CZEMU DOPIERO TERAZ?
Przyznaję się otwarcie, że nie planowałam czytania globalnego w języku polskim. Skupiłam się na zdobyciu kart do czytania globalnego w języku angielskim oraz kart do nauki matematyki, którą również ja wprowadzam, więc też jest anglojęzycznie. Tak się złożyło, że zestaw do nauki globalnego czytania zupełnie przypadkiem dostał się w moje ręce przy zamawianiu matematyki. Po prostu był w pakiecie, więc przygarnęłam. Wtedy zakiełkował pomysł, że może by jednak tego wprowadzić czytanie globalne w dwóch językach.
Wcześniej byłam skupiona tylko i wyłącznie na języku angielskim. Zawsze byłam świadoma faktu, że język polski zacznie prędzej, czy później dominować, jako że mieszkamy w Polsce i wszyscy oprócz mnie i moich uczniów mówią w języku polskim. Dlatego zdecydowałam, że zapewnię Mai jak najwięcej kontaktu z językiem angielskim zakładając, że języka polskiego i tak się sama nauczy. Niemniej jednak, gdy zobaczyłam zestaw do czytania globalnego w języku polskim zmieniłam zdanie.
O ile do nauki czytania globalnego w języku angielskim mamy pakiet od największych możliwie czerwonych liter, stopniowo przechodzących w kolor czarny i stopniowo zmniejszających się, to do nauki polskich słów i zwrotów zestaw jest nieco mniej rozbudowany. Może dlatego, że inne wydawnictwo. Porównałam wielkość czerwonych słów z zestawu męża do swoich i tak wyszło, że dokładnie teraz moje słowa są tej samej wielkości, co pierwsze słowa w zestawie polskim. A więc…możemy wprowadzać plansze ze słowami w języku polskim. Stwierdziłam, że nie ma sensu wcześniej, żeby Maja nie miała nagłego kontrastu pomiędzy wielkością „moich” słów, a polskich.
WYLUZOWANIE NA MAKSA, RACZEJ BEZ TRZYMANIA SIĘ ZASAD
To co napisałam wyżej doskonale opisuje podejście mojego męża. Nie sugeruję tu, że ja się jakoś spinam, czy coś, ale ja już taka jestem: jak sobie coś wymyślę, to się tego trzymam niemalże idealnie. I to się nie tyczy tylko naszej metody wychowania w dwujęzyczności zamierzonej/ nienatywnej, czy metody Domana.
Mężowi przypadł w udziale 1 zestaw 5 słów, który wg. Domana należy pokazać 3 razy dziennie. W pierwszy dzień przypominałam i rzeczywiście było trzy razy, ale potem stwierdziłam, że to jego sprawa i jest różnie.
Dla porównania ja obecnie mam 4 zestawy słów, 3 zestawy matematyki i 1 zestaw kart obrazkowych. Jestem o wiele bardziej zorganizowana i zmotywowana, jak widać, bo mój mąż ledwo daje radę z 3 sesjami czytania dziennie, a ja zwykle ogarniam 18 sesji. Napisałam zwykle, bo wiadomo, różne są dni, ale najczęściej mi się udaje.
Oczywiście udzieliłam mężowi wskazówek co i jak, że po 5 dniach ma jedno ze słów wymienić na inne i odłożyć i kolejnego dnia zrobić to samo z kolejnym słowem i tak dalej. Jednakże więcej już się nie wtrącam. Moja rola to nauka angielskiego i wszystkiego co się da, tylko po angielsku.
Moje doświadczenie okazało się przydatne? Jeśli tak, udostępnij i podziel się z innymi. A jak jest u was? Tatusiowie włączają się we wczesną edukację maluszków, czy wszystko spoczywa na barkach mam? Będzie mi bardzo miło, jeśli zostawisz komentarz i podzielisz się swoim doświadczeniem.
Jeśli chcecie być na bieżąco zapraszam do śledzenia fanpage na Facebook’u i do subskrypcji (okienko lub kanał RSS na stronie głównej tego bloga).
Jako, że nie znalazłam grupy dla rodziców wplatających metodę Domana w wychowaniu swoich dzieci, sama ją założyłam na Facebook’u. Na razie „raczkujemy,” ale liczę na to, że niedługo nasze grono się rozrośnie i będziemy mogli wymieniać się doświadczeniami. Widząc, ilu rodziców dołączyło w ciągu dwóch dni od jej powstania, zapowiada się ciekawie.