że tak można, bo mi ktoś podpowiedział.

Tym razem cesarka nie przypominała masażu. Miałam nudności od zapachu alkoholu, ale jakoś przetrwałam. Szybciej mnie postawili na nogi niż przy pierwszej i …zaskoczyło mnie to, że mogę niemalże biegać i gdyby nie to, że wiedziałam, że jestem pocięta to bym spróbowała. Tym razem odmówiłam założenia pasa poporodowego i zero różnicy przy wstawaniu, ale za to brzuch szybciej wrócił do formy, chociaż tutaj też zaważyły inne czynniki jak np. taping w 3 trymestrze.

Na drugi dzień dowiedziałam się skąd ta zmiana, gdzie przy pierwszej cesarce postawienie kilku kroków było jak maraton i powodowało zadyszkę. Usłyszałam: „Panie, prosimy nie wychodzić z dziećmi na korytarz. Jesteście na morfinie.” Co? Dlaczego? Nikt mi nie powiedział, więc założyłam, że to samo znieczulenie co 4 lata wcześniej. Okazało się, że dostali certyfikat, że są szpitalem bez bólu i zmienili znieczulenie na morfinę. A ja karmiłam. Plus oczywiście paracetamole tym razem w parze z ibuprofenem w standardzie – nawet własne miałam, żeby nie musieć kombinować. Ale tym razem na szczęście nie potrzebowałam tego tak dużo jak przy pierwszej cesarce. Morfina chyba robiła swoje. Jedyne co nie znieczulała bólu podczas kurczenia się macicy przy karmieniu. Przy pierwszej ciąży tego nie ma. Z każdą kolejną już jest coraz bardziej odczuwalne.

Planowana cesarka
Po cesarce

Od samego początku miałam wrażenie, że Anitka przyszła na świat za wcześnie. Z inną wiedzą tuliłam ile wlezie, pomimo protestów personelu spała na mnie. Czasem mi ją „kradli” w nocy i odkładali. Rano kręcili głowami, że znowu na mnie. Wiedzieli, że bez okularów niemalże nic nie widzę. Chyba wydawało im się to niebezpieczne.

Dojrzewanie do decyzji o porodzie domowym

Jeszcze zanim zaszłam w trzecią ciążę wiedziałam, że szpitala nie będzie w planach, jedynie awaryjnych. Już wiedziałam, że są możliwe porody domowe po cesarkach tzw. HBAC (Home Birth After Caesarian) lub HBA2C, jeśli po dwóch cięciach. Natknęłam się na podcast Home Birth After Caesarian – jak ktoś zna angielski bardzo polecam. W Stanach Zjednoczonych mnóstwo jest dziewczyn, które tak szczęśliwie rodzą. Z ich historii też można wyciągnąć wnioski porównując wrażenia z porodu naturalnego w szpitalu, a zupełnie fizjologicznego w domu. Sporo dziewczyn przeżyło wszystkie możliwe opcje i każda z nich kolejny raz wybrałaby tylko dom. Nie znalazłam tylko żadnej, dla której punktem wyjścia były planowe cesarki “na zimno.” Zawsze te cięcia wynikały albo z jakichś problemów albo z interwencji szpitalnych – nie były planowane.

Już na szkoleniu z wcześniej wspomnianą Bożeną Bejnar-Sławow była mowa o tym, że to poród fizjologiczny a drogami natury to nie to samo. Jakakolwiek interwencja już czyni z porodu niefizjologiczny. To dała nam do zrozumienia.

Myślałam jednak, że chyba będę pierwszą szaloną w Polsce. Po 2 cięciach i w domu. Widziałam historie sukcesu ze szpitalnych porodów po 1 czy 2, czy nawet 3 cesarkach. Tak, są w szpitale w Polsce, które na to pozwalają. Rzadko kiedy są to porody w 100% fizjologiczne. Większość na oksytocynie, która według mojej wiedzy zwiększa ryzyko pęknięcia macicy, a i tak większość się udaje. No i oksytocyna zwiększa ból, bo to już nie naturalne skurcze. Ból robi się niemożliwy do opanowania.

Historii z pęknięciem macicy, czy rozejściem się blizny malutko, a jak je zaczęłam analizować to wyszło, że w prawie każdym przypadku jakieś problemy…albo wcześniejsze poronienia albo problemy z utrzymaniem ciąży albo inne.

(…) poród fizjologiczny a drogami natury to nie to samo (…)

Na Pikniku Domowo Urodzonych w Rzeszowie poznałam jednak 3 mamy na żywo: dwie rodziły w domu po dwóch cesarkach, jedna bez asysty (tylko z doulą) po trzech. Wow! Nabrałam pewności siebie i jakiekolwiek wątpliwości, czy strach minął zupełnie. Wcześniej jeszcze rozmawiałam telefonicznie z jedną doulą i ona mi potwierdziła, że dziewczyny po cesarkach rodzą też w domach i że o tym się nie mówi tak samo jak się nie mówi o śmierci kobiet w szpitalach i innych powikłaniach po cesarkach. Szok!

A teraz do sedna, bo o przygotowaniu do tego porodu powstanie osobny artykuł. A było tego sporo. Przygotowanie od każdej możliwej strony, nie tylko domanowej (karty itp. jak przed przyjściem na świat Anitki), ale też żywieniowej, fizycznej, czy duchowej.

(…) dziewczyny po cesarkach rodzą też w domach i że o tym się nie mówi tak samo jak się nie mówi o śmierci kobiet w szpitalach i innych powikłaniach po cesarkach.

Po terminie porodu

40 tydzień ciąży

Po różnych historiach porodowych i mając świadomość jaką wagę w procedurach lekarskich ma termin porodu musiałam to zrobić. Pokombinowałam. W ciąży zmieniałam lekarza 3 razy. Jeden na NFZ nie miał USG, żeby potwierdzić ciążę, więc tu byłam zmuszona zmienić. Zresztą od razu mi powiedział, że innej opcji niż trzecia cesarka w 39 tygodniu nie ma, bo mi dziecko “wyjdzie do brzucha.” Drugi lekarz – już prywatnie, te same teksty na moją cichą sugestię, żeby poczekać, żeby się naturalnie zaczęło. Za to od niego miałam książeczkę z w miarę wiarygodnym terminem porodu – 21.12 (z dopiskiem, że 15.12 cięcie cesarskie). Już wtedy wiedziałam, że może być 2 tygodnie przed lub 2 tygodnie po z tym, że po cesarce to nikt z lekarzy nie pozwoli mi tyle czekać. Po czasie się dowiedziałam, że koleżance ten sam lekarz powiedział, że jest głupia, gdy mu wspomniała o porodzie domowym, a ona żadnych przeciwskazań medycznych nie miała.

Trzeci lekarz akceptował plan porodu naturalnego w szpitalu. Jeśli to czyta moja pani doktor- przepraszam za to co zrobiłam, ale musiałam. Nie wiedziałam, czy mogę ryzykować. Już i tak jest Pani super za akceptację porodu naturalnego po dwóch cesarkach. Nie miałam pewności, czy akcja “poród domowy” zyska aprobatę no i druga sprawa, czy tu “termin” nie będzie czymś, co będzie do porodu ponaglał, zwłaszcza w mojej sytuacji. W 4 miesiącu pościemniałam z datami, nie przyznałam się do wcześniejszych wizyt i dostałam książeczkę z terminem…wow…12.1. Niemożliwy! USG wskazywało na końcówkę grudnia.

W dniu, kiedy minął mi termin tj. 21.12 zamówiłam domowe ktg z Carebits (zalinkuję pod artykułem), żeby nie jeździć po szpitalach. Doszłam do wniosku, że jak zobaczą książeczkę nr 1 i taki termin po dwóch cesarkach to od razu mnie zatrzymają w szpitalu. A jak im pokażę naściemniany termin z książeczki nr 2 od trzeciego lekarza, którego już się trzymałam do końca, bo akceptował poród naturalny w mojej sytuacji tj. 12.1. (żeby mnie nikt z terminami nie gonił) to może nie będą chcieli robić ktg bo za wcześnie.

ktg-w-domu
Mobilne ktg

Z położnymi domowymi ustaliłam, że trzymamy się końca grudnia jako terminu, bo na to wskazywały USG dwóch lekarzy (pod koniec jeszcze byłam u czwartego, żeby sprawdzić, czy łożysko nie wrasta w bliznę po cesarce) i ja też tak czułam. Przez domanowanie nauczyłam się słuchać swojej intuicji, a przede wszystkim jej ufać. Lekarze przestali być wyrocznią. Raczej miałam podejście, że ja im płacę to mają mnie wspierać w ciąży, sprawdzać, czy wszystko ok, interpretować badania itp.

Przedporodowy trening macicy

41 tydzień ciąży
28 grudnia 2023 (czwartek)

Dokładnie w ten dzień, który sobie w głowie ustaliłam tj. 28.12 w nocy wszystko się zaczęło. Dzień wcześniej byłam na akupunkturze, gdzie miałam robiony jakiś punkt, który przygotowuje na poród. Ja już myślałam, że zaczynam rodzić, ale jako, że naczytałam się też o tym, że często są fałszywe alarmy nie dzwoniłam jeszcze do położnych, a jedynie napisałam im wiadomości na Messengerze o 2 w nocy:

„Nie chcę Was niepotrzebnie w środku nocy budzić, ale czuję, że coś jest na rzeczy…te skurcze przepowiadające (u mnie zwykłe twardnienie brzucha) teraz przypominają jakby zbliżającą się miesiączkę i są całkiem często…nawet zapisałam czas: 1:42, 1:45, 2:06. Z drugiej strony może to jakiś fałszywy alarm. Ale takie do tej pory nie były…muszę wstać z łóżka jak mnie łapią. 2:22 kolejny. A już miałam iść spać.”

i tej samej nocy:

„2:42 – chyba już nie pójdę spać, ale jest nieregularnie, więc to chyba nie to sądząc z moich notatek.”

O 3:09:

„Wyciszyło się. Idę spać. Chyba fałszywy alarm.”

„A jednak nie ….3:11…no nic…spróbuję. Jak się uda to rano zadzwonię.”

„Mam rozkminy, czy odwołać, czy nie pianino córki rano…3:24.”

i już rano:

„Dzwonię do Magdy, bo widzę, że tylko ona odczytała. Fałszywy alarm.”

(Magda to druga położna.)

Ostatecznie tej nocy spałam może 3 godziny ciągiem. No i (szalona) nie odwołałam tego pianina i na 9:00 pojechałam z córką. W dzień zupełny spokój od skurczy.

29 grudnia 2023 (piątek)

Na podstawie wiedzy czysto teoretycznej doszłam do wniosku, że chyba odszedł mi czop śluzowy. W środku nocy nieregularne skurcze co 7, 10, czy nawet 19 minut. Spać się nie dało, ale trochę posprzątałam, po czym wzięłam kąpiel pisząc do położnej:

„Wezmę kąpiel i jak się nie wyciszy to chyba będę do Was dzwonić, bo coraz silniej. Już chodzenie/ wstanie nie wystarczy.”

Oczywiście, że się wyciszyło.

A na porannym ktg zero skurczu. Po takiej nocy to się nie dziwię.

Kolejna noc z małą ilością snu. Udało się ok. 4 godziny przespać ciągiem po tym jak się wyciszyło.

W dzień zupełny spokój, więc jeszcze pojechałam z dziewczynkami na włoski. Gdybym wiedziała, że to ostatni dzień spokoju i że takich nocy będzie więcej to bym odpuściła i się porządnie wyspała.

Noc z 30 na 31 grudnia 2023

Wiadomość do położnej:

„Nieregularne szaleństwo u mnie, ale tej nocy zdecydowanie częściej i intensywniej niż wczoraj.”

Print screen z aplikacji Skurcze wskazywał coraz większą regularność co 5-6 minut. Znowu kąpiel. Dodam, że do kąpieli dodawałam olejek kadzidłowca i lawendy z Doterry. O 5 nad ranem już po kąpieli:

„Chyba się wyciszyło, chociaż w wannie mocny skurcz. Idę spać.”

I poszłam spać 🙂

30 grudnia 2023

Już zmęczona napisałam posta w grupie Poród domowy Polska:

“#przepowiadajace

Dziewczyny ile najdłużej rodziłyście od tych już niemożliwych do wytrzymania na leżąco skurczy? U mnie już 3 noc z tym że w dzień cisza. Wczoraj chyba odszedł czop śluzowy i niektóre skurcze dosłownie rzucały mnie na kolana. Nawet był krótki okres że były co 5 min. W dzień na ktg zaraz po śniadaniu dosłownie zero skurczu i ogólnie dzień spokojny. Wieczorem znowu powtórka, ale chyba dobrym pomysłem była długa kąpiel przed snem bo trochę pospalam (wcześniejsze noce zaledwie 3 i 4 h snu z przerwami, a po południu jak mogłam mieć drzemkę już się nie dało) no i pobudka bo skurcze, ale dzisiaj są łatwiejsze do opanowania i jakby lżejsze albo wystarczająco opanowałam różne techniki, bo przy pierwszych się gubiłam. Zastanawiam się ile to maks może trwać. Tyle historii porodowych przeczytałam ale nie kojarzę żeby było tak że ktoś przez ileś dni rodzi. Z różnych notatek mam że pierwsza faza może trwać nawet 3-4 dni, ale też że jak już się nie da spać to ten właściwy poród. A ja nie mogę spać, bo co skurcz muszę wstać a to jeszcze nie to. Do tej pory byłam przekonana że są przepowiadające Braxtona Hicksa (u mnie tylko twardnienie brzucha może od kilku tygodni) a potem od razu porodowe a tu odkryłam że są jeszcze jakieś przepowiadające pomiędzy. Ciekawe czy dzień znowu będzie zupełnie bez niczego.”

Okazało się, że to nie takie rzadkie, czego doświadczałam. Oczywiście pewnie większość tych, co rodzą w szpitalu nie będzie wiedzieć o czym mówię. Jakbym miała plan szpitalny to pewnie pierwszej nocy już bym się zgłosiła do szpitala. Jako, że się wyciszyły pewnie by mi dali oksytocynę itp. …

Pod moim postem ponad 120 komentarzy. To czego doświadczałam to Prodromal Labour – jak poród, ale jeszcze nie poród, jakby trening macicy przed. Nie jestem jedyna. Najdłużej u kogoś ten etap trwał 2 tygodnie. Często też tyle trwa jak jest problem i bez interwencji, jak nic nie jest przyspieszane wszystko kończy się dobrze np. owinięcie pępowiną, u mnie pewnie przez cesarki. Dziecko przychodzi w swoim tempie. Uspokoiłam się. To jest normalne, chociaż o tym się nie mówi.

To czego doświadczałam to Prodromal Labour – jak poród, ale jeszcze nie poród, jakby trening macicy przed.

31 grudnia 2023 (Sylwester)

Wiadomość do położnej wieczorem. Próbowałam coś wyciszyć, żeby iść spać.

„Teraz się nie wyciszyło po kąpieli, a chciałam spać. W kąpieli jeden mocny, a po nim już trzy, z tym, że na razie co 14 minut.”

i niedługo potem

„Póki co widzę skurcze dosłownie czekają aż się położę.”

1 stycznia 2023 (Nowy Rok)

1 stycznia wysłam życzenia do położnych i do douli:

„Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku. A tak poza tym czuję, że dzisiaj się spotkamy.”

W wiadomościach do tej, do której pisałam częściej znalazłam:

„Już śpię pomiędzy skurczami. Prysznic nie wyciszył. Są co 10-11 minut.”

Dostałam radę, żeby spać póki się da.

Przed 6 nad ranem, bo takim przerywanym śnie, z printscreena z aplikacji Skurcze wynika, że maksymalnie 44-minutowym napisałam:

„Skurcze cały drugi dzień i cała już piąta noc. W nocy oczywiście częściej i nic z nich nie wynika. Wzięłam kąpiel i w kąpieli nic, a zaraz po skurcz. Jestem tak nieprzytomna, że zasypiałam tylko jak się skończył nawet jak miałam 9 minut przerwy to w głęboki sen. Może po tej kąpieli uda się pospać dłużej. Są mocniejsze, bo już nie ustoję w większości przypadków tylko muszę kucnąć.”

I po 7:00:

„Nie wyciszyło się. Śpię na raty.”

Tu co 7, 10, a nawet 20 minut.

„Odkąd już nie śpię czas się skraca. Tak mnie wytyrało, że zasypiałam na końcu skurczu już.”

Kombinowałam z ktg, żeby trafić, kiedy nic się nie dzieje. I tak złapało jeden skurcz. Nigdy więcej na leżąco. Aż na kręgosłup szło. Podziwiam i jednocześnie współczuję wszystkim, którzy muszą w szpitalach mieć ktg na leżąco.

Ktg wyszło dobrze, ale dostałam zalecenie, żeby powtórzyć badanie w razie nasilenia czynności skurczowej. Jasne. Nie powtarzam. To zalecenie z centrum ktg. Ja decyduję. Póki wszystko z dzieckiem w porządku, słucham siebie.

Podsumowując dzień:

„Udało mi się przespać z 2 godziny ciągiem wieczorem i mam nową energię. Skurcze się znowu powoli rozkręcają. Chciałabym, żeby było już po.”

Informacja dająca nadzieję, że maluszek w brzuchu bardziej ruchliwy. Ktoś mi mówił, że niedługo przed porodem się bardziej ruszał. Liczyłam na to, że to coś oznacza.

U mnie w żadnej ciąży jakichś spektakularnych ruchów dziecka nie było. Z Mają jak skrzydła motyla czasem, z Anitką wiercenie się, często po nocach i w przypadku tego malucha nie inaczej, a od 1 stycznia zaczął się wyraźnie częściej i mocniej ruszać w brzuchu. Doula mi jeszcze potwierdziła: „Może się wstawia.”

2 stycznia 2024

2 stycznia pytanie na żarty od położnej:

„Nici z wczorajszej randki z położnymi?”

i moja odpowiedź:

„Nici. A miałam nadzieję. Mnie zaskoczyło, że tyle dni można mieć takie skurcze i nic. Wczoraj w nocy mogłam nawet dłużej pospać jednorazowo. Wcześniej zdarzało się, że były co 15 minut, a w jedną noc nawet co 5-10 minut.”

Wraz z tą wiadomością poszedł print screen z aplikacji Skurcze z czasem odstępu pomiędzy skurczami. Rzeczywiście mogłam dłużej jednorazowo pospać: 3:15, 4:00, 4:17, 5:15, 6:03…nawet 57 minut snu ciągiem.

Dostałam odpowiedź, że bardzo dobrze, bo macica trenuje, żeby dobrze wypaść przy porodzie i radę: „Spróbuj to zignorować. To zawsze dobrze robi.”

Haha…Nie da się zignorować. Kąpiel wcześniej wyciszała, ale od dwóch dni już przestała tak działać, a od 4 dni już się nie wyciszały na dzień. Niemniej jednak skomentowałam w wiadomości, że jest całkiem w porządku, bo się w miarę wyspałam. Dwie noce wcześniej byłam jak w innym świecie z niewyspania. Raz zasnęłam na podłodze podczas przerwy między skurczami 😛

W środku dnia trafiając na okres ciszy byłam jeszcze na wizycie u mojej lekarki. Nie przyznałam się do tego co się dzieje. Ona też nic nie zauważyła. Zerowe rozwarcie. Na USG wszystko w porządku. Łożysko zaczęło dojrzewać tj. jakieś zwapnienia się pojawiły. Stopień dojrzałości łożyska pomiędzy 2, a 3. Dostałam skierowanie do szpitala i L4 od 3 do 20 stycznia.

Jeszcze wieczorem tego samego dnia tj. 2 stycznia za radą dziewczyny, która mnie prowadzi z olejkami Doterra posmarowałam sobie brzuch roll-onem z olejkiem z szałwi muszkatołowej (Clary Sage). Poza tym zrobiłam sobie masaż kolagenowy twarzy, czyli dopieściłam się maksymalnie i udało się, że po tym jeszcze mieliśmy z mężem czas dla siebie, bo dziewczynki poszły wcześniej spać, a raczej nam się udało je wcześniej położyć. Wywołujemy? Oczywiście, że tak, bo ja już nie mam siły przez brak snu. Nie pomyślałam o tym wcześniej, bo w necie wyczytałam, że jak już wypadł czop śluzowy to nie można. A jednak położna i lekarka powiedziały co innego na szczęście.

Z drugiej strony miałam już spokojną głowę. Okres przed świętami minął – mój mąż ma wtedy dużo pracy, więc było ryzyko, że nie da rady być ze mną. Święta minęły wraz z chorowaniem Anitki. Prawdopodobnie miała wirusa RSV, który jeszcze na ucho poszedł. Udało się zwalczyć wszystko, ale czytałam, że jeszcze 8 dni może zarażać. Gdzieś to może mi w głowie siedziało i blokowało akcję pomijając trening macicy po cesarkach.

Zresztą byłam też cały czas w kontakcie z doulą i jej pisałam, że może maluch czeka aż wirusy wyjdą z naszego domu. Ja z tych co się mało czym stresują, ale jednak miałam w głowie, że tu dzidziuś w drodze i żeby wirusów nie było. Inna sprawa, że jakoś tak Świąt nie chciałam nikomu przerywać, Sylwestra też nie.

Doula mi zresztą napisała, że ona za każdym razem tak tydzień rodziła. Skurcze od wieczora do piątej i spokój. I tak w 3 ciążach. I teraz rozumiem co miała na myśli pisząc, że skurcze porodowe były inne niż te mocne treningi.

Ja to wtedy postrzegałam tak:

„Te treningi są do opanowania jak stoję. Jak mnie złapią na leżąco to masakra. Ale generalnie przeżyję. Wolę to niż moje miesiączki sprzed ciąż, bo są przerwy. Ja aż wymiotowałam z bólu jak nie wzięłam przeciwbólowych na czas. Nawet jak bólu nie było tylko dyskomfort utrzymujący się dłuższy czas.”

Poród domowy bez asysty (wyszło lepiej niż w planach)

W końcu nadszedł ten właściwy dzień – 3 stycznia. Tradycyjnie w nocy obudziły mnie skurcze, chociaż uparcie próbowałam wytrwać w łóżku i spać, jak wcześniej tj. na skurczu wstawałam/padałam na czworaka (już tylko taka pozycja pomagała, bo wcześniej wystarczyło, że stałam i się czegoś przytrzymałam), skupiałam się na technice oddychania, a po szłam spać i zasypiałam w ciągu sekundy.

Ok. 1-2 w nocy już miałam dość, bo z doświadczenia od kilku dni wiedziałam, że jak mnie skurcz łapie na leżąco, a zwłaszcza jak mnie budzi jest bardziej bolesny i trudniejszy do opanowania, a jak zacznę chodzić i normalnie funkcjonować to jest całkiem w porządku. Co skurcz muszę się na chwilę zatrzymać, popracować oddechem i tyle.

W środku nocy jak co noc od kilku dni zaczęłam sprzątać kuchnię trochę tańcząc jakiś własny układ z elementami tańca brzucha i układając playlistę na poród. Przesłuchałam też nagrania z aplikacji Christian Hypnobirthing. Puściłam sobie też w dyfuzorze ten sam olejek co w roll-onie na brzuch. Dostałam w wiadomości info, że ten olejek z szałwi muszkatołowej (Clary Sage) i lawenda są polecane przy opóźnionym porodzie (po terminie) do masażu, więc niewiele myśląc oprócz masażu brzucha i bioder oraz ramion, puściłam je również w dyfuzorze.

Potem stwierdziłam, że dokończę sobie jeszcze kurs Pain-Free Birth, a że przede mną akurat lekcja z pozycjami na różne okazje przećwiczyłam wszystkie po kolei m.in. pozycję „when you hit the wall” („kiedy trafisz na mur”) na wszelki wypadek z nogami na kanapie i głową w dół. Szaleństwo:) Odświeżyłam wiedzę z notatek skupiona maksymalnie na różnych technikach niwelujących ból.

Zrobiłam sobie jajecznicę „na bogato” zupełnie niepotrzebnie, bo niedługo po tym zwymiotowałam całą. Coś ewidentnie było na rzeczy. Aplikacja Skurcze pokazała mi, że skurcze są dość regularne. To dlatego to sprzątanie mi tak wolno szło. Co chwilę przerwa.

O ile już poprzednich nocy były alarmy z aplikacji Skurcze, że mam się szykować do szpitala i że mam czas jedynie na szybki prysznic i spakowanie dokumentów, które wysyłałam mężowi, który spał to teraz przy zwiększonej jeszcze bardziej częstotliwości po raz pierwszy taka wiadomość:

„IDŹ DO SZPITALA

Zadzwoń na pogotowie lub skorzystaj z innego transportu i upewnij się, że przyniosłeś przedmioty i dokumenty potrzebne podczas pobytu w szpitalu. Ponadto zalecamy skonsultowanie się z Twoim lekarzem.”

Skurcze były co 9, 7,  ale też coraz częściej co 4, czy 5 minut. Raz przerwa trwała niecałe 3 minuty. Nadal nieregularnie. W kolejnej godzinie podobnie. W kolejnej co 6,5, a nawet co 4 minuty.  Czułam brzuch jak przy miesiączce pomiędzy i stało się to co przeżywałam przed ciążami. Jakikolwiek dyskomfort brzucha i wymioty jak nie wzięłam przeciwbólowych (nawet jak to był po prostu dyskomfort tyle tylko, że trwający bez przerwy). 

Zadzwoniłam do położnej pomimo środka nocy. Czułam, że jest inaczej niż przez ostatnie dni. Zleciła mi kąpiel 40 minut podczas której nic się nie wyciszyło, a wręcz przeciwnie – podczas kąpieli miałam 7 skurczy. Kąpiel miała pokazać, czy się wyciszy, czy rozkręci. Jeszcze wtedy byłam nastawiona na wyciszenie na chwilę, więc dodałam kilka kropel olejku z kadzidłowca i lawendy – to tak bez wiedzy, intuicyjnie.

Po kąpieli miałam chwilę odczekać i zrobić ktg (podejrzewam, że normalnie tego nie zlecają, ale wiedziała, że mam ktg w domu). Myślałam wtedy, że tylko na leżąco się da i mówię, że nie dam rady. Okazało się, że mogę na stojąco. Ktg trochę się opóźniło, bo znowu wymiotowałam i po tym chciałam chwilę odczekać na relaksie mając w głowie, że ponad tydzień wcześniej mi wyszło źle tylko dlatego, że wyszłam przed po schodach, przy drugiej powtórce po gorącym prysznicu i dopiero za trzecim razem na relaksie przed ok, bo już mnie centrum domowego ktg chciało wysyłać do szpitala.

Ostatecznie zrobiłam ktg na stojąco powstrzymując nudności. Zarejestrowało kilka skurczy poza skalę i o 6:03 już było potwierdzone, że to jest to. Oprócz informacji w systemie Carebits od razu miałam telefon z ich centrum, że mam regularną czynność skurczową i że mam się udać do szpitala.

Zadzwoniłam do położnej, żeby powiadomiła drugą i doulę i żeby jechały. Ona jednak ostudziła mój zapał mówiąc, żebyśmy poczekały do rana, żeby sprawdzić, czy o poranku się nie wyciszy. Po tylu dniach z małą ilością snu miałam w głowie: Nie dam się wyciszyć, bo ja już nie będę mieć fizycznie sił na poród!

Zasunęłam wszystkie rolety w domu. Ubrałam okulary blokujące światło niebieskie Eyeshield i …zaczęło się rozkręcać. Pomiędzy skurczami zniosłam sobie jeszcze kosmetyki do twarzy (kolagen, wit.C i kremy) i szczotkę do włosów. O ile twarz ogarnęłam to włosy zostały nietknięte. Już przerwy były tak małe, że nie dało się. Ja zresztą wykończona przez brak snu zasypiałam podczas tych przerw. Kiedyś czytałam o tym, że ktoś spał pomiędzy skurczami i się zastanawiałam jak to możliwe. Jak najbardziej możliwe. To mega szybkie zasypianie, bo za kilka minut trzeba się obudzić. Tak mi się jeszcze przypomniało, że teraz wiem jak bzdurną wskazówką dla pierworódek jest to, że jak da się spać to jeszcze nie jest właściwy poród. Haha…byłam w stanie naprawdę mocno zasnąć jakieś 4-5 godzin przed pojawieniem się na świecie córeczki.

Jeszcze w międzyczasie zadzwoniłam do męża, który poszedł do pracy. Nie uznał informacji z ktg za alarm, bo wcześniej dostawał printscreeny z aplikacji Skurcze, która już kilka nocy wcześniej czasem odsyłała mnie do szpitala, bo były okresy skurczy co 5 minut. Miał wracać jak najszybciej się da.
Powiedział mi, że za godzinę..półtorej będzie.

(…) teraz wiem jak bzdurną wskazówką dla pierworódek jest to, że jak da się spać to jeszcze nie jest właściwy poród.

Do 6:30 było całkiem znośnie. Skurcz…kilka minut naprawdę głębokiego snu…skurcz… O 6:30, o wiele wcześniej niż zwykle obudziła się Anitka. Już sama jej obecność mi przeszkadzała. Nie mogłam w pełni skupić się na oddechu i wtedy było boleśnie jak przy miesiączce. Maluszek zanim zrozumiał, że nie może do mnie nawet mówić (bo skurcz) prosił mnie nawet o czytanie książki.

Byłam w sumie trochę zła na męża, że poszedł do pracy pomimo to, że mu mówiłam, co się dzieje. Zaraz potem jednak przypomniało mi się „poród zaczyna się w głowie” i że różne rzeczy mogą go zblokować, więc zaczęłam mu od razu wybaczać to, że go nie ma. Zawsze było ryzyko, że moja złość/ wkurzenie może coś zablokować.

Anitka jest z tych dzieci, które z łóżka wstają już głodne, więc zapobiegawczo dałam jej jednego z tzw. „zdrowych” batoników, które miałam na poród, bo wiedziałam, że śniadania nie dam rady zrobić (wzięłam “zdrowych” w cudzysłowie, bo już wiem, że batoniki daktylowe są o tyle ok, że bez cukru, ale to też nie coś co powinniśmy sobie ot tak podjadać, też podnoszą poziom cukru we krwi). Udało mi się odciąć pod prysznicem. Anitka cichutko siedziała obok. Niestety po pewnym czasie…raczej długim skończyła się ciepła woda i musiałam wyjść.

O poranku zadzwoniłam do położnej, że się nie wyciszyło, ale jeszcze mogłam normalnie rozmawiać, chociaż skurcz mi przerwał, po czym wróciłam do rozmowy. Położna jakby na wszelki wypadek przypomniała mi o parskaniu jak koń (horse lips, z kursu Pain-Free Birth, który przerabiałam). Do tej pory nie stosowałam tej techniki, bo inne oddechowe działały, ale bardzo szybko musiałam na nią przejść. Zapytałam też ile to może trwać i usłyszałam, że po cesarkach nawet całą dobę. Pomyślałam: Ojejku!

Położna ok. 8 poinformowała mnie, że jest w drodze do nas. Odpowiedziałam jej, że już mną “bardzo tyra.” Nie żebym nie dawała rady, ale przerwy były zdecydowanie za krótkie. Ledwo ogarnęłam skurcz, już następny. Przez wcześniejsze dni przyzwyczaiłam się, że mam czas nawet coś posprzątać. Poprosiłam położną, żeby powiadomiła doulę i drugą położną, bo ja już chyba nie dam rady. Ona później skomentowała, że całkiem normalnie rozmawiałam przez telefon i nic nie zapowiadało takiej szybkiej akcji.

Mąż wrócił dopiero koło 9. Ogarnął dzieci. Starsza córka spała, więc ją obudził. Po dziewczynki przyjechała Martyna, z którą działam w Akademii DoMam. I na to chyba moje ciało czekało. Jeszcze jak dzieci wychodziły schowana w łazience parskałam jak koń i to działało. Martyna się chyba po coś jeszcze wróciła i komentowała do mojego męża, że w ogóle mnie nie słychać, że ona krzyczała i w tym momencie po prostu musiałam krzyknąć…nagle coś innego niż do tej pory zaczęło się dziać. Nie do opanowania. Jakby jej komentarz, wyjście dzieci za drzwi, powrót męża, który już nie musiał ogarniać dzieci coś wywołało – i to w tempie natychmiastowym.

Wyszłam z łazienki i już nie byłam w stanie odebrać telefonu od położnej. Zrobił to mąż. Przerwy pomiędzy skurczami, teraz już wiem, że to były tzw. parte, były niesamowicie krótkie i w czasie ich trwania normalnie byłam sobą i byłam w stanie rozmawiać. Gdy ogarniał mnie skurcz mąż intuicyjnie trzymał mnie za brzuch, ja go obejmowałam. Wydawało mi się, że mi ściska ten brzuch bardzo mocno. Powiedział po wszystkim, że tylko podtrzymywał.

Ale bez niego nie dałabym rady. Jak kładł ręce na dolnej części brzucha od razu wszelki ból mijał. Gdy spóźnił się kilka sekund od razu była masakra. A on nie wiedział co się dzieje i w przerwie pomiędzy skurczami partymi leciał do kuchni zrobić sobie kawę. Podjął dwie takie próby, po czym już stał cały czas obok mnie. W sumie nie wiem, kiedy on tą kawę chciał wypić. Teraz po wszystkim śmieszy mnie to. Kawa w przerwach pomiędzy partymi. Ha, ha 😛

W momencie gdy dzieci zniknęły jak stanęłam na środku salonu nie chciałam się stamtąd ruszyć. Mój mąż w pewnym momencie mówi, żebym spróbowała innej pozycji, a ja że w żadnym wypadku. Na stojąco do końca. Może jakaś intuicja ze względu na wzrok – nie wiem. Nie zdążyliśmy rozłożyć basenu, ale wydaje mi się, że i tak bym do niego nie weszła. Tak uparcie chciałam stać i ciągle w tym samym miejscu, nawet w przerwach nie ruszałam się z miejsca, a jak mąż próbował odejść chociaż na chwilę to panika.  Jeszcze w przerwie wysłał namiar do nas drugiej położnej – jak się okazało wysłał jej jakąś bzdurę – pinezkę w nawigacji prowadzącą do zupełnie innej miejscowości, dobrze, że druga jej wytłumaczyła dojazd.

Według męża na partych krzyczałam. W moich uszach to brzmiało jak jakiś splot dźwięków, które się ze mnie same wydobywały tak samoistnie, bez mojej kontroli. Ponoć jest coś takiego jak śpiew porodowy.  Może to było to? Kto wie? Swoją drogą to ciekawe, że on słyszał co innego, ja co innego 😛

Nie udało mi się zupełnie odciąć logiki, bo dużo teorii miałam głowie i zero praktyki. Po pewnym czasie (w przerwie) zaczęłam mówić mężowi, że to co się dzieje to co innego co było zanim przyszedł. Miałam na myśli parte. Ale jednocześnie wątpiłam, czy to może być już to skoro poród ma trwać raczej dłużej niż krócej przez moje cięcia oraz to, że rodzę pierwszy raz.

Natomiast nie mogę powiedzieć, że to był ból. To było jakieś inne doświadczenie. Boleśnie było, gdy była obok mnie Anitka i np. coś powiedziała i nie byłam już w stanie w 100% się odciąć i skupić na jakiejś technice oddechowej. Boleśnie było, gdy kilka razy mąż nie zdążył objąć mi brzucha na czas – w moim odczuciu mocno go ścisnąć.

Co do technik najpierw działała ta gdzie wdychałam i wdychałam powietrze nosem (zresztą tą stosowałam już od tygodnia), potem usta, a potem parskanie. Przy mocniejszych skurczach na czworaka. Na partych nie zastosowałam żadnej z technik na ból tylko poszłam za tym czego chciało moje ciało…w głowie miałam różne rodzaje dźwięków, które można wydawać i ot tak zaczęłam od „oooo” a potem zrobiło się samo. Jakby był ból nie do wytrzymania do miałam w zanadrzu różności, ale tego nie było. Ponoć zdarza się, że w takich okolicznościach rodzące kobiety przeżywają orgazmy.

W pewnym momencie mój mąż mi powiedział, że co skurcz to brzuch staje się mniejszy, więc sprawdziłam i wydawało mi się, że czuję główkę. Jaja jak nic. To już! Powiedziałam mu.

(…) nie mogę powiedzieć, że to był ból. To było jakieś inne doświadczenie.

Przypomniało mi się, że tu jeszcze chyba było dmuchanie świeczek, więc jak sobie przypomniałam to pomiędzy śpiewem porodowym dmuchałam. Potem poczułam jakby rozciąganie i takie jakby gorąco…może i pieczenie, ale nie było to jakieś dla mnie bardzo nieprzyjemne, chociaż pamiętałam z kursu, że przy którymś dziecku to był jedyny bolesny moment dla prowadzącej. Dla mnie nie.

Zmęczona już byłam. I mówię do męża, że to chyba „ring of fire” (zapamiętałam z kursu, który przerobiłam Pain-free birth) i …jak się okazuje tu powinnam była dmuchać świeczki, żeby wszystko opóźnić (jakby też oczekiwać na tzw. “11 centymetr)'” a ja stwierdziłam, że to zakończę i świadomie poparłam. To był jedyny raz, bo wiedziałam, że da się zupełnie bez parcia i taki miałam plan z uwagi na oczy.

Iza wylądowała na rękach taty. Intuicyjnie wiedział kiedy ją przyjąć, bo ja cały czas stałam, więc gdyby tego nie zrobił mogłaby spaść na podłogę. Przerażony odwinął pępowinę z jej szyi i zaraz po zaczęła cichutko kwilić. Ja się położyłam na kanapie zabezpieczonej folią na tą okazję. Zaczęłam mocno drżeć. Mój mąż trochę się za dużo filmów naoglądał, w których, gdy ktoś tak drży to po 5 minutach umiera. Poza tym ja mu powiedziałam, że to najniebezpieczniejszy etap porodu. Zaczął na szybko rozpalać w kominku. Ale mi nie było ani trochę zimno. Po prostu emocje…hormony…no i ponoć takie trzęsienie się jest zupełnie normalne.

poród-domowy-moje-doświadczenie
Poród domowy bez asysty

Położne dojechały jakieś 15-30 minut po całej akcji. Jedna miała ok. godzinny dojazd, druga półtorejgodzinny, ale coś dłużej im chyba zajęło. Zapytani nie wiedzieliśmy dokładnie, o której przyszła na świat Iza. Najbliżej było do godziny 10:30 więc taka została. Jak widać naprawdę szybka akcja była jak na pierwszy poród drogami natury i to jeszcze po dwóch cięciach cesarskich.

domowe narodziny
Noworodek

Tatuś przeciął pępowinę, gdy już przestała tętnić. Położna odbiła nam łożysko na pamiątkę. Wszystko na spokojnie. Maluszek był długo kangurowany przeze mnie, potem, gdy poszłam “urodzić” łożysko przez tatę.

malowane-lozyskiem
Odbite łożysko

Oczy pozostały nietknięte pomimo wady -10,5 i astygmatyzmu. Nie miałam nawet uczucia pogorszenia widzenia, które miałam po cesarkach. Oczywiście żadnej gwarancji nikt nie dawał. Okulista zalecił obserwowanie, czy nie mam błysków, co by było znakiem odklejania się siatkówki, którą nota bene miałam wzmocnioną zabiegiem fotokoagulacji w ostatnim miesiącu ciąży.

Zawsze było też ryzyko pęknięcia macicy, czy rozejścia się blizny po dwóch cięciach cesarskich. Ryzyko rzędu …uwaga…1,5%, a to podejrzewam statystyki szpitalne, więc w rzeczywistości bez oksytocyny i innych interwencji jest na pewno mniejsze. Oczywiście nic się nie podziało. Zresztą ja w ciąży odpowiednią suplementacją zadbałam o to, aby nie było krwotoków i żeby mięsień macicy był mocny.

Dolegliwości przy skurczach macicy, które są odczuwalne coraz bardziej po każdym porodzie niezależnie czy cc czy sn łagodził wypożyczony od położnej TENS. Ponoć niektórzy też używają podczas porodu na bóle krzyżowe, których ja nie miałam.

Tens po porodzie
Tens po porodzie
skurcze-macicy-po-porodzie
Tens po porodzie

Poród naturalny po cięciach – moje wrażenia i czy coś bym zmieniła

Myślę, że za pierwszym razem nic nie wychodzi idealnie. Na pytanie czy coś bym zmieniła odpowiem: Oczywiście. Zawsze jest coś do zmiany, ulepszenia. W każdej sytuacji. Uważam, że wyszło lepiej niż planowałam. Bez asysty 🙂 Patrząc na to jak przeszkadzała mi okresowa obecność mojego najmłodszego dziecka możliwe, że obecność położnych, ewentualne sprawdzanie też by mi przeszkadzało. Bez towarzystwa innych mogłam się po prostu odciąć, niemalże zupełnie odpłynąć, kiedy analiza tego co się dzieje nie wchodziła trochę przeszkadzając. Gdybym miała możliwość powtórki wybrałabym bez wahania poród z samym mężem. Mąż niekoniecznie, bo mówił, że to niebezpieczne i jakby coś się stało to nic byśmy sami nie zrobili. Położne ewentualnie mogłyby być w innym pomieszczeniu, za drzwiami.

Gdybym miała możliwość powtórki wybrałabym bez wahania poród z samym mężem.

Natomiast zmieniłabym inną rzecz. Jak wiecie moja pierwsza cesarka wynikała przede wszystkim ze strachu przed bólem. Papierek na wzrok był przy okazji. Czytając książki i przerabiając kursy skupiłam się przede wszystkim na tym, żeby było bez bólu. Wierzyłam, że jest to możliwe. Po przeczytanych książkach i po kursie, o którym wspominałam wiedziałam, że to możliwe. Moja głowa skupiała się przede wszystkim na technikach niwelujących ból. Zresztą w notatkach mam taki ogrom informacji i sporo przerabiałam na ostatnią chwilę, że nie sposób ogarnąć wszystkiego. Odświeżając notatki ćwiczyłam przede wszystkim techniki na opanowanie bólu. Założyłam, że go w ogóle nie będzie no i prawie mi się udało.

Niestety nie przyłożyłam się do tego, do czego przyłożyła się Martyna (ona miała dwa porody domowe), czyli do tego, żeby wyjść z całej akcji bez większych obrażeń. Ona nawet cały webinar w temacie przerobiła. Dla mnie „bez bólu” było kluczowe, a o reszcie niewiele myślałam.

Tak jak napisałam nie powinnam chociażby przeć, tylko poczekać na tej końcówce. Za szybko to zrobiłam. Na kursach nawet mówią, żeby czekać na tzw. „11 centymetr.” To tu był moment na świeczki. Żeby powstrzymać parcie. A mi się wszystko pomieszało. Świeczki nieco wcześniej, bo ot tak sobie przypomniałam, że gdzieś mają być. Nie była to technika na ból, więc mój mózg słabo zakodował i wszystko pomieszał.

Skutkiem tego są pewne obrażenia, coś tam nawet 2 stopnia, ale o dziwo gdyby nie zalecenie leżenia i odpoczywania to bym raczej normalnie funkcjonowała. Nie miałam żadnych dolegliwości bólowych po ani przy chodzeniu ani przy siedzeniu. Raczej wrażenie, że jestem cała opuchnięta, ale to oczywiście z czasem zeszło.

O ile cały poród bez znieczulenia i gdybym miała to przeżyć po raz kolejny też by było bez znieczulenia, bo początek coś a’la moje miesiączki, z tym, że do opanowania różnymi technikami, a końcówka z bólem niewiele miała wspólnego, to na szycie po poprosiłam mocniejsze znieczulenie, bo to miejscowe jak mniemam w sprayu średnio działało. Dla Martyny też ta końcówka była trudniejsza do wytrzymania niż sam poród.

Natomiast po wszystkim normalnie wstałam i do toalety i pod prysznic i tak samo w kolejnych dniach bez jakichś większych dolegliwości. Podobno jak w szpitalu zrobią cięcie to zupełnie inna sprawa. Siedzieć się nie da.

Połóg po porodzie naturalnym

Zgodnie z zaleceniami położnych:

„Pierwszy tydzień w łóżku, drugi przy łóżku, trzeci koło łóżka.”

Szczerze to zdziwiło mnie, że tyle trzeba odpoczywać, ale się stosowałam. Pierwszy tydzień na leżąco, czy półsiedząco. W drugim też sporo siedzenia, półsiedzenia, chociaż już mnie korciło góry prania składać. W trzecim już zaczęłam ogarniać dom. Już mi brakowało ruchu.

Po porodzie domowym
Po porodzie w domu
Kangurowanie
Kangurowanie maluszka

Przy okazji dziękuję wszystkim, którzy:

– ogarniali czasem moje dziewczyny, w tym Martynie, która w dzień narodzin Izy zrobiła im mega dzień,

– dostarczali mi gotowe jedzenie w słoikach, w tym za niesamowitą zupę mocy z ziołami wg medycyny chińskiej,

– w jakikolwiek inny sposób pomagali już po porodzie,

– w tym również za zdjęcia @Mamoko.Fotografia, która wpadła w 3 dobie.

Dziękuję też tym, którzy wspólnie razem dali wszechstronne wsparcie w tej ciąży i przyczynili się do jej szczęśliwego zakończenia (niektórzy zupełnie nieświadomie):

  • moim położnym Wioli i Magdzie za wsparcie i totalny spokój i upewnianie mnie, że to wszystko normalne szczególnie w czasie mojego treningu przedporodowego i za wsparcie na żywo w 3 fazie porodu i wizyty kontrolne w kolejnych dobach
  • mojej Pani doktor za samo to, że jako jedyny lekarz na mojej drodze popierała próbę porodu naturalnego po dwóch cięciach cesarskich (nie wymienię tu jej nazwiska, bo nie wiem, czy by sobie tego życzyła mając inne podejście niż większość lekarzy)
  • pewnemu lekarzowi z Rzeszowa, który sprawdził, czy łożysko nie wrasta w bliznę nie zadając pytań, chociaż z racji tego, że pisałam przy rejestracji internetowej kto go polecił miał przesłanki, żeby podejrzewać poród domowy, a w mojej sytuacji większość lekarzy by miała “do gadania
  • osteopacie Leszkowi Zającowi z Halmedu w Zabierzowie za błyskawiczne rozwiązywanie problemów ciążowych
  • Kamili Neminarz z Holistica Tarnów, która mnie przez całą ciążę wspierała akupunkturą
  • wspólnocie z Myślenic, która się za mnie za sprawą koleżanki modliła i wszystkim innym, którzy też mnie wspierali modlitwą lub wysyłali dobrą energię
  • Ani Pieczewskiej za wsparcie olejkowe z olejkami Doterra
  • Monice z Anmo z Krakowa za wsparcie ziołowe wg medycyny chińskiej
  • Oldze Grech z @olga_grech_terapie na Instagramie za wiedzę jak się do ciąży przygotować i jak się suplementować w trakcie jej trwania oraz za trud jaki sobie zadała poświęcając swój czas i odpisując na moją prywatną wiadomość z radami, które sprawiły, że sporo zeszłam w ciąży z dawką Euthyroxu (mam Hashimoto)
  • Oskarowi Kaczmarzykowi @dr_microbiome na Instagramie za wiedzę dotyczącą mikrobioty kobiety w ciąży i niemowląt
  • Ani z @annabee_c na Instagramie za wiedzę dotyczącą protokołu Klennera w ciąży
  • autorkom książek porodowych (książki wymienię w artykule jak się przygotowywałam w ciąży)
  • wszystkim mamom, które czy to online czy w książkach podzieliły się swoimi szczegółowymi historiami porodowymi
  • wszystkim mamom z grupy Poród domowy, które mnie wspierały i odpowiadały na moje wątpliwości

Przepraszam, jeśli kogoś pominęłam. Jestem wszystkim niezmiernie wdzięczna. Jeszcze raz dziękuję. Bez Was wszystkich nie byłoby tak pięknie.

Na tym zakończę, bo o przygotowaniach planuję osobny artykuł.

Ten artykuł okazał się przydatny? Jeśli tak, udostępnij i podziel się z innymi.

Jeśli ten artykuł był dla Ciebie wartościowy możesz się odwdzięczyć.

Zapraszam do lektury dalszej części bloga oraz na kursy i szkolenia dla rodziców Akademii DoMam.

Kursy i szkolenia dla rodziców
 AkademiaDoMam.pl

Akademia DoMam jest dla Ciebie jeśli potrzebujesz poszerzyć swoją wiedzę z zakresu wczesnej edukacji i wspierania rozwoju dziecka.

Zapraszam też do grupy dla rodziców wplatających metodę Domana w wychowaniu swoich dzieci, sama ją założyłam na Facebook’u: Metoda Domana i nie tylko- grupa wymiany doświadczeń dla rodziców. Dołączając do grupy możesz liczyć na sporą dawkę motywacji, na naprawdę ciekawą wymianę doświadczeń oraz na pomoc w nurtujących Cię kwestiach.

Zaobserwuj mnie na Instagramie @teachyourbaby_pl, Tik Toku @teachyourbaby.pl, Facebooku @domanowanie DoMam – uczymy jak wspierać rozwój dzieckaYouTube Rodzicielstwo miłości i radości

Polecam zaglądnąć też tutaj:

Przygotowanie w drugiej ciąży – cel: wspieranie rozwoju maluszka

Konsultacje z Bożeną Bejnar-Sławow

Po szkoleniu z Bożeną Bejnar-Sławow

Podcast “Home Birth After Caesarian”

Domowe ktg

Christian Hypnobirthing

@olga_grech_terapie

@dr_microbiome

@annabee_c

Leszek Zając z Halmedu

Holistica Tarnów

Anmo

0 CommentsClose Comments

Leave a comment