fbpx

GLENN DOMAN TO LUZAK

Zaobserwowałam, że większość z was jest zainteresowanych czytaniem globalnym sądząc po kwestiach, które poruszacie w wiadomościach prywatnych do mnie, jak i w grupie, którą założyłam na Facebooku.  Zresztą zadałam też tam takie pytanie i odpowiedzi to potwierdziły. Po lekturze kolejnej książki autorstwa Glenna Domana “How To Give Your Baby Encyclopedic Knowledge” (“Jak przekazać dziecku wiedzę encyklopedyczną”) muszę powiedzieć, ze macie rację. 

We wspomnianej wyżej pozycji, Glenn Doman wymienia co składa się na inteligencję dziecka. Są to trzy elementy: 

– umiejętność czytania,

– umiejętności matematyczne,

– ilość wiedzy encyklopedycznej, jaką dana osoba posiada. 

Karty do programu czytania i programu matematycznego wchodzą w skład tzw. bitów inteligencji i są elementem składowym całego programu pomnażania inteligencji Domana. Ponadto w dalszej części tej lektury podkreśla on, że najważniejszymi programami i to od nich powinni zaczynać rodzice są program nauki czytania oraz wiedzy encyklopedycznej. Jak pisze Doman przed realizacją programu matematycznego rodzice powinni najpierw porządnie wdrożyć się w program czytania.

Jak wiecie u nas było trochę odwrotnie. Ja zaczynałam wspieranie rozwoju mojej Mai programem Domana po lekturze pozycji typowo opisujących czytanie i matematykę. Jakoś tak wyszło, że matematykę uznałam za priorytet, bo przecież czytać prędzej, czy później nauczy się każdy i od niej zaczęliśmy. Nie zdawałam sobie wtedy jeszcze sprawy z tego, że czytanie globalne przynosi o wiele więcej korzyści niż sama nauka czytania.

Trochę nie po kolei zaczęliśmy, ale uspokoiła mnie “inspirująca mama” pisząc: “Doman to luzak, wskazuje kolejność, a potem mówi, że ale jak zaczniesz od czegoś innego to i tak dobrze że zaczęłaś.” Jak się głębiej zastanowić nad tym, co pisze, wychodzi na to, że ma 100% rację. Najważniejsze, że podjęliśmy decyzję, że będziemy uczyć swoje dziecko i oddajemy się temu z pasją. U Domana nie ma sztywnych zasad. Są sugestie, które należy dostosować do siebie i do dziecka, jak to często podkreśla. 

Kto skupi się jedynie na rozdziale, w którym jest rozpisany cały program czytania globalnego krok po kroku w książce “How to Teach Your Baby to Read” (“Jak nauczyć swoje dziecko czytać”) może odnieść wrażenie, że trzeba się tego programu koniecznie trzymać i mieć tyle i tyle zestawów i sesji dziennie. Po zgłębieniu i dobrym zrozumieniu całej książki, czytanej najlepiej w oryginale okazuje się, że tak nie jest. Po lekturze kolejnych pozycji z serii Subtelnej Rewolucji rozjaśni nam się o wiele więcej. I nie chodzi tu o sztywne harmonogramy tylko o zasady, którymi mamy się kierować, aby odnieść sukces, a raczej, aby nasz maluch odniósł sukces, a my razem z nim. 

Tak jak już pisałam tutaj dzieląc się moim i nie tylko moim nowym spojrzeniem na metodę Domana, aby całościowo zrozumieć każdy z programów Domana trzeba przeczytać najlepiej wszystkie książki jego autorstwa. To nie jest tak, że po lekturze na przykład pozycji “How to Teach Your Baby to Read” (“Jak nauczyć swoje dziecko czytać”) zgłębimy całą wiedzę dotyczącą czytania globalnego. Owszem, ta pozycja jest w całości poświęcona czytaniu i zawiera szczegółowo rozpisany program, ale nie ma w niej kilku, niezwykle istotnych informacji, które znajdziecie w innych książkach. Jest to szczególnie ważne, jeśli zaczynamy pracować z dzieckiem w wieku od 7 miesięcy wzwyż.  

JAKIE WARUNKI NALEŻY ZAPEWNIĆ DO WCZESNEJ EDUKACJI DOMOWEJ DZIECKA

Najbardziej kompleksowe wskazówki co do warunków, jakie należy spełnić aby odnieść sukces, jeśli chodzi o wczesną edukację Doman rozpisał w książce How To Give Your Baby Encyclopedic Knowledge” (“Jak przekazać dziecku wiedzę encyklopedyczną” ). Po tytule wydawałoby się, że lektura będzie dotyczyć tylko i wyłącznie przekazywania dziecku wiedzy encyklopedycznej. Nic z tego. Dowiedziałam się z niej kilku istotnych rzeczy dotyczących metody Domana, jako całości oraz programów, które przerabiam z moją córeczką.

Jeden z rozdziałów tej książki jest poświęcony przekornie motywowaniu dziecka. Piszę “przekornie,” bo tak naprawdę małych dzieci do nauki nie trzeba motywować. Jak pisze Doman im młodsze dziecko tym łatwiej go uczyć. Ciekawski maluch ma tak niesamowity pęd do nauki, że jest mu do pewnego wieku wszystko jedno, czego się uczy, byleby się uczyć. Nigdy później w swoim życiu nie będzie już tak bezstronny, żeby z tym samym entuzjazmem i łatwością poznać smak muchy i wygląd obrazu Leonardo Da Vinci.

W innym rozdziale tej samej książki Doman pisze, że motywacja rodzi się wskutek odnoszenia sukcesu, a nie odwrotnie, a niska motywacja jest wynikiem poczucia porażki. Podaje przy tym poruszające przykłady z dziećmi niepełnosprawnymi, które są przez świat często skazane na porażkę. Czasem wystarczy po prostu w nie uwierzyć, pracować z nimi z niczym nie zmąconym entuzjazmem i uznawać za sukces chociażby najmniejszy postęp. Dzieci chcą powtarzać to, za co są chwalone. Unikają tego, co im nie wychodzi. Aby nie zniszczyć naturalnego u dzieci pędu do nauki, my jako rodzice musimy przestrzegać pewnych ogólnych zasad. Zebrałam je tutaj w jedno.

15 przykazań dotyczących wczesnej edukacji według Domana zebranych z jego książek a zwłaszcza z tej, o której w tym artykule wcześniej wspomniałam wraz z moimi własnymi przemyśleniami i refleksjami:

1. Uznaj za ogromny przywilej to, że możesz być nauczycielem swojego dziecka.

Naucz się czerpać radość z samego faktu, że uczysz swoje dziecko. Nie traktuj wczesnej edukacji, jako obowiązek. Jeśli inaczej do tego podchodzisz, nie zaczynaj, bo ani ty, ani twoje dziecko takiej nauki nie polubi i nic a niewiele z niej wyniesie. Dziecko nie może czuć, że ci zależy (pisałam już o tym tutaj) albo że się do tego zmuszasz zaspokajając własne ambicje.

Metoda Domana nie jest dla wszystkich rodziców, a jedynie dla tych, którzy potrafią znaleźć w sobie uprzywilejowanego nauczyciela swojego dziecka, ufającego w 100%, że to co mu prezentują zostaje przyswojone. W praktyce należy się skupić na przekazywaniu wiedzy i nie oczekiwaniu niczego w zamian. 

Pamiętając, że możliwość wczesnej edukacji, to twój przywilej, pamiętaj również o tym, że prezentacja kart nie musi się odbywać akurat wtedy, kiedy ty tego chcesz. W żadnym wypadku nie możesz przerywać dziecku zabawy, aby zaprezentować plansze. Jeśli dziecko jest czymś zajęte zawsze czekamy aż skończy.

2. Zacznij prosto, bez wygórowanych ambicji.

Pamiętaj, że “monumental motivation has simple enough beginnings” (“ogromna motywacja zaczyna się od czegoś wystarczająco prostego”) jak pisze Doman. Dlatego należy zacząć od zaledwie jednego zestawu plansz dziennie. Jeśli dajemy radę, dodajemy, jeśli nie, systematycznie działamy z tym jednym. Im młodsze dziecko, tym większa jest szansa, że niedługo po rozpoczęciu będziemy mogli realizować intensywną wersję programu. U nas bardzo intensywnie było realizowane czytanie globalne w języku angielskim.

W tym wszystkim chodzi też o naszą motywację do działania. Wiadomo, że u każdego rodzica, który na swojej drodze napotkał metodę Domana zapał jest ogromny. Niemniej jednak często rodzice początkujący np. z programem czytania biorą na siebie zbyt dużo, trzymają się sztywno harmonogramów i jak jeszcze dziecko nie chce się “bawić” z dokładnie taką częstotliwością jak sobie zaplanowali, szybko zniechęceni rezygnują. Lepiej robić mało, a systematycznie i na luzie. 

3. Spojrzyj przez właściwy pryzmat na swoje dziecko i na swoją wizję tego samego dziecka w przyszłości.

W żadnym wypadku nie stawiaj mu wygórowanych wymagań.  Najlepiej jest nie stawiać żadnych wymagań i cieszyć się nawet z drobnych sukcesów. Również informowanie dziecka, ile się jeszcze musi nauczyć do niczego nie prowadzi, bo może w nim wzbudzić poczucie winy, że jeszcze czegoś nie umie.

4. Ciesz się każdą chwilą ze swoim maluchem.

Jeśli chcesz porównywać patrz na to, jakie twoje dziecko jest tu i teraz w porównaniu z tym, jakie było. Chwal maluszka za każdy postęp, za uwagę którą zwrócił na plansze, jak również za samo podejmowanie prób, nawet jeśli są nieudane: bij brawo, całuj, przytulaj, komplementuj, jaki jest mądry itp. po każdej zabawie-nauce. Możesz zapisywać sukcesy dziecka (o tym, że warto założyć notatnik z informacjami o waszych maluchach pisałam tutaj) i nieco starszemu dziecku po jakimś czasie przypomnieć te sukcesy i pochwalić za postępy.

Pamiętaj, że to sukces rodzi motywację, a nie odwrotnie. Jeśli chcesz, aby twoje dziecko było zmotywowane do nauki wprowadź go tak we wczesną edukację, żeby zawsze miało poczucie wygranej.  Nie skupiaj się na tym, czego nie wie albo po prostu na razie nie ma ochoty pokazać. Domowa edukacja to nie szkoła, a więc nie pokazujemy, ile dziecku zabrakło do sukcesu mierzonego według szkolnej miary, do której chcąc nie chcąc jesteśmy przyzwyczajeni. Ja nie jestem pod tym względem jakimś wyjątkiem. W końcu jestem nauczycielem, jak możecie przeczytać na stronie O mnie

5. Prezentując nowy materiał mów głośno, wyraźnie i z entuzjazmem w głosie.

To jest ważne, aby dziecko czuło twoją pasję i to, że ekscytujesz się tym, co mu chcesz pokazać. Jest to szczególnie ważne, jeśli z natury mamy cichy, mało entuzjastyczny głos. Możemy sobie poćwiczyć wcześniej i poprosić o ocenę na przykład partnera. 

Ja ze swojej strony dodam tutaj coś dla rodziców, którzy tak jak ja działają również w języku obcym. Nie napisałam “tylko w języku obcym” bo część polską metody Domana też ja przygotowuję. Mąż tylko prezentuje. Taki już chyba los nas – mam, że zwykle z dzieckiem robimy o wiele więcej niż nasi partnerzy. 

Uważam, że wprowadzając dziecku materiał w języku, który nie jest naszym rodzimym, jak w moim przypadku język angielski, należy być szczególnie wyczulonym na to, w jaki sposób mówimy podczas domanowskich “sesji”. Pomijam tutaj aspekt tak oczywisty jak poprawna wymowa. W zależności stopnia zaawansowania naszego języka obcego, prezentacja kart do czytania globalnego nie powinna sprawiać nam problemów. Przynajmniej ja takowych nie zauważyłam. U mnie entuzjazm pojawia się na samą myśl, jakie niesamowite i nie do uwierzenia jest to co robię z moją już dwulatką od ponad 1,5 roku.

Z drugiej strony z doświadczenia wiem, że gdy przychodzą w bitach inteligencji słowa, które pierwszy raz widzimy na oczy np. pewne rasy psów, niektóre nazwy narządów wewnętrznych, ptaków, czy instrumentów muzycznych, nie mówiąc już o nazwach dinozaurów, które choćby na wszelki wypadek musieliśmy sprawdzić odnośnie właściwej wymowy, możemy mieć tendencję do skupiania się tylko na tym, aby poszczególne słowa właściwie odczytać i dodatkowo na szybkim prezentowaniu kart, a jednocześnie do zapominania, że jeszcze pasuje to wszystko mówić wesoło, z entuzjazmem.  Poprawność oraz entuzjazm to klucz.

5. Zrelaksuj się i dobrze się baw. 

Pamiętaj, że “you and your child have nothing to lose and everything to gain” (“ty i twoje dziecko nie macie nic do stracenia, możecie zyskać wszystko”). Ja bym tu dodała, że do stracenia mamy czas wolny, ale wydaje mi się, że czasu spędzonego z dzieckiem i dla dziecka nie można zaszufladkować to kategorii “straconego.” 

Odnośnie tego podpunktu Doman pisze o takich przyziemnych i oczywistych sprawach, jak to, żeby rodzic dobrze się odżywiał i miał wystarczająco dużo snu. Ten punkt mi osobiście i nie tylko mi jest dość ciężko zrealizować – dzień jest za krótki, a ja oprócz pracy, czasu z Mają i czasu z mężem mam też kilka swoich indywidualnych hobby i z żadnego nie chciałabym rezygnować. Czasem ich realizacja następuje właśnie kosztem snu. Czasem konieczna jest kolejna kawa, ale to mi daje porządną dawkę energii i dobrego humoru na kolejne kilka godzin. Zresztą nauczyłam się cieszyć małymi rzeczami. Z perspektywy czasu widzę, że kiedyś potrzebowałam o wiele więcej do szczęścia. A może to kawa? 😛 Przed ciążą piłam tylko raz w tygodniu, teraz codziennie.

Doman sugeruje, że często napięcie i zdenerwowanie, które dziecko natychmiastowo wyczuje jest wynikiem zmęczenia rodzica. Ja choćbym nie wiem jak była zmęczona i niewyspana to przy Mai wyzbywam się wszelkiego napięcia. U mnie stres powoduje nie brak snu, ale “wizyta kontrolna” mojej mamy, która mnie krytykuje między innymi za to, że nic nie robię tylko z się z Mają bawię i ją uczę, a nie dbam o to, żeby na przykład jadła co równe 3 godziny i określoną ilość. Żeby uniknąć spięcia w obecności mojej córeczki po prostu z chwilą pojawienia się jej, znikam. Jak jesteśmy same z Mają zawsze świetnie się bawimy. Nie chcę się powtarzać, więc napiszę, że o innej, również niewłaściwej postawie rodzica pisałam tutaj

Jeszcze w temacie niewyspania, bo chyba nieodłączna część rodzicielstwa 😀 Wydaje mi się jednak, że bardziej sfrustrowany i zdenerwowany będzie rodzic, który noce zarywa, żeby produkować materiały dla dziecka i który praktycznie cały swój czas poświęca dziecku nie mając chwili wolnego dla siebie. Wczesna edukacja jest super i uwaga … uzależnia, ale pamiętajmy też o tym, żeby nie zaniedbywać siebie pod takim psychicznym względem. Nie żyjcie tylko tym, co robicie z waszym maluchem. Do pewnego czasu tak się da pewnie, ale najlepiej mieć wczesną edukację + własne hobby i że tak powiem … własne życie. 

Dla przykładu niedawno był dzień, w którym spałam tylko … 2 godziny: cały dzień bawiłam się i uczyłam z Mają (zrobiłam z nią taką ilość rzeczy, że normalnie niesamowite), wieczorem jak poszła spać wyjątkowo wcześnie, bo o 19, co jej się nie zdarza, ale nie spała wtedy w dzień, miałam czas dla siebie: zrobiłam trening na siłowni, potem coś tam popracowałam przygotowując się do pracy na poniedziałek (m.in. powrzucałam uczniom słówka na Quizlei ułożyłam sobie wszystko do poprawienia w ładny  stosik), a potem taka wena pisarska mnie naszła, że do 2 w nocy pisałam. Liczyłam, że standardowo do 8 pośpię, jak to w dzień wolny od pracy. Mój maluch radośnie mnie obudził o 4 rano (!) zachwycony kolorem nieba.

Próbowałam jeszcze drzemać, ale zerwałam się na równe nogi, bo moja Maja ogłosiła: “I want Barbapapa.” (“Chcę Barbapapa.”), a to oznaczało nic innego jak nasze 30 minut z językiem włoskim. Zeszłam z Mają na dół i znaleźliśmy maskotkę Barbapapa, która mówi tylko po włosku, a która zawsze się ukrywa. Niesamowite 🙂 Włoski o 4 rano, śniadanie, trochę zabaw na ogrodzie, w tym szkolenie jazdy na rowerku biegowym, a po 6 rano już byłyśmy na placu zabaw i na zmianę zjeżdżałyśmy na zjeżdżalni.

Potem jak Maja poszła spać jeszcze coś tam przygotowałam do pracy i ogólnie zakończyłam dzień z satysfakcją, że tyle dałam radę zrobić: lekcje z klasami 1-4 dopięte na ostatni guzik (jak ja to lubię) i tylko dwie klasy zostawione na niedzielę + stosik do poprawienia (praca), poczytałam trochę (coś dla siebie), zrobiłam trening (też dla siebie) i spędziłam kolejny cały angielski dzień z Mają 🙂 (uwielbiam weekendy majowe). I jeszcze mąż mi powiedział, że w ogóle po mnie nie widać, że tylko tyle spałam 🙂 Same pozytywy, oprócz braku snu 😛 A mój mąż to nie jest typ komplemenciarza jest szczery aż do bólu i to cenię (znajdźcie innego faceta, który jest w stanie sam z własnej inicjatywy dać kobiecie taką radę: lepiej, żebyś kupowała dżinsy z większymi kieszonkami, bo jak są małe to mniej korzystnie wyglądasz? Ja coś w tym stylu usłyszałam po tym jak mnie zobaczył w jedynych dżinsach z mniejszymi kieszonkami :D.)

Jakbym skupiła się tylko na edukacji mojego malucha i zrezygnowała z moich hobby (siłownia i ogólnie sport, język włoski, język angielski, czytanie, kosmetyki, blog), w tym zaczęła nieco olewać pracę (nie umiem, lubię mieć wszystko na tip-top) i mniej czasu spędzała sam na sam z mężem plus dużo częściej niż teraz oddawała Maję pod opiekę dziadków (mam z tym problem, bo chcę jej zapewnić jak najwięcej kontaktu z angielskim i nie protestuję jedynie jak jest właśnie taki długi weekend jak był teraz, gdzie ponad tydzień spędzam z nią wiele godzin każdego dnia; jeden dzień z dziadkami nie zaszkodzi), to bym mogła spokojnie spać 8 godzin codziennie.

Nie umiem jednak zrezygnować z niczego 🙂 Dzięki temu psychicznie dosłownie fruwam 😀 Wiadomo są gorsze dni, ale piszę jak jest najczęściej. Fizycznie już jest różnie, bo kilka dni zbyt małej ilości snu, w dni w które muszę iść do pracy daje w kość, ale daję radę. Ćwiczę regularnie, więc kondycja jest 🙂 Byleby do wakacji 🙂 Z jednej strony zazdroszczę tym, którzy nie muszą pracować. Z drugiej, jak nie pracowałam na macierzyńskim itp. to jednak bardziej nerwowa byłam. Praca to też w sumie moje hobby jakby na to nie patrzeć. 

6. Zaufaj swojemu dziecku i okazuj mu szacunek.

To zaufanie powinno być absolutne podobnie jak to, którym dzieckodarzy ciebie. Odwzajemnij to. Jeśli naprawdę uwierzysz, że twój maluch chce się uczyć, nawet jeśli mogłoby się wydawać, że chce cię doprowadzić swoim zachowaniem do szału, jeśli naprawdę uwierzysz w to, że ma ogromny potencjał, aby się nauczyć wszystkiego, co zechcesz mu pokazać, twoje dziecko to wyczuje. Jeśli wątpisz w jego zdolności, ten program ani żaden inny program wczesnego wspierania dziecka nie jest dla ciebie. 

Rozpocznij zabawę z dzieckiem wówczas, gdy uwierzysz w możliwości, jakie daje metoda Domana, czy też jakakolwiek metoda, którą wybierzesz i w to, że twój maluch wszystko przyswaja z łatwością i w tempie błyskawicznym. Ja bym jeszcze dodała na podstawie innych źródeł np. tego bloga, że dodatkowo należy się wyzbyć chęci sprawdzania wiedzy dziecka przed 3 rokiem życia, bo tego czasu nasze zadanie to prezentacja wiedzy, jeśli dziecko będzie chciało to samo z siebie pokaże nam jak dużo przyswoiło. Doman też zresztą pisze, żeby nie testować dzieci, ale nie podaje górnej granicy wiekowej. W tym zakresie musimy wyczuć dziecko, bo i takie w wieku 3+ może też dobrze nie odbierać sprawdzania. 

Zdaję sobie sprawę, że ten punkt jest trudny do zrealizowania dla wielu rodziców. Tym trudniej jest uwierzyć, że pokazując dziecku plansze z kropkami, czy słowami ono to zapamiętuje, im więcej mamy w otoczeniu osób, które się z was śmieją, czy kwestionują to podejście. Ja akurat należę do osób, którzy nigdy się nie przejmowali opinią innych i zawsze robili wszystko po swojemu. Uwierzyłam w potencjał mojego malucha i wierzę głęboko, że o ile teraz ma od czasu do czasu przebłyski niesamowitości (przykładowe tutaj: 1, 2, 3, 4, 5) to w ciągu najbliższego roku, może dwóch zaskoczy nasz wszystkich totalnie, bo te drobne “olśnienia” jak je nazywam nie dla każdego pewnie są czymś tak szczególnym, jak dla mnie. Wtedy wszyscy, którzy wątpią w działanie metody Domana albo ci, którzy twierdzą, że czytanie globalne w dwóch i więcej językach zanim dziecko skończy 3 rok życia jest szkodliwe dla dziecka, powołując się na znanych chyba tylko sobie logopedów, zobaczą, że nie mieli racji. Takie opinie też słyszałam, ale się nimi oczywiście nie przejmowałam za bardzo robiąc swoje, bo do mnie nie przemawia już nic nie potwierdzone badaniami. Nie bardzo też mi się chciało wierzyć, że rzeczywiście takie jest też zdanie Instytutu Domana, bo ktoś kto mi mówił o szkodliwości dwóch języków naraz się powoływał na kontakt z tym instytutem. W końcu dostałam potwierdzenie z Instytutu Domana w odpowiedzi na mój e-mail i mam czarno na białym:

“For right now I just wanted to answer your question about teaching reading in more than one language.  I am glad that you followed your maternal instinct.  We are highly in favor of exposing babies to as many languages as possible starting at 3 months old. “

(Na chwilę obecną chciałabym tylko odpowiedzieć na Pani pytanie dotyczące nauki czytania w więcej niż jednym języku. Cieszę się, że Pani posłuchała swojego matczynego instynktu. Popieramy wystawienie małych dzieci na tyle języków ile tylko możliwe począwszy od 3 miesiąca życia.) 

Wracając do zaufania dziecku, Doman pisze, że dziecko nie potrzebuje kolejnej osoby w drużynie wątpiących w jego zdolności. Wystarczy, że część otoczenia niemalże “robi zakłady, że nie rozumie, że nie pamięta, że na pewno nic nie przyswaja,” bo przecież jest za małe, a uczymy się dopiero jak pójdziemy do szkoły. To ty musisz uwierzyć, że to co robisz, naprawdę działa.

Co do szacunku, Doman pisze, żeby zawsze, ale to zawsze i w każdej sytuacji mówić dziecku prawdę. Dotyczy to też tego, że powinniśmy zawsze dziecku podawać odpowiedź i to prawidłową odpowiedź. Nie możemy pozwolić na to, aby kiedyś zaczęło wątpić w nasze słowa. Jeśli nie znamy odpowiedzi, przyznajemy się do tego i informujemy, że znajdziemy i chociażby nawet następnego dnia znajdujemy i przekazujemy dziecku. To ważne.

Trzymając się tego, że mamy mówić prawdę nie straszymy, że za oknem czai się jakieś tajemnicze “Bobo” (mojej mamie się dostawało za takie gadki, ale przestała, bo Maja w pewnym momencie zaczęła wypatrywać małpki Bobo – bohatera jednej z  naszych anglojęzycznych książeczek). Nie obiecujemy na zasadzie obiecanki- cacanki, tylko zawsze dotrzymujemy słowa. Nie traktujmy dziecka, jak kogoś niższego w hierarchii od siebie, dając mu do zrozumienia, że nic nie rozumie.  Trochę dużo w tym akapicie “nie,” więc teraz dla odmiany coś być może na “tak,” a być może tylko jako ciekawostka, bo sama nie wiem, jak mam do tego podejść.

Tak jak wspominałam tutaj mam od pewnej mamy informacje ze szkoleń Anety Czerskiej autorki metody Cudowne Dziecko, o której kilka słów nadmieniłam już pisząc post o Prawidłowym rozumieniu metody Domana. Otóż uważa ona, że w rodzinie powinna być hierarchia jak w stadzie wilków. Przyznam się, że nieco źle to na początku zrozumiałam i myślałam sobie, że owszem, dziecko powinno rodziców słuchać, ale nie możemy tego osiągnąć pokazując mu, że jest poziom niżej niż my i że nie liczymy się z jego zdaniem. Po tym jak pojawił się niniejszy wpis skontaktowała się ze mną owa mama, żeby to wyjaśnić i sprostować i to co czytacie to już edytowana wersja: Czerskiej z hierarchią jak u wilków nie chodziło o to, że dziecko ma mieć niższą pozycję w rodzinie, ale o to, żeby zapewnić dziecku poczucie bezpieczeństwa, bo rodzic jest przewodnikiem stada i wie co robi. Takie działanie ma na celu ograniczenie stresu dla dziecka, który mogłoby spowodować poczucie odpowiedzialności za siebie i za innych członków rodziny, co z kolei negatywnie wpływa na jego rozwój intelektualny i emocjonalny. Swego rodzaju hierarchia ma duże znaczenie w wychowywaniu rodzeństwa. Przykładowo starsze dziecko ma więcej obowiązków, ale również przywilejów niż młodsze. Jest również w większym stopniu odpowiedzialne za siebie i za innych członków rodziny.

Według Domana dziecko, które szanujemy odwdzięczy się szacunkiem w naszym kierunku, w innym wypadku będzie nas kochać, ale nie będzie nas szanować. Nie znając wcześniej zasady zaufania i szacunku, trzymam się ich, bo sama sobie tak wymyśliłam, że Maję będę często o zdanie pytać i w miarę możliwości je respektować albo różnymi argumentami ją przekonywać do swojego. Trzymam się tego, chociaż z różnych stron słyszę krytykę, że to dziecko mną rządzi, że je rozpuszczam,  że za dużo pozwalam. Dla niektórych to niepojęte, że ja pytam takiego maluszka o zdanie skoro on i tak nic nie rozumie. Odpowiadałam to samo, co wtedy jak moja córeczka miała zaledwie kilka miesięcy, że ona jest bardzo mądra i wszystko rozumie. Czasem jeszcze dodaję, że w końcu umie już matematykę i czytać 🙂

W temacie respektu dla dziecka przychodzi mi nasz ostatni wyjazd do Czech, o którym wspominałam tutaj. Wyobraźcie sobie moją sytuację i co byście zrobili na moim miejscu i w końcu po czyjej jesteście stronie, czyli czy krytyka, którą usłyszałam była słuszna. A sytuacja i to niejedna była w takim stylu:

Zwiedzamy z maluszkiem. Maja radośnie biegnie przed siebie, nie trzymam jej za rękę, bo jesteśmy z dala od ulicy, jest bezpiecznie. Usłyszałam, że powinnam cały czas bezwględnie ją trzymać za rękę i że zdecydowanie za dużo jej pozwalam.

Po jakimś czasie zmęczona już i śpiąca Maja zaczyna być niegrzeczna: nawet tam, gdzie powinnam i chcę ją trzymać za rękę wyrywa się i ucieka, gonię ją i znowu od początku, przy próbie wsadzenia do wózka ryk i próba ucieczki drugą stroną. Potem jeszcze epizod z rzuceniem się z płaczem na chodnik, bo już nie miała siły iść dalej, ale nadal nie chciała wejść do wózka. 

Usłyszałam – to nie było powiedziane wprost tylko tak pomiędzy linijkami, że powinnam jej dać do zrozumienia, kto tu rządzi, dać klapsa, czy coś, a już na pewno ją na siłę wsadzić do wózka i po chwili mielibyśmy święty spokój i moglibyśmy zwiększyć tempo zwiedzania.

Owszem- racja, w końcu jestem silniejsza od niej, mogłam ją na siłę wsadzić do wózka, popłakałaby trochę i w ciągu 5 minut zasnęła. A ja niosłam dość długo moje 13 kilogramów. Przyznam się, że moim hobby są ćwiczenia z ciężarami, ale i tak mi było ciężko. Jak już nie dawałam rady zaczęłam Mai szeptać do ucha moje argumenty. Moim celem było usłyszeć “tak” na pytanie, czy chce iść do wózka. Nic nie obiecywałam. Przekonywałam. Nie obyło się też bez płaczu, bo niekoniecznie chciała, abym ją trzymała na rękach, co musiałam dla jej bezpieczeństwa zrobić.

Wiedziałam, że jak powie “tak” buntu nie będzie. Trochę to trwało, ale cel osiągnęłam. Potem 5 minut i Maja śpi. I spała przez prawie 2 godziny. Dodam jeszcze, że satysfakcja i radość były tylko po mojej stronie. Usłyszałam jednak, że za długo trwało to przekonywanie i że straciliśmy za dużo czasu. Ja pozostawię to bez komentarza, ale jestem ciekawa waszych.

7. Im więcej nowych informacji, tym lepiej.

Według Domana to bardzo ważny “składnik sukcesu,” o którym najczęściej zapominamy. Dziecko jest zainteresowane ciągłym poznawaniem czegoś nowego. Powtórki w nadmiarze go nie interesują. Jeśli dziecko już zapamiętało coś, nie należy do tego wracać. Oczywiście trzeba wyczuć po jakim czasie już nie potrzeba mu tyle powtórek (początkowo Doman proponuje ich bardzo dużo, bo aż 15 dla każdej karty) i to jest wyzwanie dla rodzica. Ja to odkryłam niedawno i można powiedzieć, że zmieniłam swoje podejście do edukacji Mai o 180 stopni. W jednym z ostatnich artykułów macie swoisty poradnik dla rodzica w tym zakresie. 

Pamiętajcie, że nie należy odświeżać dawno przerobionych już plansz, nawet po przerwie. Jedynym wyjątkiem są zabawy z kartami, które proponuje Doman i które wdrażamy tylko i wyłącznie, jeśli dziecku podoba się takie wracanie do “starych” informacji. 

8. Zorganizuj swoje materiały. Stwórz swój własny harmonogram.

Według Domana organizacja jest kluczem do tego, aby rodzic czerpał z wczesnej edukacji przyjemność. Na pewno wszystkie karty do zaprezentowania dziecku powinny być przygotowane wcześniej, a nie zaraz przed prezentacją. Nie możemy też “ogarniać” kart kosztem czasu dla dziecka, a tym bardziej w czasie, gdy prosi o naszą uwagę kazać mu czekać, bo musimy ułożyć kropki. Taka postawa od razu narzuci naszemu maluchowi negatywne skojarzenia, akurat w tym wypadku z matematyką, bo zabiera mu cenny czas z mamą.

Ja od siebie dodam, że jak Maja była malutka i nie potrafiła praktycznie bawić się sama to przygotowywałam wszystko najczęściej dzień wcześniej, czasem jak spała. Zresztą wtedy korzystałam z gotowych zestawów kart do czytania globalnego, które znacznie ułatwiały organizację. Znalazłam nawet zdjęcie zestawu przygotowanego na następny dzień z czasu, gdy mieliśmy jeszcze matematykę na kropkach, kilka zestawów czytania globalne na kartach i dodatkowo moje nauczycielskie flashcards opatrzone z tyłu podpisem.

Organizacja kart w metodzie Domana
Jak zorganizować zestawy plansz Domana

A jak wyglądało takie przygotowanie kart do czytania globalnego i innych:

1. Na kartach matematycznych dopisywałam nowe działania. Czasem innym kolorem, żebym wiedziała, które są nowe. Wiem, że w zestawie WczesnejEdukacji są rozpisane z tyłu, co pewnie zaoszczędzi nieco czasu. Gdybym miała gotowe pewnie bym jakoś zaznaczała, które mam w danym momencie robić. Estetyki u mnie nie szukajcie, bo jej nie ma. Ważne, że przód karty jest idealny, tył pisany szybkim pismem, czasem nawet byle jak, byleby było. To w końcu informacja tylko dla mnie. 

2. Na kartach do czytania globalnego pisałam datę, żeby wiedzieć, które karty pojawiły się wymagane 15 razy i które mogę już odłożyć. Oprócz tego, co jest też widoczne na zdjęciu wyżej pisałam to co było na nich napisane, żeby przed pokazaniem szybko odczytać i w czasie prezentacji patrzeć na dziecko, a nie na przód karty. 

3. Jeśli chodzi o moje nauczycielskie flashcards to po prostu drukowałam podpisy odpowiednio dużą i pogrubioną czcionką i naklejałam. O czcionkach w czytaniu globalnym możecie przeczytać tutaj

Teraz, Maja jako dwulatka coraz dłużej spędza czas w swoim towarzystwie np. rysując, bawiąc się w piaskownicy, zjeżdżając na zjeżdżalni, skacząc na trampolinie itp. więc zdarza mi się plansze przygotowywać w tym czasie. No może zjeżdżalnia jest wyjątkiem, bo musimy się wybrać na plac zabaw i wtedy zwykle czytam książkę. 

Jeśli Maja do mnie podejdzie w trakcie przygotowań, rzucam wszystko i jestem do jej dyspozycji. Mam taką samą zasadę, jak w przypadku, gdy przyniesie mi książkę. O naszych książkowych zasadach pisałam tutaj. Nie może odczuć, że z powodu tego, że właśnie przygotowuję dla niej działanie matematyczne na kartach, nie mam dla niech w danym momencie czasu.

Tak, czy najlepiej jest jak mam wszystko przygotowane na cały tydzień z góry, zwłaszcza jeśli chodzi o czytanie globalne w języku polskim. Zwłaszcza teraz, jak w niektóre dni opiekuje się Mają teściowa, o czym pisałam tutaj, chcę z skorzystać z tego, że wszystko, co jej dam zaprezentuje. To wymaga tego, żeby wcześniej przygotować dla niej materiały.

9. Wszystkie materiały edukacyjne powinny być duże i wysokiej jakości.

Lepiej słowa napisać zbyt dużymi literami, niż zbyt małymi. Materiały powinny być dostosowane do możliwości wzrokowych dziecka w danym wieku. Zaczynamy od ogromnych liter, które stopniowo zmniejszamy. My po pewnych eksperymentach, o których wspominałam tutaj, na dzień dzisiejszy korzystamy z czcionki Calibri 80 lub 75 w zależności od potrzeb. Przypominam, że moja córeczka skończyła 2 lata. Jeszcze większe wymagania, oprócz rozmiaru dotyczą bitów z wiedzą encyklopedyczną – tutaj jakość odgrywa istotną rolę. Więcej na temat bitów inteligencji znajdziecie tutaj.

10. Zadbaj o miejsce, w którym uczysz dziecko. 

Doman radzi, aby do prezentacji plansz wybrać spokojne miejsce w domu, w którym nie ma zbyt dużo bodźców i zbyt dużo rzeczy, które mogą odwrócić uwagę dziecka. Należy przede wszystkim do minimum ograniczyć hałas, wyłączyć telewizor, czy radio. Jednakże należy wziąć tutaj pod uwagę etap rozwojowy i temperament maluszka. Są dzieci, których się nie da nawet na chwilę posadzić.

Ja jestem z tych mam, które telewizji nie oglądają w ogóle. Staram się, aby Maja mnie nie widziała ani z komórką, ani przed ekranem komputera, czy laptopa i gonię wszystkich, którzy z tych urządzeń chcą korzystać w jej obecności. Gdyby nie wdzięczny głos Mai rozbrzmiewający w naszym domu i nasze spokojne rozmowy z mężem, to poza czasem, kiedy puszczam nagrania w języku angielskim, czy kiedy Maja ogląda bajkę i poza wizytami mojej mamy mielibyśmy niemalże zupełną ciszę. Z uwagi na bodźce dźwiękowe, a raczej ich najczęstszy ich brak, praktycznie każde pomieszczenie w naszym domu nadaje się na przeprowadzenie sesji metodą Domana. Na inne bodźce szczerze mówiąc nie zwracałam za bardzo uwagi, bo łapałam uwagę Mai dosłownie wszędzie. Nadal tak robię, ale z perspektywy czasu myślę, że dobrze byłoby ją przyzwyczaić na przykład do “lekcji” w wysokim krzesełku. Może czasem zaoszczędziłoby to  kombinowania.

Zaznaczę, że to już nie Doman, a inne źródła, ale czasem zamiast zupełnej ciszy podczas naszych “lekcji” cichutko leci w tle tzw. muzyka alfa. Według niektórych teorii ten typ muzyki relaksuje zarówno dziecko, jak i rodzica. Warto wiedzieć, że prawa półkula mózgu działa najefektywniej w stanie relaksu. 

11. Pamiętaj o szybkim tempie, systematyczności, odpowiedniej częstotliwości i dostosowaniu programu do dziecka i do siebie.

Czas na naukę- zabawę matematyczną, czy związaną z czytaniem globalnym, czy bitami inteligencji jest mierzony w sekundach. Im szybciej tym lepiej. Według Domana zbyt wolna prezentacja kart to niemalże zniewaga dla zdolności uczenia się dziecka, a samo dziecko wolna prezentacja może szybko znudzić i zniechęcić do nauki w formie przez nas proponowanej.

Nie należy się zrażać, jeśli zamiast 5-ciu kart, pokażemy 2, zwłaszcza starszemu dziecku. Drugą część zestawu możemy pokazać później. Cały czas musimy się dostosowywać do dziecka.

Harmonogram rozpisany przez Domana nie jest sztywny. Dostosujcie tempo zabawy do potrzeb dziecka (dla każdego wieku Doman proponuje nieco inną specyfikę, o czym już napisałam kilka osobnych artykułów) i do swoich możliwości. Jeśli z uwagi na ruchliwość maluszka nie dacie rady pokazać 5 kart, pokażcie 2-3, a resztę w kolejnej sesji. Jeśli prezentacja więcej niż jednego zestawu kart dziennie jest ponad wasze siły, nie bierzcie na siebie więcej. Wy też nie możecie się czuć obciążeni. Ważniejsza od dziennej ilości jest systematyczność, pasja i radość. Zbyt ambitny plan prowadzi do porzucenia systematyczności, a czasem do porzucenia całego programu. 

Doman radzi też, aby kończyć zabawę zanim dziecko ją zechce zakończyć. Tutaj też widzę aluzję do szybkości. Złapiemy wzrok maluszka: 1 sekunda albo mniej = jedna karta, 2 sekunda = druga karta i tak do 5-ciu, jak się da i koniec. Zanim maluch odwróci wzrok jest już po “sesji.” Doman proponuje, aby rodzice ćwiczyli na sobie szybkość prezentacji. Z czasem każdy dojdzie do wprawy. Ja znalazłam też nieco inny patent,  o którym możecie przeczytać w artykule o tym jak zacząć czytanie globalne z dzieckiem w wieku 3-6 miesięcy. Szybkie prezentacje na pewno są możliwe z bardzo małymi dziećmi, o czym pisałam tutaj. Im starsze dziecko, tym bardziej trzeba kombinować, ale to też zależy od dziecka. 

12. Staraj się bawić rano lub wieczorem.

Według Domana najlepszym czasem na zabawę są godziny poranne. Zdecydowanie trudniej jest zainteresować dziecko planszami w godzinach popołudniowych. W przypadku wielu dzieci korzystne są również godziny wieczorne. Mogę to potwierdzić z doświadczenia. Weźcie jednak na poprawkę to, że maluchy są różne. Najlepiej samemu przetestować o jakiej porze dnia jest największa szansa na to, żeby zainteresować nasze dziecko kartami mając na uwadze rady Domana. 

13. Nie bój się zrobić przerwy w nauce, jeśli wymaga tego powaga sytuacji. 

O przerwach i o tym, że są dopuszczalne, jeśli nie będą bardzo zaburzać systematyczności i pojawiać się zbyt często pisałam szczegółowo tutaj. Najważniejsze, że wiemy, że możemy taką przerwę zrobić np. na czas ząbkowania, czy wyjazdu.

14. Bądź elastyczny i zawsze gotowy do zmian. 

Akapit na ten temat z książki How To Give Your Baby Encyclopedic Knowledge” (“Jak przekazać dziecku wiedzę encyklopedyczną”) jest dla mnie jednym z ważniejszych. Doman zaczyna w sumie od tego, co wszyscy, jako rodzice wiemy, czyli, że nasze maluchy zmieniają się z dnia na dzień, codziennie zdobywają nowe umiejętności ucząc się czegoś nowego. Dlatego też nie możemy być niewolnikami jednego konkretnego harmonogramu (nawet tego rozpisanego przez samego Domana!) nawet jeśli nam fajnie idzie.

Dzieci na dłuższą metę nie lubią ciągle tego samego, potrzebują niejako powiewu świeżości we wczesnej edukacji, potrzebują iść do przodu, a że każde rozwija się inaczej i w swoim tempie, każde potrzebuje swojego własnego, na bieżąco modyfikowanego harmonogramu i planu działania. O ile do tej pory byłam przekonana, że moje wprowadzanie zabaw z kartami jest nieco niezgodne z Domanem, to w tej książce daje on otwarte przyzwolenie na zabawy z kartami, jeśli sytuacja tego wymaga pisząc: “(…) when you have a nice routine that you like you will probably have to toss all the cards up in the air and revamp for the new kid who woke up this morning”  (“kiedy będziecie mieć fajną rutynę, z którą wam będzie dobrze, prawdopodobnie przyjdzie czas, kiedy będziecie musieli wyrzucić wszystkie karty w powietrze i wszystko przeorganizować dla waszego dziecka, które obudziło się zupełnie inne tego ranka.”). Nie wiem jak was, ale mnie bardzo ucieszył ten fragment. Muszę w wolnej chwili przeorganizować spis treści, bo się okazuje, że mój dział Modyfikacje i ulepszenia Domana to nadal jest metoda Domana w pełnej okazałości, więc nie pasuje, żeby ta część była osobno. Jeszcze co do zabaw należy mieć na uwadze, że szybkość prezentacji ma znaczenie dla stymulacji prawej półkuli mózgu. Korzystamy z nich, gdy inaczej się nie da. 

Przyznaję się bez bicia, że ja praktycznie do niedawna byłam niewolnikiem harmonogramu Domana. Owszem, modyfikowałam, jak trzeba było, kombinowałam z ilością sesji, wprowadzałam zabawy z kartami i tak dalej, o czym możecie poczytać tutaj, ale jak tylko się dało, jak tylko kryzys minął wracałam do punktu wyjścia, czyli do szybkiego prezentowania 5 kart 3 razy dziennie x 5 dni. Błąd! Duży błąd! A zrobiłam tak co najmniej 3 razy i chyba do 3 razy sztuka, bo jestem pewna, że za 4-tym razem, gdy moja dziewczynka miała 23 miesiące już by się nie dało. Dobrze, że doszłam do właściwych wniosków na czas i że moje dziecko cierpliwie znosiło moje błędy. Wiem, że nie wszystkie maluszki są takie cierpliwe, więc po lekturze tego posta polecam jeszcze się wczytać w jeden z najważniejszych postów na tym blogu dotyczący całościowego rozumienia metody Domana.

15. Nie testuj.

Napisałam osobny post w tym temacie, a znajdziecie go tutaj

Podsumowując:

Niech wczesna edukacja twojego maluszka stanie się dla Ciebie pasją. Odniesiesz sukces, jeśli będziesz elastyczny i gotowy do zmian i jeśli będziesz pamiętał, że najważniejsze to radość, zaufanie, szacunek i odpowiednia szybkość zarówno prezentacji, jak i wprowadzania nowego materiału. 

CO NIE MA ZNACZENIA WE WCZESNEJ EDUKACJI

Jak twierdzą Natalia i Krzysztof Minge w książce “Jak kreatywnie wspierać rozwój dziecka” do  rozpoczęcia wczesnej nauki na pewno nie są potrzebne:

– uznanie dziecka za zdolne, czy utalentowane (z powodzeniem można uczyć również dzieci niepełnosprawne),

– umiejętność mówienia (ta umiejętność nie jest w ogóle związana z czytaniem poza tym, że czytanie ją pośrednio przyśpiesza; pierwszym krokiem w czytaniu powinno być czytanie ze zrozumieniem w ciszy, co zapobiega wytworzeniu się tzw. “wewnętrznego lektora” i dysleksji) 

– wyższe, czy też kierunkowe wykształcenie rodziców (nawet rodzic, który w przeszłości nie radził sobie z matematyką może nauczyć swojego malucha matematyki).

Ten artykuł okazał się przydatny? Jeśli tak, udostępnij i podziel się z innymi.  A jak jest u was z przestrzeganiem zasad wyszczególnionych przez Domana? Będzie mi  bardzo miło, jeśli zostawisz komentarz i podzielisz się swoim doświadczeniem.

Jeśli chcecie być na bieżąco zapraszam do śledzenia fanpage na Facebook’u i do subskrypcji (okienko na stronie głównej bloga i kanał RSS). 

Jako, że nie znalazłam grupy dla rodziców wplatających metodę Domana w wychowaniu swoich dzieci, sama ją założyłam na Facebook’u. Dołączając do grupy możecie liczyć na naprawdę ciekawą wymianę doświadczeń. 

2 CommentsClose Comments

2 Comments

  • Marta zet
    Posted 15 maja 2018 at 12:28 0Likes

    Hej. Poniewaz jestes ciekawa, co o tym myslimy to powiem;) Moim zdaniem arobilas dobrze, ze nie zmuszalas jej sila czy, nie daj boze, klapsami, do usookojenia sie i siedzenia w wozku. Ze dlugo zajelo? Jasne, przecie, Maja ma tylko dwa lata i do panowania nad swoimi emocjami ma jeszcze czas. A dorosli powinni byc swiadomi, ze jak zwiedzaja z dzieckiem, to bedzie wolniej niz bez nich. Zz dzieckiem zawsze jest inaczej. O nie znaczy gorzej;) Ja sama nie raz bylam krytykowana, ze za bardzo .. mojej poblazam. Jak mi plakala w wozku to ja bralam na rece. Igdy nie pozostawialam jej samej by sie wyplakala i zamknela. Teraz ma 15 miesiecy i jest trudniej. Wczoraj wlasnie mialam podobna sytuacje. Wracamy z placu zabaw, ona juz bardzo zmeczona. W wozku nie chce siedziec (nigdy nie byla jego milosniczka;)), na rekach byc nie chce i sie wyrywa z krzykiem. Idziemy waskim chodnikiem zaraz kolo ruchliwej ulicy… I co zrobic? Przyspieszam kroku, trzymam ja mocno, mowie, ze zaraz ja puszcze, za rogiem, uspokajam. I za zakretem faktycznie pozwalam jej isc samej, chocja tez juz chce do domu, a jej marsz spowalnia… Ale zawsze, kiecy tylko koge, pozwalam jej na niezalezznosc. Za reke tez nie chodzimy. Ona nie lubi, po co ja zmuszac? Po to tylko, by mi wygodniej bylo ja pilnowac? Troche sie rozpisalam, wybacz;)

    • Posted 27 maja 2018 at 00:59 0Likes

      Dorośli są świadomi o ile mają własne dzieci albo kontakt z dziećmi. Ci wspomniani tutaj nie mają, bo raczej chwili bawienia się z Mają od czasu do czasu liczyć nie można.
      A Tobie się zaczyna chyba bunt dwulatka powoli. Oj znam skądś podobne zachowania. U nas jeszcze bunt trwa. Za każdym razem jak jedziemy na plac zabaw mi obiecuje, że nie będzie płakać i buntować się jak powiem, że koniec i idziemy do domu i za każdym razem jest ten sam opór. Cierpliwie tłumaczę, pokazuję, że jak ja dam obietnicę to jej nie łamię i czekam aż to coś da. Zwykle jak jest taki opór mam okazję na chwilę oddechu na ławeczce, poczytać coś, czy sprawdzić w Internecie 😛 Wiem, że prędzej, czy później podejdzie i ona też wie, że jak podejdzie do jedziemy. Zwykle po tym jak do mnie przyjdzie i już jest w moich rękach jednak z ochotą na wyrywanie się wspomnę “cyca” to jej się oddzywa chęć i się zgadza na wszystko, chociaż sobie popłakuje. Dzisiaj udawała, że płacze w foteliku na rowerze. A chwilę później….zaczęła śpiewać. Czasem się zastanawiam, czy ona mnie nie testuje, żeby sprawdzić na ile może sobie pozwolić. Ostatnio czytałam o ciekawej metodzie 5-palców. Jest u nas w fazie testowania.

Leave a comment